Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Nie dajmy się skołować pół, lub ćwierćinteligentom
Wysłane przez owsinski w 20-12-2011 [20:52]
Jeżeli w „niezależnej” czytam cytaty z elukubracji różnych prominentów naszej sceny, a raczej obsceny politycznej to wprawdzie nie „odbezpieczam rewolweru” jak to powiedział Goering na dźwięk słowo „kultura”, ani mi się nóż nie otwiera w kieszeni, a to chociażby ze względu na fakt, że od czasu wyjścia z „lasu”, czyli od roku 1946 rewolweru nie noszę, a i noża używam dla zupełnie innych celów.
Drażni mnie natomiast podejmowanie jałowej dyskusji z wypowiedziami, które ze względu na swój poziom nie zasługują na najmniejszą uwagę, może tylko w niektórych przypadkach dotyczących osób dobrej woli, najwyżej dobrodusznego pouczenia.
Poirytowały mnie dwa przypadki, w których osoba niewątpliwie inteligentna i zorientowana w realiach naszego położenia wdaje się w dialog z osobnikami przynajmniej podejrzanej konduity.
Dla mnie ktoś, kto wydaje pozytywną ocenę Wandzie Wasilewskiej nie zasługuje na najmniejszą uwagę.
Wanda Wasilewska, jako agent polskiego wywiadu to bzdura, lub bardzo niesmaczny żart. Przykre jest to, że była ona córką Leona Wasilewskiego, ministra w przedwojennych rządach, bardzo zasłużonego członka delegacji pokojowej w Rydze, który wraz ze Zwierzchowskim zaprotestował przeciwko postawie kierownictwa polskiej delegacji idącego na ustępstwa wobec bolszewików.
Jeżeli była czyimś agentem to sowieckim i to już przed wojną. Lwowiaka, świadoma faktu, że Lwów był czysto polskim miastem równie ważnym dla naszej kultury narodowej, co Warszawa nie tylko nie starała się o wyjaśnienie tej sprawy Stalinowi, ale wręcz od 1939 roku agitowała i głosowała za przyłączeniem Lwowa do Sowietów.
Przewodniczyła zdradzieckiej i dywersyjnej grupie ZPP, donosiła Stalinowi na swoich współagentów, a w PKWN nie wzięła udziału gdyż była trzymana w rezerwie przez Stalina na przewidywane włączenie Polski do Sowietów, jako 17 republiki.
Jej wpływ na ustalanie polskich zachodnich granic był żaden, podobnie jak i przedstawicieli ówczesnego rządu warszawskiego.
Dla Stalina, najwierniejszego ucznia Lenina, najważniejszą zdobyczą na terenie Europy były Niemcy. W Poczdamie zorientował się, że nie uda mu się tego celu osiągnąć ze względu na podział na strefy okupacyjne. Uznał to za swoją porażkę, czemu dał wyraz, kiedy gratulowano mu największego w dziejach Rosji zwycięstwa, odparł wówczas z goryczą: „przecież Aleksander I był w Paryżu”.
Postanowił zatem wyrwać tyle z Niemiec ile się tylko da, a sprawa polska była mu w tym pomocna. Należało tylko zabrać „swojej” Polsce na wschodzie jak najwięcej ażeby uzyskać odpowiednią rekompensatę na ziemiach niemieckich, a wtedy sowiecka strefa okupacyjna przesunie się odpowiednio na zachód.
„Warszawscy doradcy” nie zorientowali się w grze Stalina i zażądali za mało, a mogli żądać zarówno całego Śląska z Budziszynem i Serbo Łużycami, a także Strzałowa /Stralsund/ i Rugii. Argumentacja, której używano nie była historyczna, jedynie uwzględniano potrzeby przesiedleńcze, co statystycznie wymagało większej przestrzeni aniżeli ta, którą Polsce przydzielono.
