Obejrzałem późnym wieczorem, jeden po drugim, wywiad u redaktora Sakiewicza z panem europosłem Jackiem Saryusz-Wolskim (wyjątkowo tęga głowa), a potem rozmowę z redaktorem Witkiem Gadowskim.
Jestem dumny z własnej wyobraźni, lecz pan europoseł bije mnie na głowę. Na dodatek, to on ma bezpośredni dostęp do szczegółowych meandrów światowej polityki, a ja wiem tylko tyle, co usłyszę, oraz wyszukam w mediach – głównie w sieci. Ponadto, moje scenariusze są ciągle bardziej optymistyczne, niż bezpośredniego obserwatora brukselskiej Stajni Augiasza. To, co od niego usłyszałem, spowodowało zjeżenie moich włosów i nieprzyjemne ciarki.
Parę dni temu opisałem możliwe działania, które, jeśli je mądrze przeprowadzić, dadzą Zjednoczonej Prawicy duże szanse pozostania przy władzy na kolejne cztery lata. Przypomnę: - doporowadzenie poprzez zwlekanie, do zagrożenia, że prezydent nie zdoła podpisać budżetu na przyszły rok do końca stycznia, spowoduje konieczność rozpisania nowych wyborów parlamentarnych po kilku miesiącach. A to z kolei zmusiłoby PSL, dla których taka sytuacja byłaby zabójcza, bo na wiosnę mamy także wybory do samorządów terytorialnych, a tam już wiejski elektorat tradycyjnych twierdz PSL-u, mógły nagle przestać lubić tą niby chłopską partię, która wraz z Tuskiem będzie wspierać ruinę polskiego rolnictwa, według dyrektyw unijnych komisarzy.
Dzisiaj jednak mam już duże wątpliwości, czy PiS, z całym tym swoim niby szlachetnym ciamajdaństwem, zdecyduje się na grę po bandzie. No cóż... Zobaczymy.
Tak, że powoli, powoli, moje nastawienie do ostatecznego rezultatu – kto będzie w Polsce rządził przez najbliższe cztery lata – przekracza właśnie 90%, że niestety będzie to Tusk ze swoją ferajną, plus banda głupców.
A to oznacza bardzo duże prawdopodobieństwo zagłady naszej ojczyzny.
Znowu?! Na kolejne 123 lata?
To wizja , ta zagłada państwa, to takie generalne sformułowanie, gdzie można wszystko włożyć. Robi się bardzo ponuro, gdy wysłucha się pana Jacka Saryusza- Wolskiego. Co jest ważne, on nie wymyśla scenariuszy, jak to się mówi "z głowy", tylko wszystko ma dokładnie udokumentowane. Tutaj opiera sie na książce i wywiadzie z byłym niemieckim ambasadorem w Polsce, potomkiem nazistowskiego generała, ostatniego adiutanta Adolfa H., Arndtem Freytag von Loringhoven, wypowiedziami kanclerza Scholtza, czy niemieckiego nadzorcy Unii Europejskiej Manfreda Webera, bezczelnego i chamskiego, najprawdopodobniej "oficera prowadzącego" Donalda Tuska.
Co chcą Niemcy zrobić z Polską, gdy władzę w kraju obejmie ich posłuszny, trzymany na krótkiej smyczy Donald Tusk i Platforma Obywatelska z przystawkami.
Nie będzie to, co sobie myślą te wszystkie lemingi, czy to podrzędny szubrawiec, czy prymityw bez wykształcenia, co ma zostać ministrem, a nawet wściekły i mściwy bolszewik na stanowisku sędziowskim, czy profesorskim na uniwersytecie. Czyli – po co jakaś suwerenna Polska? Bycie Polakiem? Jestem Europejką! - krzyczy pani Róża von Thun, członkini Klubu Spinelliego, który za Marksem i Leninem opisał, jak z Europy zrobić jeden kołchoz.
Niemcy Polskę unicestwią. Polska zniknie. A te lemingi wraz z resztą Polaków znajdą się w czarnej d..ziurze.
