Piąta rocznica śmierci prof. Anny Pawełczyńskiej

 
Kto czytał Sienkiewicza i Pawełczyńską powinien zauważyć pokrewieństwo dusz. Różnią ich czasy i język, który je stworzył, natomiast poczucie odpowiedzialności za losy kultury i narodu pozostają te same. Sienkiewicz pisał ku pokrzepieniu serc, Pawełczyńska dla zachowania polskiego kodu kulturowego. Czasy Sienkiewicza były wypełnione kulturową treścią, czasy Pawełczyńskiej unicestwianiem tej treści, i rodzeniem się pustki. I właśnie, w tej pustej przestrzeni, pomiędzy przerwaną ciągłością myśli i brakiem tradycyjnych elit a upadkiem komunizmu; w dobie królowania disco polo i skrajnie liberalnej demokracji nie ma już czego krzepić. Tu potrzebna jest formacja. Sienkiewicz w swoim okresie napisał Trylogię,

Pawełczyńska po II wojnie tryptyk, który dziś możemy nazwać niezbędnikiem inteligenckim na poziomie: „kto ty jesteś? – Polak mały”. Na tryptyk składają się następujące tytuły: Wartości a przemoc, Głowy hydry, O narodowej tożsamości oraz niewielki aneks noszącym tytuł: Ścieżkami nadziei. Kolejne pozycje książkowe, takie jak: Koniec kresowego świata, Dary losu, Koni żal oraz książka życia – Czas człowieka, są intelektualnym dopełnieniem całej twórczości prof. Anny Pawełczyńskiej.

Dlaczego Pawełczyńska jest tak ważna w intelektualnym i codziennym życiu? Dlatego, że Autorka przeżyła to, o czym bezkarnie zapomnieliśmy; dlatego, że w swoich książkach, w swojej postawie życiowej i poczuciu odpowiedzialności za polską kulturę, za naród i państwo pokazuje tę postawę społeczną, ten patriotyzm który wypracowany został w okresie trwania pełnej niepodległości oraz dlatego, że pokazuje prawdziwie polską twarz i prawdziwie polskie wartości. Obraz Pawełczyńskiej, choć opisuje czasy powojenne, nosi w sobie przedwojenną kindersztubę, która została ukształtowana pomiędzy wielkim zwycięstwem w 1920 r. a wielką klęską w II wojnie światowej. Nie ma w nim koniunkturalizmu, „puszczania oka”, sztuczności zdarzeń, jest natomiast ładunek prawdy, który w PRL i III RP niemal umknął naszej uwadze i naszej narracji kulturowej. Znika więc z pola widzenia ten niepodległy i typowo inteligencki świat, bez zbędnych kompromisów i z tradycyjnym sposobem myślenia. Pawełczyńska zatrzymuje go dla potomnych, nie w oparciu o literacką fikcję, lecz poprzez narrację uczestniczącą. I ta narracja uczestnicząca jest tu najważniejsza, bo to język prawdy, język który przemawia polskim doświadczeniem i tą po ludzku rozumiana mądrością. Jej Książki są prawdziwe, jak chleb.

Możemy się zastanawiać, co zadecydowało o takiej bezkompromisowej postawie Autorki? Odpowiedź wydaje się banalnie prosta – jej przeszłość. Na pozór typowa, bo wychowana przez rodzinny dom i przedwojenny świat. Nietypowość zaczęła się we wrześniu 1939 r., kiedy świat II RP zostaje poddany najbardziej brutalnej weryfikacji. Zaczęły sprawdzać się wartości wyniesione z domu, z harcerstwa; najpierw w szpitalu polowym, gdzie jako sanitariuszka młodziutka Anna przechodzi chrzest, nie wodą, lecz – krwią. Potem rozwój sytuacji zaczyna kompensować swoją moc: przychodzi świat konspiracji, podziemia i niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Kończy się wojna i zaczyna trudna powojenna „wolność”, w której każdy kto przeżył wojnę pragnął zgubić to, co było nie do zniesienia i złapać to, co dawało nadzieję. Nadzieja przychodziła, ale miała już inną twarz, stawiała nowe warunki. Kiedyś Profesor powiedziała: gdy skończyłam „Wartości a przemoc” i książkę odłożyłam na półkę, wszystkie lęki i nocne koszmary odeszły. Dzięki temu mogłam pisać dalej. Ta niby typowa przeszłość Pawełczyńskiej została zapamiętana i zsyntetyzowana, a sama Autorka potrafiła się wznieść tak wysoko, że swoje życie określiła „darem losu”. I to jest ta nieprawdopodobna skromność Żołnierza Niezłomnego, który wytrzymał do końca.

