Jak twierdził Orwell wszelka przemoc zaczyna się od zgwałcenia języka, od zmiany sensu słów. Jednym ze znanych sposobów zmiany znaczenia słowa było na przykład dodanie do niego przymiotnika socjalistyczny. I tak demokracja socjalistyczna była, jak pamiętamy, zaprzeczeniem jakkolwiek rozumianej demokracji, a sprawiedliwość socjalistyczna oznaczała morderstwa sądowe.
Język żyje, rozwija się, znaczenie słów się zmienia. Ważne jest żeby te zmiany zachodziły spontanicznie. Formy uważne za nieprawidłowe po pewnym czasie językoznawcy dopuszczają do łask jako formy oboczne. Reformy ortografii są też powszechną praktyką i wypada się z nimi pogodzić. Tak naprawdę to mało istotne czy piszemy jakiś wyraz z dużej czy z małej litery. Zło zaczyna się moim zdaniem wtedy gdy dekretuje się zmiany językowe z przyczyn politycznych. Przykładem tego jest narzucanie określenia „ w Ukrainie” zamiast przyjętego od wieków w języku polskim „ na Ukrainie”. Określenie „ na Ukrainie” rzekomo obraża Ukraińców, narusza ich dumę narodową sugerując że Ukraina jest jakimś obszarem podległym. Nasi rządzący zadekretowali przecież ukrainofilię, jesteśmy podobno sługami narodu ukraińskiego i w świetle tego to historycznie uzasadnione określenie wydaje się niestosowne. Tymczasem- twierdzę- nie jesteśmy zobowiązani do zaspakajania mocarstwowych ambicji obcych nacji. Jeżeli sąsiad w kamienicy każe się nazywać „jego wysokość pan Kowalski” nie koniecznie musimy się temu podporządkować. Kraj ościenny nie ma prawa wtrącać się w obyczaje językowe sąsiedniego kraju nawet jeżeli pewne sformułowania jego obywatelom nie odpowiadają. Jak pamiętamy Alfred Jarry powiedział podczas premiery sztuki Ubu Król: „Rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie”. Czy żądaliśmy aby zrezygnował z tego dość kiepskiego przecież dowcipu?
Dobrym przykładem ingerencji polityki w język jest przyjęcie przez Sejm RP ustawy o języku śląskim. Język śląski ma być drugim po gwarze kaszubskiej językiem regionalnym w Polsce. Umożliwi to używanie oraz pisownię imion i nazwisk w języku śląskim w aktach stanu cywilnego i dokumentach tożsamości (np. dowodach osobistych).W gminach, gdzie co najmniej 20 proc. mieszkańców zadeklarowało w ostatnim spisie powszechnym (rok 2021), że posługuje się językiem śląskim w kontaktach domowych, będzie można go używać jako języka pomocniczego w urzędach, a pracownicy, którzy poświadczą jego znajomość, otrzymają dodatek do pensji.
Pojawi się możliwość nauki tego języka lub w tym języku w szkołach. Zostanie on wprowadzony na maturze w formie ustnej oraz pisemnej. Absolwenci szkół lub oddziałów z nauczaniem języka regionalnego nie będą mogli go jednak wybrać zamiast języka obcego nowożytnego (np. angielskiego lub niemieckiego) jako przedmiotu obowiązkowego.
Język śląski traktowany był dotąd jako pełna uroku gwara. Wiele terminów wywodzących się wprost z tej gwary weszło do języka potocznego. Na przykład u mnie w domu mówi się na makaron – nudle. Taki sposób przenikania się gwar i języków to proces nie tylko naturalny lecz sprzyjający integracji i wzajemnemu zrozumieniu, którymi to hasłami wycierają sobie stale usta publicyści i politycy. Tymczasem dekretowanie języka śląskiego jako języka regionalnego, a nawet urzędowego bynajmniej nie sprzyja integracji. Długoletnia walka o odrębny język śląski związana była zawsze z separastycznymi tendencjami tego regionu kraju. Te tendencje na pozór wydają się całkowicie sprzeczne z integracją europejską. Ale to tylko pozory. Od samego początku wcielania w życie założeń UE postulowana była Europa regionów. W zamyśle miało to obniżać znaczenie państw narodowych przez podsycanie regionalnych antagonizmów i sprzyjać połączeniu tych państw w jeden większy, zarządzany centralnie, organizm. Jak widać dalekosiężne polityczne plany są jak zawsze realizowane czy inicjowane przez manipulacje językiem. Nie wdając się w polityczne dywagacje chciałabym przypomnieć, że Związek Radziecki zawalił się pod ciężarem centralnego zarządzania. Był to proces długi i bolesny. Ten sam los, to znaczy długi i bolesny rozwód, czeka nieuchronnie państwa Unii Europejskiej.
