Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
List otwarty do prof. Pawła Śpiewaka
Wysłane przez Krzysztof Pasie... w 20-04-2019 [19:06]
Prof. Paweł Śpiewak. fot. Youtube
Rok 1945. Śp. Michał Pasierbiewicz z autorem notki na ręku, w ogrodzie „willi dyrektorskiej” przy elektrowni Siersza Wodna. Mama w białej sukni, której trzyma się starszy brat autora notki. Po lewej moja piękna niania Tosia.
Od:
Dr inż. Krzysztof Pasierbiewicz
emerytowany nauczyciel akademicki
Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie
Do:
Prof. dr hab. Paweł Śpiewak
Dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma
z siedzibą w Warszawie
Szanowny Panie Profesorze!
Piszę do Pana w Wigilię Niedzieli Wielkanocnej, dnia, który jest najstarszym i najważniejszym świętem chrześcijańskim. Zwracam się do Pana Profesora jako Polak, jako katolik, jako nauczyciel akademicki z blisko czterdziestoletnim stażem, a także jako bloger Salonu24 oraz Naszych Blogów Niezależnej.pl, - w sprawie wypowiedzianych przez Pana w programie "Tłit" w Wirtualnej Polsce, wierzę, że nieumyślnie w czasie poprzedzającym Dzień Wielkiej Nocy, - następujących słów:
„Nie mogę znieść retoryki ratowania Żydów przez Polaków (…) chodzi o to, żeby nie robić z siebie narodu wyjątkowego, wyjątkowo miłosiernego, dobrego". – Nie mogę znieść retoryki ratowania Żydów przez Polaków. To retoryka, która staje się elementem propagandy. Owszem, mówi się o tym, jest to fakt historyczny. Działała w Polsce Żegota. Było dużo sióstr zakonnych, które ratowały Żydów. Natomiast używanie tego doświadczenia po to, by udowodnić całemu światu i sobie samym, że Polacy są narodem wyjątkowym, bo ratowali Żydów, zapominając o szmalcownikach, jest mówieniem nieprawdy. Ja chcę, by propagandę zastąpił prawdziwy obraz rzeczywistości…”
Ale zanim przejdę do meritum, coś Panu Profesorowi opowiem.
Działo się to pierwszego sierpnia 1952. Jako ośmioletni chłopiec byłem na kolonii letniej w podkrakowskim Sierakowie. Szczęśliwi, opaleni wróciliśmy z kolegami znad rzeki na obiad. Ku mojemu zdumieniu pani wychowawczyni przekazała mi wiadomość, że ktoś na mnie czeka w kancelarii pana kierownika. Jeszcze bardziej się zdziwiłem na widok wuja Ludwika, który mi powiedział, że tata jest trochę chory i musimy wracać do Krakowa. Choć bardzo mi było żal zostawiać kolegów ucieszyłem się ogromnie, bo będąc Jego oczkiem w głowie, świata za Ojcem nie widziałem. Pociąg wlókł się niemiłosiernie, a ja nie mogłem się doczekać chwili, kiedy wreszcie się przytulę do Ojca. W końcu dotarliśmy z dworca na naszą ulicę. Wujek chciał mi coś powiedzieć, ale wyrwałem mu się i oszalały ze szczęścia, na łeb na szyję popędziłem do ukochanego taty. Gdy dobiegłem do naszej kamienicy serce przeszył mi paraliżujący ból i niebo spadło mi na głowę. Na bramie wisiała wykonana domowym sposobem klepsydra z napisem:
Mgr inż. Michał Pasierbiewicz
ukochany mąż i ojciec
żołnierz Armii Krajowej
zmarł przeżywszy lat 46…
Tacie pękło serce. Zamęczyła go ubecja, a dokładniej mówiąc kilku oficerów bezpieki pochodzenia żydowskiego po tym, jak ujawnił swoją akowską przeszłość. Nie wytrzymał ciemiężenia i upokorzeń w pracy, obrzydliwych intryg, prowokacji, bezustannego śledzenia, ciągłych rewizji domowych i niekończących się wielogodzinnych przesłuchań na bezpiece. Zaś owdowiałej matce i osieroconym synom piętno odrzucenia i zaszczucia, - każdego dnia coraz głębiej wkłuwało się w duszę.
