Przy śmietniku spotkałem sąsiada. Z jego oblicza wyzierała beznadzieja.
- Pan też głosował na schyłkową formację? – spytał bez wstępu. – I żeby to jeszcze coś pomogło. Ale i tak dostaliśmy łupnia. Zwaśniona prawica lada moment się rozpadnie. I chwiejną większość w sejmie diabli wezmą. Senat Schetyna odwojował już na starcie. A dobiją nas w wyborach prezydenckich. Dysponują przecież stadem orłów i synogarlic, przy których Duda to zwykły nielot.
Co te generatory rzeczywistości urojonej potrafią zrobić z rozsądnego człowieka, pomyślałem w pierwszej chwili. I zaraz skorygowałem refleksję. Gdyby był rozsądny, nie bredziłby jak politycy w amoku i funkcjonariusze propagandy medialnej, którym paraliż postępowy odbiera resztki analitycznego słuchu na skrzeczącą pospolitość. Dotychczas sądziłem bowiem, że oni(i one) na oślep szaleją głównie w prognozach licząc, słusznie zresztą, na krótką pamięć publiczności. Ale im w snuciu fantasmagorii w niczym nie przeszkadzają także fakty. Służę przykładami.
Lewica obwieściła sukces wyartykułowany najkunsztowniej w egzaltowanej melorecytacji Roberta Biedronia. Zaś Włodzimierz Czarzasty uznał wynik sojuszu wypróbowanego aktywu zasłużonych towarzyszy z młodymi lewakami i tęczową awangardą za początek drogi po władzę z Ordynackiej na Wiejską, w Aleje Ujazdowskie i do pałacu prezydenckiego, w rytm marsza cyrkowców, bo jak wiadomo: na Ordynackiej… był cyrk na sto frajerów, sorry, fajerek”. I nawet Patryk Jaki dał się zwieść tej retoryce.
Słyszałem pogłoski, że przed wyborami delegacja sojuszu pielgrzymowała, jeśli to właściwe określenie, z petycją o wsparcie do mauzoleum na Placu Czerwonym. Ciekawe, gdzie wspomożenia szukał Grzegorz Schetyna? Zapewne nie w Brukseli, choć bywał tam u Donalda Tuska. Stawiam na Plac Defilad, gdzie kilka lat temu spalił się pewien niezrównoważony emocjonalnie nieszczęśnik.
Otóż przewodniczący POKO zrównał męczeńską śmierć księdza Jerzego Popiełuszki z tyleż desperackim, co nieadekwatnym do pozytywnego nastroju większości społeczeństwa, protestem politycznego oszołoma. Teraz pora na pójście za ciosem. Znawca procedur i rytuałów religijnych, opozycyjny senator Terlecki, grożący anatemą do trzeciego pokolenia partyjnym renegatom, powinien wystąpić do papieża Franciszka o dołączenie wspomnianego samobójcy do procesu kanonizacyjnego błogosławionego księdza Popiełuszki.
Władysław Kosiniak-Kamysz od dawna czerpie moc z genius loci Witosowych Wierzchosławic, użyczając nieco wigoru Edom, Wędrownemu i Trunkowemu oraz Kukizowi. Tylko Jurny Ed gdzieś się zapodział. Edowie to oczywiście Europejscy Demokraci.
Jedynie Janusz Korwin Mikke nie musi zabiegać o żadem transcendentny mecenat, bo jak twierdzą byli członkowie UPR jego posłannictwem nie jest walka o władzę, lecz brużdżenie konserwatywnej prawicy.
W rozpoczętej właśnie kampanii prezydenckiej po stronie opozycji roi się od victorów in spe. Przypuszczam, że pani Kidawa-Błońska, lansowana na primus inter pares, nie dotrwa do finiszu w pozie bohatera powieści Jerzego Kosińskiego: “Wystarczy być”. Czytelnicy tej książki i widzowie filmu nakręconego na jej podstawie wiedzą czemu Los Ogrodnik zawdzięczał swą charyzmę. Nie rozwijając wątku przypomnę tylko, że Kosińskiego oskarżano o plagiat bestselleru Dołęgi-Mostowicza “Kariera Nikodema Dyzmy”.
Natomiast Donald Tusk odegra rolę barometru nastrojów przedwyborczych. Jeśli w grudniu zdecyduje się stanąć do pojedynku z Andrzejem Dudą, obóz prezydencki będzie musiał wzmóc baczenie, bo pan przewodniczący nie zwykł inwestować w ryzykowne przedsięwzięcia. Najprawdopodobniej wszak wykpi się jakimś bonmotem podcinając ostatecznie skrzydła orłowi, lub synogarlicy opozycji.
I na koniec dwa słowa o sukcesie pani Olgi Tokarczuk. W kraju zaledwie siedmiorga Noblistów i w sumie ośmiu nagród, każde takie wyróżnienie jest bezcenne, niezależnie od oceny twórczości autorki, a tym bardziej jej poglądów. I nie warto kruszyć kopii na temat permanentnego obniżania rangi tych nagród, zwłaszcza pokojowej i literackiej właśnie, gdzie aż roi się od kontrowersyjnych laureatów.
Inna sprawa, że propagandowe wykorzystywanie przez generatory rzeczywistości urojonej osiągnięcia pani Tokarczuk do walki politycznej na finiszu wyborów parlamentarnych wyglądało żałośnie.
Sekator
Ps.
- To kto właściwie wygrał te wybory - pyta zdezorientowany mój komputer.
- Moim zdaniem naród - odpowiadam patetycznie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4254
Zadowolenie z Nobla za antypolskie wypowiedzi jest dla mnie niezrozumiałe.
I już wszystko jasne, nie wymagające komentarza: biedna Xena w skrócie pokazuje jak traktować wszystkich tych, którzy nie podzielają jej poglądów politycznych, mówiąc ogólnie, bo przecież także i jej moralnego światopoglądu. Zwyzywać, potępić, karać, ścigać. Bo afery Piebiaka czy Banasia, to wg. biednej Xedny tylko "lawina kłamstw,pomówień,oszczerstw" . A skąd to wszystko się u biednej Xeny bierze? Ano z ust najwyższych, z których słowa padają na podatny grunt ludu, który wszystko kupi, bo samodzielne myślenie jest zbyt meczące. Biedna Xena...
Jesli słowo "suweren" zamienisz na "sutener" to wywód koleżanki staje się oczywisty i logiczny.
Pani wątpliwości w cudzy intelekt, wyrażone kilkoma błędami w ojczystym języku, brzmią groteskowo i żałośnie.
Proszę się poprawić.