Saryusz-Wolski tłumaczy poglądy i publiczne wypowiedzi, nie tylko tych trzech podanych powyżej polakożerców, ale nawet potężnej części tego dziwnego i niebezpiecznego narodu, który od tysiąca lat gardzi Polakami, a Polskę nienawidzi.
To ma być kolejny rozbiór Rzeczpospolitej.
Gdy upomnieliśmy się o należne nam reparacje wojenne od niemieckiego agresora, które należą się nam bezdyskusyjnie w cywilizowanym świecie, w rewanżu Berlin wyciągnął swoje armaty. Mimo, że w tym punkcie mamy podpisany traktat pokojowy, wściekli na naszą beczelność, zaczęli ostrzegać o powrocie konieczności zrewidowania wszystkiego tego, co my nazywamy Ziemie Zachodnie. Tak tak – zachodnie wschodnie – czyli wszystko, na co kiedyś położyli swą szponiastą, zagarniającą do siebie łapę.
Gdy na konferencjach w Jałcie i Poczdamie oddano nasze wschodnie włości Stalinowi, zgodnie z tzw. Linią Curzona, w zamian zwycięskie mocarstwa kosztem hitlerowców, dali nam w zamian: Prusy Wschodnie w obszarze dzisiejszej Warmii i Mazur, Gdańsk, Pomorze Zachodnie – od Żarnowca aż po Odrę, Ziemię Lubuską i Śląsk.
Jak widać, szkopy cały czas o tym myślą i nie umarło tam marzenie o powrocie.
Taka ciekawostka z naszej, ciągle suwerennej Polski – pewne nasze instytucje naukowo planistyczne, zaczynają głośno mówić o konieczności zmian podziału administracyjnego Rzeczpospolitej. A najciekawsze jest to, że udostępnione opracowania zaczęły przebudowę struktur terytorialnych od Pomorza Zachodniego, Jedna wersja jest szczególnie interesująca: nowo ukształtowane województwo na wschodzie ma wchłonąć również Słupsk, czy Łebę, po drodze z Koszalinem i Kołobrzegiem i oczywiście ze Szczecinem – stolicą województwa. Na południu też mamy ciekawie: Wałcz, Piła, a może nawet Gorzów Wielkopolski. Czyli część Ziemi Lubuskiej, która przecież też jest niemiecka. Nicht war?
No dobrze, tak właśnie może zacząć się rozbiór naszej ojczyzny, co stanie się realne, gdy władzę przejmie Gauleiter, Herr Tusk und seine Parteigenossen. Ma ktoś wątpliwości? Przestanie je mieć, jak już wzrok i rozum powrócą. Niestety, będzie za późno.
[...]
Gdy Unia Europejska, oczywiście w niemieckim kagańcu, mając wreszcie załatwioną krnąbrną i głupią, upartą Polskę ( Was ist das Souveränität??, Und dieser dumme Patriotismus?!), to w następnym kroku trzeba będzie znowu nawiązać przyjazne stosunki z Rosją. Bo pewnie będą się nieco dąsać. Jak to w rodzinie. A przecież Niemcy i Rosja to bracia. Załatwi się wreszcie te bijatyki na Ukrainie. I to tak, że niemal całe zdobyte południowe wybrzeże Morza Czarnego, oczywiście z Krymem, oraz bogaty Donieck i Ługańsk już na zawsze będą Rosją (może tylko na chwilę, bo jak kacapy odsapną to pewnie pójdą dalej na zachód). A, żeby ich jeszcze bardziej usatysfakcjonować, da im się, o czym marzą od lat, całą wschodnią część landu Polen.
A może później nawet ustalimy: na wschód od Weichsel, Enschuldige – Wisły, to ruskie, a na zachód niemieckie. A Rudi Thusk, Gauleiter na emeryturę. Znajdzie mu się dobrego Bauera.
Tak oto może wyglądać krajobraz po bitwie 15 października 2023, widziany oczami europosła Jacka Sariusz-Wolskiego.
