Harris kontra Trump, czyli lizanie cukierka przez papierek

Poszły konie po betonie i do pierwszego wtorku po pierwszym poniedziałku listopada kibice polityczni będą się emocjonować wyścigiem do fotela w gabinecie owalnym Białego Domu. Aż dziw, jak ekscytujące może być lizanie cukierka przez papierek, bo czymże innym jest dla nich rywalizacja Kamali Harris z Donaldem Trumpem? Uściślając, w tym przypadku zwrot: aż dziw, pełni raczej funkcję retoryczną, gdyż taka masowa wirtualna fascynacja ogarnia niemal wszelkie amerykańskie gry i zabawy.
Na przykład rozgrywki NBA mają u nas zapewne niemal tylu pasjonatów co ekstraklasa piłkarska. Tysiące napaleńców zarywają noc, by oglądać finał super Bowl, choć niewielu w pełni pojmuje zasady tej dyscypliny. Z baseballem jest jeszcze gorzej. Ta wersja palanta autentycznie porywa jedynie koneserów w USA i na Kubie, ale w dobrym tonie jest zerkać w telewizorze na rywalizację miotaczy w NFL.
Co więcej, specyfika amerykańska wykracza poza zglobalizowany sport, z Formułą 1, Tour de France, Wimbledonem, Wielką Pardubicką czy trwającymi właśnie igrzyskami 33 Olimpiady. Użyłem oficjalnej nomenklatury, by przypomnieć, że ta rozwinięta nazwa podkreślała niegdyś kanoniczną rangę pomysłu barona Coubertina w stosunku do nie posiadających imprimatur igrzysk zimowych.
Och, te dygresje płynące z sentymentu do mej dawnej profesji. Wracając do sedna, chciałem jedynie zauważyć że osobliwość amerykańska wykracza poza sport i dotyczy również innych dziedzin, nagród Pulitzera, Grammy, telewizyjnych talk showów, hollywoodzkich skandali, eksponowanych na publiczną uciechę Pieleszy domowych Kardashianek, gali oscarowej… No tę od biedy można porównać ze zdecydowanie wszak bardziej międzynarodową noblomanią.
Jednak pojedynek Harris – Trump bije na głowę wszystkie przedsięwzięcia przyciągające uwagę opinii publicznej, a w porywach atakuje także inne obszary rozumianego dosłownie psycho-fizycznego całokształtu człowieczeństwa. Idę o zakład, że nadwiślańskie słuszne elyty posikały się ze szczęścia, gdy chwilę po ogłoszeniu decyzji Demokratów, fundusz wyborczy Kamali wzrósł o ponad sto milionów dolarów, a ona przeskoczyła Trumpa w sondażach o dwa punkty procentowe. Ten wprawdzie niemal natychmiast odzyskał prowadzenie i na trzy miesiące przed wyborami trudno dociec kto sięgnie po prezydenturę, ale progresywni kabotyni już wiedzą swoje. Tam wygra Harris, tu Trzaskowski, lub Tusk. Sugestia, że w obu przypadkach Donald, satysfakcjonuje mnie jedynie w połowie.
Brnąc w seksistowskie błędy i wypaczenia przyznam, że z racji kompatybilności pokoleniowej, w dziewięciu na dziesięć sytuacji z rozmaitych sfer ludzkich poczynań, wolałbym interpersonalny kontakt z panią Harris niż z panem Trumpem. Ten wyjątek to oczywiście głosowanie w amerykańskich wyborach. Szkoda, że nie urodziłem się za Atlantykiem. Żartuję, gdzieżbym tam znalazł bursztynowy świerzop i grykę jak śnieg białą. Wróć, Litwinem także nie jestem.
Tyle o sprawach Nowego Świata. Wracam na Stary Kontynent, najpierw na chwilę do Paryża. Kiczowata kreatywność scenarzystów ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich sięgnęła niebios i po czterech godzinach żeglugi po Sekwanie przemoknięci do suchej nitki sportowcy i sportowczynie ujrzeli znicz płonący na wiszącym nad miastem balonie. Podobno organizatorzy igrzysk 34 Olimpiady planują wzniecić święty płomień na Księżycu.
Oceniając w kategoriach symbolicznych, twórcy spływu Sekwaną stworzyli monstrualnego jelenia na rykowisku. W inscenizacji spletli świetne pomysły, jak choćby występy Lady Gagi czy Celine Dion, ze szmirowatym lewackim antychrześcijaństwem. Mahometowi się tym razem upiekło.
Ale ja wydusiłbym jeszcze więcej kreatywności z tego widowiska. Na przykład na pierwszej barce powinna płymąć małżonka prezydenta Matrona, jako Marianna wiodąca sportowy lud na stadiony. Może przy gaszeniu znicza zostaniemy uraczeni jakimś kankanem, tym razem zgodnie z parytetami, w męskim wykonaniu.
Rykoszetem owych fajerwerków rodem z rewolucji francuskiej oberwał Przemysław Babiarz. TVP zawiesiło swego komentatora za niestosowną uwagę wykraczającą poza rygor poprawności politycznej. Panie Przemku, szanowny Kolego po fachu, niech Pan rzuci tę wicecentralę propagandy koalicji 13 grudnia. Wice, bowiem główna dyspozytornia całej, że zażartuję, prawdy całą dobę, wciąż działa przy Wredniczej, wróć, przy Wiertniczej. Sądzę, że z pańskim profesjonalizmem szybko znajdzie Pan miejsce w jednej, z niewielu wprawdzie, rzetelnych firm medialnych.
I tak z nad Sekwany wracam nad Wisłę. A tu Aborcjonistki przegrały głosowanie nad jakąś, nomen, omen, poronioną ustawą, ale nie krewią. Wciąż podrzucają marszałkowi Hołowni ten sam projekt. Aż żal, że nie ja wymyśliłem określenie pasujące do skrobankolubnych jak ulał: socjopatki ideologiczne. Na szczęście ostatnio pod sejmem było ich niewiele. Za to rynsztokowymi bluzgami mogłyby obdzielić całą progresywną populację.
Gdy pod parlamentem gardłowały rozwydrzone lempartówki, w okrąglaku długo i z pasją debatowano o uchwale z okazji tysiąclecia korony polskiej, jako że w 1025 roku Bolesław Chrobry został pierwszym królem ziem piastowskich. Cóż jednak znaczyły te pełne historycznej pasji i współczesnych aluzji minuty przy maratonie retorycznej mitręgi śledczyń odczytujących na głosy projekt raportu z prac komisji kopertowej i listę przestępców do odsiadki. Pomyślałem wówczas, że chyba najpierw przydałaby się jakaś amnestia, by zwolnić cele dla kopertowych złoczyńców.
Od początku prac tego kabaretu pozostawałem pod urokiem bystrości i przenikliwości koalicyjnych komisarek. Każda z nich przypominała, wypisz, wymaluj, Jolkę ze skeczu radiowej Trójki, nim ta stacja zmarniała  w plujkę. Otóż owa Jolka szpanowała przed Mariolką, że już po pierwszych kadrach serialu „Columbo” zawsze bezbłędnie odkrywa, kto jest mordercą.
Jeśli talenty dam z komisji nie budziły w mej ocenie wątpliwości. To diagnoza Marka Migalskiego dotycząca prezesa Jarosława Kaczyńskiego wzmogła moje baczenie. Przypomnę, że Migalski był niegdyś zapowiadającym się świetnie młodym zagończykiem Prawa i Sprawiedliwości. Potem awansował na profesora, ale mimo prof. Przed nazwiskiem, wciąż pozostaje błyskotliwym harcownikiem politologicznym. Wtrąciłem przysłówek mimo, gdyż tytuł belwederski nie ma w tym kontekście znaczenia, bo ten akademicki segment roi się od profesorów, a zwłaszcza profesoriń z kategorii: tak zwanych. Natomiast wart uwagi jest jego temperament publicystyczny.
Niedawno nabuzowany medialną energią Migalski stwierdził, że prezydentura Andrzeja Dudy była wyłącznie wartością dodaną, gdyż prezes wystawił do rywalizacji człowieka, który nigdy nie powinien zagrozić jego hegemonii w partii. I historia potwierdziła, że wybrał perfekcyjnego kandydata. A za rok zamierza powtórzyć ten sam manewr, tym łatwiejszy, że o sukces będzie tym razem znacznie trudniej.
Zreferowałem szokującą tezę faceta, którego nie sposób uznać za hetkę pętelkę pośród komentatorów politycznych. A jednak nikogo nie zaszokował. Może po prostu go przeceniam. I do tłumaczenia jego wywodu na mandaryński wystarczy pierwszy lepszy chiński tłumacz, cytuję: „ping, ping, ping, ping pong”, czyli: „chrzani, chrzani, chrzani, przestał chrzanić”. Bo jeśli pan profesor miałby choć trochę racji, musiałbym wrócić do podcinania żywopłotów.
 
