Burze w Tatrach

Tragiczna w skutkach burza na Giewoncie przywołała wspomnienia sprzed lat. Siedziałyśmy z koleżanką na werandzie na Gubałówce. Miałyśmy zamiar przejść grzbietem góry  aż do stacji kolejki i zejść do Zakopanego. Mieszkałyśmy w Kirach i miałyśmy coś do załatwienia na poczcie. Zatrzymała nas wisząca nad Gubałówką potworna burza. Niebo było czarne, chmury bardzo niskie i zaczynało grzmieć. Obok nas przeszły dwie dziewczyny. „ Chodźcie do nas na werandę, trzeba przeczekać burzę”- zawołałam. „ Proponuję żeby pani zajmowała się swoimi sprawami”- odparła wyniośle jedna z panienek. Wzruszyłam urażona ramionami  i wróciłam do rozmowy z sąsiadami. .Był to pierwszy z kardynalnych błędów popełnionych tego dnia. Wiedziałam, że dziewczynom grozi niebezpieczeństwo- powinnam więc zatrzymać je choćby siłą.
Po przejściu burzy biegłyśmy w deszczu grzbietem Gubałówki. Przy drodze, pod drzewem leżały sine i spuchnięte kobiety, z którymi pół godziny wcześniej rozmawiałyśmy. Usiłowały przeczekać deszcz pod ogromnym drzewem obok metalowego walca, który ktoś pozostawił przy drodze. Do dziś nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego nie podjęłyśmy natychmiast reanimacji lecz pobiegłyśmy po pomoc do stacji kolejki na Gubałówkę. To był następny kardynalny błąd wynikający nie ze złej woli, ani niewiedzy lecz z przeświadczenia, że w każdej sprawie ma prawo i obowiązek działać tylko ktoś kompetentny. Jak słusznie powiedział przybyły lekarz, który mógł tylko stwierdzić zgon kobiet, fakt że puchły i były sine świadczył, że żyły. Szok związany z porażeniem przez piorun spowodował zatrzymanie pracy płuc. Czasami w takiej sytuacji wystarczy uderzenie pięścią w klatkę piersiową aby płuca zaczęły funkcjonować. Dobrze o tym przecież wiedziałam , bo kiedyś w szkole na sali gimnastycznej spadłam na plecy z ostatniego szczebla drabinek. Pamiętam, że dusząc się i tracąc przytomność zastanawiałam się czy ta idiotka ( to znaczy nauczycielka WF) będzie wiedziała co zrobić. Pani od WF nie była idiotką ( bardzo ją przepraszam), jedno uderzenie w plecy uruchomiło moje płuca i za chwilę znowu ćwiczyłam małpie skoki.
W górach spędziłam dużą część swego życia więc z burzami miałam często do czynienia. Kolejna historia, którą często wspominam związana była z moim zaangażowaniem w coś w rodzaju wolontariatu w TPN. Wtedy nie nazywało się to wolontariatem, wolontariaty to nowa moda. Kręciłam się po prostu przy sprawach, które mnie interesowały, nikt mi za moją pracę nie płacił, relacje z ludźmi były quasi towarzyskie. Chodziłam z gajowymi liczyć kozice, zbierałam śmiecie na turystycznych szlakach, malowałam znaki. Miałam możliwość mieszkania w jednej z leśniczówek TPN, akurat trafiłam na leśniczówkę w Kirach u państwa Wójtowiczów. Obecnie taki wolontariat jest sformalizowany i szczerze namawiam młodych ludzi do skorzystania z tego, wystarczy zgłosić się do TPN. Uczestniczą w tym nawet emeryci, którzy przemierzając tatrzańskie szlaki zbierają śmiecie. Bonusem są bezpłatne noclegi w jednej z leśniczówek TPN.
