Od czasu rozpoczęcia transformacji ustrojowej, przez blisko dwadzieścia pięć lat postępowała degradacja polskiej floty pod polską banderą. Polskie państwo przez lata nie interesowało się losami polskiej żeglugi. Na początku lat dziewięćdziesiątych, ówczesny minister przekształceń własnościowych (a dzisiaj prominentny polityk Platformy), proszony o to, aby rząd podjął działania, które zapobiegną upadkowi Polskich Linii Oceanicznych, w odpowiedzi wyraził ‘głęboką’ myśl „A niech sami tam coś wymyślą”. Może by i wymyślili, ale problem jest w tym, że reguły gry według których prowadzona jest działalność gospodarcza, ustala państwo a nie przedsiębiorstwo. I gdy w 1989r., było jeszcze 247 statków i wszystkie pływały pod polską banderą, to w efekcie podejścia ‘a niech sami coś tam wymyślą’, obecnie mamy tych statków jedynie 94, a w tym tylko 21 pod polską banderą. Natomiast w żegludze międzynarodowej, pod polską banderą jest ich zaledwie cztery. Szczególnie dramatycznie wygląda ta statystyka w przypadku Polskich Linii Oceanicznych. W 1989r. PLO posiadało 85 statków i wszystkie pod polską banderą (w 1976 było ich 176). Dzisiaj PLO posiada 2, dwudziestoletnie statki i obydwa pływają pod obcą banderą.
Tutaj trzeba powiedzieć wprost. Taki stan rzeczy nie jest winą polskich armatorów. Fundamentalną przyczyną zapaści polskiej floty pod polską banderą był brak nowoczesnych regulacji prawnych, adekwatnych do warunków w jakich funkcjonuje międzynarodowa żegluga morska. Obowiązkiem każdego przedsiębiorstwa, a więc także przedsiębiorstwa żeglugowego jest prowadzenie działalności w taki sposób, aby dochody przewyższały koszty. Źródłem przychodów armatora są frachty, które kształtuje światowy rynek żeglugowy. Z kolei rynek ten pozostaje pod wpływem wygodnych bander, gdzie kosztów na ubezpieczenia społeczne praktycznie nie ma. Przy obecnie obowiązujących u nas regulacjach, pozapłacowe koszty pracy na statku pod polską banderą są blisko trzynastokrotnie większe niż pod wygodnymi banderami. W efekcie eksploatacja statków pod polską banderą w żegludze międzynarodowej jest nieopłacalna. A to oznacza, że praktycznie niemożliwa.
Taki stan rzeczy niesie jednak określone skutki. Bandera na statku morskim jest oznaką jego przynależności państwowej - to jest powszechnie wiadome. Ale to, że w wymiarze ekonomicznym bandera statku stanowi również o finansach publicznych państwa i gospodarki morskiej, wiadome jest już mniej. A prawda jest taka, że polski statek eksploatowany pod obcą banderą, praktycznie polskiemu państwu nie przynosi żadnych korzyści. Takie wpływy jak podatek tonażowy, opłaty rejestrowe, opłaty inspekcyjne, należności z tytułu obsługi formalno-prawnej, zasilają budżet i system finansowy państwa wygodnej bandery a nie państwa polskiego.
Aby zmienić ten stan rzeczy konieczna jest gruntowna reforma regulacji odnoszących się do żeglugi pod polską banderą. Nowelizacji wymagają przepisy dotyczące podatków i ubezpieczeń społecznych marynarzy. Zmian wymagają również regulacje dotyczące hipoteki morskiej, izby morskiej, rejestru statków morskich, kompetencji urzędów państwowych w sprawie inspekcji prowadzonych na statkach. Zaniechania dwudziestu pięciu lat, powstałe w wyniku prowadzenia transformacji ustrojowej według neoliberalnej filozofii (w wydaniu „A niech sami tam coś wymyślą”) są ogromne. I takie prace, nad reformą regulacji dotyczących żeglugi, są prowadzone zarówno w MGMiŻŚ jak i w Narodowej Radzie Rozwoju przy Prezydencie RP. Celem tych prac jest zapewnienie armatorom i przedsiębiorcom żeglugowym, stabilnej, ekonomicznie opłacalnej eksploatacji statków pod polską banderą. Taki jest podstawowy cel planowanej reformy regulacji dotyczących żeglugi.
Oprócz korzyści dla polskiego systemu finansów publicznych, wynikających z rejestracji statków pod polską banderą, przez armatorów polskich (a także zagranicznych) już istniejących, wprowadzenie przyjaznych żegludze morskiej regulacji będzie stymulowało również rozwój polskich prywatnych przedsiębiorców żeglugowych. Przyjazne żegludze regulacje prawne przyczynią się do rozwoju tej gałęzi gospodarki narodowej. Jednoznacznie pokazuje to przykład żeglugi morskiej w Niemczech, gdzie takie – przyjazne żegludze regulacje obowiązują. Przedsiębiorcy żeglugowi eksploatujący nie więcej niż jeden statek, stanowią tam ponad jedną trzecią (!) wszystkich przedsiębiorstw żeglugowych. Takie, wspierające transport morski, regulacje prawne – zgodnie z Wytycznymi UE z 2003 r. – zostały wprowadzone nie tylko w Niemczech, ale praktycznie we wszystkich morskich państwach Unii Europejskiej.
Jest jeszcze inny aspekt polskiej floty pod polską banderą. Ten aspekt to przemysł stoczniowy. Przełożenie jest proste, mówiąc kolokwialnie. Jeżeli będzie polska flota, jeżeli będą statki pod polską banderą, polskie stocznie będą miały pracę. Dzisiaj stocznie muszą zdobywać klientów wśród obcych armatorów. A to, przy konkurencji jaka istnieje, choćby ze strony stoczni niemieckich, nie jest łatwym zadaniem.