*****
Ufff.. To było ciężkie i dołujące przeżycie. Na szczęście Pan pokierował mnie do wywiadu z redaktorem Witoldem Gadowskim, którego przywróciłem do łask po okresie jego zapętlenia wokół całego chaosu i absurdu szaleństwa pandemii, z jednoznacznym i słusznym wskazaniem na potężne przekręty WHO i koncernu Pfitzer. Niestety, pewne kombinacje mieliśmy również w kraju, a także, co jest oczywiste, w tej jaskini korupcji i przekrętów, jakimi są władze UE.
Na szczęście temat się skończył, a pan Witek powrócił do swoich, jakże wartościowych cech umysłu.
Zwrócił on uwagę na dziwnie pomijany fakt, że krótko po wyborach przyjechał do Polski, głównie do ambasady USA, asystent sekretarza stanu. Mniemam, że był on posłańcem Anthony Blinkena, przekazującym ważne dyrektywy Białego Domu, których nie powinno się powierzać telefonom, czy Internetowi.
I rzeczywiście, ambasador Brzeziński, nie kochający PiSu i radośnie popierające progresywistów, liberałów i szaleństwa gender, oraz zielonej rewolucji, gdy dotychczas podanie w komunikatorze X przez Macierewicza faktów związanych z naszą najnowszą historią, określił mową nienawiści, nagle takie dictum wysmaża na swoim Tweeterze, albo X: … Partnerstwo między Polską a USA pozostaje bardzo bliskie, szczególnie w takich obszarach jak energia, obronność, cyberbezpieczeństwo i komunikacja …
Nic nie wiem o tym, czy asystent Blinkena spotykał się z ważnymi politykami jednej, czy drugiej strony. Jednakże jest to niemal pewne.
Redaktor Gadowski, który ma swoje kanały dostępu do wielu ważnych, nieoficjalnych, a nawet tajnych informacji, mówi, że ta powyborcza, nagła wizyta oznacza tylko jedno: - Wara od interesów USA w Polsce! Nawet nie próbujcie zrywać umów zakupów militarnych. Nie wolno grzebać, czy przeszkadzać w budowaniu elektrowni atomowych. Także CPK jest dla nas niezbędne i wpakowaliśmy w projekt duże pieniądze.
To chyba główne tematy, a także nie wątpię, że wymieniono więcej pomniejszych punktów – planów, inwestycji i realizacji, gdzie USA jest poważnie zaangażowane.
To stanowcze ostrzeżenie USA w stosunku do przyszłej władzy można wytłumaczyć choćby jednym przekładem: - to budowa pełnoskalowej elektrowni atomowej między Choczewem i Lubiatowem. Firmą nadzorującą tę budowę jest Westinghouse. To przedsiębiorstwo przodujące na świecie w konstruowaniu urządzeń związanych z energią atomową. Ma również duże powiązania z amerykańskim sektorem zbrojeniowym i Pentagonem.
Niestety, pewne nieudane inwestycje, czy błędy w kalkulacjach, spowodowały, że ta ważna dla USA firma ma poważne kłopoty finansowe. A właśnie budowa elektrowni jądrowej w Polsce, pozwala im naprawić ten koncern i zlikwidować te kłopoty.
Co więc widzimy? Stany Zjednoczone Ameryki nie pozwolą Unii, Niemcom i posłusznym Berlinowi niby-Polakom u władzy, zaszkodzić naszemu krajowi w sposób jaki sobie zaprojektowali. A wówczas plan odebrania suwerenności, a nawet niepodległości nie ma szans realizacji, tak, jakby tego chciała europejska neo-bolszewia.
Popatrzmy wstecz: - tam, gdzie Amerykanie zaczęli poważnie inwestować, następuje szybki rozwój. USA nie poprzestaje na realizacji swych inwestycji, tylko długo opiekuje się państwem i dba o nie. Bo przecież to będzie dawało Amerykanom dochód przez długie lata, a na dodatek takie zaopiekowane państwo staje się lojalnym sojusznikiem.
Tak to było, co widać do dzisiaj, w Izraelu, Japonii, czy Korei Południowej.
A teraz USA potrzebuje takiego państwa na wschodnich rubieżach Europy. Nie ma lepszego kandydata niż Polska. Niemcy wielokrotnie dowiedli, że Stanów nie kochają i najchętniej wykopali by ich z naszego kontynentu.