Wracając do burzy. Pewnego dnia wybrałam się z wierchuszką Tatrzańskiego Parku na wizję lokalną w sprawie wiatrołomów w rejonie Koszystej. Nie pamiętam nazwisk wszystkich obecnych, wiem, że byli to sami ważniacy a ja smarkula czułam się wielce zaszczycona zaproszeniem do akcji. Idąc ścieżką z Hali Gąsienicowej przecięliśmy górne piętro doliny Pańszczycy i weszliśmy na Koszystą. Gdy osiągnęliśmy grzbiet zaczęła się burza. Na Koszystej był niewielki triangul pomiarowy wysokości człowieka, panowie wyjęli jakąś pałatkę i mieli zamiar pod nim zabiwakować chroniąc się przed deszczem ze śniegiem, który właśnie zaczął padać. Gdy wychodziliśmy był  zwykły ciepły lipcowy dzień ale w Tatrach pogoda w ciągu 15 minut potrafi diametralnie się zmienić.  Wiedziałam, że to zły pomysł i pomimo, że byłam najmłodsza i bez żadnego formalnego umocowania w tej grupie powiedziałam: „ Róbcie sobie co chcecie, ja schodzę z grani”. Nie chcieli puścić mnie samej, zeszliśmy około 100 metrów i zawinięci w pałatkę kłapaliśmy przeszło godzinę zębami w podmuchach lodowatego wiatru. Nie będę powtarzać co przez tą godzinę słyszałam na swój temat. Po przejściu burzy wróciliśmy na grań. Triangul był spalony przez piorun. Panowie poszarzeli na twarzy, nie musiałam nic mówić.
Ciąg dalszy też był zabawny. Mieliśmy przejść do doliny Pięciu Stawów i zejść doliną Roztoki a przy Wodogrzmotach Mickiewicza miał czekać na nas kierowca z TPN. Schodziliśmy po ciemku, okazało się, że panowie w przeciwieństwie do mnie źle widzą w nocy więc z całą satysfakcją prowadziłam ich turystyczną ścieżką na linie jak sznurek serdelków. Obecnie źle widzę zarówno w dzień jak i w nocy więc zostałam za swoją pychę słusznie ukarana. Kierowca oczywiście nie czekał, byliśmy spóźnieni o parę godzin. Panowie leśnicy zdecydowali się nocować w schronisku Roztoka pomimo moich protestów. Byłam pewna, że kierowca zaalarmuje GOPR. Telefony nie działały, nawet w strażnicy na Łysej Polanie bo wyjątkowo gwałtowna burza uszkodziła wszystkie łącza. Nie mogłam dopuścić, żeby goprowcy wyszli na akcję i znaleźli nas spokojnie śpiących w schronisku. Dyżurny goprowiec z Roztoki zatrzymał jakiś samochód na przejściu granicznym i poprosił o pomoc. Powiedziałam kierowcy , żeby zatrzymał wóz goprowski jeżeli będzie jechał naprzeciwko i natychmiast zasnęłam. Obudziłam się przed goprówką w Zakopanem. Była 12 w nocy. Chłopcy ładowali sprzęt na samochód szykując się do akcji. Namawiali mnie na wspólne uczczenie odwołania tej akcji ale nie miałam ochoty. Zapewniłam ich, że mam gdzie spać i sobie poszłam. O tej porze nie chodziły żadne autobusy do Kir. Musiałabym czekać na dworcu do 5 rano, pomaszerowałam więc w deszczu ścieżką pod reglami. Pamiętam tylko, że chlupotało mi w butach. Były to dobre buty wspinaczkowe przywiezione z Kanady przez moją koleżankę Maryśkę, ale i one przemiękły. Chyba spałam idąc, w leśniczówce zwaliłam się do łóżka „w opakowaniu”.
Obudził mnie telefon. Panowie leśnicy proponowali mi następną wycieczkę.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Trotelreiner