Należy podkreślić, że Stalin nie myślał kategoriami przesunięcia Polski na zachód, ale traktował ten dar głównie, jako zastaw w stosunku do ostatecznego rozstrzygnięcia na swoją korzyść sprawy niemieckiej, poczynił nawet próby w tym względzie przez blokadę Berlina.
Najlepszym na to dowodem było podtrzymywanie przez cały czas istnienia PRL stanu tymczasowości na Ziemiach Odzyskanych z wyłączeniem nadawania tytułów prawa własności na nieruchomościach.
Jak dalece pilnowane było to zastrzeżenie miałem możność poznania przy okazji kontaktów z Ministerstwem Ziem Odzyskanych, które było powierzone ówczesnemu prowodyrowi PPR – Gomułce. Opowiadał mi w zaufaniu jeden z dyrektorów tego ministerstwa, że przygotowali dla Gomułki dokument uprawniający do nadawania tytułów własności rolnej, warsztatów rzemieślniczych, sklepów i budynków mieszkalnych dla ich użytkowników. W odpowiedzi usłyszeli gromy, gdyż biuro polityczne odrzuciło tę propozycję potępiając przy okazji postawę Gomułki.
Szydło wyszło z worka dopiero za Chruszczowa, który kontynuując w tym względzie politykę poprzedników zaproponował Adenauerowi połączenie Niemiec za cenę „neutralności”, czyli praktycznie oddania się na łaskę Sowietów, dodając na zachętę Szczecin.
Sprawa była poważna i w NRD odezwały się głosy, że „suwerenne” państwo wschodnich Niemiec nie ma przyzwoitego portu morskiego, a Polska ma aż trzy i nie wykorzystuje należycie Szczecina, który przed wojną był „portem Berlina”.
Pamiętam, że wtedy jeszcze istniało popaździernikowe „bezpartyjne” Ministerstwo Żeglugi, w którym byłem zaangażowany, jako jeden z członków bezpartyjnego, ale fachowego kierownictwa / oczywiście nie trwało to zbyt długo/. Wtedy właśnie mój bezpartyjny minister Stanisław Darski zwrócił się do mnie z prośbą ażeby napisać mu artykuł o Szczecinie zestawiając stan ówczesny z przedwojennym.
Poprosił mnie o wyjazd do Szczecina w celu zebrania stosownych materiałów w porozumieniu z miejscowymi władzami. Szczerze mówiąc ten wyjazd nie był mi potrzebny w Szczecinie, bowiem przepracowałem siedem lat i znałem sytuację dobrze.
Nie mniej wyjechałem do Szczecina i wracając w wagonie sypialnym natknąłem się na jakiegoś jegomościa ubranego po „zachodniemu”, ale z aparycją raczej wschodnią. Okazało się, że jest to sowiecki dyplomata, który wracał ze specjalnej misji w Szczecinie. W rozmowie zwrócił uwagę na fakt podnoszony przez „towarzyszy enerdowskich”. Wyjaśniłem mu, że Niemcy po prostu łżą, obroty portu szczecińskiego przed wojną, nawet przed pierwszą, były niższe od obecnych, tylko że Niemcy osobno liczyli obroty Szczecina, jako portu morskiego i osobno jako portu śródlądowego i po zsumowaniu wychodziło im niemal dwa razy więcej, tylko że i to faktycznie było mniej niż w Polsce. Ponadto nie było w Szczecinie ani przemysłu stoczniowego, ani takiej nowoczesnej bazy węglowej i rybackiej nie mówiąc już o największym przedsiębiorstwie armatorskim Polska Żegluga Morska itd. Ludność Szczecina już w tym czasie przekroczyła stan przedwojenny, a przecież Szczecin był poważnie zniszczony w czasie bombardowań. Facet najwyraźniej nie chciał się dać przekonać i rozmowa zakończyła się dość ostrym zgrzytem.
