Szanowni.
Mamy już sukces, przynajmniej ogłoszony, już wiadomo że głodujący na minimalnej dostaną ekstra 400+ miesięcznie oraz będziemy wspierać rodziny dopłatami do dzieci, więc cieć ze sprzątaczką na minimalnych, ale z szóstką pociech, nie tylko spłacą w dziesięć lat kredyt na mieszkanie - i bardzo dobrze - ale jeszcze zdążą do ich pełnoletności pożyć jak paniska (kredyt na mieszkanie 80 m po 6 tys./m = 480 tys. PLN, z czego 160 tys. zwrotu za dzieci, więc pozostaje 320 tys., dodatkowo jeszcze po 12 tys. na dziecko, to 72 tys., więc pozostaje 250 tys., przez dziesięć lat to po 25 tys. rocznie salda + maksymalnie 12,5 tys. rocznie odsetek (5% od salda kredytu), z czego 36 tys. za samo 500+, więc przez te dziesięć lat w pierwszym roku dopłacają 100 PLN miesięcznie (!!!), a potem już do przodu, przy czym na życie i opłaty i tak w najgorszym, pierwszym roku zostaje 200 PLN dziennie.
A po tych dziesięciu latach? Mieszkanie już mamy, a co miesiąc wpływa na konto 8 tys. "na czysto" (prawie 100 tys. rocznie). Da się żyć...
Ale coś za coś. Taki, na ten przykład, jednoosobowy przedsiębiorca działający w usługach, powiedzmy, dobry mechanik, za ośmiogodzinny dzień pracy bierze 1.000 PLN (100 PLN/h + VAT, nic specjalnego, prawda?). No to za te 23 dni robocze, o ile ma robotę codziennie, wpłynie mu 18.400 + VAT, czyli rocznie 220.800 + VAT.
Ten VAT to w wypadku usług mechanika 23%, więc jest to kwota 50.800 PLN. Naturalnie rocznie.
No i teraz liczmy, co się tam w "Polskim ładzie" dla niego szykuje.
Otóż z zarobionych po VAT 220.800 PLN, 24.000 to składka na ZUS (ubezpieczenie społeczne, bez "zdrowotnego") za niego i żonę (bo mechanikowi pomaga żona, jako że 8 godzin płatne u klienta codziennie przez okrągły rok, czyli 276 dni roboczych, to nie jest wszystko, jeszcze jest księgowość, dojazdy, przyjmowanie zamówień etc. i żona jest tu bezcennym wsparciem).
Pozostaje więc niespełna 196.800 PLN dochodu, z czego 30.000 jest zwolnione z opodatkowania, nadwyżka do 120.000 PLN łącznie jest opodatkowana wg. stopy 17%, a reszta, czyli w tym wypadku 76.000 PLN, na 32%.
Sumujmy więc:
90.000 PLN x 17% = 15.300 PLN (za 1 próg)
76.000 PLN x 32% = 24.300 PLN (za nadwyżkę powyżej 2 progu)
RAZEM: 39.600 PLN
Zwróćmy uwagę, że 50.800 PLN już odprowadził w postaci VAT, więc razem daje to podatki na kwotę 90.400 PLN, a razem z ZUSem suma danin wyniesie 114.400 PLN
Tak więc z przychodu brutto w wysokości 271.600 po odprowadzeniu ZUSu i podatków zostało już tylko 157.200 PLN, z czego - zgodnie z założeniami "Polskiego ładu" - musi zapłacić 9% "zdrowotnego", ale od pełnej kwoty dochodu, czyli od 196.800 PLN (no bo piszą w programie "Polskiego ładu", że to będzie liczone od dochodu PRZED opodatkowaniem).
To "zdrowotne" wyniesie więc 17.700 PLN (nieźle, prawda?), czyli "do ręki" nasz przykładowy mechanik będzie miał 139.500 PLN. Z przychodu 271600 PLN brutto, pragnę zauważyć, więc trochę ponad 51%.