Na pogrzebie było tyle samo bliskich i przyjaciół, co ubeków, którzy obstawili cały Cmentarz Rakowicki, a gdy kondukt dotarł do naszego rodzinnego grobu, przyczaili się za przyległymi grobowcami. Pamiętam, że gdy ksiądz rozpoczął modlitwę nad grobem, wśród żałobników zrobiło się jakieś dziwne zamieszanie i rozległy się zaaferowane szepty. To przyjaciele Taty z konspiracji wkroczyli do akcji i raptem na trumnie pojawiła się wiązanka biało czerwonych goździków z szarfą, na której widniał napis: „Naszemu kochanemu dowódcy przyjaciele z Armii Krajowej”. Do dzisiaj nikt nie wie, kto i jakim cudem położył tę wiązankę na trumnie, za co wtedy groziło więzienie, o ile nie gorzej. Z tego, co było potem zapamiętałem jedynie, że jak trumnę spuszczano do grobu Mama ścisnęła mnie kurczowo za nadgarstek aż mi z bólu w oczach pociemniało. A jak kondukt się rozchodził spostrzegłem, że mam całą dłoń we krwi. Mama miała zawsze zadbane, długie paznokcie.
Matka nie umiała sobie poradzić z nieszczęściem, jakie nas spotkało. Więc musiałem z nią chodzić przez lata codziennie na cmentarz, choć przesiadywanie godzinami na ławeczce przy mogile w czasie, gdy koledzy grali w piłkę było dla małego chłopca prawdziwą torturą. Żebyśmy mogli jakoś przeżyć ten nieszczęsny czas, Mama musiała sprzedać obrazy, biżuterię, dywany, srebrne zastawy, a w końcu nasz ukochany fortepian, na którym podgrywali sobie z Tatą często na cztery ręce. Do śmierci też nie zapomnę dnia, kiedy Mama po przyjściu pracy stwierdziwszy, że nie ma mi, co dać jeść, a kasa domowa jest pusta, skrajnie zdesperowana i upokorzona pozamykała okna, odkręciła kurki w gazowej kuchence i powiedziała: „Chcesz to uciekaj Krzysiu, ja zostaję, bo już dłużej takiego życia nie zniosę”. Nigdy nie zapomnę tych kilku minut wahania zdających mi się wtedy wiecznością, kiedy toczyłem walkę pomiędzy solidarnością z Matką, a instynktem samozachowawczym. Na szczęście, jak już zaczęło mi się kręcić w głowie zwyciężył instynkt i uciekłem do państwa Tomczyków mieszkających po drugiej stronie ulicy, którzy przybiegli, wywietrzyli mieszkanie i przyrzekli Mamie, że będę mógł jeść u nich obiady do końca podstawówki. Ale traumatyczny ślad w sercu pozostał, bo przez całe dzieciństwo męczyła mnie myśl, że stchórzyłem i zdradziłem matkę, co okaleczyło mi duszę, bo zapach gazu do dziś mi przypomina tamto straszliwe zajście. Zaś mój starszy brat porzucił na zawsze szkołę, jak mu żydowska dyrektorka renomowanego krakowskiego liceum przy całej klasie powiedziała, że takie szczeniaki akowskie jak on trzeba było w wiadrze topić. Brat więcej do szkoły nie poszedł i został kierowcą ciężarówki, co matkę wpędzało w głęboką depresję i kilka lat po śmierci Taty również odeszła…, koniec opowieści.
A przecież, jako historyk Pan Profesor dobrze wie, iż co najmniej do połowy lat 50. ubiegłego wieku takich właśnie polskich rodzinnych tragedii były w Polsce dziesiątki tysięcy, - i musi Pan przyznać, że tych zbrodni na Polakach dokonanych rękami żydowskich oprawców z Urzędu Bezpieczeństwa nigdy nie rozliczono, a sprawę nadal okrywa się (dlaczego?) zmową milczenia, zaś każdy, kto się ośmieli przerwać to milczenie zostaje obłożony klątwą ostracyzmu, jak nie gorzej.
