Często ludzie, którzy decydują się zamieszkać w nowym domu, kupują starą posiadłość, bo na przykład podoba im się lokalizacja, a następnie wyburzają z tego starego niemalże wszystko, by w miejsce tego postawić na nowo dom, już po swojemu.
Takie działanie, unikając brutalności, nie nazywa się wyburzaniem, tylko demontażem.
Bez przerwy mamy do czynienia z takimi procesami. W mniejszej lub większej skali. Natura Ziemi, planety krążącej wokół Słońca, też realizuje demontaż w odwiecznym cyklu wiosna – lato – jesień – zima.
Narodziny – wzrost – dojrzałość – zmierzch i upadek.
Trwa wojna.
Nie zajmuję się chwilą obecną. Usiłuję spojrzeć w przyszłość. Nie za daleko. Wybiec tylko trochę do przodu.
Te wszystkie śmieszne gierki – gruba wulgarna kobieta i jej odurzone dzieciaki na ulicach. Rozfanatyzowani dżihadyści podrzynający gardła białym owieczkom. Czarni w Ameryce, co nagle poczuli zew krwi, jakby nadal byli Tutu, albo Hutsi. Chińczycy, co po latach schizofrenii komunizmu, przypominają właśnie sobie teraz, że byli pępkiem świata – Państwem Środka.
Lub już całkiem blisko – jak zorganizować wyjazdy na narty, gdy hotele i restauracje mają być zamknięte. Lub jak to mówi zwyczajowo ponury Gadowski – jedyne Święta Bożego Narodzenia zabrał mu Jaruzelski, a teraz, drugi raz w życiu, zabiera mu Kaczyński. A to ci biedak. Nie widzi dalej czubka własnego nosa i rzędu z tej okazji nie wypitych toastów.
A najgorsze – prawie cała Europa nas nienawidzi. A my tak lubimy być kochani. Nawet jeśli to oprawcy – przytulić się do nich.
Kto tworzy przyszłość?
Może Stwórca chce, by byli to Orban i Kaczyński?
Nie interweniujemy – żadnej przyszłości nie będzie.
Czy nie zdajemy sobie z tego sprawy?
Tu i teraz, to postawa życiowa, filozofia krótkiego życia na czas względnego spokoju. Wtedy jest czas na dyskusje, rozmowy i kłótnie o imponderabilia - rzeczy nieuchwytne i niedające się dokładnie zmierzyć lub obliczyć – zazwyczaj nazywane duperelami. Jak te stoki narciarskie, wymuszane szczepionki będące fejkniusami, albo po co za grube miliony wybudowano tym czasowe szpitale, by stały puste.
To wszystko może być odgrywane na scenie życia, kiedy jest pokój. Lecz nie powinno absorbować ludzkich umysłów w czasie wojny. Niestety, większość nie zdaje sobie sprawy, że wojna już się rozpoczęła.
Jak 1 września 1939 mieszkańcy Warszawy, którzy wylegli na ulice, by przypatrywać się interesującym samolocikom, z których sypały się takie nieduże kropeczki.
Ludzkość przez część swojego istnienia to banda zbirów. A także idiotów, miotających się od katastrofy do katastrofy.
Wygląda na to, że w spokoju, pokoju, względnej równowadze, jest zdolna przeżyć najwyżej sto lat. Jeden wiek. A potem musi nastąpić fin de siècle. Rozumiany również jako koniec pewnej ery.
Przez to nasza historia to bełkot wariata. Nieustanny chaos.
Czy to nieuchronne? Wpisane w geny?
Może tym razem uda nam się to zmienić. Wreszcie się uda.
A może już przegraliśmy? Spokojny, łaknący porządku i bezpieczeństwa tłum ludzi, zawsze przegra z Hunami. Z nawet nieliczną grupą zdziczałych fanatyków, którzy nigdy nic nowego nie budują, tylko wyłącznie burzą stare.
.
Skoro jest cykliczność, to nie może być "nigdy nic nowego nie budują, tylko wyłącznie burzą stare". Gdyby trzy tysiące lat niczego nie budowano tylko WYŁĄCZNIE niszczono, to by kamień na kamieniu nie stał. A stoi i to nie jeden.
Prawdą jest, że jednak coś się wali. Wali się świat pomysłu na siedem książek, zaczętych trzech i nie wydanej ani jednej. Miliona obiecanych samochodzików na bateryjki i stu tysięcy mieszkań. Piątek zwierzątek. Ogłaszania i nie publikowania. Zawalił się świat obiecanego narodowego sklepu spożywczego. Porcelany z Chodzieży. Nawet zapałek, bo o elektrowni jądrowej szkoda obiecywać.