No ale za żonę też należy się zdrowotne (przyjmijmy, że dzisiejsze minimalne, tj. 4.500 PLN rocznie, a nie także 9%, choć diabli to wiedzą). Razem pomniejsza to zysk "na rękę" do kwoty 135.000 PLN, czyli niecałe 50%. Suma podatków wyniesie więc ponad 50% !!!
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby miał szóstkę dzieci i "dorzucił" w ten sposób 36.000 z tytułu "500+" (chyba że zostanie wprowadzone kryterium dochodowe), ale co do zasady, zasuwając cały boży dzień u klienta, z pomagającą żoną, prowadzącą księgowość, pliki JPK, umawiającą klientów i ryzykując codziennie całym swoim majątkiem (jak to przy jednoosobowej działalności gospodarczej), mają z żoną "na rękę" zaledwie o 3 tys. PLN (40%) miesięcznie więcej niż wspomniany na początku cieć ze sprzątaczką na minimalnej z szóstką pociech, ale za to - tego nie wiem, ale idę o zakład - nie będą mogli liczyć na żadną pomoc przy kredycie mieszkaniowym, bo przekraczają maksima przychodowe, skoro mają "dochód" prawie 200.000 PLN rocznie (no bo dochód do opodatkowania pomniejszamy o ZUS).
A gdzie dodatkowe koszty związane faktem prowadzenia działalności? Ale których nie można bezpiecznie odliczać od podatku? Choćby jakiś mini-warsztat, narzędzia, jakieś materiały, paliwo, samochód?
Więc niech młodzi ludzie zapomną na stałe o niezależności ekonomicznej w ramach własnej działalności, nawet gdy będą zarabiali 40.000 PLN netto miesięcznie. Dlaczego? No bo suma podatków (bez VAT) wyniesie wtedy 192.000 PLN od 480.000 PLN (40%), czyli zostanie im na rękę 288 tys. PLN, a po odliczeniu jakichś kosztów życia (niech będzie te 88 tys. rocznie, a więc mniej niż mają wspomniani cieć i sprzątaczka z szóstką dzieci, ale uwzględniając wynajem mieszkania, biura, jakieś wakacje, to żadne cuda), będą mogli odłożyć gdzieś 200 tys. rocznie. Czyli za dziesięć lat, jak się do czegoś U.Sk. nie przywali, może, może... Nadmieniam, że mieszkanie 90 m kosztuje w Warszawie ponad milion, czyli pięć lat takiego oszczędzania.
Niestety, wygląda na to, że jesteśmy szykowani na tanią siłę roboczą dla "dużych", zaś mityczna "klasa średnia" to mają być co najwyżej średnio zarabiający na etacie, czyli czyste "Bizancjum" w natarciu.
Ale w patriotyczno-katolickiej oprawie, żeby nie było że nie...
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7678
Ależ taka jest definicja klasy średniej w danym kraju. Tworzą je osoby o co najmniej średnich dochodach. No i nie można mieć większych długów. Wychodzi 11-12 milionów Polaków to klasa średnia.
Epokowy sukces.
Tak że sarkazm zupełnie nietrafiony, proponuję samemu spróbować i dopiero potem pisać...
Merkel czy też inny Bwana Kubwa z Brukseli czy Berlina.
Rozumiem, że szlag Cię trafia (nie pierwszy raz), lecz jak dotychczas saldo Twoich przepowiedni jest ujemne.
I staraj się nie być jak Banaś i przedstaw tu wszystkim, na tych samych cyfrach, wyliczenia podatkowe, na przykład w takiej Szwecji.
pzdr
A to już jest subiektywne podejście.
