Claude Levi Strauss opisuje w „:Smutku tropików” taką oto sytuację: mała indiańska dziewczynka niechcący podejrzała co dzieje się w świętym szałasie, do którego wstęp miało tylko tajne stowarzyszenie mężczyzn. Kara za takie przestępstwo była tylko jednak i w dodatku bardzo okrutna. Dziecko miało być gwałcone tak długo aż umrze. Nie można było tego przeprowadzić od razu, zaczekano więc lata całe, aż dziewczynka dorosła i niczego nieświadomą – nie miała ona przecież pojęcia, co robią ci faceci w szałasie – zamordowano w ten właśnie sposób. Nikt w całej wsi o tym wydarzeniu sprzed lat nie pamiętał, poza jedną osobą – czarownikiem. Mógł ten dziad siedzieć cicho i dziecko by żyło, ale tajemny obrzęd, którego był strażnikiem i który gwarantował jego parszywe status quo w tej społeczności, był dla niego ważniejszy niż życie tego dziecka.
Czym zajmowało się to tajne łamane przez poufne towarzystwo starych dziadów przesiadujących w szałasie? Otóż oni leżeli tam w hamakach i jarali skręty.
W naszej kulturze odpowiednikiem tego zachowania jest uczestnictwo w rytuałach tak zwanej kultury wysokiej, Z tym, że czarownik współczesny ma całkowitą władzę nad tymi, którzy skręty jarają i uważają, że to coś wielkiego. Oni są nikim i ich obecność nikomu nie jest potrzebna, można ich wymienić w dowolnym momencie na coś innego, na paprotkę choćby i nikt tego nie zauważy. Kultura wysoka, prócz tego, że obezwładnia umysł ludzi aspirujących i oddających hołdy hierarchiom, to jeszcze do tego nie niesie ze sobą żadnego ważnego przekazu. Służy jedynie utrwalaniu tego co odbiorca już zna i z czym chce się utożsamiać. I dotyczy to absolutnie wszystkich dziedzin, od muzyki począwszy na literaturze kończąc. Tam nic nie ma. Po prostu. A jeśli coś jest, to jest to powtórzone po raz pięćdziesiąty lub ujęte w taki sposób, by nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że nic z tego nie rozumie, ale nie może się do tego przyznać.
Gdzie w takim razie jest wartość? Otóż cały istotny przekaz jest w sferze pop. Ta zaś jest dziś w całości zdominowana przez język angielski, anglosaskie zwyczaje, anglosaskie skojarzenia i anglosaską propagandę. Nic poza tym się nie liczy. Inne obszary kulturowe lub inne języki mogą co najwyżej aspirować do bycia nośnikiem ważnych treści, szczytem możliwości ludzi piszących i mówiących w innych językach jest korespondowanie z tym co mówi się i robi w języku angielskim. Jedyną konkurencję stanowią tutaj Rosjanie i Chińczycy, oni jednak nie potrafią zbudować tak trwałej, solidnej i pochłaniającej wszystko konstrukcji jak anglosaska kultura pop.
Chińczycy są zbyt hermetyczni, a ich nowoczesna estetyka budzi w Europejczykach po prostu obrzydzenie. Starych Chin nie sposób sprzedać inaczej jak przez Kung Fu lub buddyzm. Rosjanie mogą co najwyżej eksploatować swoją ludowość i z tego montować przekaz promocyjny i propagandowy. Anglicy i Amerykanie mają cały czas wszystkie karty w ręku. To oni kręcą filmy o Jezusie, to oni kręcą filmy o podboju nowego świata, to oni pokazują rozterki psychiczne i emocjonalne sfrustrowanych mężczyzn, z którymi utożsamia się ponad połowa świata. Autentyczność tych konstrukcji jest bez znaczenia liczy się jedynie ich prostota i łatwość absorpcji. To oni wreszcie wymyślili kulturę wysoką, która jest po prostu gazem paraliżującym dla konkurencji. Jeśli ktoś nie potrafi zrobić czegoś atrakcyjniejszego niż to co mają do zaprezentowania ludzie mówiący po angielsku idzie na koncert muzyki nowoczesnej i w ten sposób masuje swoje spostponowane ego. Sprzedawcy płyt zaś i filmów oddychają z ulgą, że facet przestał ich denerwować i spędza czas w sposób absolutnie bezsensowny.