Książki  Pawełczyńskiej są powszechnie chwalone, ale też powszechnie nieczytane. Ba, można powiedzieć, że są niezrozumiałe, ale nie ze względu na styl, bo ten jest bardzo przystępny, lecz ze względu na sztuczne doświadczenie powojennych pokoleń. Wraz ze śmiercią naszej tradycyjnej inteligencji rozmowy o Polsce poszły w niepamięć. Owszem, jest nam dobrze, ale staliśmy się bardziej prości, pospolici i oderwani od rzeczywistości. A tymczasem, mimo zmiany granic, w naszym geopolitycznym położeniu niewiele się zmieniło. Rozmów brakuje, brakuje orientacji i tej inteligenckiej czujności, która wytworzyła ten specyficzny nakaz niezłomnej postawy, pomimo braku państwa, wolności, niezbędnej dla obrony własnej własności, i często zaniku nadziei.

Kiedyś nasze położenie zamykało się w kleszczach pomiędzy Niemcami a Rosją, dziś powstał drugi krąg zależności: USA – Chiny. Poszerzyła się perspektywa polityczna, której do dziś dnia jakoś ogólnie nie potrafimy przyjąć do wiadomości i przestawić się na adekwatny sposób myślenia. I właśnie to „zagapienie kulturowe” powoduje, że twórczość Pawełczyńskiej jest dla nas jednocześnie: tak istotna i tak niezrozumiała. I doprecyzujmy – istotna dlatego, że w PRL nasza świadomość kulturowa została zdeformowana, zniszczona i sztucznie zawieszona pomiędzy nieistnieniem II RP a utopijnym marksizmem; to musimy to zmienić. Niezrozumiała dlatego, ponieważ przestaliśmy rozumieć własną kulturę. I w taki sposób staliśmy się w niej nieobecni. Ale to nie koniec, jest gorzej, bo wydaje nam się, że to nasze nowe szczęśliwe życie możemy ułożyć sobie bez przeszłości, bez idei, bez historii oraz bez odwołań do Boga.
Pawełczyńska mówi stop! Ostrzega – nie zapominajcie o moim doświadczeniu, bo ja je przeżyłam, ale ono jest wspólne, tak samo należy do mnie, jak i do Was. Nie zapominajcie o nim, bo spotka Was coś jeszcze gorszego. Kara za niepamięć, za gnuśność i kulturowe lenistwo nie jest karą ludzką, lecz boską, bo nad cywilizacją zachodnią, którą stworzył człowiek, straż pełnią wartości przekazane przez Najwyższego. Tego już zmienić się nie da!

I kolejne pytanie, co my Polacy zrobiliśmy, aby znaleźć właściwe autorytety na czasy współczesne, aby to doświadczenie które chciała przekazać nam Pani Profesor, mogło być w wystarczającym stopniu adoptowane do wspólnej świadomości? Oprócz niedostatecznego jej przyjęcia przez świat naukowy, sporadycznych artykułów w mediach krajowych ( np. Arkana Nr 3/2012; „wSieci’ z 10/14; portal olityce.pl i naszeblogi.pl) i krótkich publicystycznych refleksji, w 2015 r. został wydany wywiad-rzeka noszący tytuł Przeszłość dla przyszłości. Rozmowy o Polsce z prof. Anna Pawełczyńską;  17. 11.2017 r. na KUL została zorganizowana konferencja biograficzno-wspomnieniowa pt.: Samotna bitwa z hydrą, w której wzięli udział uczniowie, przyjaciele i sympatycy. Przebieg konferencji jest nagrany i można go wysłuchać pod internetowym adresem: www.annapawelczynska.com.pl. Konferencja zaowocowała książką pokonferencyjną pt.: Z prądem czy pod prąd. Anna Pawełczyńska myśliciel społeczny. Zrobiony został również film biograficzny Anna Pawełczyńska socjolog spraw niepospolitych, który mam nadzieję, że zostanie wyświetlony przez telewizję publiczną.