Wali się kłapanie dziobem.
Pod jakim nickiem udziela się teraz na NB nasz biedny pan Krzysiu z Krakowa?
Rozpoczynamy. Do końca 48 godzin.
Mamy mało czasu. 3 lata pod jedynym parasolem jaki został. A że sponiewierany i cieknie - toż właśnie po to ta aborcyjna ulewa, żeby nas po cichu nie zatopiono. Zwierzątka miał sens głęboki, tu chaos jest w planie. Potrząsnąć, przywaliç z pięści. Niech się otrząśnie Kościół, lud - kompromisy się skończyły. Nie siadamy przy stole z wrogiem. Nazywamy po imieniu bandytę, zdrajcę i niszczymy. Albo my albo oni.
Nie można skupiać się na faktach i realnych problemach gdy ma się zamiar nic nie robić. Na tym to właśnie polega, że każdy z nas generuje wokół siebie albo inicjatywę albo marazm. I suma takich pojedynczych aktywności jest miarą skuteczności społecznej.
Dlatego piszę o siedmiu książkach planowanych, trzech na raz pisanych, a żadnej nie wydanej jako ilustracji prawdziwego naszego obatela - którego wzniosłe mniemanie o sobie realnie leży i kwiczy w paraliżu i lenistwie rozumianym jako nieumiejętność osiągania zaplanowanych celów. Ale że czymś niemoc chce się przykryć, to "mądrości ślad" do tego dobrze się nadaje ponieważ podobni obatele - czytając elaboraty - lepiej się poczują należąc do takiej bezpłodnej elyty.
Sake, ja nie jestem komentatorem bieżączki. Masz ich tutaj na pęczki, bo jedyne co potrafią, to reagować na kolejną podpuchę. Ja usilnie staram się uchwycić Zjawisko. I potencjalne zagrożenia. Bo wydaje się, że ten harmider (p)osłów, obleśnych niedopieszczonych bab i innych gebelsików, tworzących zasłonę dla rzeczy zasadniczych, również oślepia rzeszę internautów.
Jak się wreszcie obudzą, to nie ręka, lecz cali będą już w nocniku.
Nie jestem prowincjonalnym dziennikarzem od faktów. Sorry.
Zjawiska pojawiają się w określonych środowiskach. Nie ma lodu na Sacharze, nie ma upałów na biegunach. Ty zaś chcesz opisać zjawisko odrywając je od niewygodnego środowiska, skąd pochodzi.
Przykład: rozwiązujesz równania o aborcji i piątce futrzaków i nic sensownego ci nie wychodzi, choć oczywistym rozwiązaniem jest społeczne upośledzenie pomysłodawcy. To nie jest jego wina, to jego cecha. To jest to niewygodne środowisko... Zrób takie niewygodne założenie (inżyniera powinna cechować zdolność do eksperymentów myślowych), przeanalizuj i porównaj wyniki eksperymentu z rzeczywistością.
Nie sądzę, że połowa nas Polaków jest za demontażem. Poza tym, w tej marnej demokracji wygrywa każdy, kto ma 50% + 1 głos. Wiem, że lepiej było, jak w PRLu miało się 98%.
Ludzie się pilnowali. Donosili. I kombinowali.
A dzisiaj?
Ale tak, u nas datą przełomową jest rok 1989. Jednakże przygotowania rozpoczęły się już w roku 1980, co można zobaczyć studiując materiały IPNu.
A ostatnio symbolicznym zdarzeniem, było uczynienie starych, wyleniałych i betonowych komunistów europosłami przy pomocy Platformy Obywatelskiej. Sądzę, że była to forma zapłaty, za lata współpracy.
Tak, czy inaczej, jesteśmy dziecinnie rozgrywani przez wysokiej klasy fachowców przyszłej anty-cywilizacji, w której głównym elementem założycielskim jest wyrzucenie z kanonu wartości prawdy, zastąpionej kłamstwem, oraz przykrycie każdej rzeczowej dyskusji negatywnym komponentem emocjonalnym.