Pod koniec przyszłego roku mamy wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Patrząc na obecne sondaże, widzimy, że Donald Trump ma duże szanse te wybory ponownie wygrać. I nie jest tajemnicą, że on nie cierpi Donalda Tuska.
Pamiętam dokładnie, jak podczas jakiegoś spotkania na ważnej konferencji, gdy Tuska przedstawiano Trumpowi, prezydentowi USA, tenże niby żartobliwie powiedział; - Jest tu o jednego Donalda za dużo.
Jeśli w USA republikanie ponownie zdobędą władzę, to Tusk i jego ferajna zaczną pakować walizki i poszukiwać jakiegoś nowego miejsca na mitycznym Zachodzie dla swoich, przeciw-polskich idiotyzmów.
A my co?!
To strasznie przykre, że jesteśmy tacy ciamajdowaci, rozproszeni i bierni.
Małosprytni i małobitni. Wolimy być kibicami. My – kibicami PiSu i czynnego patriotyzmu.
Dużo się mówi, że to młodzi bardzo pomogli w wyborach totalnej opozycji. Bo w młodości tak jest, że ten etap życia jest okresem buntu. Totalniacy oszukali młodych i jeszcze życiowo nie wykształconych – łatwe ofiary umysłowych manipulatorów, którzy uwielbiają takie buntownicze imprezy.
Chcą buntu? To dajmy im prawdziwy bunt. Na poważnie. Bez przekupstwa Pizzą i napojami, jak widzieliśmy to we Wrocławiu. Nie tylko uświadomić ich, ale przekonać, że zagrożenie dla Polski i Polaków jest wielkie. Że możemy stracić nie tylko suwerenność, ale niepodległość. I co najgorsze – zrobią z nas niewolników. A w najlepszym wypadku chłopów pańszczyźnianych. Biednych i głodnych.
Jest w narodzie siła do aktywności pro-polskiej. Tylko rozproszona i w pewnym stopniu niepoważna. Czy wiecie, że u nas jest zarejestrowanych około 60 przeróżnych partii? Najambitniejsi mają jakiś pomysł i tworzą nierealne i po prawdzie, nieużyteczne stowarzyszenia. To zaspakajanie własnych ambicji, a nie działalność pro-państwowa. Taka konkurencyjność, kłótnie i nieumiejętność tworzenia czegoś na prawdę pożytecznego dla wszystkich.
Oczywiście są również patriotyczne stowarzyszenia ogólnopolskie. Takie na przykład istniejące od 1993 Rodziny Radia Maryja. Lecz, czy oni wyjdą na ulicę licznie protestować? Obawiam się, że najwyżej pomodlą się za nas, co jest też pewną pomocą. Lecz my potrzebujemy czynnych protestów, demonstracji i pozostałej aktywności pokojowego buntu.
Także Kluby Gazety Polskiej, aktywne nawet za granicą, nie są organizatorami protestów. Choć mam niemalże pewność, że ostatecznie się przyłączą
Natomiast smuci mnie, że w sierpniu 1980 roku, jako aktywny członek strajków, zdołaliśmy pociągnąć w proteście 10 milionów Polaków (nawet wielu członków PZPR) pod szyldem Solidarności, a takiego entuzjazmu i gotowości do działania nigdy jeszcze w Polsce nie widziałem. A dzisiaj mam wątpliwości, czy ludzie obecnej Solidarności, oprócz niewątpliwego, werbalnego poparcia, wyjdą gremialnie na ulice.
Nie możemy stać bezczynnie. Dlatego nawołuję do organizacji metodą oddolną i rozproszoną, aż do momentu gdy powstanie dowodzenie, cieszące się szacunkiem i nawet charyzmą, ruchu, który będzie zdolny stworzyć wspólne sieci struktur sprzeciwu. Może to roboczo nazwać:
PATRIOTYCZNY RUCH SPRZECIWU – PRS.
