TEGO NIE ZOBACZYSZ W FILIŻANCE KAWY [2] Ile tu przegródek!

Uprzednio: https://naszeblogi.pl/56126-te...

Ile tu przegródek!

– Asiu, co to masz? Pokaż...
– Moja tajemnica... Po chwili słyszę: – Popo, zostaw mnie ty durniu! I za chwilę: – Bo ci zakoduję bajki!
– Będzie tu spokój!? – wydzieram się z łazienki. Kłócą się, biją, są nie do opanowania, mamy ich teraz 24 godziny na dobę, ta kompresja zwana lockdown przeobraziła nas, mieszkańców małych mieszkań, w szczury zamknięte w klatce; pracujemy po nocach, z tym że ja padam szybko, ale rano wstaję razem z chłopcami wcześnie, bo oni to ranne ptaszki, żeby Moja Laurka mogła odespać ten codzienny wysiłek harowania do świtu... Z dołującą bezradnością obserwuję u niej narastające przemęczenie i – dawniej nie spotykaną – tak częstą wybuchowość... Co się z nami stało...!? Takie falowanie nastrojów.

– Tatusiu, a dlaczego ten portfel ma tyle przegródek? To Asiu. A Popo jak zwykle bojowo konsekwentny: – Pokaż mi natychmiast! – szarpie brata za łokieć.
– Gdzieś to wygrzebał? – pytam. Asiu wskazuje na pawlacz. Musiał wleźć na drabinę... Kiedy, u licha? Skoro ta jest w składówce w głębi za innymi rzeczami i mnie samemu jest ciężko ją stamtąd wyszarpać, kiedy Moja Laurka potrzebuje po praniu, po swojemu, marszczyć zasłonki i firanki. Oni buszują, a mnie ewokują wspomnienia... Jak mam się złościć!? Toż to korzyść: stymulują obumierające komórki w mózgu.

Portfel jest długi, płaski i z wyglądu delikatny, chociaż jego stan utrzymania, po tylu latach używania, świadczy o wyjątkowo mocnej giemzowej skórze, z której został zrobiony. Kolor – świeży kasztan wyjęty z rozłupanej skorupki. Oczywiście już teraz nie błyszczy, co nadaje barwie przyjemny, głębszy, matowy, jakby zawoalowany urok zapisanego przetrwania. Na wierzchu widać wyraźnie wytłoczone trzy wieże – emblemat Republiki San Marino. Od spodu ma dwie szlufki, żeby można było przesunąć pasek od spodni i czuć gotówkę przy ciele, oczywiście zasłoniętą trykotem, polo lub swetrem, by okazja dla kieszonkowców nie rzucała się w oczy.

– Podoba mi się ten portfelik... – starszy patrzy mi błagalnie w oczy. – Dasz mi? Strasznie lubi pieniądze, od maleńkości. Dzięki skarbonce nauczył się liczyć, potem sumować słupki do ponad tysiąc przez dodaj jeden, teraz, przed pójściem do szkoły, tabliczki mnożenia i dzielenia. "– Będzie bankierem..." – żartujemy w rodzinie.
– Jest twój – jakżeby inaczej. Wyjaśniam, że kiedyś, podróżując po Europie, trzeba było mieć pieniądze każdego kraju, przez który się przejeżdżało; Niemcy mieli markę, Francuzi franki, Austriacy szylingi, Włosi liry, Holendrzy guldeny, Hiszpanie pesety, Portugalczycy escudy, Grecy drachmy. W którąkolwiek stronę się nie udawałeś, przegródki były przydatne. Więc pilot wycieczki objazdowej, żeby nie tracić czasu na wymianę na przejściach granicznych, woził odpowiednie kwoty pieniędzy danego państwa posegregowane i rozdzielone. A do tego miał zawsze ze sobą dolary, bo waluta amerykańska była dobrze widziana w każdym z tych krajów. Teraz używamy euro, chociaż Polacy i Czesi nadal mają swoją walutę: złotówki i korony, więc wystarczy mieć obecnie w portfelu tylko trzy przegródki. Ale kto tam na to zwraca uwagę, skoro zazwyczaj używa się kart kredytowych...?

– Będziemy go mieć na pieniądze w naszym sklepie – entuzjazmuje się Popo. Pocięli stare faktury i zrobili sobie umowne banknoty – handlują kawą oraz innymi produktami z importu. Ale Popo wciąż kusi nowość w rękach brata, by ją wziąć w swoje dłonie.
– To mój portfel, ja go znalazłem! – chowa za plecy swój skarb Asiu. Ale już po chwili: – No dobra, masz, obejrzyj sobie... O, skąd ta nagła zmiana podejścia? Ano stąd, że niedawno Asiu przekonał Popo, żeby razem gromadzili kieszonkowe, bo szybciej osiągną wymarzony cel. Asiu cel. Chcą jak najszybciej mieć pięćsetkę, bo Asiu zobaczył w internecie, że taki banknot jest w obiegu.
– Tato, masz taki? – Mam. Teraz już robią wszystko, by rzutem na taśmę dozbierać te brakujące kilkanaście złotych i zamienić ciężką "świnkę" na lekki jak apaszka mamy, wymarzony banknot, ów największy, według nich, nominał jaki istnieje na świecie ("– Ogromniasty! Prawda Tata...?" – to Popo.)