14-09-2019 [14:43] - Trotelreiner (niezweryfikowany) | Link:

Ja zacząłem łażenie po górach jeszcze w liceum...16...17 lat...do Zakopanego z Krakowa było blisko...:-))
Wtedy wszędzie trzeba było iść na nogach,nie było furmanek,ani żadnej "okazji"...no i po kolei...od łatwych,do trudnych i takich liny,haki i wspinaczka "rencami i giczami".
Mielismy z kolegą wspaniałego przewodnika i nauczyciela...był mechanikiem kolejki na Myślenickich Turniach...w wolnych chwilach brał ceprów i nie raz dwa dni...ginęliśmy.
On nas nauczył jednego: w górach ...wicie...ni ma pogody...zawse jezd do rzyci! Słonecko świci...to źle,słonecka ni ma...to jesce gorzy!
Zawse ca być gotowym na dysc,śnig,pierony i wiater...cweter,kurtka, pałatka brezentowa...i buty sakramenckie...pantofle do wspinacki...są do wspinacki na ścianie...a potem
to traktory na gruby gumie!

Bieszczady,Tatry,Beskdy, czeskie i nasze Izery...potem Austria...Alpy...[o ile dostaliśmy paszporty] ,niemieckie Alpy,francuskie Alpy...i ukoronowaniem [już praca w Italii] Andy.
Ale tylko do 4000 tysięcy...idiotą byłem...papierosy...no i łapiduch mnie zatrzymał..."jak chcesz wykitować,to nie przy mnie!!!"
Ale w tyle głowy zawsze miałem tego górala:wisz...nawet mały pagórek...może zabić,jak się jezd głupi!

PS.Trzech moich kolegów zostało w górach...na zawsze...:-((
 

Obrazek użytkownika izabela

14-09-2019 [16:04] - izabela | Link:

Z moich bliskich kolegów żyje tylko 5  osób w tym dwie kobiety. Jedna z nich to Stefania .W 1973 roku kobiecy zespół Stefania Egierszdorf, Danuta Gellner (Wach) i Wanda Rutkiewicz dokonał pierwszego powtórzenia i oczywiście pierwszego kobiecego przejścia drogi Hiebelera, Maschkego i braci Messnerów wiodącej północnym filarem Eigeru. Było to także pierwszym przejściem północnej ściany Eigeru w zespole czysto kobiecym.Jak mawiał inny żyjący znajomy , przewodnik i instruktor z Chamonix - trzeba wiedzieć kiedy się wycofać i kiedy skończyć. Dla mnie musi wystarczyć teraz Turbacz.

Obrazek użytkownika Kazimierz Koziorowski

14-09-2019 [23:02] - Kazimierz Kozio... | Link:

uswiadamiamie tego zagrozenie czy to w formie podanych przykladow, czy ostrzezen chocby podobnych do zagrozenia lawinowego sa podstawa prewencji. niestety skala ostatniej tragedii pokazuje ze przecietny turysta chyba nie slyszal ani o zwiekszonym prawdopodobienstwie porazenia piorunem w gorach, ani o sposobie zachowania sie. ostrzezenia przed spotkaniem niedzwiedzia widuje sie ale nie spotkalem ostrzezenia zeby oddalic sie od lancuchow w przypadku zagrozenia burzowego. a juz z uporem godnym lepszej sprawy zbalamuceni klienci telefoni komorkowej potrafia bronic teorii o rzekomej obojetnosci transmitujacego urzadzenia w polu elektromagnetycznym burzy. poniewaz rzecz o prawdopodobienstwie porazenia to chetnie podaje sie przyklady ze ktos przeciez stal pod drzewem i rozmawial przez telefon podczas burzy a nic mu sie nie stalo czym dowiodl ze ostrzezenia to raczej  sugestie dobre dla bojazliwych. jak wynika z podanych przykladow, wierchuszka gorskich wygow to byli piorunowi ignoranci ktorzy cudem unikneli porazenia. cudem znalazl sie aniol stroz ktory pokierowal niepokorna izabela i zarzadzil zejscie z grani 

Obrazek użytkownika izabela

15-09-2019 [07:40] - izabela | Link:

Wydaje mi się, że wyjadacze tatrzańscy byli przeświadczeni wewnętrznie, że mają inny układ z Panem Bogiem, że problemy zwykłych śmiertelników ich nie dotyczą. To częste wśród profesjonalistów.Byli to zresztą leśnicy  a nie ratownicy. Polscy ratownicy słynęli z bezwypadkowej pracy przez wiele lat, właściwie od Klimka Bachledy. Przełom nastąpił przy niefortunnym wypadku z helikopterem. Ale to zupełnie inna historia.

Obrazek użytkownika wielkopolskizdzichu

14-09-2019 [23:37] - wielkopolskizdzichu | Link:

"lecz z przeświadczenia, że w każdej sprawie ma prawo i obowiązek działać tylko ktoś kompetentny."
Jaka jest sytuacja prawna osoby udzielającej pomocy, dowiadują się już dzieci, na pogardzanych przez Panią zajęciach z pierwszej pomocy.