W efekcie ministrowi Darskiemu nie pozwolono opublikować napisanego przeze mnie artykułu, został zamieszczony pod moim nazwiskiem w tak zwanym „poważnym” periodyku, ale nie w czołowej partyjnej gazecie jak to miało być w zamiarze, nie mówiąc już o dość istotnych cięciach cenzorskich.
Najlepszą miarą sowieckiego nastawienia do tego problemu była sprawa szczecińskiego sekretarza wojewódzkiego PZPR Wita Drapicha. Został on sekretarzem, posłem i członkiem KC w wyniku wydarzeń październikowych, gdyż był jedynym partyjnym, który na wiecach był życzliwie przyjmowany przez antypartyjnie nastawionych mieszkańców Szczecina. W czasie jakiegoś spotkania z towarzyszami z NRD podnieśli oni problem Szczecina, na to Drabich im odpowiedział, że odebrać Szczecin Polsce mogą wyłącznie w trybie wojennym. Tylko że po tej wojnie to granica polsko niemiecka nie będzie na Odrze, ale na Łabie.
Skutek był taki, że któregoś dnia sekretarka zgłosiła mi, że czeka w sekretariacie na spotkanie pan Drabich. Kiedy nieco zaskoczony poprosiłem go do siebie, oświadczył mi, że przyszedł w sprawie pracy. Nie bardzo pojąłem, o jaką pracę chodzi, ale wyjaśnił mi, że poszukuje pracy dla siebie, co początkowo potraktowałem jako żart, ale wkrótce wytłumaczył, że chodzi o pracę dla niego gdyż został pozbawiony wszystkich stanowisk. Okazało się, że towarzysze enerdowscy poskarżyli się Sowietom na polskiego szowinistę i zaborcę, a ci kazali natychmiast go wyrzucić ze wszelkich stanowisk i ze Szczecina.
Nie mam zamiaru bronić PRL i jego polityki na ziemiach zachodnich Polski, ale pisanie o tym, że do dnia dzisiejszego stan zagospodarowania tych ziem ustępuje niemieckiemu jest wierutną bzdurą. O Szczecinie wspomniałem, ale dotyczy to również Wrocławia doszczętnie zniszczonego i wielu miast i wsi, które zawdzięczając bombardowaniom, niemieckim niszczeniom odwrotowym, a szczególnie sowieckiemu entuzjazmowi w dziele grabienia, niszczenia i palenia wszystkiego, co się tylko dało – otrzymaliśmy w stanie ruiny.
Bolesną pozostałością po PRL są PGR, których, niestety było tak wiele na zachodzie Polski. Podstawowym obowiązkiem „III Rzeczpospolitej” było rozwiązanie tego problemu czy to w drodze prywatyzacji, czy ewentualnie parcelacji. Przewlekanie stanu tymczasowości jest przestępczym reliktem po PRL.
Druga sprawa dotyczy administracji Unii Europejskiej, wyczytałem pochwały dotyczące artykułu na temat dyktatorskich działań administracji unijnej dążącej wyraźnie do stworzenia państwa europejskiego. Zdumiałem się nad miarą naiwności na temat rzeczywistej władzy w UE. Cała ta „patiomkinowska” konstrukcja ze wszystkimi urzędami i dziesiątkami tysięcy urzędników jest tylko sztafażem zorganizowanym właśnie po to ażeby odwrócić uwagę od rzeczywistych władców i ich zamiarów.
Oczywiście te parę miliardów euro, które ta zabawa kosztuje jest niczym w porównaniu z korzyściami, jakie można osiągnąć działając skutecznie poza tą zasłoną, a nawet i bez niej. Najlepszym przykładem może służyć naprawdę poważna sprawa podjętej grabieży na narodach europejskich w związku ze sprowokowanym kryzysem euro, która już bez obsłonek jest załatwiana poza administracją unijną. Obecna administracja unijna ma jako najważniejsze zadanie przygotować mentalnie ludy europejskie do przyszłej władzy. Stąd wprowadzanie pruskiej musztry w postaci nakazów kształtu ogórka i temu podobne mnogie przepisy mające wytworzyć całkowity mętlik w głowach i bezmyślne podporządkowanie przydatne na szykowane poza dymną zasłoną imperium europejskie narodu….itd.