Sekator
 
Ps.

- Czy zauważyłeś - pyta mój komputer, - że wśród dziesięciu kobiet najważniejszych dla historii Francji, zabrakło Marii Curie-Skłodowskiej?
- Opamiętaj się, Eustachy, - strofuję go. - Niewiasta urodzona przy Freta na Nowym Mieście w Warszawie, jako córa Francji?! Ale pominięcie w tym panteonie Joanny d,Arc to już historyczny analfabetyzm.
 



Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

31-07-2024 [17:01] - NASZ_HENRY | Link:

  

Eustachy & Sekator
Maria Skłodowska Curie dostała dwie nagrody Nobla jako obywatelka Francji.
Obywatelką Polski bowiem nigdy nie była :-(. Za to była honorową obywatelką Warszawy 😉
 
 

Obrazek użytkownika Alina@Warszawa

31-07-2024 [20:20] - Alina@Warszawa | Link:

Nie musiała być Maria Skłodowska Curie "obywatelką Polski", której wówczas nie było na mapie.
ONA BYŁA POLKĄ!

Obrazek użytkownika Alina@Warszawa

31-07-2024 [20:18] - Alina@Warszawa | Link:

A propo's tych 2 kobiet - gdyby te kobiety i wszystkie inne słynne Francuzki i słynni Francuzi pojawili się nad Sekwaną w czasie inauguracji 33(!) Igrzysk olimpijskich, to byłaby piękna promocja Francji. A tak wyszło połączenie dewiacji z historycznym horrorem i wielkie bluźnierstwo.