– A jak jest po włosku portfel? – pyta uspokojony już młodszy.
– Portafoglio.
– P o r t a f o l i o !? – zawsze powtarza obce słowa z przesadnym zdziwieniem, bardzo śpiewnie. Chętnie uczy się włoskiego, już drugą książeczkę rysunkową przerobił; ma doskonały słuch, zapamiętuje piosenki, które mu wyszukujemy w internecie na dziecięcych kanałach it.
– Jak pomożemy przy rozładowywaniu kawy, to już będziemy mieli... – Asiu wraca do tematu pięćsetki. – Prawda Tata? Nie dostają pieniędzy za pomaganie w mieszkaniu, sprzątanie, et cetera, ale praca w firmie to inna inkszość... Wszyscy tego przestrzegamy. Honorowo.

Ciąg dalszy nastąpi

[By skosztować kawy włoskiej z pierwszej ręki zerknij na Allegro/italiAmo_caffe; po zakupie upomnij się – dorzucam moim czytelnikom jakąś książkę gratis.]

Tekst ukazał się na łamach kanadyjsko-amerykańskiego tygodnika polonijnego "Głos" nr 24/2020 (10-16.06), s.17.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

29-05-2020 [10:52] - NASZ_HENRY | Link:

Obecnie najlepiej schodzi spirytus przynajmniej 60% ☺
 

Obrazek użytkownika jazgdyni

29-05-2020 [11:57] - jazgdyni | Link:

Ech te europejskie waluty...

W 86 wreszcie po dziesięciu latach pływania na polskich statkach, dostałem zgodę i uciekłem pod obcą banderę. Niedoświadczonego na tym polu, zgarnął mnie grecki oszust. Przypływałem u niego 7 miesięcy non-stop. Wszystko fajnie, tylko... nie płacił, a dawał wyłącznie wąskie kwitki potwierdzajace pensję. W Tarragonie w Hiszpanii, między Walencją i Barceloną powiedziałem dosyć - już dalej nie chcę i nie mogę. Była awantura oczywiście, bo chcieli mnie spławić bez wypłaty, którą podobno dostanę na konto w domu. Ha, ha.
Wygrałem w końcu, ale zwycięstwo nie było słodkie. Te 7 miesięcy to było dobre parę tysięcy dolarów. Więc już spakowany i gotowy, czekałem tylko na agenta z moją wypłatą (a staliśmy na redzie). Przyjechał i kapitan Giorgios poprosił mnie do biura. Tam na biurku byla cała moja wypłata. Tylko... w pesetach! Wtedy to jeden dolar był warty jakieś 400 pesetów.
Więc stos moich pieniędzy był raczej walizkowy a nie kieszeniowy. - Nie martw się, wymienisz sobie w banku - poinformował mnie oszukańczy spaniard.
Autobusem, pociągiem dojechałem do Madrytu, bo tylko tam mogłem kupić bilet do Polski, w taki sposób, ze żona opłaciła w kraju. Ulokowałem się w hotelu i z moimi pesetami ruszyłem do baku. Tam już będąc przy okienku ułożyłem w stos zapłatę za moją krwawicę i zażądałem wymiany waluty na dolary. Nie wiem dlaczego wzbudziłem tym śmiech starego kasjera. Na szczęście mówił po angielsku. I wytłumaczył mi: - Proszę pana, w Hiszpanii wolno raz na miesiąc wymienić jednorazowo naszą walutę na dolary do wysokości 400USD. Ma pan szczęście, bo to weszło dopiero parę miesięcy temu, w geście dla naszych turystów. - To co ja mam zrobić z tymi moimi pesetami? - nieco bezradny zapytałem. - Może pan oczywiście wydać, albo kupić coś, na przykład wino, albo pomarańcze i zabrać do kraju.
Po wyjściu z banku nieco się błąkałem po mieście. Aż trafiłem na aleję, gdzie dosłownie był bank przy banku. Przeróżniaste. Dzynk - dzwonek w głowie - no to problem mam rozwiązany. Po powrocie do hotelu rozłożyłem moje pesety na łóżku i podzieliłem na kupki - każda równowartości 400 USD. Po śniadaniu następnego dnia ruszyłem do banków. Raz za razem wyciągałem pieniądze i wymieniałem na dolary. Po dobrej godzinie miałem wreszcie walutę - całą moją wypłatę za służbę zgodnie z umową - walutę, która te trzydzieści parę lat temu cieszyła sie największym szacunkiem.
Dodam, że humor mi nieco zważył jeden starszy, bystry kasjer, gdy raz za razem wymieniałem walutę, który poinformował mnie, że zgodnie z prawem z Hiszpanii wolno ze sobą wywieść tylko te nieszczęsne 400 USD.
Więc cała gotowizna przekroczyła granicę na lotnisku w Hiszpanii w moich gaciach i z duszą na ramieniu.

Serdeczności

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

29-05-2020 [12:51] - Zygmunt Korus | Link:

Dzięki za fajne wspomnienie. Mam mnóstwo takich anegdot w zanadrzu...

Obrazek użytkownika jazgdyni

29-05-2020 [14:07] - jazgdyni | Link:

To na co czekasz? Dawaj je?

Lubiłeś Melchiora Wańkowicza? On sypał anegdotami.