Dystrybucja i przekaz kultury pop to – nie jest to specjalne odkrycie – wprost uzależnienie milionów ludzi od tej prościutkiej formy i prościutkiej treści, a do tego jeszcze formy i treści obcej. Cały ten zhomogenizowany świat, nie jest bowiem w istocie zhomogenizowany, jest obcy. My do niego nie należymy, a już na pewno nie na równych prawach. My go możemy jedynie oglądać przez szybkę. Taka jest nasza rola. W głowy zaś mamy wdrukowane coś zupełnie, z mojego punktu widzenia strasznego; albo się z tym połączysz, albo pozostaje ci kultura wysoka, którą serwują specjalne do tego celu powołane ośrodki. Kultura wysoka czyli nuda, śmieć i skrajna bieda w wykonaniu bandy nadętych buców, zarabiających miliony. Nic więcej tam nie ma.
Taka to jest alternatywa.
Czy można stworzyć coś co byłoby przekazem konkurencyjnym dla anglosaskiej literatury (na przykład) popularnej? Można. Rosjanie próbują to robić, ale oni z miejsca popadają w imperialną propagandę. Jest to nieszczere i mało przekonujące. Akunin to stary kłamca, któremu wolno oczywiście idealizować takie więzienie jakim była Rosja XIX, ale nam wolno nie traktować tego pana serio. Myślę oczywiście, że można zrobić coś takiego i że będzie to lepsze i wdzięczniejsze niż to co proponują Anglicy i Akunin razem wzięci. Nie jest to jednak proste, bynajmniej nie przez to, że nie ma w Polsce stosownych okoliczności środowiskowych. To akurat dobrze. Nikt nie będzie przeszkadzał. Pomysł taki może się nie udać, bo trudno jest przekonać odbiorcę, że można inaczej. On bowiem – wychowany przez polskie szkoły i polskie uczelnie na odbiorcę kultury wysokiej, albo odbiorcę kultury pop z Hollywood – lubi słuchać tylko tych piosenek, które już zna. To jest jedyna przeszkoda. Mogą pojawić się inne, konkurencja może zacząć strzelać, ale trzeba się po prostu na to przygotować. Myślę, także że nie jest to łatwe z tego względu, że trzeba odrzucić precz wszelkie aspiracje i wszelkie łatwizny. Nie nikogo nie będzie za taką próbę chwalił. Przeciwnie, wszyscy będą drzeć mordy, że to skandal, albo po prostu szydzić. Potem zaś przyjdzie sukces.
Nie jest to proste także z tego względu, że wobec wyeksploatowania narracyjnego autorów i rynku, trudno jest przedstawić jakiś nowy sposób opowiadania, naprawdę trudno. Nie jest to jednak niemożliwe, tylko, że trwa trochę długo. Ja właśnie zacząłem pisać drugi tom „Baśni jak niedźwiedź”. Będzie po prostu świetny, a „Baśń” to przecież tylko wstęp. Przez ostatni rok nagromadziłem materiałów na pięć tomów. Pierwszy ciągle jest do kupienia na stronie www.coryllus.pl, ale już niedługo tam zabawi. Myślę, że wszystko się uda. Naprawdę.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 10200
Możesz Pan sobie pisać i trzeci, a nawet czwarty tom powieści. Nikogo to nie obchodzi. Albo raczej obchodzi małą garstkę wiernych czytelników. Jakby pańskie pisarstwo miało szansę stać się czymś bardziej powszechnym to główne programy tv zrobiłyby nagonkę i wykończyły Pana w krótkim czasie. Proszę sobie przypomnieć jak w swoim czasie uwalono coś co się nazywało discopolo. Nie miało znaczenia czy była to muzyka jak to mówiono płytka. Przeszkadzało po prostu, że nie była z głównego nurtu, że nagrywana była w nie swoich studiach nagrań. A może chodziło o jej polskość. Telewizje poradziły sobie nawet z masowym charakterem zjawiska. Odchodząc od kultury i sztuki można się tu zastanowić też nad polityką. Bo wnioski wychodzą z tego bagna same. PIS bez własnej lub co najmniej przychylnej sobie stacji tv nie ma szans na wygranie jakichkolwiek wyborów. Jarosław Kaczyński powinien bronić tv Trwam na multipleksie jak niepodległości. Nie jest to co prawda własna stacja ale lepszy rydz niż nic. Ale wracając do Pańskiego felietonu, bo trochę się zapędziłem, amerykanie pierwsi odkryli, że ludzie są zwyczajnie podatni na reklamę telewizyjną. I w pełni z tej wiedzy korzystają do dzisiaj. Rosjanie jak to rosjanie ukradli tę wiedzę amerykanom i stosują u siebie z powodzeniem. A polacy to przed szkodą ... i PO szkodzie ...
