O tzw. niezawisłości

   Ostatnim czasem pewien z braku laku wysunięty na czoło tzw. obozu obrońców demokracji, praworządności i świętej niczym Biblia konstytucji (których obu pozycji zresztą w równym stopniu nie byli chyba w stanie przeczytać, a już na pewno nie ze zrozumieniem) lider, znany też od niedawna jako Pocieszny Grześ, nieustannie stara się bawić szeroko zgromadzoną publiczność, niekoniecznie przy tym ucząc, a już na pewno nie ucząc się samemu na własnych i własnego - przyciągającego wszelkich totalniackich oszołomów - środowiska, porażkach. Ostatnim wykwitem jego myśli twórczej, po starannym polerowaniu berlińskich klamek i rozpaczliwym objeździe po tych miejscach w Polsce, gdzie mimo usilnych starań jego własna „kułalicja”, z uwagi na brak chętnych na przysporzenie sobie we własnym środowisku takowego obciachu kandydatów, nie była w stanie wystawić list wyborczych pod własnym szyldem, okazała się być kolejna już próba szantażu, podszyta nieskrywaną groźbą, skierowaną do tych sędziów, którzy ośmielili się w ostatnich dniach ferować niezgodne z gustem Szablozębnego Grigora wyroki. Mianowicie jak się właśnie dowiadujemy dane osobowe wraz z twarzami sędziów „zostaną zapisane i zapamiętane”, a „kiedy dojdziemy do władzy”, zostaną jak rozumiem wobec nich wyciągnięte surowe konsekwencje z relegowaniem z wykonywanej funkcji włącznie. Wprawdzie póki co wszystko wskazuje na to, że ugrupowanie, które tak emfatycznie odgrażający się osobnik reprezentuje, może dojść do władzy na świętego Dygdy, a jego członkowie będą mieli okazję – przynajmniej w najbliższych latach – zrealizować swoje niezwykle buńczuczne popiskiwania pod warunkiem, że - jednak mimo wszystko w większym stopniu od nich samych - niejako tradycyjnie przypisani do chlewów lokatorzy, miast tkwić przy tak wytęsknionych przez powyższe towarzystwo stałych elementach wystroju tychże przybytków (czyt. korytach), rozpoczną uprzednio obserwację - przez specjalnie w tym celu zamontowane teleskopy - poszczególnych galaktyk rozświetlających przestrzeń kosmiczną. Jednak na miejscu ekipy rządzącej jak najdalszy byłbym od bagatelizowania tego rodzaju zapowiedzi.
   Po pierwsze dlatego, że ukazują one na ewidentnych przykładach prawdziwy stosunek środowisk uznawanych za opozycyjne do tzw. niezawisłości sędziowskiej. Sędziowie i sędziny (wybaczcie Państwo, ale nie dam rady wpisać w szyk zdania koszmarku pod tytułem „sędzie”, nijak mi to do niczego nie pasuje poza jedynym dopuszczalnym kontekstem: „bo gdy sobie takie sędzie raz zasiądą na urzędzie, dożywotnim i przedwiecznym, a Bóg da, że i stołecznym”), których wyroki idą mianowicie totalniacko-targowickiemu towarzystwu wzajemnej adoracji na rękę, są z definicji uznawani za niezależnych, a ponadto w sposób oczywisty nad wyraz światłych i poza wszystkim ze wszech miar słusznych, z widokami na przyszłość na namaszczenie na medialny autorytet prawniczy. Pozostali zaś to zwykła mierzwa sędziowska, której cokolwiek niepokornych przedstawicieli, wydających niezgodne z linią partii wyroki, można będzie w przyszłości spokojnie usunąć z zawodu, w odróżnieniu od tych wszystkich sędziów-łapówkarzy, sędziów-pijaczków za kółkiem i sędziów-złodziei sklepowych, których należy rzecz jasna ze wszystkich sił bronić przed zamordystycznym pisowskim państwem. Takoż mniej więcej przedstawia się sprawa zachowania „sędziowskiej niezawisłości”, a zresztą i niezawisłości jako cechy państwa jako takiego takoż, zgodnie z definicją ukutą już dawno w obozie zaprzaństwa i serwilizmu wobec każdego spośród naszych zagranicznych bliższych i dalszych sąsiadów, który akurat zechce mocniej tupnąć nóżką. Obóz rządzący powinien bezwzględnie tego rodzaju wypowiedzi promować i prezentować w mediach jako ewidentne przykłady wybiórczego stosunku do cnót, którymi peregrynujące a to do Brukseli, a to do Strassburga, a to znów do Luksemburga totalniactwo, wyciera sobie na co dzień zdradzieckie mordy, przy okazji wciągania oddających rzekomo ich sens i treść haseł na swe uślimtane i ufajdane do imentu sztandary, szafując i szermując nimi zarazem bez żadnego umiaru.
