
Właśnie w Rzepie ukazał się artykuł profesora Zbigniewa Lewickiego, który rzuca nowe światło na toczącą się wojnę i zbrodniczą napaść Rosji na Ukrainę.
Bardzo wysoko cenię prof. Lewickiego i uważam go za najlepszego amerykanistę w Polsce. Smutne natomiast jest to, że tak modne dzisiaj think tanki, fascynujące adeptów do opiniotwórczej inteligencji, głównie poprzez wprowadzanie do naszego słownika nowych pojęć, jak wojna kinetyczna, zamiast na przykład wojna zbrojna, jak logistyka, zamiast organizacja dostaw, itd., chwalące się swoją niemalże profetyczną zdolnością przewidywania geostrategicznej przyszłości nie zauważyły tak oczywistej polityki i gry interesów.
Ameryka w stosunku do toczącej się krwawej wojny na Ukrainie, gdzie bestialstwo ruskich najeźdźców powoduje, że ginie więcej cywili – matek z dziećmi, starców i niepełnosprawnych ludzi niż żołnierzy, ma tylko jeden cel – tak niszczyć i osłabić Rosję, by na bardzo długo przestała być mocarstwem i nie zagrażała USA w dominacji nad światem.
Kwestia państwa Ukraina, jak też los Ukraińców, oraz fakt, że Rosja przestanie zagrażać nie tylko Stanom Zjednoczonym, a całemu światu jest dla Białego Domu drugorzędna.
Joe Biden "grał" zramolałego śpiocha, gdy wraz ze swoimi sekretarzami obrony i stanu, oraz silnym wsparciem Pentagonu i wszystkich służb specjalnych, wpuszczał bolszewików w pułapkę, czym są działania wojenne na Ukrainie.
I władze USA na długo przed lutowym atakiem wiedziały, że Rosja zaatakuje. Spokojnie się temu przyglądały, bo właśnie o to im chodziło.
Nowa koncepcja wojen USA
Strasznie się dostało prezydentowi Bidenowi za chaotyczne i fatalnie zorganizowane wyprowadzenie wojsk amerykańskich z Afganistanu. Agencje prasowe i stacje telewizyjne na całym świecie nie pozostawiły na władzy amerykańskiej suchej nitki.
Joe Biden stał się na długie miesiące przedmiotem kpin i został w opinii publicznej kompletnym nieudacznikiem.
Tymczasem nikt wówczas nie zdawał sobie sprawy, że to haniebne wyjście z Afganistanu, przypominające ucieczkę z Wietnamu (nawet tu też był helikopter zabierający Amerykanów z dachu) jest rozpoczęciem nowej ery z nową doktryną prowadzenia wojen przez Stany Zjednoczone. A jest to:
Pieniądze, broń, wywiad i szkolenie w każdej ilości, lecz ani jeden człowiek USA Army.
Tak więc wyraźnie widać, że w doktrynie wojennej następuje przestawienie się na wojnę typu proxy, czyli niech ktokolwiek inny walczy w interesie USA,
Oczywiście Ameryka będzie potężnie wspierać stronę walczącą z wrogiem USA, lecz niemalże, w razie potrzeby incognito. Stany już wsparły Ukrainę niesamowitą sumą, ponad 100 miliardów dolarów.
Lecz to, co przemknęło niezauważone, to to, że USA już od 2014 roku, czyli od zajęcia Krymu, zaczęła wspomagać Ukrainę. Praktycznie to Stany, przy pomocy rzeszy, instruktorów, ekspertów i wspomagania militarnego, zbudowały nową armię ukraińską, która jak dzisiaj widzimy, wspaniale zdaje egzamin. A wówczas, osiem lat temu wojska te były w rozsypce.