Przy okazji -apeluję aby nie używać tak zwanych feminantywów nawet żartobliwie, co stało się obyczajem w prześmiewczych programach niezależnych stacji takich jak „wPolsce”. Wielokrotnie powtarzane staną się normą językową i będą zaśmiecać nie tylko naszą mowę lecz co gorsza nasze myślenie. Zauważmy, że feminatywy były już dawno przyjęte w polskim języku lecz wyłącznie w odniesieniu do niektórych zawodów. Bez wahania użyjemy formy „kontrolerka” czy „traktorzystka”. Nie będziemy natomiast używać „ślusarka” bo jest to mylące. „Ślusarka” może oznaczać zespół pewnych czynności, a nie koniecznie osobę płci żeńskiej uprawiającą ślusarstwo. Od dawna przyjęło się używać terminu „lekarka” w odniesieniu do kobiety lekarza czy „profesorka” w odniesieniu do nauczyciela akademickiego. Zauważmy jednak, że powiemy: „ pani X jest profesorem matematyki” a nie „ profesorką matematyki”. To drugie sformułowanie jest śmieszne i naruszające powagę funkcji. Podobnie dość śmieszne są terminy takie jak psycholożka czy socjolożka i skrajnie śmieszne takie jak „ministra”. Forsowanie używania feminatywów ma za cel ostateczne równouprawnienie kobiet i mężczyzn. Podobny cel miało kiedyś sadzanie kobiet na traktorach rujnujące ich zdrowie i nie uwzgledniające oczywistych różnic płciowych. Cóż kiedy socjolog, pani profesor Magdalena Środa – jak oświadczyła publicznie- nie widzi żadnych różnic pomiędzy płciami.
Wiele lat temu o drugiej w nocy, w sali zbiorowej schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej usłyszeliśmy dramatyczne pytanie: „ to jak się właściwie mówi karimat czy karimata?” Miałam właśnie zamiar obrugać młodego człowieka za obudzenie całej sali gdy z innego kąta usłyszałam: „ karimata to żeńska forma od karimat. To tak jak pająk i pajęczyna” . Słuchacze ryknęli śmiechem i chłopakowi się upiekło. Tę prawdziwą anegdotę przytaczam dla refleksji nad prawami języka.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8630
Aha, polecam tworzenie femininatywu od słowa w rodzaju męskim: "głupiec".
Głupczyni?
Najważniejsze, że słowo "gwałt" doczekało się głosami KO i PiS nowej definicji. Pewnie słusznej jak taka koalicja zagłosowała.
Co do definicji słowa "gwałt". Będzie miała skutki prawne, społeczne ściślej - demograficzne. Jak ktoś powiedział - "na kolację ze śniadaniem radzę iść z notariuszem". Gwałt na języku to specjalność systemów przemocowych. I taka jest właśnie UE. Od polityki nie ma ucieczki. Jeżeli nawet Pan nie interesuje się polityką to polityka niestety interesuje się Panem.
Zastanówmy się jak dopuściliśmy żeby piękna kobieta nasz język, stała się prostytutką.
Młodzi nie znają bo i jak - i dlatego na nich tak skutecznie działa nacisk połączonego nacisku odpowiedniej edukacji, rozrywki i propagandy vide Jagodno...
Ale ale poczekajmy - jak się obudzą z narkotycznego snu z krainy szczęścia - obrzygani, posikani i obesrani - może też się część uodporni
Młodzi nie mogą pamiętać ale powinni czytać. Niestety nic nie czytają. Choćby Orwella czy Sołżenicyna. Na emigracji publikował niezwykle ciekawe rozważania o języku reżimu. A ten reżim doskonale znał z autopsji.
Wielu kabareciarzy, zwanych w "pinglish" standuperami, między innymi znakomity George Carlin, już dawno sygnalizowało problemy z językiem i politycznie poprawne zmiany na które mało kto wtedy zwracał uwagę. A okazało się, że wielu z nich miało rację, niestety, większość ludzi tylko się z tego śmiała nie wyciągając żadnych wniosków...
https://www.youtube.com/…
Dzięki za link. Uśmiałam się choć być może nie wszystko do mnie dotarło. kiedyś tłumaczyłam filmy ( bez listy dialogowej) dla stacji Planete. Pamiętam film w którym dwóch Murzynów rozmawiało moim zdaniem o zupie jarzynowej. Córka ze Stanów wyjaśniła mi że to bukmacherzy i rozmawiają o zakładach na wyścigi konne.
