Czasami zdarza się, że ktoś pochodzi z tzw. „społecznie trudnej” a niekiedy wręcz patologicznej rodziny. Bo np. ojciec „kradł” , matka „piła” albo odwrotnie itd. A jednak z tego wychodzi bez widocznego później uszczerbku i dla swojej psychiki i przebiegu swojego życia. Nie kontynuuje tej złej ścieżki, zaprzecza jakiemuś fatum. Takich ludzi szczególnie sobie cenię. „Nieszczególny” punkt startu a fajna droga i życiowe osiągnięcia. Sam zaobserwowałem kilka takich przypadków, ogólnie w życiu czy "po sąsiedzku" , widząc dzieci które dorastając, w zadziwiający sposób potrafiły się z tego wymotać. Wchodziły w życie i realizowały je w sposób społecznie użyteczny, prawy, czasami wręcz wzorcowy. Są dobrymi przyjaciółmi, pracownikami, małżonkami i rodzicami. Zadziwiające i bardzo optymistyczne. Jak się długo żyje, to miało się czas zobaczyć i takie przypadki.
Wyczytałem gdzieś, że jest dzisiaj nawet pewna ścieżka psychologii, która zajmuje się badaniem takich przypadków, próbuje odpowiedzieć na pytanie jak to się dzieje, że „pomimo” takiego startu społecznego i rodzinnego obciążenia, niektórych ludzi przeszłość nie obciąża. Jakby byli „nieprzemakalni”. Dlatego są obiektem badań naukowych. To są przypadki wspaniałe, zaprzeczające jakiemuś determinizmowi. Lecz przecież znamy i wiele innych przypadków, kiedy dziecko wchodzi w życie obciążone patologią i kontynuuje „rodzinne tradycje”. Używamy wtedy niekiedy tytułowego powiedzenia, że „niedaleko pada jabłko od jabłoni”.
Wspomniany wyżej temat, odnosi się także innych dziedzin życia, np. płaszczyzny politycznej. Znamy przypadki patologiczne, kiedy „ojcowie i matki” szkodziły Polsce, ba, fizycznie uczestniczyli w zbrodniach na polskich patriotach lub w zniewalaniu Polski poprzez aparat komunistycznej propagandy, a ich dziecko weszło na drogę prawdy, prawości i patriotyzmu. To piękne. Niestety, bardzo częste są przypadki odwrotne, że dziecko kontynuując w różnoraki sposób antypolskie działania rodzica robiły „specyficzne”, szkodzące Polsce kariery artystyczne a częściej polityczne, w formatach w gruncie rzeczy antynarodowych i antypolskich. Korzystając zresztą w ogromnej mierze z pieniędzy polskiego podatnika którego artystycznie opluwają. Którym gardzą i któremu politycznie szkodzą. Swoista społeczna anomalia, wręcz patologia. Takie przypadki patologicznych „karier” można spotkać także wśród polskich europosłów do Parlamentu Europejskiego, z ramienia partii dzisiejszej polskiej opozycji.
Typowym przedstawicielem tego drugiego, negatywnego wzorca, do którego można zastosować tytułowe przysłowie, jest Agnieszka Holland. Znana ostatnimi laty z wypowiedzi i twórczości przedstawiających nasz kraj w złym świetle, a czasami, jak wydaje się poprzez swój najnowszy film, fałszując realną rzeczywistość i opluwając nas, polskie służby państwowe i polskie społeczeństwo. Te patologiczne artystycznie i polityczne skłonności A. H. można lepiej zrozumieć wczytując się w życiorys jej ojca, stalinowca, robiącego karierę polityczną w powojennej komunistycznej Polsce. Myślę, że nie zrozumie się niektórych filmów i motywów działań Agnieszki Holland / a także jej najbliższej, też „artystycznej” rodziny /, bez znajomości jej rodzinnych korzeni. Nie zdołała niestety odrzucić odziedziczonych złych wzorców. Bo to jest właśnie ten negatywny przykład „dziedzicznego” obciążenia. Ona wyraźnie, poprzez niektóre swoje filmy ale i wypowiedzi, spełnia kryteria przysłowia, „niedaleko pada jabłko od jabłoni”.
A więc ojciec, Henryk Holland. Za internetowymi bazami informacji.
Ur. w 1920 roku. W 1935 r / ma 15 lat / , wstępuje do antypolskiego , Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Po napaści hitlerowskich Niemiec i komunistycznej Rosji na Polskę znalazł się we Lwowie / zajętym przez sowietów / , gdzie współpracował z redakcjami „Czerwonego Sztandaru” i wydawanej od czerwca 1941 r. „Młodzieży Stalinowskiej”. W lutym 1944 r. został instruktorem w Wydziale Polityczno – Wychowawczym utworzonej przez sowietów 2 Dywizji Piechoty. Od grudnia 1944 r. w komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej. W 1946 r. „podejmuje studia filozoficzne”. Od 1948 r. redaktor komunistycznej „Trybuny Wolności”. Był autorem wielu napastliwych artykułów prasowych pod adresem AK oraz polskiego podziemia antykomunistycznego. Od tegoż 1948 r. był członkiem komunistycznej PZPR a w czasie studiów sekretarzem oddziałowej organizacji partyjnej i członkiem Komitetu Uczelnianego PZPR na Uniwersytecie Warszawskim.