Nie miejmy złudzeń – Ukraina dla USA jest i była państwem peryferyjnym. Lecz to, co czyni ją dla Amerykanów mimo tego państwem specjalnym , jest fakt, że Ukraina dla Rosji jest państwem centralnym. Na Kremlu, a przede wszystkim w chorej głowie Putina panuje żelazne przekonanie, że Rosja bez Ukrainy jest państwem niepełnym. Całe to bogate i ważne strategiczne terytorium uważają za swoją odwieczną własność, a Ukraińcy, jak zgodzą się zostać Rosjanami to czeka ich piękne, bolszewickie życie, a jeśli nie zechcą, to najlepiej dla nich jak spieprzają na ten głupi zachód, gdy jednak myślą zostać jak jacyś mityczni Ukraińcy, to zasilą ten piękny ukraiński czarnoziem swoimi zwłokami.
Tak więc wyszkolona i przygotowana Ukraina, z całym wsparciem technicznym, logistycznym, militarnym i informacyjnym, spokojnie wraz z USA czekała już od połowy roku 2021 na ruski napad, gdy ci ostentacyjnie gromadzili potężne siły, armię ponad 150 tysięcy żołnierzy, na wschodniej, ukraińskiej granicy.
Amerykanie nie dopuścili do realizacji pierwotnego planu Moskwy – blitzkriegu – zajęcia w 3 – 4 dni Kijowa, stolicy państwa i prawdopodobnie wymordowania całego szczytu władzy z prezydentem Zełeńskim na czele, jeśli ten nie zdecyduje się na ucieczkę a'la Janukowycz, a potem najprawdopodobniej, przywrócenie do władzy przywiezionego w teczce tego prezydenckiego rusofila i bolszewika.
Walki już trwają nie trzy, cztery dni tylko trzeci miesiąc. Mimo zapowiadanej, jako wariant B ruskiego ataku, wielkiej ofensywy ma Donbasie, Rosjanie posuwają się "wpierjod" wyjątkowo anemicznie. Tracą przy tym wiele sprzętu i żołnierzy. Praktycznie codziennie się kompromitują. A już najstraszniejszą hańbą było zatopienie flagowego rosyjskiego krążownika, "pogromcę lotniskowców" RFS Moskwa. Dla dumy Putina to był prawdziwy cios w nos.
Oczywiście taki scenariusz jest Amerykanom jak najbardziej na rękę. Ukraina ma tak upuszczać ruskim krwi, tak ich miedzynarodowo kompromitować i pozbawiać mocarstwowego prestiżu, aby zdruzgotani i słabi nie mogli się podnieść na nogi, przez długie dekady przyszłości.
A docelowo dla Amerykanów mają się stać pospolitym, zacofanym państwem, które już nigdy nie podźwignie się do grona światowych dyrygentów.
Pewien jestem, że szczególnie wobec zmontowanej przez USA osi wojskowej w składzie USA, Kanada, Wielka Brytania, Polska, Ukraina, oraz nowej wielkiej koalicji 40 państw utworzonej właśnie w niemieckiej bazie wojskowej Stanów Zjednoczonych w Ramstein. Koalicji wspierającej walkę Ukrainy z Rosją, uda się poskromić Rosję. Mimo jej mitycznego arsenału nuklearnego, którym ciągle wygraża wszystkim, jak szczeniak pięścią. Nie sądzę, że te krwawe dzikusy są samobójcami. I wiedzą, że gdy nacisną czerwony guzik, to również spowodują anihilację byłego sojuza w najszerszych granicach.
Dojczemarka uber alles!
Nie uwierzę, że gdy demokraci opanowali Biały Dom, to natychmiast zapomnieli, że oprócz Chin, wielkim i chyba bardziej niebezpiecznym wrogiem jest "imperium zła" – Rosja, a Niemcy są jej europejskim sługusem, pomagającym bolszewikom zdobyć całą Europę, zniszczyć sojusz euro-atlantycki i wykurzyć Amerykanów z naszego kontynentu.