Pragnę także Pana Profesora poinformować, że w czasie okupacji hitlerowskiej, w elektrowni Siersza Wodna, gdzie mój Tata był dyrektorem działała zorganizowana, konspiracyjna formacja Armii Krajowej. Była to „Piątka Akowska”, której dowódcą był mój śp. Ojciec Michał Pasierbiewicz, pseudonim konspiracyjny „Paweł” – vide: https://katalog.bip.ipn.gov.pl.... A ponieważ elektrownia Siersza-Wodna zasilała w energię elektryczną niemiecki obóz śmierci Auschwitz-Birkenau, mój Ojciec i jego żołnierze mieli pozwolenie na wjazd na teren obozu w przypadkach awarii sieci elektrycznej, - i wykorzystując tę sposobność, przez całą okupację hitlerowską, z narażaniem życia własnego i swoich rodzin, ratowali życie wielu więźniom obozu Auschwitz-Birkenau, w znakomitej większości pochodzenia żydowskiego, - przerzucając im żywność i lekarstwa, za co jak Pan Profesor wie groziła wtedy bezwzględna kara śmierci – vide: https://www.youtube.com/watch?.... Nie wiem, ilu Żydom uratował życie mój Tata, prawdopodobnie wielu, ale nawet gdyby uratował choćby jedno żydowskie życie, to chyba się Pan profesor ze mną zgodzi, iż w tym kontekście, za wypowiedziane przez Pana słowa, że: „Nie może Pan znieść retoryki ratowania Żydów przez Polaków” powinien się Pan Profesor najdelikatniej mówiąc wstydzić i moim zdaniem przeprosić za to Polaków.
A na koniec parafrazując słowa kultowej piosenki Wojtka Młynarskiego pt. „W co się bawić” pozwolę sobie spytać Pana Profesora, czy zgodzi się ze mną, że: - „Trzeba już w końcu raz ustalić, czyście się Państwo nie zanadto ostatnio rozdokazywali?”
Z poważaniem,
Krzysztof Pasierbiewicz, syn Michała (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Czytaj także:
Wacław Kujbida, TV Niezależna Polonia, Kanada (2015), "Michał Pasierbiewicz. Nieznany bohater II Wojny Światowej" - vide: https://www.krakowniezalezny.p...
Komentarze
20-04-2019 [22:33] - Imć Waszeć | Link: Cóż to za jakiś dziwaczny
Cóż to za jakiś dziwaczny zwyczaj naprostowywania profesorów? W normalnym państwie to profesorowie naprostowują innych i sami dbają o honor związany z tytułem profesorskim, prestiż oraz o swoją nieposzlakowaną opinię. To jakiś absurd, żebyśmy musieli stawiać przy profesorach przyzwoitki, żeby ci nie puszczali się jak markietanki z każdym, nie dawali każdemu wedle życzenia, nawet gdy ten sowicie za numerek zapłaci lub - o zgrozo - gdy poczują zew domieszki obcej krwi w korzeniu. Profesor to poważne stanowisko i tytuł naukowy, najwyższy w państwie, a nie łatwy łup dla dupków jakiejś konkretnej władzy. Taki obyczaj wprowadził nam makrsizm. Skończmy z tym natychmiast, bo polska profesura powinna być jak szlachectwo, arystokracja nauki, więc do jasnej chol... musi do "czegoś" zobowiązywać. Natomiast ktoś, kto w tak knajacki sposób kłamie i manipuluje historycznymi faktami (niczym niedoszły abiturient) nie mieści się wg mnie w żadnym standardzie, nie trzyma dostatecznie wysokiego poziomu, albo inaczej nie posiada wymaganych kwalifikacji. Wyższe wymagania są dziś dla pilotów wycieczek turystycznych lub kierowców ciężarówek. Dopóki Polacy tego nie zrozumieją, to każda obca agentura nadal będzie nam wyświęcać u siebie papierami "naszą" inteligencję i instalować tych "portierów" w strukturach państwa niczym solitery.