A co to za ton. Przychodzi pan tutaj i mnie od progu poucza. Moje książki są popularne i lubiane, a poza tym nie są to powieści. Pan nie ma jednak o tym pojęcia, bo nic pan nie czyta. I jeszcze pan się boi TVN i rozpacza na disco polo. Co za typ.
Czyż nie?
Nie, one pretendują do kultury popularnej, a nawet bardzo popularnej.
i nie musi oznaczać, że nie spełnia ( ona kultura, dzieło ) wymogów jakościowych stawianych dziełu, aby można je było zakwalifikować do kultury tzw wysokiej. Wcześniej nie zastanawiałem się nad takim podziałem, bo jakież to kryteria decydują przynależności do tzw wysokiej kultury. Patykiem po wodzie pisana granica. Kto o tym decyduje? Klan nieuków krytyków i nieuków pseudoartystów. Lansowano ostatni w Polsce artystkę, co sama przyznaje, że ani głosu nie ma, ani śpiewać nie potrafi, jednak organizowano jej, jak to się mówi, performance, podczas których śpiewała.
Ma to sens. Dowodem jest ten blog.
Twój blog jest elementem kultury pop na niezależna.pl, bo jak widzę jest ogromna ilosć komentarzy w porównaniu z innymi blogami.
Kontrowersyjność jest fajnym pomysłem na zaistnienie i realizację posłannictwa artystycznego, jakie ufam, że realizujesz. Co więcej łamiesz standardy jakie kojarza się z kultura pop(erotyzm, brutalność, banalność, prostactwo przekazu), by zyskać popularność.
brutalność, banalność, prostactwo przekazu To są konieczne elementy kultury wysokiej:-)
bredzisz
http://vod.gazetapolska…
To jest subkultura knajacka.:-)
Zawsze uważałem lewego sztrausa za jednego z tzw. mętnych bajtloków (określenie stworzone przez Lema). Może zręczniejszego, niż te wszystkie witgensztajny i fojerbachy ale za to zdecydowanie bardziej bezczelnego.
No to ja przytooczę bardzo stary żarcik o kulturze wysokiej:
Dwaj muzycy awangardowi zastanawiają sie, co by tu wymyśleć jeszcze bardziej awangardowego: nogami na gitarze? Było. Smyczkiem na harfie? Było. Głową w kotły? Było. Po chwili przygnębiającego milczenia jeden mówi: a moze by tak nasrać w fortepian? O, świetnie - odpowiada drugi - tego jeszcze nie było! No tak - zauważa smętnie pierwszy - ale kto to zrozumie...
Coryllusie drogi, wpadłeś w pułapkę. Nie wszystko, co nazywamy kulturą wysoką jest nią w rzeczywistości. Nie wszystko, co nazywamy uczciwościa, mądrością, demokracją, WOLNOŚCIĄ itp jest nią w rzeczywistości. Ale z tego nie wynika, że kultury wysokiej nie ma, jak również uczciwości, mądrości, demokracji, wolności itp.
No i w dodatku wymagasz, jak się zdaje, żeby kulktura wysoka była masowa. W jaki sposób??? W odbiorze, czy w tworzeniu? o ile to pierwsze jest jeszcze do pomyślenia w jakichś totalitarnych warunkach, to masowe tworzenie kultury wysokiej, jest mrzonką, prowadzącą, do wspomnianego wyżej zafałszowania, czyli do sytuacji, gdy coś, co kulturą wysoką nie jest (dobrze jeśli w ogóle jest jakąś kulturą) takową udaje.
Dobrze, że przyszedłeś, bo jako autor 1097 notek blogowych i 7 książek nie miałem o tym pojęcia. Co ja bym bez ciebie zrobił? Strach pomyśleć.
wartych co ta?
A według jakich kryteriów oceniasz?
To było tylko niewinne pytanie, pan zna odpowiedź!