Jak PiS doszedł do władzy i wprowadził program 500+ zdarzyło mi się rozmawiać z bardzo bogatym suwalczaninem. Rozmowa zeszła na 500+. Bogacz narzekał jak teraz Polska jest źle postrzegana w świecie. Niedawno ten bogacz zmarł na kowida. Gdyby nie był takim sknerą i malkontentem to pewnie jeszcze by pożył.
Tyś Obserwator ni kuta nic nie zrozumiał z tego programu ! No to skoro jesteś taki tępy, to po co bierzesze się do pisania tych bzdetów. Naprawdę nie masz nic innego do roboty ?!
W ramach zaprezentowanego dziś przez rząd Zjednoczonej Prawicy programu Nowy Ład, prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że kwota wolna od podatku zostanie podniesiona do 30 tys. zł brutto. Tymczasem internauci przypomnieli obietnicę Borysa Budki z niedawnej konwencji. Nic dziwnego, że dziś jego koledzy usilnie próbują znaleźć minusy propozycji Zjednoczonej Prawicy.
Rząd Zjednoczonej Prawicy przedstawił dziś założenia Nowego Ładu. Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas konwencji programowej zapowiedział podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. złotych.
"Jest także bardzo ważna dla wielu milionów ludzi sprawa płac, a także emerytur. I tutaj chciałem powiedzieć, że z jednej strony likwidujemy szkodliwy, niesprawiedliwy i niespotykany właściwie na świecie degresywny system podatkowy, a z drugiej strony podnosimy sumę wolną od podatku do 30 tysięcy złotych"
- powiedział prezes PiS.
Internauci szybko porównali to z niedawną obietnicą szefa Platformy Obywatelskiej Borysa Budki, który obiecał podniesienie kwoty wolnej od podatku do 10 tys. zł.
Jak tam @bbudka łyso ci😂🤣#PolskiŁad💪 pic.twitter.com/6QXxgBTKPu
— APrawdaWasWyzwoli (@KrzysiekBlues) May 15, 2021
Nic więc dziwnego, że teraz propozycję obozu rządzącego krytykują przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej. Między innymi Dariusz Rosati, który na Twitterze straszy, że "straci klasa średnia, jednoosobowe firmy i specjaliści".
Kaczynski: kwota wolna 30 tys, drugi próg podatkowy od 120 tys. Ale ani słowa o likwidacji odliczenia składki zdrowotnej od podatku. Per saldo straci klasa średnia, jednoosobowe firmy i specjaliści. #NieładPiS
— Dariusz Rosati (@DariuszRosati) May 15, 2021
Ale nawet nieprzychylny władzy poseł Lewicy Maciej Gdula wybił te argumenty z rąk Platformy.
Płacz komentatorów liberalnych, że na #PolskiŁad stracą osoby zarabiające powyżej 10 tys. są zabawne. Ile jest takich osób? Otóż 6-8%. Branie ich interesów na sztandary to odwracanie się od 90% Polek i Polaków
- napisał na Twitterze.
Płacz komentatorów liberalnych, że na #PolskiŁad stracą osoby zarabiające powyżej 10 tys. są zabawne. Ile jest takich osób? Otóż 6-8%. Branie ich interesów na sztandary to odwracanie się od 90% Polek i Polaków.
— Maciej Gdula (@m_gdula) May 15, 2021
Statystyki nie oddają całości porównania, nie wystarczą, by zestawić poczucie przytłoczenia młodego pokolenia sprzed 10-20 lat z szansami i perspektywami dzisiejszej młodzieży - a to dzisiejsza Polska wypada o niebo lepiej od frustrującej przeszłości III RP. Choć liczby nie wszędzie będą przekonujące to jednak od nich trzeba zacząć.