Wiele razy rozmawiałem z kilkoma posłami - dwóch z nich miało przez pewien czas duże znaczenie, nawet wpływało na istotne decyzje rządu, kilkoro mniejsze. Kiedy byli w opozycji, chętnie i często spotykali się z niewielką grupą ludzi, którzy ich popierali. Ci posłowie wygłaszali opinie i snuli projekty usprawnień państwa, których domagaliśmy się i my, zwykli zjadacze chleba. Że trzeba zmniejszyć administrację, że przywrócić wychowawczą rolę szkloły, zmienić rynek medialny, postawić na rozwój własnej myśli technicznej, ukrócić działanie obcych sił poprzez kontrolę tzw. organizacji pozarządowych, naprawić system wymiaru sprawiedliwości, uzbroić polską armię polską bronią, zamknąć w więzieniu złodziei, wyjaśnić ciemne sprawy III RP - Smoleńsk, sobotnich samobójców, osądzić zbrodniarzy komunizmu, Sprawy były stawiane jasno, nie budziły wątpliwości.
Nastał czas, kiedy byli opozycjoniści zaczęli rządzić. I początkowo sprawy szły tak, jak obiecywali. Może nieco za wolno według mnie i podobnych, może nie zawsze w sposób, który mi podobał się, ale czułem, że wreszcie zaczynała się prawdziwa zmiana na lepsze. Pierwszym ostrzeżeniem była izolacja posłów - już nie chcieli słuchać zwykłych ludzi, skończyły się spotkania, drugim - Kurski w TV, natomiast brak tam Pietrzaka, Gadowskiego, prof. Andrzeja Nowaka, a w zamian - disco polo.
A potem był koniec 2017 r. i nastąpiło coś, co spowodowało, że dziś niczego już nie oczekuję. Kiedy ludzie, którym zaufałem, zaczęli działać wbrew głoszonym wcześniej hasłom, kiedy sabotowali jedni drugich, kiedy nie różnili się w swoich działaniach od poprzedników - przestałem im ufać. Rozczarowałem się nimi, straciłem chęć do jakiegokolwiek udzielania się publicznego.
Rząd aktualny PiS (?) pogorszył mój zakres wolności w sposób, jakiego dotąd w życiu nie doświadczyłem, ludzi odważnych i sprawnych (prof. Szyszko, premier Szydło, min. Macierewicz, min. Woś, min. Ardanowski) wykopał w ordynarny sposób z polityki, co budzi we mnie niesmak, nie oferuje rozwiązania wcześniej wskazanych spraw, a tworzy kolejne budzące głębokie wątpliwości, nie prowadzi otwartej na ludzi polityki, tylko skrytogabinetowy, a obywatele muszą to akceptować.
Nie muszą i NIE CHCĄ. Zawiedzione nadzieje to nie tylko utrata głosów w wyborach - takimi ludźmi po prostu pogardza się.
Miałeś chamie złoty róg...
Tylko czy dzisiaj mamy jakąś alternatywę?
Twoje wpisy sa ciekawe, skłaniajce do myślenia i refleksji. To jest jasne. Gdybyś pisał w gezecie, nie miałbyś komentarzy, dyskusji, podniet, ale też i głupich odzywek. Twoje pisarstwo zamykałoby sie w kręgu dyskusji ze znajomymi i w tym, co przyniosło Ci życie, a więc: przekaz domowy, wykształcenie, doświadczenie życiowe i zawodowe; inteligencja. To wszystko działa i przetwarza sie w jakaś wypadkowa.
Kiedyś, gdy powstało "Radio Maryja" zafascynowałem się jego zasięgiem i komentarzami, gł. w "Rozmowach niedokończonych". Bywało, że przy interesujcym mnie temacie spędzałem czas do trzeciej w nocy. Większość komentarzy świadczyła i dużym zaangażowaniu i niestety niewielkim przygotowaniu merytorycznym. Ale w każdej audycji trafiały się rodzynki - i właśnie na nie zaczałem czekać. W taki sposób wcignłem się w to radio zbyt mocno. Po jakimś czasie zauważyłem, że robota jest dobra, ale czas poświęcony na słuchanie nie przekłada się na korzyści, jakich się spodziewałem. I ta refleksja stała się momentem zwrotnym... Janusz, wydaje mi się, że zaszedłeś zbyt daleko i oczekujesz zrozumienia, dyskusji, ale też troche poklasku i pewnej nagrody za wysiłek. I tutaj muszę Cię zaskoczyć - nagrody nie będzie, poklasku też. A jak bedziesz sie domagał, oberwiesz. I wszystko skończy się niesmakiem, bo przeciez chciałeś... Ale z Polakami jest tak, że swoje musza robić idac pod górę, w deszcz, zimno często nie wiedzac dokad ida. To tyle tytułem wstępu.