Ryszard Surmacz

PS. Nie mniej jednak doświadczenie zdobyte przy okazji realizacji różnych programów skłania do smutnej refleksji, którą trzeba głośno wyartykułować – a więc jakość naszej kultury i tego, co z niej wynika nie ma polegać na „pompowaniu” pustych karier, w taki sposób, jak się robi dziś z pieniądzem, lecz na zabudowywaniu jej przestrzeni poprzez pracę i talent. Najważniejsza jest jednak postawa samych twórców. Ich ciężka praca i ich poświecenie nie mogą być duszone, a często nawet mordowane, poprzez bezmyślne techniczne przepisy i podporządkowaną im administrację, bo w ten sposób wyściela się czerwone dywany cwaniakom, a zamyka przed nosem drzwi ludziom wartościowym, którzy, poprzez swoją inwencję, uruchamiają te mechanizmy w naszej kulturze narodowej, które zwykle nazywa się „naczyniami połączonymi”.

Potrzebny jest więc mocny nacisk na politykę kulturalną państwa i właściwy dobór kryteriów jej finansowania. Musi ono zachować właściwe proporcje pomiędzy disco polo a Chopinem, pomiędzy knajackim językiem a modlitwą, pomiędzy sztuką brukową a ambitną, pomiędzy pustką a dojrzałością, zwykłym chamstwem a finezją, głupotą a mądrością. Nie można też poziomu kultury narodowej grzebać tym, co Ziemkiewicz nazywa „polactwem”, a więc blokadą, w której mechanizmem jest strukturalne niezrozumienie potrzeb czasu, wyłącznie materialne kryterium i taki sam model odbioru, czy też stygmatyzowana bojaźń przed podniesieniem poziomu, lub niechęć do kultury inteligenckiej. I to są problemy przed którymi stoi polska odradzająca się kultura.

Jeżeli chcemy wrócić do dobrego poziomu i dostosować się do wymogów nowo tworzącego się świata, musimy najpierw przezwyciężyć peerelowski nawyk niedoceniania kultury, a potem przejść do jej spokojnej i zdecydowanej promocji.

Artykuł ukazał się w „Arkanach” Nr 4/2019
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

22-09-2019 [23:31] - Imć Waszeć | Link:

Skoro już wszyscy pobiegli w inną stronę, to ja wypełnię tutaj tę pustkę. Na innych blogach w rozmowach kuluarowych było niedawno poruszane standardowe zagadnienie elity/inteligencji. Stwierdziłem tam, że inteligencji danego narodu nie można wyłaniać automatycznie na podstawie jakiegoś prostackiego kryterium majętności lub wykształcenia (dopóki kształcenie nie będzie szło w parze z racją stanu), bo grozi to wciągnięciem w ten krąg wszelkiego śmiecia i łajna, które albo już ukradło swój pierwszy milion, ewentualnie elementu, który tylko rozgląda się za okazją do pospekulowania ale bez stałych związków, albo takich elementów piwotalnych ((C) Giovanni Sartori) jak obecna marksistowska profesura, walcząca zajadle i dzielnie z paskudnymi polskimi chłopami o swoje drogocenne psy. To nie inteligencja w sensie państwowym, a tylko i jedynie słownikowym. Skoro tak, to nie jest też nasza elita. Jakie kryterium musi spełniać elita, mówiliśmy już wielokrotnie, ale nadal z "prawej" strony pojawiają się tendencje do utożsamiania inteligencji z elitą, a tą drogą marksistów z "polskością", która w kółko przeprasza cały świat za wszystko. Inteligencja jako elita powinna umieć zadbać o kraj, szanować historię, naród, nie wykluczając chłopów i ich psów. Musi być nośnikiem idei polskości. Bo obca inteligencja nie stanie do walki o nasz kraj i nie będzie dowodzić, nie zjawi się tu w czasach biedy i nie poświęci życia za chłopów i ich psy. A powinna przecież zawsze przewodzić, kierować w dobrą stronę, być pomocna, być wzorcem do naśladowania i kształtować pozostały lud. Czy obecnie taka jest? Nie. Gdy weźmiemy jakikolwiek z brzegu przykład, np. Balcerowicza, Grossa lub Grabowskiego, to krew w żyłach się gotuje. Takiego zaprzaństwa nie tolerują u siebie nawet Wyspy Fidżi. Dopóki więc nie uwolnimy się od tej chorej "zas... inteligencji" i od mniemania, iż elitą zostaje się automatycznie po zdobyciu tytułu inteligenta, dopóty będziemy buksować w miejscu, a każdy ruch "yntelygencji", to będzie jakaś prowokacja lub dywersja raniąca naród, nurzająca w łajnie polskość, wiarę i naszą historię. "Zas... elyta" kiedyś nas wykończy od środka jak gangrena. A więc konieczna jest chirurgia. Tylko jak to zrobić? Ja nie wiem. Widzę jednak, że PIS też nie wie i chce tylko przeczekać zaprzańców, może nawet przez kolejne dziesięciolecia. Tak jednak się nie da. Zaprzańcy też się mnożą i kooptują, czego przykładem są największe uniwersytety.

