W czasach kiedy jedyną dostępną myślącym ludziom i dającą się zaakceptować towarzysko doktryną był postęp pojawiło się pojęcie „mętniak”. Czerwoni nazywali mętniakiem kogoś, kto choć, w ogólnym zarysie rozumiał konieczność dziejową i tak jak oni wiedział, że trzeba obrabować ludzi, żeby ich dobrem nakarmić towarzyszy z KC i jaczejek, ale jednak miał pewne wątpliwości. Mówił na przykład: rewolucja tak, ale..., albo postęp tak...ale...
Mętniakiem na przykład był Andrzej Bobkowski dla Cyrankiewicza przed wojną. W swoich szkicach Bobkowski wspomina te rozmowy. Cyrankiewicz uważał się za człowieka kryształowego o poglądach jak struny wyprężonych i skierowanych w przyszłość, Bobkowskiego zaś postrzegał jako kogoś kto nie dość, że nie dojrzał, to jeszcze kręci i coś ukrywa. W czasach zmian zaś jak wiemy ukrywanie czegokolwiek jest szalenie niebezpieczne. Najbardziej zaś niebezpieczne jest ukrywanie indywidualnych ocen, których każdy człowiek dokonuje na podstawie zebranych samodzielnie – co ważne – informacji.
Ludzie, którzy określają bliźnich swych tym dziwnym słowem - mętniak – lub jakimś słowem zbliżonym mają zwykle na swoją obronę konkret. Konkret jest antonimem mętniactwa. Konkret jest ważny powszechnie i nie można go w żaden sposób podważyć. Mistrzem stosowania konkretów jest w salonie24 Jan Osiecki i Eli Barbur. Podam dwa przykłady ich ulubionych konkretów. Osiecki: byłem tam, wlazłem na brzozę, jest twarda, złamała skrzydło, modele Biniendy niczego nie udowadniają. Najważniejszym elementem konkrety, którym operuje Osiecki jest to, że wdrapał się on na brzozę i ocenił ją za pomocą własnych zmysłów. To jest konkret. Konkretom zaś musimy wierzyć inaczej koniec z nami, prawda?
Eli Barbur: W III wieku n.e chrześcijanie oskarżyli Żydów o zamordowanie Chrystusa i przez to 1500 lat później pojawił się Hitler. Same tu mamy, proszę Państwa konkrety. Nie ulega wątpliwości (jak mawiała stara niania – to taki żart – kto słyszał ten wie. Nie zacytuję, bo świński) że chrześcijanie oskarżyli Żydów o zamordowanie Chrystusa, nie ulega też jej także, że 1500 lat później mieliśmy tego całego Hitlera. To są same konkrety, z którymi ja polemizował nie będę, bo jestem na to za słaby.
Myślę, że czytając tych dwóch autorów wszyscy miłośnicy konkretów oraz jasnych sytuacji są usatysfakcjonowani i szczęśliwi. Nie mają już wątpliwości. Przekaz jasny, klarowny i czysty.
Na przeciwległym biegunie sytuuję się niestety ja i Toyah, jesteśmy klasycznymi przykładami mętniactwa i zarzucają nam to o zgrozo wszyscy dookoła. Toyahowi – tradycyjnie już – oni, z Mireksem i kimś kto podpisuje się Eternity i jest czytelnikiem Eli Barbura, na czele, a mnie nasi w osobie Teresy Bochwic komentującej na Niezależnej oraz pana podpisującego się „gorzki”, który – jak zadeklarował – czyta mojego bloga od dwóch lat, czyli właściwie od początku. Nasi Toyaha nie ruszają. Myślę że mają pewne obawy. Może się okazać, że odpowie, jak to się przytrafiło kiedyś Łukaszowi W, znanemu redaktorowi i co wtedy...? Ja najwyżej trochę poujadam i się w końcu zajmę czymś innym.
Pod moimi dwoma ostatnimi tekstami pojawiły się, w niezależnej właśnie, komentarze wzywające mnie do tego bym zerwał z tym bełkotem – tak napisał gorzki – a zajął się konkretami. Odpowiedziałem w swoim stylu, czyli bardzo niegrzecznie i arogancko. Mniej więcej tak jak to robi Eli Barbur wobec swoich przeciwników. Na co gorzki powiedział mi, że pogrążam się całkowicie i już nikt nie będzie mnie uważał za człowieka kulturalnego. Ja specjalnie się tym nie przejmuję, ale znamienne jest tutaj to, że człowiek zarzucający autorowi bełkot, czyli ignorujące całkowicie jego ukryte zamiary względem tekstu i czytelnika, a takowe szanujący się autor ma zawsze, domagający się wreszcie, by mu kawę na ławę wyłożyć i powiedzieć o co chodzi, powołuje się na kulturę. Myślę, że na to samo powoływał się Cyrankiewicz kiedy tłumaczył Bobkowskiemu przed wojną w Krakowie na czym polega dziejowa konieczność.