Dobrze o tym w Waszyngtonie wiedzieli, więc pierwsze miesiące sprawowania władzy przez Bidena, kiedy prawie doszło do ponownego, idiotycznego resetu a'la Barak Obama, a Niemcom niemalże nie podarowano polskiego projektu Trójmorza, mogliśmy się czuć zdezorientowani i myśleć – teraz to już dla nas koniec.
Jednakże, gdy Rosja zaczęła zachowywać się coraz bardziej agresywnie – montując prowokację na polsko – białoruskiej granicy, bezczelnie penetrując północny Atlantyk i wody terytorialne Wielkiej Brytanii, a potem gromadząc wielką armię na ukraińskiej granicy, nagle Biały Dom, zapewne pod naciskiem Pentagonu i Deep State, całkowicie zmienił wektory swojej geopolityki.
Chiny, to rozdział odrębny dla USA i wielu publicystów zbyt niemądrze ściśle łączą działania Chin z przyjaźnią do Rosji. Takiej przyjaźni po prostu nie ma.
Więc na amerykańskim celowniku znajdują się też Niemcy (Francuzami na serio nikt już raczej się nie przejmuje).
Niemcy od dawna, tak samo mocno demonstrowały swoją niechęć do Stanów Zjednoczonych, jak przyjazną postawę wobec Rosji. Ponieważ my, Polacy jesteśmy w kleszczach, lub nowocześnie – w strefie zgniotu pomiędzy Niemcami i Rosją znakomicie wiemy o wielowiekowym, wg. mojego rozeznania, od caratu Piotra I-szego nieformalnym sojuszu.
To zachowanie Niemiec jest tak irracjonalne i wprost głupie, co bez wątpienia wiedzie ich ku zgubie, że podejrzewam, iż, po pierwsze Kreml i stare akta KGB, które długo było nadzorcą wschodnich Niemiec (DDR), posiadają potężne haki na niemieckich przywódców. Dochodziły słuchy, że była kanclerz Angela Merkel była pod całkowitą kontrolą Putina. A dzisiaj w publicznej rozmowie Cezarego Gmyza z Aleksandrą Rybińską [https://youtu.be/ufqRE4M2qpU] podano fakty chyba przymusowej współpracy obecnego kanclerza Olafa Scholza, ponieważ są na niego mocne haki z czasów jego młodości, gdzie często i nad wyraz swobodnie gościł w komunistycznym ruskim sektorze DDR i tam dokonywał wiele, jak to się mówi, czynów lubieżnych.
A tych Niemców, których nie udało się szantażować, można po prostu kupić. Jak przykładowego byłego kanclerza Gerharda Schrödera obecnie nadal na wysokim stanowisku w ruskim koncernie Gazprom.
Oznacza to, że wreszcie w Waszyngtonie w pełni pojęto, że dla Ameryki Niemcy obecnie są przykrym wrzodem na dupie. Który na dodatek po agresji Rosji i bestialskim mordowaniu Ukraińców zaczął ropieć. Kanclerz Olaf Scholz niemalże ostentacyjnie torpeduje akcję pomocy walczącej Ukrainie. I niespecjalnie ukrywa swą moskiewską miłość, oraz codzienne wspomaganie kremlowskiego kochanka solidnym kieszonkowym.
Oficjalne usprawiedliwienie takiej postawy tłumaczone jest nieuniknionym kryzysem ekonomicznym RFN, jeśli zablokują współpracę handlową z Putinem. Jest to tak głupie tłumaczenie, jakby inne państwa europejskie nie cierpiały z powodu toczącej się wojny.
Tylko... jeżeli w końcu Niemcy zostaną zmuszone do koalicji anty-rosyjskiej, a nie mam wątpliwości, że Ameryka z sojusznikami ich zmusi, to zawali się ich cały misterny plan stworzenia z Europy IV Rzeszy. Będzie – żegnaj "Fit for 55", żegnaj seksualne rozpasanie i dewiacje, jako wiodące ideologie gender i LGBT+, żegnaj ukochane ocieplenie klimatu i biznes CO2. Żegnaj wreszcie pistolecie pod nazwą praworządność.