I nie ma co zwlekać. Będziemy czekać, to pod koniec roku, nie daj Boże premier (tfu!) Tusk, sprzeda nas totalitarystom niemieckim z siedzibą w Brukseli. Niełatwo wówczas będzie możliwe się uwolnić spod buta IV Rzeszy.
Gadać słusznie bardzo lubimy. Gorzej z aktywnym działaniem. A przecież rozumiemy, co nas czeka, jak wchłonie nas Europa Totalitarna pod przywództwem Niemców.
Ja, mimo wieku, jestem gotowy.
Ps. Miłe zaskoczenie, dowodzące, że ważne myśli krążą jak powietrze w burzliwej pogodzie, albo tajemnicze fluidy wnikające w umysły ludzi, mających coś wspólnego. W tym wypadku patriotyzm i troskę o ojczyznę.
Dzisiaj rano Prezes Kaczyński, jak byśmy się zmówili (a zacząłem pisać już w środę) zaapelował do nas, byśmy rozpoczęli tworzyć
KOALICJĘ POLSKICH SPRAW.
Cieszę się. Czy to będzie PRS, czy kaczyńskie KPS. Obyśmy tylko powtórzyli te 10 milionów z sierpnia 1980.
Ps. Z wielką ciekawością czekam na jutrzejszy Marsz Niepodległości. Czy będzie nas jak te rekordowe 100 tysięcy. Czy może mniej? A może jeszcze więcej?
Bardzo bym chciał, żeby każdy komentator, rozpoczynający emocjonalną i negatywną litanię w temacie decyzji i zachowań Kaczyńskiego, Dudy i Morawieckiego, sam we własnej głowie dokonał prostego ćwiczenia mentalnego i odpowiedział na proste pytanie.
Jak się zachowasz, ty, normalny obywatel, nie miłośnik siłowni i wschodnich sztuk walki, gdy nagle w ciemnej ulicy zostaniesz otoczony przez paru nieciekawie wyglądających osiłków, którzy by chętnie obejrzeli twój portfel, twoją komórkę, a nawet nie jakiś kosztowny zegarek. Czy natychmiast ich zaatakujesz, mimo tego, że wiesz, że dostaniesz łomot i nawet mogą cię okaleczyć, albo nie daj Boże zabić kopniakiem w głowę, czy cisem noża w szyję? A może postawisz się im słownie, pouczając o swoich prawach, chuligaństwie i zaraz zawołasz policję? Może jednak bilansując własną pozycję w stosunku do bandziorów, rozpoczniesz "pokojowe" pertraktacje, by wyjść z opresji jak najmniejszym kosztem.
Może wtedy będzie można zrozumieć politykę słabego z bezwzględnymi szubrawcami.
Każdy ma swój rozum i instynkt samozachowawaczy i nie pakuje się do ciemnej ulicy bez powodu. Była nawet na ten temat piosenka Klausa Mitt-focha pt. Strzeż się tych miejsc :-)
PS. A jak już się pakuje do takich miejsc to trzeba miejsce obserwować przez dłuższy czas. Właśnie czytam książkę K.Liedela pt. Gliniarz. Gościu był kiedyś gliniarzem i zwiedzał po cywilnemu w otoczeniu gliniarzy z NY Nowy Jork, kiedy na ich oczach jakiś młody gostek wieczorem wyrwał kobiecie torebkę i uciekł w krzaki. Koledzy z NYPD wezwali posiłki, a on z kolegą z Polski obserwował akcję. Gliniarze z NYPD cierpliwie czekali na posiłki i zapomnieli o Polakach, którzy zakradli się do krzaków z drugiej strony i pojmali młodzieńca. Okazało sie, że była to niepotrzebna brawura, bo nie wiadomo było czy młodzieniec miał broń, czy nie. Jednak nazajutrz obaj Polacy zostali odznaczeni przez burmistrza NY medalem pt. Bohater NY :-) :-) :-)
Cześć
Co oznacza przykład, który podałeś? To, że trzeba być sprytnym i przewidującym, a nie służbistą - kołkiem, czekającym na posiłki.