Obrazek użytkownika kaliszanin

23-09-2019 [07:27] - kaliszanin | Link:

Imć Waszeć
Tylko jak to zrobić? Ja nie wiem. - proszę nawet tak nie pisać - mało kto z tutaj piszących pisze na takim poziomie. mnie do głowy przychodzą dwa słowa - lustracja i edukacja. jak to zrobić? - ja też nie wiem ale mnie za to nie płacą, najgorzej, że gowin i piotrowicz też nie wiedzą bo są częścią tej ynteligencji tak zasadniczą jak żółtko jaja, rysik ołówka czy też pieg pana kleksa.

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz

23-09-2019 [13:54] - Ryszard Surmacz | Link:

@ Imć Waszeć
Już nie pamiętam, czy to z Panem, czy też z kimś innym dyskutowaliśmy na ten temat. Mogę tylko dodać, że musimy się odwołać do klasycznej metody periodyzacji i podziału wg właściwości. Podział następuje samoczynnie i naturalnie. Ale problem w tym, że wszystkie nurty, poza tradycyjnie polskim, mają swoje punkty odniesienia. Tradycyjnie polski - go nie ma i jest lokowany w okresie "S", właśnie w tym, w którym pozostało niewielu konkretnych bohaterów i który był wspaniały, ale niczego nie rozwiązał. "S" nie była bytem wyjątkowym, czy odizolowanym od przynajmniej 200-letniej naszej historii, lecz jej dalszym ciągiem. Więcej, odwoływanie się do "S" utrwala struktury postkomunistyczne i nie pozwala Polakom wyjść poza strefę duszności i krótkiej perspektywy. Właściwym punktem jest oczywiście szeroka perspektywa II RP.

Dziś już nie ma szlachty, nie ma też prawie tradycyjnej inteligencji, ba, chłopi znikają z horyzontu, ale antagonizm pańsko-chłopski kwitnie w najlepsze. Kilka dni temu miałem taką gorącą rozmowę z kolegą, który od lat ma swoją firmę, można powiedzieć że na dzisiejsze warunki jest panem, ale mimo to, dalej walczy z krzywdą chłopską. To jest nieuleczalna choroba, nazwijmy ją peerelizmem lub komunioza. I to jest problem. Taki stan umysłu trzeba chyba poddawać kwarantannie.

Dyskusja nt. inteligencji do niczego nie doprowadzi, bo wśród dyskutantów jest zbyt mało tradycyjnych inteligentów, a zbyt dużo takich, którzy myślą, że wrócą do pańszczyzny, że podniesie się im poziom intelektualny i w ogóle, że nagle okażą się głupsi, niż są dotychczas. Trzeba sięgnąć do Konarskiego, Komisji Edukacji Narodowej. W tej materii niewiele się zmienia. Musi też powstać jakieś centrum, demokracja to nie jest jeden wielki rozpi..., lecz system dający, wymagający i każący.
Czy PiS o tym wie? Zobaczymy po wyborach. Bardzo dużo zależy też od nas samych. W Polsce jest nie tylko PiS, każdy z Polaków ma swoje obowiązki i prawa. A zaprzańcy muszą wiedzieć, że są zaprzańcami. Polska kultura ma 1000 lat.
Jak mowa o Pawełczyńskiej, to ona proponowała odbudowę polskiej tkanki intelektualnej rozpocząć od ludzi mniej wykształconych, bo są mniej zepsuci i chętni do nauki. Ale Pawełczyńską trzeba przede wszystkim czytać. Wiem, co piszę. 

