Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Ułani, malowane dzieci (2)
Wysłane przez Godziemba w 18-12-2024 [09:39]
Oficerowie, a zwłaszcza kawalerzyści słynęli z zamiłowania do zabaw i trunków.
Międzywojenna Warszawa oferowała mnóstwo kuszących rozrywek – teatry, kina, kabarety, dancingi i lokale otwarte do rana.
Wyżsi oficerowie, adiutanci przyboczni prezydenta, naczelnego wodza, szefa sztabu generalnego mieli ogromne wpływy w kręgach elit towarzyskich, z ich zdaniem i wymaganiami liczyli się właściciele warszawskich scen i restauracji.
Programy kabaretowe z udziałem ówczesnych gwiazd w „Qui Pro Quo” lub w „Morskim Oku”, kolacja w „Oazie”, u Simona i Steckiego, w Bristolu, najlepszy parkiet do tańca w „Adrii” – co wieczór były do dyspozycji warszawskiej kadry oficerskiej.
W czasie karnawału „rzadko kiedy młodemu oficerowi wystarczyło spędzenie wieczoru i nocy w jednym miejscu”, wspominał Henryk Comte. „Najczęściej wędrowałem z jednej zabawy na drugą, ażeby doznać jak największych wrażeń w różnym towarzystwie, nastroju i klimacie”.
Oficerów, doskonale tańczących, o nienagannych manierach i prezencji, chętnie zapraszano na bale w Hotelu Europejskim, w salonach Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w Operze Warszawskiej, Resursie Kupieckiej i Resursie Obywatelskiej. Wytworne bale urządzano także w Kasynie Garnizonowym w alei Szucha, którego wystrój - ściany wyłożone ogromnymi lustrami, imponujący żyrandol, balkon dla orkiestry, komfortowy buduar dla pań, wyposażony w złocone tremo z marmurowym blatem, dywany, wygodne fotele i pufy – czynił zeń jeden z najbardziej eleganckich reprezentacyjnych lokali stolicy.
Przełożeni zazwyczaj tolerowali udział swych podwładnych w różnych formach eleganckiej rozgrywki, pod warunkiem, iż nie wpływało to na ich służbę w jednostce.
Jeden z autorów „Przeglądu Kawaleryjskiego”, podporucznik Stanisław Szczawiński, nie dziwił się wcale, że po latach koszarowej dyscypliny absolwenci podchorążówek w czasie wolnym od służby szukali wesołego towarzystwa i rozrywki. „Nie myślę bynajmniej potępiać ani kawiarni, ani bilardu i kart. Przeciwnie: niech młody oficer „się rozpręży”, „szerzej odetchnie”, niech się bawi, niech nawet hula (za własne pieniądze)”, pod warunkiem, aby to „rozprężenie” „nie utrwaliło się na zawsze!”.
Nieodzownym towarzyszem owego „rozprężania” był alkohol. Przyjęcia i bale urządzano w kasynach przy każdej nadarzającej się okazji – na święto pułku, w Dniu Żołnierza, w imieniny Marszałka Piłsudskiego, a w kawalerii także w dzień św. Huberta, patrona myśliwych i jeźdźców.
Oficerska zabawa była zazwyczaj „ciężką próbą wytrzymałości na alkohol”. Jerzy Kirchmayer, oficer w 3 Pułku Artylerii Ciężkiej, wspominał, iż „w latach 1922–24 wypito tam chyba roczną produkcję Baczewskiego”. Pewien major Korpusu Ochrony Pogranicza zwykł mawiać: „a piję wódkę szklankami, bo po co i komplikować”!
„W kasynie i knajpach pito obficie i często. – wspominał Kirchmayer - Nieraz były to trzydniówki. Zdarzało się, że zaimprowizowana o godzinie 12 popijawa w naszym kasynie szła w najlepsze i bez przerwy jeszcze o godzinie 7 następnego dnia, a o godzinie 12 sytuacja stabilizowała się na nowe popołudnie i noc. Do takiej popijawy najlepiej nadawał się mały zaciszny pokoik za kuchnią, tak zwana „mordownia”. [...] Gdy pijakom znudziło się kasyno, przenosili się do restauracji w mieście i wyczyniali tam różne burdy”.
Każdy oficer, widząc na ulicy innego, nawet nieznajomego pijanego oficera, musiał jak najdyskretniej odstawić go do domu. Żadna okoliczność nie zwalniała go z tego obowiązku, chodziło wszak o honor munduru!
Słabość do alkoholu niekoniecznie rujnowała wojskową karierę, nie mogło być inaczej, skoro sam szef Departamentu Sprawiedliwości i Naczelnego Prokuratora Wojskowego wydał okólnik instruujący prokuratorów i szefów sądów, że „fakt zamroczenia alkoholem można by ewentualnie przyjąć przy wymiarze kary jako okoliczność łagodzącą”.