Jeżeli chodzi o wpis. Trzeba zaczać od pocztku. Od pytania kim jest człowiek? Wszyscy jesteśmy niewolnikiami tego świata. Musimy trawić wydalać i umierać. A skoro tak ustawił nas Bóg, musimy też pracować. I tu zaczynaja się schody. Od poczatku świata jeden od drugiego chce być lepszy, bogatszy i piekniejszy. I to jest drabina, po ktorej wpinaja sie wszyscy - ci którzy cokolwiek rozumieja i ci ktorzy nie kapuja niczego; ci którzy szukaja prawdy i ci którym wszystko jest obojetne i chca żyć kosztem drugiego. Mamy kultury, cywilizacje, ludzi, ktorzy wzajemnie się zjadaja. Wojna jest wpisana w życie czlowieka tak samo. jak pożary, powodzie w naturę. Wojny i pożary od zarania były oczyszczeniem. Świat nieustannie do czegoś daży, a człowiek nie ma pojęcia jak i w jakim celu znalazł się na ziemi; chce sie bawić, chce kochać, ale nie może zrozumieć dlaczego musi cierpieć? Popełnie błedy, bo jego życie nieuchronnie musi się skończyć. To wszystko, co zbudował tu na ziemi zostało wzniesione jego umysłem i rękami. Ale nie zdaje sobie sprawy, że pomimo takiego sukcesu takiego samouwielbienia, jest zaledwie małym trybikiem w kosmosie, ktorego może zniszczyć jeden meteor lub nawet własna dziełaność.
Przez ostatnie 75 lat udało się wstrzymac wojnę, ale nie udalo się zredukowac energii, ktore ja wywołuje a ktora wciaż narasta prowadzac tym razem do takiej ekspolozji, jakiej dotad nie było. Jesteśmy więc więc jak... cd
Nasza łódka nie jest duża, osiadła na mieliźnie, a marynarze zamiast zeskoczyć z niej i wypchnć ja na głebsza wodę, siedza i dra gębe wołajac o pomoc. W II RP się budowało, teraz państwo płaci za pozory, za zła pracę, za bylejakość i nicnierobienie. Czy temu jest winny czlowiek? Nie, bo dostał się w takie tryby systemu, w którym nie ma dobrego rozwiazania. I pomyśleć, tak bardzo chceliśmy do Europy i tak bardzo do dobrobytu, że zapomnielismy o najważniejszym, że dobrobyt buduje się długo i wspólnie. Mechanizm, który wymysłił człowiek, właśnie zaciera się i staje w miejscu. Jego obrońcy sa jeszcze silniejsi od ofiar, które musza go zniszczyc, aby przeżyć. I kto w tym będzie pierwszy, gdzie wybuchnie pierwsza pigułka? Czy pokojowo da się to załatwić? Nie... i po co ta walka o aborcję, o fredki? A co kryje się za ewidentnie realnym coronavirusem? Oto jest pytanie!!!
Bez powrotu do własnej kultury, bez odwołania sie do własnego 1000-tetniego doświadczenia, bedziemy, jak dzieci we mgle, a kazanie Grodzkiego będziemy przyjmować jako logiczne i madre. Nie bedziemy rozumieli ani siebie, ani tego, czego chcemy od siebie i świata, natomiast doskonale zrozumiemy, że nawet matka ma swoja cenę i że gdy przyjdzie na nia kolej, to trzeba bedzie i ja sprzedać, bo przeciez musimy jakoś żyć. To nieprawdopodobnie głupie, aby po 1989 r. kiedy otwierały się dla nas bramy świata, podjać kontynuację PRL i dusić się we własnym peerelowskim garnku.