Niemcy, które jak się mówi, kupowały w Rosji ropę, gaz i węgiel pięciokrotnie taniej niż Polska. A także nie przejmowały się specjalnie bezpieczeństwem, bo przecież Ameryka czuwa, miały potężny handicap w rozwoju gospodarczym. A blokada i klęska Rosji oznacza dla Niemiec, że przestają rządzić Unią Europejską, która zresztą nie wiadomo czy się nie rozsypie, jeśli nie powróci do modelu wspólnoty gospodarczej, porzucając polizbońską wspólnotę polityczną, jak to wymyślił Spinelli.
Reasumując – wojna na Ukrainie, niesamowicie brutalna i krwawa, jak tylko mogą wymyślić azjatyccy bolszewicy, nie skończy się wkrótce, bo zgodnie z amerykańską koncepcją strategiczną, Rosja musi się wykrwawiać, dostawać od Ukraińców baty, by w końcu upaść.
A najbliższy sojusznik Kremla – Niemcy, też dostanie solidną nauczkę i pożegna swoje plany zawojowania Europy. Humorystycznie widać, że kołchoźnik, wódz Białorusi, Łukaszenko jest mądrzejszy i sprytniejszy niż najpierw Angela Merkel, a teraz Olaf Scholz.
A co my, Polacy, z tej diabolicznej kombinacji coś uzyskamy?
Jeżeli nie spieprzy tego jakaś głupota rządzących, to możemy mieć bardzo dużo. Lecz to już temat na osobny felieton.
//ale skąd wiesz że jestem wegetarianką?//
Ma sie te swoje źródła :))
//No taką prawie bo jem drób ale tych obrzydliwych robaków nie.//
Jak można być "prawie" wegetarianką? To tak jak być trochę w ciąży.
Ja uwielbiam wszelkiego rodzaju robactwo ale tylko z morza. Lądowych nie ruszę.
Czy wiesz co to są tanki na ulicach miast? Szczególnie gdy mieszkańcy chcą się bronić? To jak się mówi wśród myśliwych sitting duck. Maksymalny czas przeżycia czołgu na ulicach z city guerilla to 10 minut. A piechoty specnazu zabrakło.
W ogóle piechoty zabrakło. Mówi o tym dr Jacek Bartosiewicz ze Strategy & Future. Na początku kacapy mieli ogromną przewagę, dzięki koncentracji wokół Kijowa. Teoretycznie sprzyjającym czynnikiem do wszczęcia pełnoskalowej wojny było nie ogłoszenie mobilizacji na Ukrainie. Jak teraz się okazuje było to celowe zagranie Ukraińców, bo wiedzieli że na to liczą kacapy, na wywołanie paniki. Wtedy Kijów mógłby paść w kilka dni. Ale Ukraińcy zachowali zimną krew i wielkie brawa im się za to należą.
PS. Teraz nawet Niemcy szkolą Ukraińców z obsługi swojego ciężkiego sprzętu, widzą że kacapy przeholowali, a Ukraińcy spisują nad wyraz dzielnie :-)
Sake do licha! Ruska mobilizacja to dla Kremla mogiła. Dlatego unikają tego jak ognia, a dodam, że taki świeży rekrut to 10% zaprawionego w boju i ostrzelanego trepa. I ile ich znajdą?
Podobno w obwodach moskiewskim i petersburskim 80% młodych ma kategorię D, a podobno nawet Z (to ich ulubiona).
A Ukraińcy mają już 300 tysięcy pod bronią. A teoria prowadzenia wojen określa, że napastnik musi mieć, by zwyciężać, co najmniej 5 krotną przewagę żołnierza. To gdzie oni znajdą te półtora miliona? W Burkina Faso? Chińczycy i Hindusi do walki się nie kwapią. A najemnicy drogo kosztują.
I bardziej chętnych niż przyjaciele Białorusini?