Terasa Bochwic zaś twierdzi, że znowu lamentuję. I tak dobrze, że nie napisała – jojczę. Eli Barbur mógłby się obrazić. No więc czemu lamentuję i co mi przeszkadzają wykłady Semki, skoro wszystko idzie dobrze i zmierza we właściwym kierunku? Mi wykłady Semki nie przeszkadzają, bo ja ich nie słucham, przeszkadza mi tylko to, o czym Toyah napisał w swoim ostatnim tekście na stronie www.toyah.pl Przeszkadza mi to niezachwiane przekonanie o słuszności i wartości głoszonych przez siebie prawd. Toyah zilustrował to fragmentem wywiadu jaki z Czesławem Bieleckim przeprowadzili bracia Karnowscy. Przytoczę tutaj ten fragment w całości.
„Tak, bo indywidualność części polityków międzywojnia: Piłsudskiego, Kwiatkowskiego, Grabskiego, wykraczała poza myślenie partyjniackie. Byli też w stanie powstrzymać tę bezinteresowną zawiść, która powoduje, że współcześni przywódcy polityczni są zaniepokojeni, gdy ktoś nawet nie wyrasta ponad nich, ale jest od nich niższy o pół głowy. Bo może jeszcze urosnąć! To chore myślenie dominowało i dominuje w polityce, choć w każdej korporacji spowodowałoby katastrofę. Ono przynosi złe skutki. Nie jesteśmy zdolni do myślenia zespołowego, rwiemy sztafetę pokoleń, nie wychowujemy następców, nie kontynuujemy rozpoczętych projektów”
Wywiad dotyczy naszej obecnej sytuacji. Tej całej nędzy, która według Bieleckiego wynika z tego co powyżej zacytowałem. Bielecki jak widać jest miłośnikiem konkretu i znawcą spraw przedwojennych a także powojennych. Twierdzi – wyraźnie – że przed wojną politycy polscy pozbawieni byli myślenia partyjniackiego. Po wojnie zaś wprost się w nim nurzają. No i pisze także o tych korporacjach, że taki sposób prowadzenia biznesu jak u nas prowadzi się politykę położyłby każdą korporację. Nie wiem w ilu korporacjach pracował Czesław Bielecki i nie wiem jakie książki o międzywojniu czytał, ale mam wrażenie, że pracował niedługo i tych książek też nie było zbyt wiele. O powierzchowności tego sądu wypowiadał się nie będę, bo mi powiedzą znów, że bełkocę i uciekam od konkretów.
Tak więc zarysował nam się nowy podział, może jeszcze niezbyt wyraźnie, ale myślę, że rysa będzie się pogłębiać. Podział na mętniaków i ludzi konkretu. Ci konkretni, jak zwykle, osiągną wkrótce całkowitą dominację i oskarżą tych drugich o rozbijanie jedności oraz zdradę. Może obejdzie się bez strzelania tym razem, ale jakiś konkret pewnie się pojawi. Na razie nie zgaduję jaki. A może tylko każą nam uczestniczyć w obowiązkowym obozie resocjalizacyjnym prowadzonym przez jakiegoś kołcza z doświadczeniem? Oby.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Gdzie to jest dokładnie, pojęcia nie mam.
Informuję także, że dnia 13 stycznia, w piątek, o 18.00, w Domu Polonii przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie odbędzie się spotkanie z blogerem coryllusem, autorem licznych książek i publikacji internetowych. Zapraszam.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2453
red. Osiecki zapewne spadł z tej brzozy na dupę i stąd można wnioskować o lokalizacji jego rozumku (to przykład wnioskowania "a la Osiecki"). Co do Czesława Bieleckiego to podejrzewam, że jest to raczej rodzaj chciejstwa politycznego z dobrej intencji.
On sobie jeszcze zdjęcie zrobił na brzozie, żeby było widać jaki jest sumienny.