Przysłowiowa ułańska fantazja i brawura rosły szybko wraz z ilością spożywanych trunków. Po alkoholu oficerowie częściej wdawali się w sprzeczki, gwałtownie reagowali na zachowania uwłaczające ich dobremu imieniu. W 1922 roku w „Polsce Zbrojnej” pisano: „Przy czwartej flaszce wódki bywa rozmaicie, a tym bardziej wśród oficerów wychowanych w sferze wysokich wojskowych pojęć. W tych wysokich sferach, gdy zanosi się w kasynie oficerskim na zamroczenie alkoholem, poczucie honoru śpi, budzi się dopiero po trzeciej flaszce wódki przy akompaniamencie obelg, bijatyki i strzelania. Rzecz oczywista, że przy takich warunkach trudno zgadnąć, kto, kiedy i za co się obrazi i kto, kogo i jak znieważy”.
W podobnych sytuacjach konflikty rozwiązywano według wskazań Polskiego kodeksu honorowego – pojedynkiem.
Choć kodeks Boziewicza nie miał żadnej mocy prawnej, a pojedynki były zakazane, oficerom, którzy go nie przestrzegali, groził wojskowy sąd honorowy, skutkujący nawet wykluczeniem z armii!
Sam Boziewicz potrzebę pojedynków tłumaczył w przedmowie do wydanego w 1919 roku kodeksu: „można śmiało zaryzykować twierdzenie, że dopóki prawna kultura naszych społeczeństw karać będzie czynną zniewagę dżentelmena 24-godzinnym aresztem, zamienionym na 10 zł grzywny – dopóty istnieć będzie ten rodzaj współrzędnego sądownictwa honorowego, uzupełniającego państwowy wymiar sprawiedliwości”.
Za zdolnych do dawania i żądania satysfakcji honorowej uznawano mężczyzn posiadających co najmniej średnie wykształcenie lub takich, „którzy swoją inteligencją lub wybitnymi zdolnościami w rzeczywistości dorośli, jeśli nie przewyższyli, poziom średniego wykształcenia”, na przykład artystów malarzy, literatów – z uznaną pozycją pomimo braku matury.
Status dżentelmena, bez względu na wykształcenie, miały osoby pochodzenia szlacheckiego, a także te, które zajmowały „wybitne stanowisko społeczne”. A ponieważ wszyscy dżentelmeni byli sobie równi – arystokrata nie mógł odmówić satysfakcji honorowej robotnikowi, jeśli ten był na przykład posłem na sejm.
Oprócz pojedynku kodeks Boziewicza wskazywał jeszcze inną drogę do odzyskania czci splamionej zniewagą: „Każdemu człowiekowi honorowemu, który został czynnie znieważony, przysługuje prawo czynnego reagowania na zniewagę każdą bronią lub przedmiotem, znajdującym się pod ręką, i zwrócenia go przeciw wszystkim osobom trzecim, które by mu chciały przeszkodzić w tym zamiarze. Uwaga. Niniejszy przepis odnosi się w pierwszym rzędzie do oficerów i członków armii”.
„Oficer uderzony ma prawo – a nawet obowiązek – zastrzelić albo siebie, albo tego, co uderzył – pisał Słonimski w jednej ze swoich Kronik tygodniowych. – To prawo wyboru jest dość niebezpieczne dla cywilów, tak się już bowiem składa na świecie, że ludzie mniej chętnie strzelają we własny łeb niż w łeb cudzy”.
Znajomość języków obcych przez kadrę oficerską była całkiem niezła. Największą popularnością cieszył się oczywiście język francuski. Szlifowano go podczas częstych wyjazdów służbowych, związanych z rozmaitymi szkoleniami, kursami i stażami we Francji. Francuskim władał biegle co trzeci oficer. Najczęstsza była jednak znajomość niemieckiego (około 70%) i rosyjskiego (około 60%), co związane było z tym, iż wielu oficerów wykształconych było w armiach państw zaborczych. Zaledwie około 5% wszystkich oficerów znało język angielski.
Wielu oficerów, szczególnie w latach 20. miało problemy z poprawną polszczyzną, kalecząc ją germanizmami lub rusycyzmami.
Wybrana literatura:
M. i J. Łozińscy – Ułani, poeci, dżentelmeni. Męski świat przedwojennej Polski
H. Comte - Zwierzenia adiutanta. W Belwederze i na Zamku
G. Cydzik - Ułani, ułani...
P. Jaźwiński Piotr, - Oficerowie i dżentelmeni. Życie prywatne i służbowe kawalerzystów Drugiej Rzeczpospolitej,
F. Kusiak - Życie codzienne oficerów Drugiej Rzeczypospolitej
S. Radomyski - Wspomnienia o odrębnościach, zwyczajach i obyczajach kawaleryjskich II Rzeczypospolitej
A. Tarczyński - Kodeks i pistolet. O niektórych przejawach honoru w międzywojennej Polsce
Komentarze
18-12-2024 [19:37] - r102 | Link: Ostatnie podrygi zanikającej
Ostatnie podrygi zanikającej feudalnej kasty szlachty - rycerzy - którzy przy milionowych armiach przekształcili się w oficerów.
Standardowe zachowanie w armiach Cesarstw zaborczych - przeniesione razem z oficerami do armii polskiej.
Ale to już był ostatni łabędzi czy też raczej pijacki - śpiew...
18-12-2024 [22:59] - u2 | Link: "Standardowe zachowanie w
"Standardowe zachowanie w armiach Cesarstw zaborczych"
Te standardowe zachowanie przedstawia znany film "CK Dezerterzy". To armia austryjacka. W armii rosyjskiej było dużo, dużo gorzej :-) :-) :-)