W październiku 1950 roku zaczyna studia doktoranckie w Katedrze Filozofii Instytutu Kształcenia Kadr Naukowych przy Komitecie Centralnym komunistycznej PZPR a od 1953 r zaczyna pracę w dziale ideologicznym komunistycznej „Trybuny Ludu”.
Henryk Holland stracił życie w ramach wewnętrznych walk i tarć między frakcjami polskich komunistów. Gdy w roku 1961 r. frakcja silniejsza go zaaresztowała, podczas rewizji „wyskoczył z okna”. Piszę w cudzysłowie, bo jak było naprawdę może nie jest pewne.
Zwłaszcza te ostatnie z wymienionych wyżej funkcji są ważne, Holland to był zawodowiec w robieniu ludziom wody z mózgu. Działał językiem i słowem pisanym. Ale jako iż Lenin stwierdził, że „film jest najważniejszą ze sztuk”, córka, czyli Agnieszka Holland, poszła etap dalej , do „filmówki” , i zwłaszcza w ostatnich latach, za polskich rządów patriotycznych których nie może znieść, uaktywniła się w antypolonizmie. Takimi filmami jak „Pokot” czy „Zielona Granica” , jak ojciec zawodowiec, próbuje robić wodę z mózgu polskiemu młodemu pokoleniu / starzy są odporni, nie do nich te „filmy” / , szkalując Polskę bardzo aktywnie także za granicą. Kontynuuje antypolską robotę ojca. Tu „niedaleko padło jabłko od jabłoni”.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
P.S.
Zostało ok. 30 dni kampanii wyborczej. Bardzo mi odpowiada ten rząd i Jarosław Kaczyński. W miarę swoich skromnych możliwości będę nagrywał filmiki wyborcze, polemizujące z pewnym segmentem opozycji. Każdy filmik będzie poprzedzony tekstem na blogu. Początki są trudne, to naturalne, ale zapewne osiągnę pewien poziom płynności. Docelowo w ciągu 30 dni planuję ich ok 10-15. Jeśli któryś będzie trafny i pomocny w kampanii wyborczej, będę prosił o rozpropagowanie, zwłaszcza wśród młodszego pokolenia. To tylko 30 dni. Poniżej trochę „szarpany” odcinek wstępny, ok 3 minuty. Do końca tygodnia mój profil na stronie www.studiowieza.pl , sugerujący kierunek tej koncepcji, bo zawierający także niektóre moje teksty od 2015 r. na "naszychblogach" i krócej "niepoprawnch", powinien być uzupełniony. Niestety, przynajmniej na razie, jestem technicznie zdany na innych, nie zawsze dysponujących czasem. Pozdrawiam.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2892
https://www.onet.pl/info…
https://pl.wikipedia.org…
W marcu 1950 znalazł się w gronie ośmiu studentów, członków PZPR, którzy wystąpili z listem otwartym atakującym prof. Władysława Tatarkiewicza, protestując przeciwko dopuszczaniu na prowadzonym przez niego seminarium do czysto politycznych wystąpień o charakterze wyraźnie wrogim budującej socjalizm Polsce. List przyczynił się do odsunięcia Tatarkiewicza od prowadzenia zajęć na uczelni[1].
W październiku 1950 rozpoczął studia doktoranckie w Katedrze Filozofii Instytutu Kształcenia Kadr Naukowych przy KC PZPR. Uczestniczył w polemice ideologicznej z przedstawicielami Lwowsko-Warszawskiej Szkoły Filozoficznej, m.in. opublikował brutalny atak przeciwko poglądom Kazimierza Twardowskiego (opublikowany pt. Legenda o Kazimierzu Twardowskim w „Myśli Filozoficznej” nr 2 z 1952 i jako odrębna broszura w 1953), w którym nazwał jego filozofię „skrajnie obskurancką, fideistyczną, klechowską”. W latach 1952–1955 pracował równocześnie jako adiunkt w Katedrze Historii Filozofii Wydziału Humanistycznego UW. Studia doktoranckie ukończył w grudniu 1953, ale nie napisał pracy doktorskiej na temat Ludwika Krzywickiego. Był jednym z redaktorów dzieł Lenina i Stalina wydawanych przez wydawnictwo „Książka i Wiedza”. Od 1953 pracował również w dziale ideologicznym „Trybuny Ludu”.