Pozdrawiam
Mądrze piszesz Ryszardzie. To, prawda - każdy człowiek jest ułomny. Tak, czy inaczej. I każdy jest też, w mniejszym stopniu, lub większym próżny. Nie odczuwam potrzeby poklasku, ale potrzebę zrozumienia. Lecz już to, że wydaje mi się, iż prezentuję ważny komunikat, to też pewna próżność. Lecz od pychy jestem bardzo daleko. I uważam, zgodnie z naukami św. Bernard z Clairvaux z jego dzieła "O stopniach pokory i pychy", że owszem - pierwszy stopień "Ciekawość to pierwszy stopień do piekła" nieustannie popełniam. Walczę także często z czwartym stopniem - "Potok próżności" - objawia się w „wielomóstwie”. Lecz nie do końca ten grzech mnie wypełnia:
"Jest to popisywanie się własną wiedzą, erudycją, umiejętnością wysławiania się, dowcipem. „Będzie więc mówił – stwierdza św. Bernard – albo pęknie. Jest bowiem wypełniony gadaniną i ciśnie go para, która w nim jest. Łaknie i pragnie słuchaczy, przed którymi mógłby się popisać swoją próżnością, na których mógłby wylać to, co czuje, aby dowiedzieli się o jego wielkości. Przy nadarzającej się okazji, ilekroć rozmowa dotyczy nauki, on przytacza problemy stare i nowe – płyną błyskotliwe sentencje, latają pompatyczne frazesy, Odpowiada chociaż go nikt nie pyta. Sam zadaje pytania i sam udziela odpowiedzi."
Sam widzisz, jakie szatan podsuwa nam pułapki.
Tylko tyle na ten moment. Ale powrócę z cd.
Serdeczności
Może byś sie odrobinę wysilił i zdobył na bardziej wyważone zachowania, leżące między pogardą i serwilizmem? Bo takie wiaderko wazeliny noszone nieustannie przy sobie wygląda komicznie przy wiecznym grymasie: a to babsztyle, a to pindy, a to idioci, a to ch..., a tu mam też wiaderko i nie zawaham się go użyć, gdy mi ktoś słodzi. Sześć na dziewięć.
No i ta modlitewna proteza. Po czynach będziemy sądzeni, nie po oślizłej buzi.
Twoje wpisy nie wymagaja posypywania głowy popiołem. Bernard z Clairvaux żył w XII wieku, kiedy Europa zaczynała tłumaczyć dzieła starożytnych i tworzyć własna wizję i stosunek do Boga. W tym czasie Kościół przesadził i dlatego narodziło sie odrodzenie, oświecenie, potem romantyzm itd, a na końcu nowego poczatku doszło do rewolucji francuskiej. Trzeba znać te dzieła, one niosa dużo koniecznej madrości, ale ogólnie, dzisiaj, po protestantyzmie, bolszewizmie i hitleryzmie, część tego przekazu trzeba skorygować. Nie mniej jednak aktualność myśli Brnarda świadczy o tym, że świat nie może się tak zmienić jakbyśmy chcieli. Pewne rzeczy sa stałe i niezmienne. Ponadto naukę Kościoła zrewidował i zmusił do zmiany nie żaden Włoch, czy Francuz, lecz Polaka - Kopernik. Swoje dzieło "O obrotach..." zadedykował papieżowi. Z dzisiejszego punktu widzenia, to perwersja, ale wówczas, papież był najpotężniejszym władca na ziemi. Tak więc Kopernik nie występował przeciwko Kościołowi, lecz był przedstawicielem nauki. Ale pewności, czy nie spłonie na stosie, nie mial zadnej. I dziś ta sama nauka też powinna zmieniać Kościół, problem w tym, aby on się nie zmieniał, lecz dostosowywał. Problem w tym, że postęp idzie tak szybko, że kościelne żarna nie nadażaja. I człowiek z tej racji znalazł się pomiędzy niedostosowaniem a zerwana z łańcucha cywilizacja. Skutek jest taki, że ludzie głupieja i nie wiedza kogo maja słuchać i czym się kierować. I tu widać rolę pisarzy, ludzi dobrej woli, publicystów, dziennikarzy i zwykłych porzadnych obywateli i wiernych. Ale wierny nie może być jak baran prowadzonhy na rzeź. Protestanci zobowiazani sa do czytania Biblii, katolicy już nie - i jej nie czytaja. A jest to najważniejsza księga naszej cywilizacji... To tak na marginesie.
Każdy kto cokolwiek robi, musi mieć jakieś poczucie sensu, wiedzę, przyjemność, uspokojenie - słowem jakaś korzyść. W pisarstwie - jakimkolwiek, każdy piszacy musi miec jakiś punkt odniesienia. I ten punkt odniesienia decyduje o jego intencjach, o poczuciu realizmu i samej wartości pisanych tekstów. Polacy maja jednak pod górę i swoja kulturę musza tworzyć bez względu na przeszkody i przyjemność korzystania z korzyści. Taka maukę przekazał etos tradycyjnego polskiego inteligenta, ktory dzisiaj jest tak wyśmiewany.
Pozdrawiam