Polacy nie znali sposobu działania bandytów w NY, ani nowojorskich gliniarzy, ale najwyraźniej obserwowali teren i wiedzieli jak młodzieńca podejść. Mogło się skończyć tragicznie, gdyby młodzieniec miał broń i ich zauważył. Dlatego nie otrzymali od swoich kolegów po fachu pochwał po pojmaniu młodzieńca i nie wiedzieli co ich czeka u bur-mistrza NY nazajutrz :-)
PS. Jest taka fajna gra komputerowa pt. Max Payne, gdzie główną rolę gra nowojorski gliniarz Jim Bravura, niewątpliwie polskiego pochodzenia :-) :-) :-)
Jest wiele filmów o brawurowych bohaterach, nawet Clint takich grywał, którzy są z pochodzenia Polakami, owszem to w pewnym sensie podkreślenie charakteru Polaków, ich waleczności, ale koledzy takich specjalnie nie lubią, bo są nieobliczalni, a do tego dochodzi zwyczajna zazdrość, że on potrafi, a zazdrośnik się boi o własną d..pę :)
Ogólnie rzecz biorąc, za poświęcenie i bohaterstwo Polaków nie lubią, podobnie jak za to, że z napadniętych krajów Europy, Polska stawiła opór najeźdźcy, nigdy z nim nie kolaborowała, czego nie można powiedzieć o innych podbitych krajach, nieczyste sumienie wzbudza ich nienawiść do Polski.
Podobnie jest z Kaczyńskim, POlszewia go nienawidzi, bo się wyłamał, nie mają na niego żadnego haka, tego nie mogą wybaczyć, dlatego zorganizowano zamach, który się nie udał, do końca, Jarosław ocalał. Tylko dlaczego zdrajcy chodzą wolno ?
Tylko dlaczego zdrajcy chodzą wolno ?
Często powtarza się zarzut że PiS i PO to jedno zło. Czyli taki symetryzm. Że to niby się ciągnie od umowy okrągłego stolika. Tylko żadna taka umowa nie polegałaby na zabijaniu się nawzajem. A to PLK zabito w zamachu, to seryjny samobójca zabijał niewygodnych świadków. Teraz PDT również nawołuje do rozwiązań siłowych. A chodzi na wolności, choć z mocną obstawą tylko dlatego, że nie ma większości do postawienia go przed TS. Dlatego tak teraz w pełomafii przebierają nóżkami, aby postawić np. PAD przed TS :-)
można i tak ignorować fakty by dłużej, przyjemnie śnić, budować mitologię czegoś czego nie ma. Przebudzenie z ręką w urynale nie powinno być zaskoczeniem.
Dosyć często w jednym zdaniu mamy "...najlepszy premier..." i na tym samym wdechu "...wielokrotnie go oszukali..." czyli kretyn i wszystko im się zgadza? Nie jest ani jednym ani drugim. To wyjątkowy cwaniak. Każdemu powie to co chce usłyszeć a i tak robi coś zupełnie innego. Gdy wyłączymy fonię i popatrzymy na "osiągnięcia" to mamy to o czym ciągle się mówi czyli takie dmuchane balony, nietrwałe, które w najbliższej przyszłości następcy unicestwią zwykłymi ustawami. Są też i rzeczy trwałe, których odwrócić się nie da jak np. wyrażenie zgody na znaczące ograniczenie naszej suwerenności (oszukali), doprowadzenie do masowej likwidacji małych firm narodowych (wg GUS) inaczej budowa kolonii w centrum Europy. W wielu przypadkach proces ten jest nieodwracalny. Z rzeczy trwałych mamy tylko to co niebywale nam szkodzi . Ten "najlepszy premier" od momentu powołania z wszystkich sił starał się uzależnić nas od gazu. Stawiając kopalnie w stan likwidacji jednocześnie importując historycznie rekordowe ilości węgla i energii elektrycznej (wg GUS) by nie tylko zdławić przemysł wydobywczy (zwały węgla sięgające księżyca) i zaplecze ale również producentów energii z ich zapleczem. Te trwałe "osiągnięcia" powinny być punktem odniesienia do oceny a nie brednie o milionach samochodów elektrycznych.