Gorzej /nie daj Boże/ gdy się okaże że będzie jak w wieku XVIII czy XIX i będzie trzeba jechać w sołdaty na Kamczatkę strzec granicy Imperium czy na Kaukaz walczyć z tamtejszymi góralami... Mogą być nieco rozczarowani :-)
Smartfon czule głaskany. To obserwuję u uczniów- nawet nie czytają tylko przesuwają, co robi wrażenie głaskania. Zauważmy jednak, że korzystanie z poczty elektronicznej całkowicie wyparło epistolografię. Czy wyobrażamy sobie " Listy do Mileny" pisane na komputerze? Albo listy Słowackiego do matki? Powszechne użycie emotikonów i memów oznacza, że wchodzimy w stadium cywilizacji obrazkowej. Kiedyś Ikea obrazkami tłumaczyła sposób montowania mebli dla mało rozgarniętych nabywców. Obecnie memy wyrażają w skrócie różne ważne treści. Dostałam taki mem na telefon, który byłby dobrą ilustracją do mego tekstu. Stoją obok siebie trzy postacie ministra, nurkini i psycho loszka. Ta ostatnia to miła świnka. Chętnie umieściłabym pod tekstem ale nie umiem.
Dziękuję bardzo. Jak miło, że są młodzi którzy wszystko potrafią.
W czasie "transformacji ustrojowej" moda językowa lansowała pluralizm i mogliśmy zaznać ozdrowieńczej nowomowy ze stron Gazety Wyborczej, która przejęła rolę Trybuny Ludu.
21 lat temu byliśmy na etapie, który obrazuje ten krótki słownik nowomowy
https://opoka.org.pl/bib…
Dzisiaj potrzebny jest uzupełniony słownik nowomowy języka polskiego dla "zaawansowanych", których tylu wśród dziennikarzy i czytelników.
Dla przykładu "inteligentne" odkurzacze i pralki wyewoluowały do "sztucznej inteligencji", o której można wiele powiedzieć, ale na pewno nie, że jest inteligencją, tylko programem komputerowym.
Za czasów komuny bodajże " Paryska Kultura" wydała " Słownik nowomowy" Jakuba Karpińskiego. Polecam. Dziękuję za link. To też ciekawy słownik.
Jak pisze autor Małego konspiratora, „U początku knucia leży fakt, że najbardziej nielegalna jest w Polsce sama władza i zasady jej działania".
LIT.: Mały konspirator, CDN, prze-druk: «Puls» 1983, nr 18."
Bardzo mnie rozbawiła pewna postępowa pani, która zapytana o zawód oświadczyła z dumą "jestem cukiernicą".
Ja używam terminu " poślica " jako feminatywu od " poseł:
A co do ćukiernicy”: taki np. „marszałek” (polny) Hołownia ma żonę „pilotkę” (czyli taką czapkę :D ).
Przykład słowo "zajebiście". Zrobiło niesamowitą karierę i kojarzy się z czymś pozytywnym, choć nadal to wulgaryzm. Potem wulgaryzm "jebać" został użyty w kontekście pejoratywnym do walki politycznej.
PS. Uznanie języka śląskiego za język odrębny od języka polskiego to ewidentne dążenie do autonomii Śląska. To oczywiście wpisuje się w politykę Tuska, który już w 1992 roku postulował autonomię Kaszub.
Podziwiam, że Pan wytrzymał półtorej godziny. Ale to ważne bo obserwacje są cenne. Przeciwnika trzeba uważnie obserwować. Mimika, mowa ciała to też język.
Tyle że ja Tuska, ani Trzaskowskiego nie uważam za wrogów, czy przeciwników. Tusk musi, ale nie chce. To typowy agenciak. A Trzaskowski miał matkę agentkę i też musi :-)
PS. Krótką notkę o wczorajszym Campusie usunąłem, bo nie na temat. Ale oglądało mi się przednie. Świetna zabawa w stand-up typu kto kogo oszuka. Zdolności językowe trzeba mieć. Jak już pisałem Tusk zacina się, mówi z trudnością, choć dosyć płynnie, zaś Trzaskowski mówi o luzie, ale ma momenty że się zaperza zwłaszcza jak wspomina PiS i jego rzekomą antyniemiecką fobię :-) :-) :-)