Liczby obiektywne
Trudno sobie to uzmysłowić, ale do 2014 roku nawet Ukraina miała niższe bezrobocie niż Polska - i to znacznie! Wśród młodych ludzi (do 24 roku życia) w naszym kraju co czwarty w 2014 roku nie mógł znaleźć pracy, zaś Gazeta Prawna w lutym 2013 roku podawała, że bez pracy pozostawał prawie co 3 młody Polak. Takiego dramatycznego poziomu nie osiągnęła nawet Rumunia, która ekonomistom kojarzy się jednak z niskim poziomem ekonomicznym jak na standardy UE, a Polska w tamtym czasie była „zieloną wyspą”, budującą Orliki i autostrady. Tymczasem w okresie Dobrej Zmiany, przed pandemią, pod koniec roku 2019 bezrobocie wśród młodych było najniższe w historii pomiarów i wynosiło mniej niż 8%. Dziś, w czasie bezprecedensowego koronakryzysu bezrobocie młodzieży i tak jest niższe (marzec 2021 - 13.9%) niż w najlepszych czasach Platformy Obywatelskiej (sierpień 2008 - 16,4%). Powtórzmy ten wniosek jaśniej - szalejące lockdowny i obostrzenia to i tak mniejsze zło dla rynku pracy młodych niż najlepszy okres rządów Tuska.
W ciągu dekady pensje Polaków wzrosły o połowę - oczywiście inne są ceny i koszta utrzymania, ale to pod koniec 2014 Agencja Knight & Frank przyznała, że spośród 20 ważnych światowych metropolii to młodym warszawiakom jest tak źle, że do domknięcia ich miesięcznych budżetów brakuje ok. 2% zarabianych środków - często to rodzice uzupełniali te indywidualne dziury budżetowe.
Statystyki jasno wskazują, że Polakom po prostu żyje się lepiej, a po 2015 roku ten wzrost przyspieszył. Ale zapewne ci, którzy urodzili się w latach 80-tych pamiętają tę atmosferę młodego pokolenia wchodzącego w dorosłość ponad dekadę temu. Jeśli co czwarty z nas nie mógł znaleźć pracy, to pamiętajmy, że większe niż dzisiaj obciążenia podatkowe młodych dodatkowo utrudniały zdobycie życiowej normalności. Wielu z nas, a także wielu naszych znajomych wyjeżdżało na Zachód, zwłaszcza do Wielkiej Brytanii, część z nich już nigdy do Polski nie wróciło.
CDN.
Wspomnienia subiektywne
Na studiach w Krakowie było o tyle łatwiej, że turystyczne miasto odwiedzane przez miliony turystów rocznie, potrzebowało obsługi w gastronomii, muzeach, hotelach i wielu miejscach kultury. Gdy jeszcze pod koniec studiów dostałem w prywatnej firmie pracę na etat, czułem się jak władca świata - 2 000 złotych miesięcznie pozwalało mi szastać pieniędzmi, a gdy po 3 miesiącach dostałem podwyżkę o 500 złotych studenckie otoczenie patrzyło na mnie, jakbym wrócił z Wall Street. Kupno własnego, starego mieszkania - z pomocą rodziny przy wkładzie własnym, na 30 letni kredyt - to już było istne szlachectwo.
Na ludzi, którzy pozałatwiali sobie pracę w administracji uniwersyteckiej albo publicznych instytucjach - można było patrzeć jak na partyjnych w PRL. Istna nomenklatura z przywilejami!
Trudno było tłumaczyć zawodowe sukcesy i porażki jedynie kompetencjami. Pamiętam Pawła Zyzaka z bodaj najlepszą pracą magisterską tamtych lat, który po jej wydaniu - słynnej biografii Lecha Wałęsy - zamiast być zasypanym ofertami pracy naukowej, jakby to wyglądało w normalnym państwie, poszedł zarabiać jako magazynier w hipermarkecie, a potem wyjechał do USA. Jego promotor, profesor Andrzej Nowak, był wzywany do tłumaczenia się przed władzami wydziału, a owa „wolność słowa” i praworządność mieniła się licznymi pogróżkami i wulgarnymi atakami na historyka z UJ. Sam premier Donald Tusk publicznie groził całej uczelni za nieprawomyślną książkę, a małe wydawnictwo było ciągane po sądach. Protestów w obronie demokracji czy Konstytucji jakoś nie pamiętam.