PS. Trzeba mieć czerep zryty, aby wydawać "Dzieła" Lenina i Stalina. :-)
- "nazwał jego filozofię „skrajnie obskurancką, fideistyczną, klechowską”. :):) Zwłaszcza ten ostatni wyraz. Oni wszyscy po 53 r, śmierci Stalina a zwłaszcza po 56 r. zaczęli się "demokratyzować". Oczywiście fizyczni zbrodniarze zbiegli, znaczy się "wyjechali".
Nawet niezły dowcip...
Wyjechali w 1968 roku dzięki zainscenizowanej kłótni w rodzinie. Wysłał ich z raju krat tow. Wiesław, co miał żonkę żydówkę. Gienierał w cziornych oczkach uratował przed sądem polowym mośkowych wojskowych, którzy zdradzili sekrety kacapskiej armii dla Izraela.
M.in. wyjechała Fajga Mindla, która przechrzciła się na Wolińską, okrutna żydówka, która oskarżała m.in. Fieldorfa Nila. Przyjaźnił się z nią prof. Leszek Kołakowski, który podpisał list 7 (właściwie 8) przeciwko prof. Tatarkiewiczowi. Był na jej sekretnym pogrzebie w Oksfordzie.
A żadne wyznanie nie szerzy tak głębokiej nienawiści do chrześcijan jak właśnie Talmud i wywiedziony z niego Marksizm !
Stąd też źródło tak głęboko deklarowanej (jak jest u wszystkich komunistycznych pomiotów) nienawiści onej towarzyszcze wobec Polaków i Wolnej Polski !
Podobnie nie ma antysemityzmu, żydzi o których mówimy i znamy, nie mają pochodzenia Semickiego. Biblijni żydzi mają "urodę" południową, jak Palestyńczycy, którzy wg danych historycznych pochodzą od Sema.
Tak o pochodzeniu żydów pisze żydowski historyk prof. Szlomo Sand:
http://www.klubinteligen…
Tyle że Jezus był żydem. Często używa sie argumentu że Jezus nie był żydem, tylko aramejczykiem. Jednak mówił po hebrajsku, w języku zrozumiałym dla żydów, których tak zbiesił, że go wydali dla Piłata pod sąd.
co wg ciebie oznacza, że Jezus był żydem?
Jezus był jednym i drugim, czego nie można powiedzieć o współczesnych żydach, to chazarska wataha, przebrana za żydów.
Jezus był żydem i był nim do końca, z tą różnicą, że był chrześcijańskim żydem, jak każdy wyznawca Jahwe, był obrzezany, a przybył po to, by ochrzcić wszystkich żydów, którzy mieli nawracać świat ma chrześcijaństwo, ale zasady chrześcijańskie jakie głosił, nie odpowiadały żydom, dla nich goje to nie są bracia, to podludzie, nie będą się z nimi dzielić czymkolwiek, a tym bardziej nawracać, więc skazali Jezusa na śmierć, tym samym utracili status "narodu wybranego" po wsze czasy, mówił o tym Jezus, kto wejdzie do Królestwa Niebieskiego.
No żył wśród żydów, dzielił z nimi nie tylko język i obyczaje, ale również religię, pojmowaną jako eschatologię dnia codziennego. Jego okrutna śmierć uświadomiła ludziom, że nie tędy droga. Ukrzyżowanie było stosowane przez Rzymian przez wieki. Patrz np. powstanie Spartakusa.
PS. Pamiętasz jak tryc zarzucał nam, że nie wiemy kto to jest Polak ? Takie same wątpliwości ty masz wobec żyda Jezusa :-)
Jezus przyszedł na Ziemię wprowadzając nową religię chrześcijaństwo, na którą mieli w pierwszej kolejności przejść wszyscy żydzi, a się też działo, pierwsi chrześcijanie to głównie żydzi.
Nie zwalaj odpowiedzialności za śmierć Jezusa na Rzymian, ukrzyżowania domagali się żydzi i to po ich naciskiem wyrok został wykonany, mówili o tym sami żydzi.
Nie wiem po co rozprawiamy o żydach z czasów biblijnych, jak ci obecni nimi nie byli i nie są.
Zaraz, zaraz. Oskarżycielami Jezusa byli współcześni mu żydzi, ale sędzią był Rzymianin Piłat. Rzymianie mieli wprawę w karaniu za pomocą ukrzyżowania. Jezus nie był ich pierwszą ofiarą, ani ostatnią. Wcale nie oskarżam żydów, że zabili Jezusa. Uznali go za odszczepieńca, który im zagraża. A Rzymianin Piłat mógł okazać wspaniałomyślność i uniewinnić Jezusa zamiast go skazywać na okrutną śmierć. Ale wiadomo jaka jest okupacyjna władza, ma za nic życie mieszkańców terenów, które okupuje.