Mam serdeczną prośbę już nie tylko żebyśmy się posługiwali inteligenckim podejściem do spraw, ale choćby jako ludzie dorośli nie dawali się nabierać na plewy.
Nam w Polsce jest to szczególnie potrzebne gdyż wielokrotnie w naszej historii dawaliśmy się uwieść pozorom ze złym, a nawet tragicznym dla nas, - skutkiem.
Komentarze
20-12-2011 [22:26] - - - - (niezweryfikowany) | Link: - - -
...no, ale jeżeli...
"wyjaśnił mu Pan, że Niemcy po prostu łżą - nie było w Szczecinie ani przemysłu stoczniowego"...
... to albo się Pan mylił, albo Pan kłamał...
przemysł stoczniowy przed wojną w Szczecinie był i to bardzo znaczących rozmiarów...
budowano w Szczecinie m.in. czterokominowe transatlantyki...
PŻM to bardzo ważny dorobek POLSKIEGO Szczecina, ale i przed wojną Szczecin był siedzibą armatorów statków żeglugi dalekiej...
21-12-2011 [13:11] - Michael5 (niezweryfikowany) | Link: Zarzuty, a gdzie konkrety?
Skoro Pan, panie enigmatyczny "nw" twierdzi, że pan Andrzej Owsiński, cytuję "myli się lub kłamie" w sprawie Szczenina, to proszę podać konkretny przykład! Dane statystyczne potwierdzające Pańską tezę! Inaczej nie mam najmniejszych powodów, aby Panu wierzyć, Panie "nw".
21-12-2011 [14:45] - cyborg59 (niezweryfikowany) | Link: konkrety
Mieszkam i urodzilem się w Szczecinie, jestem lokalnym patrotą ale fakty są takie :stocznia Vulcan.
transatlantyk General von Steuben 14 000 BRT
Pasażerski --Stuttgart 13 378 BRT
---j/w--- Madrid 8 753 BRT
---j/w--- Karlsruhe 10 826 BRT
---j/w--- Trave 7 956 BRT
Jednostki mniejsze pominęłem.
21-12-2011 [16:31] - - - - (niezweryfikowany) | Link: Stocznia Vulcan...
Stocznia Vulcan zbudowała nawet pasażerski liniowiec, który przez pewien czas był NAJWIĘKSZYM NA ŚWIECIE parowcem pasażerskim.
W powojennej Stoczni Szczecińskiej istniał "Ośrodek Kadłubowy" oraz dwie pochylnie określane mianem Wulkan - to te, które rozbudowano na bazie (w tym samym miejscu) tych, które należały przed wojną do stoczni Vulcan.
Poza większą i bardziej znaną stocznią Vulkan istniała także m.in. mniejsza Stettiner Oderwerke
http://pl.wikipedia.org/wiki/S...
21-12-2011 [19:35] - owsinski | Link: Wyjaśniam Panu podpisanemu Michael5:
Po pierwszej wojnie światowej budownictwo okrętowe w Szczecinie upadło całkowicie. Dlatego moje sformułowanie, że nie było przemysłu okrętowego jest prawdziwe, istniały obiekty stoczniowe dawnych stoczni Vulcan i Oderwerft, ale nie budowano statków. Dopiero przed samą wojną Hitler nakazał uruchomić budowę okrętów w stoczni Vulcan dla celów wojskowych. Istniało również w Szczecinie kilka przedsiębiorstw armatorskich, tylko że ich łączny stan posiadania był niewielkim ułamkiem tego, co posiadała PŻM. Warto jest mieć pojęcie, o czym się pisze.