Oderwany od rzeczywistości prezydent Komorowski - przy tym dramatycznym bezrobociu wśród młodych - radził, by zmieniać pracę i wziąć kredyt.
Troski dzisiejsze
Pewnie że każde pokolenie ma swoje troski, a pandemiczny rok wyrwany z wczesnej dorosłości nie należał do łatwych. Problemy mieszkaniowe przez te lata również nie doczekały się spektakularnych rozwiązań, a deweloperzy to nadal jakiś rodzaj klasy panującej nad losem młodej generacji. A jednak skala problemów, które młodzież sama przedstawia, jest dramatycznie inna niż pamięć mojego pokolenia. Lewicowe aktywistki opowiadają, jak to w vegebarze musiały robić dwie rzeczy naraz - dekadę temu cieszyłyby się, że w ogóle mają pracę, wzięłyby ją na czarno, za trzykrotnie niższą stawkę. Młodzież szkolna boi się powrotu z nauczania zdalnego przed oblicze wymagających nauczycieli, a starsza młodzież czeka, aż będzie mogła sobie wykupić bilety lotnicze na wakacje - popularnymi kierunkami są Maroko czy Hiszpania. Zarabiać w Polsce, by jeździć za granicę? Dekadę temu prędzej było o odwrotny schemat.
Ale najciekawszym wskaźnikiem tego jakie szczęście mają ludzie urodzeni w II połowie lat 90-tych jest powód ich protestów i oburzeń - a bo to ksiądz w odległej wsi powie, że homoseksualizm to grzech, a to bo arcybiskup nazwie organizacje LGBT tęczową zarazą, a to policjant przed domem Kaczyńskiego ma dowodzić istnienia dyktatury, zaś aktywiści różnych nurtów politycznych domagają się tekturowych słomek w miejsce plastikowych i mniejszej emisji dwutlenku węgla. Błogosławione są takie powody do buntu - o ileż lepsze niż bezrobocie, praca na czarno, niskie stawki godzinowe i aroganccy pracodawcy.
Nie rzecz w tym, by pokazać, że PiS rządzi lepiej niż Platforma Obywatelska, czy pochwalić Polski Ład, który może przynieść rozwojowy skok. Po prostu dzisiejsza Polska - niech sobie genezę tego zjawiska każdy tłumaczy i usprawiedliwia jak chce - to Polska lepsza dla młodych ludzi niż dekadę czy dwie dekady temu. Dużo lepsza. Bez żalu do młodych, że tak często tego nie widzą i nie doceniają. Życzę Wam dobrze. I życzliwie zazdroszczę.
więc cieć ze sprzątaczką na minimalnych, ale z szóstką pociech, nie tylko spłacą w dziesięć lat kredyt na mieszkanie - i bardzo dobrze - ale jeszcze zdążą do ich pełnoletności pożyć jak paniska
==========
Nie wiem, nigdy mnie to nie interesowało czym się zajmuje przez 8 godzin dziennie filozof, ale przed chwilą sprawdziłem w wyszukiwarce, ilu studentów w Polsce studiuje filozofię. Pewnie jakbym się lekko przyłożył, to miałbym dane aktualne, ale myślę, że za od roku 2015 wiele się nie zmieniło: było ich 2186 (415 na samym UW). 2200 filozofów. Jeśli dobrze liczę, to co 5 lat 2200 nowych filozofów zasila naszą gospodarkę, by rosła ona w siłę, a obywatelom żyło się dostatniej. Pisze Pan, że jest doktorantem filozofii, w tej profesji to chyba nie wyjątek? Nie, żebym coś miał do filozofów, ale ludziska, Was jest wcale pokaźna armia? Czy nie jest tak, że to ciecie i sprzątaczki na Was pracują?