20-04-2019 [22:46] - paparazzi | Link: Amen, Alleluja.
Amen, Alleluja.
21-04-2019 [00:14] - Tomaszek | Link: Krótko mówiąc wszyscy won .
Krótko mówiąc wszyscy won . Ile tych kast jeszcze ?
Alleluja . Smacznego jajeczka .
21-04-2019 [03:17] - adarus2 | Link: Ja też cos opowiem .Moja
Ja też cos opowiem .Moja babcia we wrześniu 1939r. w czasie bombardowania Warszawy schroniła się w kościele. Po powrocie do swojego mieszkania okazało się że mieszkania już nie ma. Wydarzenie to pogłębiło w niej wiarę tak bardzo, że do swojej śmierci chodziła codziennie do kościoła. W czasie okupacji, ale nie wiem w którym roku, zakonnice z kościoła poprosiły babcię by przez dwa, trzy dni przechowała żydowskie dzieci. Babcia zgodziła się i wzięła troje malutkich dzieci. Dwie dziewczynki i jednego chłopca. Na dzieci nie miała żadnych dokumentów. W jej kamienicy mieszkał folksdojcz. Była młodą bezdzietną mężatką. Mąż był w obozie. Za przechowanie Żydów groziła kara śmierci jej i prawdopodobnie moim pradziadkom. Chłopiec był obrzezany. Z tych powodów babcia bardzo się bała i chciała oddać dzieci. Ale tamtej zakonnicy już nie było i nie wiadomo było co się z nią stało. Dopiero po trzech tygodniach udało się oddać dzieci innym zakonnicom. Moja babcia widziała później straszne rzeczy związane z Żydami. Widziała jak Niemiec zastrzelił nastolatka, widziała jak inny Niemiec złapał niemowlę za nogi i uderzał dzieckiem o mur aż zabił. Odwróciła wtedy głowę i udawała że nie widzi. Nie dlatego że było to jej obojętne tylko dlatego że tak bardzo się bała. I to by było tyle jeśli mówimy o statystykach że Polacy tak mało Żydów uratowali. Tak mało bo więcej nie mogli. Babcia przeżyła Powstanie Warszawskie. Była przekonana że przeżyła dzięki temu że modliła się codziennie do Matki Boskiej. Jak nie w kościele to przy kapliczce. Przeżyła rozstrzeliwanie cywilów. Dwóch Ruskich lub Ukraińców w niemieckiej służbie, babcia nie była pewna, wyprowadzili ją i sąsiadkę z dziećmi na stos trupów by zastrzelić. Wtedy jeden z Ruskich pokazał medalik na szyi że jest wierzący i kazał uciekać. Powiedział po rosyjsku że będzie strzelać w powietrze bo sam się boi i tak było. Żałuję że nic więcej nie potrafię powiedzieć. Za duży szczyl byłem by się zapytać. A dzisiaj nie mam kogo się zapytać. Żałuję też że nie mam głębokiej wiary mojej babci.
21-04-2019 [11:12] - RinoCeronte | Link: Gdyby nasz Śpiewak śpiewał za
Gdyby nasz Śpiewak śpiewał za darmo to jeszcze można by się z nim dogadać. Ale chyba jednak szkoda na to czasu. Panu, Doktorze podziękowanie za otrzeźwienie profesora.
21-04-2019 [11:31] - rolnik z mazur | Link: Powoli określenie profesor
Powoli określenie profesor będzie wyrażeniem obraźliwym wskazującym na niewielki poziom inteligencji wyzwanego. Chodzi szczególnie o profesorów nauk wszelakich, których u nas mnoga. jestem pewien, że tzw. prof Spiewak po prostu spiewa z odpowiedniego klucza. Alleluja i do przodu.