Smoleńsk dowiódł że polityka czyli teraźniejszość i przyszłość naszego państwa decyduje się zupełnie gdzieś indziej, gdzie - nie wiemy i się nie dowiemy. A blogosfera to taka klubokawiarnia. Można się spierać do świtu i co z tego. Dlatego to co powiedziała Teresa Bochwic czy inny mistrz polemiki nie ma wpływu na nasze sprawy. Tym bardziej niech nie bedzie miało na ten blog, jakże cenny. Żyjemy w epoce wojny informatycznej. Całe narody są podbijane bez wystrzału. Informacja i opinia są bronią.
Albo klubokawiarnia albo wojna informacyjna. Pogodzić się tego nie da.
"..Tak więc zarysował nam się nowy podział, może jeszcze niezbyt wyraźnie, ale myślę, że rysa będzie się pogłębiać. Podział na mętniaków i ludzi konkretu. Ci konkretni, jak zwykle, osiągną wkrótce całkowitą dominację i oskarżą tych drugich o rozbijanie jedności oraz zdradę. Może obejdzie się bez strzelania tym razem, ale jakiś konkret pewnie się pojawi. Na razie nie zgaduję jaki. A może tylko każą nam uczestniczyć w obowiązkowym obozie resocjalizacyjnym prowadzonym przez jakiegoś kołcza z doświadczeniem? Oby.." :-)
Naprawdę ma pan nadzieję? A kim pan jest, żeby nam tu zawracać głowę swoją nadzieją? Napisał pan coś może? Czym się pan wyróżnia poza nickiem, żeby orzekać o tym kim jestem a kim nie jestem? Już panu powiedziałem 4 razy, że nie musi pan tu przychodzić. Nie ma obowiązku czytania tego bloga.
też nie byłem.
Ja nie pana oceniam, lecz pańskie pisarstwo. I tego właśnie nie rozumiem. Jakbym miał do czynienia z dwoma różnymi ludźmi: coryllus z salon24 i coryllus z niezalezna.pl.
A poza wszystkim, strasznie pan nerwowy.
Autorzy są zwykle złożonymi osobowościami, trudno to zrozumieć komuś kto nie był w Afganistanie, ale niech pan się stara.
Po jednej stronie ( i w PO i w PiSie) wypyskowane, wytresowane dla medialnych sporów towarzystwo partyjnych karierowiczów z marnymi kompetencjami w swoich tzw zawodach wyuczonych, z którymi to umiejętnościami nie byliby w stanie przeżyć do pierwszego, po drugiej ludzie znający się na tym, co robią, dzięki którym obywatele TEGO kraju nie zdychają z głodu i coś jeszcze TUTAJ jako tako funkcjonuje. Tych drugich rzadko "dopuszcza się" do polityki. Jeżeli dyrektorem szpitala zostaje kretyn / aparatczyk z PiSu, to nikogo nie może dziwić,że partia ta traci popularność. Na miejsce kretyna z PiSu przychodzi złodziej z PO. Zdesperowani ludzie głosują na Palikota. Oczywiście, że użyte tutaj słowa przerysowują sytuację; tak to jednak z grubsza wygląda.
Tzw oddolne inicjatywy są skutecznie blokowane przez tych, co na górze bez względu na przynależność partyjną. W tej materii obie strony rozumieją się w milczeniu. Jeżeli w jednym z województw działa skutecznie rozwiązanie logistyczne dotyczące funkcjonowania systemu ( przykład: dystrybucja leków w woj Śląskim ) to w interesie "nas wszystkich" jest, aby takie rozwiązanie jak najszybciej wprowadzić na skalę ogólnopolską. Dlaczego tak się nie dzieje? Bo istnieje i kolejny podział:
Ludzie uczciwi i opowiedzialni; po drugiej stronie oszuści i złodzieje. Ci drudzy w rządzie biorą górę.
Spora część leków uzyskała status leków refundowanych dzięki łapówkom wręczanym urzędnikom na najwyższym szczeblu. Skąd to wiem? Od takiego, co owe łapówki wręcza. Zawrotne kwoty.
Etat w ministerstwie zdrowia jest lukratywny bez względu na przynależność partyjną. Dopływ świeżej krwi, nowych ludzi, nowych pomysłów mógłby się dla pracujących tam skończyć źle. Tak więc zachowanie aktualnego status quo w postaci niezmienionej jest dla pracującej tam szumowiny kwestią życia i śmierci.
Ostry podział na PiS i niePiS na najwyższym szczeblu jest w znacznym stopniu chwytem medialnym.
Obowiązują przede wszystkim inne, wyżej opisane podziały.
Zgadzam się z Tobą.