Ale nie to jest najistotniejsze, niepokoi mnie wielokrotnie napotykane proniemieckie stanowiska w publikacjach. Nie wiem tylko na ile jest to akcja zorganizowana, a na ile działanie w charakterze „pożytecznych idiotów” dla niemieckiego rewizjonizmu. W Niemczech, podobnie jak w Rosji istnieją silne elementy dążące do odbudowy niegdysiejszego stanu posiadania i to one forsują opinię o wyższości niemieckiego stanu zagospodarowania na naszych ziemiach zachodnich.
Ostatnio natknąłem się na publikację o Szczecinie jako o „porcie dwóch narodów”, co jest oczywistą nieprawdą Szczecin był bowiem albo polski, albo niemiecki, nawet za czasów szwedzkiego władania był niemiecki, tylko że to ówczesna ludność niemiecka broniła się przed pruską inwazją.
A jeżeli chodzi o uczestnictwo dwóch narodów to sam brałem aktywny udział w sprawie udostępnienia Czechom portu w Szczecinie. Wybudowaliśmy im wyłączoną czeską strefę, udzieliliśmy prawa do rejestrowania w Szczecinie statków pod banderą czechosłowacką itd. Tylko, że Czesi woleli za znacznie większe pieniądze korzystać z Hamburga tłumacząc oficjalnie większą kongestią tego portu, a faktycznie, jak mi to wyjaśnił jeden z Czechów, znacznie wyższymi dietami, jakie pobierali w niemieckich markach w zestawieniu z polskimi złotówkami, nie mówiąc już o takich drobiazgach jak objawy „szczególnej życzliwości”, czyli po prostu łapówki, jakie otrzymywali od niemieckich kontrahentów.
W sprawę czeskiego udziału w Szczecinie byłem mocno zaangażowany i pamiętam, że na poświęconemu temu zagadnieniu międzynarodowemu zebraniu wygłosiłem referat na temat celowości wspólnej budowy i eksploatacji odrzańskiego szlaku komunikacyjnego z budową kanału Odra – Dunaj. Niestety Czesi pobiegli do Moskwy po opinię w sprawie polskich propozycji. Sowiety negatywnie zaopiniowały wszelkie próby tworzenia jakichkolwiek porozumień bez ich udziału i przewodnictwa. I tak się skończyła idea portu „obu narodów”.
Rzeczywistymi współuczestnikami i to bardzo uciążliwymi byli sowieccy wojskowi, którzy aż do 1955 roku okupowali centralną część portu żądając od nas obsługi.
22-12-2011 [01:19] - - - - (niezweryfikowany) | Link: - - -
Polskość Szczecina i polskie w nim osiągnięcia są bezdyskusyjne.
Ale nie jest prawdą, że przed II wojną światową szczeciński przemysł okrętowy był w upadku aż do tuż przed wojną...
- - - - -
zdanie:
"Istniało również w Szczecinie kilka przedsiębiorstw armatorskich, tylko że ich łączny stan posiadania był niewielkim ułamkiem tego, co posiadała PŻM."
... jest demagogią...
powyższe zdanie jest nie bardziej prawdziwe, niż to:
"Istniało również (przed II wojną) na świecie kilkaset, a może nawet kilka tysięcy przedsiębiorstw armatorskich, tylko że ich łączny stan posiadania był niewielkim ułamkiem tego, co posiadała światowa flota po wojnie (w roku utworzenia PŻM i w latach następncyh)"
26-12-2011 [10:31] - Mona (niezweryfikowany) | Link: drobna korekta
Wszystko się zgadza, poza jednym: Stalin nie był wierny nikomu, poza sobą. A już najmniej -Leninowi
http://www.woloszanski.com/upl...
Wołoszański, czy nie - sprawa słynnego, choć utajnionego listu jest przecież szeroko znana.
Pozdrawiam