Obrazek użytkownika kaliszanin

23-09-2019 [17:47] - kaliszanin | Link:

znamienne jest, że obie ościenne notki - niezbyt lotna o wstawaniu z kolan jak i ciekawsza o ewentualnym wyciąganiu nas w konflikt z Iranem - zebrały prawie dwukrotnie więcej wejść niż Pańska notka poruszająca temat mocno poważniejszy. znak czasu, czy mądrość etapu? a może prosta konsekwencja realizowanego wobec koloni i jej mieszkańców planu.

Obrazek użytkownika wielkopolskizdzichu

24-09-2019 [03:01] - wielkopolskizdzichu | Link:

" musimy najpierw przezwyciężyć peerelowski nawyk niedoceniania kultury, a potem przejść do jej spokojnej i zdecydowanej promocji."
Kulturę docenia człowiek wolny, w szerokim tego słowa znaczeniu czyli między innymi posiadający poczucie bezpieczeństwa posiadania własnych dóbr, ewentualnie bezpieczeństwa socjalnego, ale w tym przypadku poczucie bezpieczeństwa jest znacznie mniejsze. Nie czytałem żadnej z książek bohaterki Pańskiego wpisu, znana jest mi tylko i wyłącznie jako jedna z twórców podstaw ideologi Prezesa. Nota bene drugim twórcą jego ideologi jest komunistyczny uczelniany aparatczyk, promotor jego prac.

Oprę się tylko na tym co Pan napisał o poglądach Pani Anny Pawełczyńskiej i  tym co naprędce można przeczytać w necie.
To se nevrati Panie Surmacz. Proszę sobie wyobrazić, że Drzymała, symbol walki o prawo do ziemi nie mógł postawić domu, ale ziemi Prusacy odebrać mu nie mogli. Zaborcy odbierając ziemię szlachcie w ramach kary za uczestnictwo w nieprawomyślnych czynach skierowanych przeciw nim, od czasu do czasu w wyniku procesów zwracali majątki. Nie wszystkim, ale posiadanie dobrego nazwiska i związki krwi, pomagały w utrzymaniu substancji.
W związku z tym doświadczenia ludzi związanych uczuciowo z czasami II RP, kiedy to otrzymywali w spuściźnie majątek niekiedy drobniutki, ale będący w posiadaniu rodziny od pokoleń, nie są adekwatne do sytuacji, kiedy większość Polaków tak naprawdę nie posiada żadnego majątku. Bo majątkiem nie jest bryka ani mieszkanie pod kredytem. Nie na darmo wszyscy, którzy zgromadzili w obojętnie jaki sposób duże pieniądze, inwestują je w miejscach gdzie jest większa gwarancja niż w Polsce, iż nabyte prawo do własności nie będzie naruszone. 
 
Żadna legenda, poezja, książka, media nie zastąpią odczucia, że oto jakaś wraży skur....n chce odebrać to co moje, chce ustalać reguły na moim podwórku.
W tym tkwi istota chęci poświęcenia krwi, zdrowia, życia.
Niech Pan określi za co można deklarować gotowość pójścia na front, no....nie szarżujmy, gotowość znacznego obniżenia komfortu życia. 
Za II RP? Może za Kaczyńskiego? Za Powstanie Warszawskie? 
Bądźmy poważni, jeśli nie tworzy się społeczeństwa obywatelskiego, tylko jako ideał Polaka przedstawia się bezwolnego beneficjenta socjalnych obietnic, to oczekiwanie na to, iż ten beneficjent zamieni się w husarza, jest śmieszne. 
Choćby w TVP od rana do wieczora słychać byłoby Pana Makowieckiego na przemian z Panem Pietrzakiem, a w przerwach byłyby rozważania na temat tez bohaterki Pańskiego wpisu, to nic z tego nie wyjdzie. Ludzie nie są takimi frajerami.