Przeczytałem list amerykańskiej ambasadorki i nie tyle oburzył mnie ile rozśmieszył.
Jest to bowiem szmatławe pisemko pisane na poziomie godnym „Sowy”, a najlepsza jest jeszcze pogróżka na końcu w postaci odręcznego dopisku – to już czysta przekupka z najgorszego bazaru.
Z treści wynika, że autorka nie jest wcale ambasadorem i to najpotężniejszego kraju na świecie, ale handlowym faktorem najniższej gildii jakichś trzeciorzędnych firm.
Po czymś takim to nie Polska powinna domagać się jej ustąpienia, ale Amerykanie schować ją czym prędzej w mysiej dziurze, żeby świat jak najrychlej o niej zapomniał.
Premier natomiast powinien ten list zwrócić „bez czytania” jako że nie został do niego napisany, tylko do jakiegoś ministra Moraweickiego, a takiego w Polsce nie ma.
Pani Pawłowicz mimo zapewne dobrych intencji okazała niedźwiedzią przysługę nadając sprawie znaczenia, którego nie może ona posiadać.
Najniższy rangą urzędnik w RM powinien napisać, że zapewne omyłkowo został z ambasady wysłany ten śmieć wobec tego zwracamy go nie chcąc poważnej ambasady zaprzyjaźnionego państwa kompromitować.
Po pierwsze nie wyobrażam sobie nawet ażeby jakikolwiek ambasador w Polsce przedwojennej ośmielił się coś takiego w tym tonie napisać. Już nie mówię o stylu, bo to było nie do pomyślenia.
A to przykład jak nisko upadliśmy, niewykluczone, że po przeczytaniu stenogramów z „Sowy” postanowiono kogoś na tym poziomie przysłać do Polski.
W efekcie po prostu trzeba przestać utrzymywać kontakty z kimś na takim poziomie umysłu i wychowania.
Nie oznacza to zerwania kontaktów ambasadą USA, która ma zapewne dostateczną liczbę urzędników odpowiadających wymaganiom dyplomacji.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 12402
Z drugiej strony to to zapisało się już chyba na stałe w historii dyplomacji i być może będzie pokazywane w przyszłości w akademiach jako antyprzykład dyplomaty - osoby z założenia kulturalnej, powściągliwej, eleganckiej i dyskretnej :-))
Z trzeciej strony nie ma tego złego, bo aż miło popatrzeć jak naród się jednoczy w ocenie tego czegoś - ze lewa do prawa, poprzez środek.
Otóż, jak Pan myśli - jak długo PiS byłby w stanie utrzymać się na własnych nogach przy nietkniętej V kolumnie, nietkniętych wrogich mediach, wrogich "fundacjach" i przy braku polskich służb? Mnie się widzi, że może jakieś dwa miesiące i byłoby pozamiatane.
Zmarnowano całe trzy lata i to się coraz bardziej mści.
W Departamencie Stanu nie pracują idioci i doskonale tam sobie zdają sprawę jaka tu jest sytuacja - pani Mośbacher to nie przypadek tylko raczej właściwa osoba na właściwym miejscu. Taki mamy realny status co widać właśnie w takich chwilach jak obecnie gdy na chwilę prawda wyziera przez opary propagandy.
Że kiedy Tusk robił sobie ordynarne jaja to mieliśmy tutaj nieustanny lament i pogardę do peowskiego leminga. A teraz mamy jeszcze większe jaja. List, który świadczy o całkowitym lekceważeniu rządu, o tym że rząd jest postrzegany w charakterze psa do tresowania. Albo do rozrywki, jeśli ktoś jak np. Trump będzie mieć dobry humor i tylko będzie chcieć pobawić się w aportowanie pieska.
Rząd PiS robi sobie jaja, rozpłaszcza się, upokarza się, wykazuje hipokryzją większą niż za Tuska (gdyż ten nie udawał patrioty) i nic.