W mijającym tygodniu rząd przyjął trzy ważne projekty ustaw dotyczących gospodarki morskiej. Są to: specustawa dot. budowy portów zewnętrznych, zmiana ustawy o portach i przystaniach morskich, zmiana ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych (w odniesieniu do marynarzy). Ta ostatnia otwiera drogę do odbudowy polskiej floty handlowej pod polską banderą.
Czas, gdy Państwo polskie nie interesowało się losami polskiej żeglugi, szczęśliwie minął.
Ps.: Zainteresowanym polecam film 'Przywrócić polską banderę": https://www.youtube.com/…
Film wyjaśnia przyczyny upadku polskiej żeglugi pod polską banderą oraz finansowe i ekonomiczne skutki dla państwa tego stanu rzeczy. Prezentuje również podstawowe założenia projektu, którego celem jest przywrócenie polskiej bandery w polskiej flocie handlowej.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 18478
Falochron to zawieszona już od 4 lat w projekcie rządowym podpisana przez Ministra Gróbarczyka niewiadoma.
BTW
Jeśli Premier Morawiecki nadal - na konwencji PiS - opowiada o złożach bursztynu mających pokryć przekop i towarzyszącą infrastrukturę to oznacza że mamy do czynienia z ściemą, a nie poważnym projektem. . Przy czym ta ściema posłuży do całkiem realistycznych realizacji - lokowania publicznych pieniędzy w te firmy które merdają ogonem, Jest to powszechna praktyka w UE, gdy trzeba przelać pieniądze do prywatnych kieszeni vide lotnisko w Magdeburgu lub ostatni remont flagowego niemieckiego żaglowca.
W Wielkiej Brytanii są setki małych portów, które świetnie prosperują w pobliżu dużych portów. A co do prosperity Elbląga - największa była za czasów króla Batorego, przeładunki w Elblągu przekraczały te, jakie były w Gdańsku.
Zgadza się, jak Gdańsk się poddał wszystko wróciło do normy. Elbląg znowu stał się małym portem. Ale powtórzę to co napisałem poprzednio. W Wielkiej Brytanii są setki małych portów w pobliżu dużych portów. I prosperują! Co stoi na przeszkodzie, aby Elbląg prosperował podobnie jako mały port? Jest jakieś ogromne nieporozumienie w sprawie Elbląga. Nikt nie chce budować wielkiego portu w Elblągu. Port w Elblągu nie będzie konkurencją dla Gdańska i Gdyni. Będzie uzupełnieniem! Jednocześnie będzie stymulował (jako mały port) lokalny rozwój gospodarczy.
By mały port w pobliżu wielkiego mógł opłacalnie funkcjonować trzeba zapewnić, łatwość dostępu dla statków, prostotę procedur i atrakcyjność tranzytu towarów, Tak się składa ze jedyny odbiorca sensowny, enklawa rosyjska ma na pieńku z nami.
Mało tego, jeśli powstanie Via Baltica, aż do portów Estonii to nie ma żadnych podstaw logistycznych dla funkcjonowania Elbląga jako portu do żeglugi kabotażowej,
Jedynie duży port promowy w Elblągu będący przedłużeniem kontynentalnej osi S - N ma sens.
Niemcy zaryzykowały z tym na Rugi. Specjalnie wybudowali autostrady i most przy Stralsundzie, jedyne co ich blokuje to Zespół Portowy Świnoujście - Szczecin, zapewniający szybsze znalezienie się na promach.
Tymi 800000000 PLN - tak na prawdę 2 x tyle - powinno się doinwestować prace nad pogłębieniem i unowocześnieniem wspomnianego wyżej zespołu portowego, i w dojazdy doń, a jeśli chcemy się bawić w Elbląg to trzeba wsadzić około 10 miliardów. Tylko zamiast inwestycji, władzy opłaca się korumpować programami społecznymi ogłupiony narodek.
Jakie kity wciskam? W Holandii są setki takich przekopów. W Wielkiej Brytanii są setki takich małych portów. I nikt takiego cyrku (jak powstawały) nie robił jaki u nas jest z przekopem i portem w Elblągu. Jakikolwiek port, duży czy mały, aby być portem musi mieć dostęp do morza. Nie ma innego sposobu aby zapewnić Elblągowi dostęp do morza jak zbudować przekop. Byłoby to racjonalne, nawet gdyby Rosja przestrzegała prawa międzynarodowego i nie blokowała dostępu do Elbląga. Na naszym miejscu, Holendrzy taki przekop by zbudowali już dziesięć razy. Zbudowanie przekopu umożliwi rozwój portu w Elblągu, zaktywizuje gospodarczo region, pobudzi turystykę na Zalewie, skróci drogę do Gdańska i Gdyni, śluza na przekopie będzie atrakcją turystyczną (to będzie jedyna morska śluza w Polsce). Nawet ekologicznie przekop będzie korzystny, bo zapewni większy dostęp świeżej wody do Zalewu. Oczywiście Elbląg nie musi być portem. Są setki miast, które nie mają portów (i funkcjonują). Ale miasto w głębi lądu nie ma możliwości aby zbudować sobie port. Natomiast miasto nad morzem, może to zrobić (w przypadku Elbląga nie trzeba portu budować bo port tam jest od setek lat). I korzystać z tego. Najlepszy jest przykład Gdyni. Dopóki nie było portu, Gdynia była wioską, miasto powstało dzięki portowi. Oczywiście Elbląg i Gdynia to dwie różne bajki i nie ta skala. Ale port w Elblągu (mały port) daje temu miastu dodatkową szansę. Naprawdę trzeba mieć klapki na oczach aby tego wszystkiego nie widzieć.