Nadal tkwiłbyś w przekonaniu, że zaj... kogoś na śmierć to dobry przykład na bezużytecznosć kultury wysokiej. Wśród Indian.
Nie, no oczywiście jaja sobie z Ciebie robię. Nic w Twoich (znanych mi) wypowiedziach nie wskazuje na to, żebyć tak myślał. Tylko dlaczego przekonujesz o tym innych?
Jednak mikkizm?
To nie jest tak, że (moim zdaniem) całkowicie nie masz racji. Ale jakby nie liczysz się z tym, że jest granica w szokowaniu czytelnika, błaznowaniu (nie piszę tego w złym sensie), koloryzowaniu i wykorzystywaniu paradoksów językowych poza którą to granicą raczej szkodzi się idei niż przekonuje do niej kogokolwiek.
JKM, choć wyśmiewany, ma jednak zdecydowanie dodatni bilans. Ty od pewnego czasu usiłujesz iść w jego ślady, ale jak gdyby nie doceniasz stopnia trudności.
Może się mylę. Chciałbym. Poczekamy, poczytamy...
JKM ma dodatni bilans? idź stąd już, dobrze. Dodatni bilans....!
więcej książek i to nie jakiś tam opowiadań ale w miarę fachowych, wymagających erudycji i wiedzy trochę specjalistycznej (nie od razu naukowej może ale trochę w tym kierunku ekonomiczno-politycznych zagadnień) i mnóstwo nie pisanych na kolanie wpisów na blogu (blog nota bene tez ma i obsługuje) tylko starannie napisanych felietonów drukowanych w Najwyższym Czasie!!! A to już w Polsce jedna z najwyższych półek dla felietonisty.
Co się podziało z owymi 3? W fantazji? Dla podbicia swego Ego i pokazania nędznemu internaucie jaki on mały wobec autora SIEDMIU książek, mniejsza jakich, ale SIEDMIU.
Może Coryllus raczy mi tę arytmetyczną niezgodność wyjaśnić?
To nie jest pomysł Lema!
Bajtlok,bajok,ciućma galicyjska i dupa wołowa,to sa określenia krakowskie!
Ja to poznałem,będąc małym brzdącem...u siebie na Grzegórzkach.
Idze,idze ty bajoku,ty ciućmo...Lem pewnie to pozyczył sobie.
Nie chodziło mi o bajtloka, jako takiego, tylko o "mętnego bajtloka" w zastosowaniu do pewnej kategorii filozofów. Lem był dla nich bezlitosny.
się nad tym co miałbym do powiedzenia tylko obrazi.
Ale czytam za to mimo, że "kultura wysoka jest do niczego" no zmartwiło mnie to wielce bo co zrobię z Paco de Lucia i ulubionym "Concerto aranjuez" - miałem za wysoką, a teraz wiem, że jest do bani.
No ale na koniec wkracza pan jako wybawca:
"...wobec wyeksploatowania narracyjnego autorów i rynku, trudno jest przedstawić jakiś nowy sposób opowiadania, naprawdę trudno. Nie jest to jednak niemożliwe, tylko, że trwa trochę długo. Ja właśnie zacząłem pisać drugi tom „Baśni jak niedźwiedź”.". CZYLI KULTURA WYSOKA SIĘ ODRODZI ZA CHWILĘ ! HURA!
Jest nawet pierwsza recenzja, może nie z USA ale zawsze:
"... Będzie po prostu świetny, a „Baśń” to przecież tylko wstęp."
Gratuluję, więcej tak entuzjastycznych recenzji, nawet jeśli książka jeszcze nie istnieje!! Brawo.
P.S.: Gdyby pa był odrobinę bardziej kulturalny i poważniej mnie i innych traktował, to można by serio podyskutować o kulturze i tej wielkiej i małej. Ale... Sam pan sobie winien.
Ale ja nie mam zamiaru z panem dyskutować. Bo i o czym. Ja nie wiem kto to jest Paco de Lucia.
a śmie pan dezawuować kulturę wysoką, której pan nie zna i do czego bezwstydnie się pan przyznaje.
Najgorsze jest to, że tej codziennej (niskiej) kultury też u pana niedostatek..
Ale za to już pewnie zajrzałeś na strony słynnej Księgarni Coryllusa i wiesz kto zacz ten S.Fijałkowski, o którego cię jakiś troll tu wczoraj zaczepiał.