PiSowski leming WSZYSTKO wytłumaczy, zrozumie, przyjmie. I nigdy się nie ugnie. Jest po prostu twardszy od peowskiego. Lepsza odmiana, rasa :)
Tak samo tutaj muszę powiedzieć : Nie , nie ma znaczenia na jakim papierze napisała ambasadorka list do Ministra, czy kogokolwiek. Ale ma znaczenie , czy wszystkie służby szukają tych dwóch od 20. tys zł. . I ma znaczenie , czy planowana ustawa o repolonizacji , czy inaczej nazwana ustawa o politycznej obcej nieingerencji za pomoca mediów zostanie KIEDYKOLWIEK wdrożona. I ma znaczenie jakie są rzeczywiste intencje Departamentu Stanu , Prezydenta , Kongresu w kluczowych dla nas sprawach, bo widać ,że to jest na razie jakaś gadka szmatka o przyjaźni. Z tej gadki na plan pierwszy wysuwa się głoszenie WARTOŚCI, aby nasi parlamentarzyści od razu , na wyścigi, mogli się z nimi zgodzić.Jak wiadomo, podstawową funkcją każdego ambasodora w Polsce , każdego państwa świata - pisać listy do Polaków o wartościach, aby Polaków pouczyć.
Po czynach i osobach widać, że to nie tylko nie są monolity, że są antagonizmy wewnątrzpartyjne. Widać też jednak, że działa na te stronnictwa żelazna ręka soft power i w kwestii kardynalnej, w kwestii globalnej rewolucji, nie ma zmiłuj i tzw. prawica realizuje program lewicy.
Z racji chociażby wieku, ludzie tacy jak np. Kaczyński i Trump są bardziej konserwatywni, ale to nie jest oczywiste. Do republikanów oddelegowany był np.McCain, a w PiS mamy Rafalską. Oboje ludzie lewicy z przekonania. Nie znam poglądów ludzi z gabinetu Trumpa. W Polsce pierwsza zmiana dobrej zmiany nie uchowała się ze wzgl. na odchylenia patriotyczne i twardy elektorat PiS zderzył się z rzeczywistością, w której reprezentuje go ekipa o rodowodzie UD/UW/PO. Słowo zmiana jest więc używane w sensie: zmiennicy, a nie zmiany rzeczywistości.
Dobra zmiana z Ameryki zapowiedziała lidera Trójmorza i jak kulą w płot: po tygodniu było już po sprawie. Ten przekaz nie przeszkadzał globalnej koncepcji, bo Trójmorze jest obrotowe i może być eksploatowane politycznie na różne sposoby. W dodatku nie można wykluczyć, że było to tylko wystawienie na pokaz, bo od razu planowane były Węgry.
Przemawia za tym położenie centralne w tym rejonie, słabość państwa niewielkiego terytorialnie i liczebnie, osiągnięte pod przywództwem Orbana skupienie władzy, wyeliminowanie z gry Sorosów( i podobnych przeciwników obozu Trumpa w USA), kreowanie go niedyskretne na tle Hucka Norisa, brak antagonizmów z Niemcami, a przede wszystkim słynne przemówienie w Siedmiogrodzie - tak się nie dzieje w przyrodzie, to teren ważnego sojusznika USA - Rumunii.
Tylko patrzeć jak w ramach naszego sojuszu z USA przyjedzie przemawiać na Opolszczyznę Aniela z ziomkami. Czy w tych planach amerykańskiej dobrej zmiany Rumunii mają coś dać Węgrom w zamian za Mołdawię z Rosjanami, a Polska coś Niemcom za Lwów z banderowcami?
100/100
Dokladnie TAK !!!
Pozdrawiam z USA
1.To konsekwentna taktyka tresury.
Najpierw Aznari teraz Mosbacher. Bez udziału spolegliwych wśród narodów świata by to nie zadziałało, bo wymagałoby naprzemiennego stosowania kija i marchewki. Tymczasem ta tresura opiera się na biciu za każdy ruch. Ofiara głupieje. Jest bezradna. I tak ma być. Ma nie być oporu. Ma być zgoda na grabież, na wyzucie z człowieczeństwa. Terror i dialektyka są tu stosowane nie w kategoriach politycznej poprawności tylko w kontekście antysemityzmu jako pałki na opornych.
2. To element szerszej strategii, w której jesteśmy zawadą z racji położenia i przekonań.
Od Azari do Mosbacher poprzez iwenty wokół wizyty Prezydenta RP. Do tego eskalacja imigracji ukraińskiej połączona z podsycaniem nienawiści banderyzmem. W tle nasze zbrojenie się u lichwiarzy (wspólnota produkcji broni i emisji $). To po linii wielkiej przyjaźni amerykańsko-izrealskiej.
Z drugiej mańki spotyka nas przyjaźń unijna z niemieckim kapo. Od lat tresura w dostosowywaniu się - z góry skazanym na porażkę.
Z trzeciej strony straszenie Rosją, która niezależnie od wrogich Polsce intencji zawsze kończy jako sojusznik naszych sojuszników.
W tej ustawce aktywność w robieniu dobrze jest przesadna.