   Drugim powodem, dla którego tworząca rząd większość parlamentarna winna sprawę potraktować poważnie, jest wielce prawdopodobna realizacja takich i podobnych postulatów szalonej opozycji w przypadku gdyby jakąś koleją losu (w razie dajmy na to obcej interwencji, przeprowadzonej być może nie tyle siłowo, ile „serwerowo” przy okazji na ten przykład którychś z kolei nadchodzących wyborów) miała ona się jednak jeszcze kiedyś dopchać do żłoba. Póki co trudno nie odnieść wrażenia, że zasada mówiąca o tym, że my nie ruszamy waszych, abyście wy z kolei nie ruszali naszych, w związku chociażby z epizodem osadzenia w ordynarnym pierdlu towarzysza sekretarza generalnego pewnej partii, znanej z legendarnej wręcz uczciwości jej członków i przerobienia go pod celą na pawilonową odpowiedniczkę jego własnych - uprzednio podnajmujących od samego zainteresowanego lokal mieszkalny - lokatorek, może przy okazji kolejnych rozdań z nagła przestać obowiązywać, a wszelkie pohukiwania dotyczące postawienia tego czy owego przed - nie bardzo wiedzieć z jakich to tajemniczych względów jak do tej pory uznawanym za nieczynną atrapę instytucji - ciałem zwanym Trybunałem Stanu, czy też delegalizacji tego czy innego ugrupowania, noszącego w swym programie lub też jedynie w ubiorze tworzących je członków (podejrzane z gruntu są m. in. jednolitej barwy krawaty do koszul, pozbawionych - najpewniej przez nieodmienny radykalizm ich posiadaczy - nieodłącznej w takich razach marynarki) znamiona ideologii faszystowskiej, jako niewątpliwie zbrodniczej już z samej swej natury, mogą doczekać się nagłego i niespodziewanego ucieleśnienia. Ni stąd ni z owąd może się okazać, że oto skończyła się „pisiorom” sielanka i teraz to my wam dopiero pokażemy demokrację na najwyższym znanym ludzkości poziomie, aż wam w obijane stalowym prętem pięty pójdzie. Co więcej, nie zdziwiłbym się również gdyby stosowne konsekwencje spotkały tych czy innych „nieprawomyślnych” sędziów – a choćby dla przykładu, aby już żadnemu nigdy nie przyszło do tej durnej – zapchanej teoriami o konieczności wydawania sprawiedliwych wyroków w myśl zasady niewzruszonego przestrzegania litery prawa – bańki, że można się choćby na jotę z nomen omen karnego szeregu wychylić. A pomoże w tym obecnej opozycji nowopowołana Izba Dyscyplinarna, z wymienionym rzecz jasna ciupasem (mocą uchwalonej naprędce „ustawy depisyzacyjnej”) składem, w którym niechybnie znalazłyby się takie tuzy naszego krajowego sądownictwa jak panowie Żurek, Tuleya czy Łączewski, względnie inni, równie wybitni prawnicy, niejako „z drugiej linii” – dziś może nieco mniej udzielający się w mediach lecz za to wiernie podążający za myślą i czynem wymienionych powyżej.
   Tymczasem dzisiejszy dzień przynosi kolejne rewelacje ze środowiska prawniczego, ukazując całkowite rozbezczelnienie zblatowanych z poprzednią władzuchną jednostek, przy czym swego rodzaju wspólny mianownik może tu stanowić nazwiskowy źródłosłów występujący u dwóch zamieszanych w poszczególne sprawy panów adwokatów, wskazujący jako ciekawostkę na fakt ichniego pochodzenia od jakże diametralnie różniących się od siebie w przypadku obu wzmiankowanych osobników, mniej lub bardziej metaforycznych ich maci-rodzicielek (bo jak zwykli nieraz konstatować sienkiewiczowscy Kozacy: „raz maty rodyła”). Oto na jednym z portali społecznościowych pewien ulubiony przez niektóre stacje telewizyjne, nagminnie zapraszany doń w charakterze dyżurnego eksperta od wszystkiego „autorytet prawniczy”, określany jak wieść niesie przez niektórych, i to ponoć nie jedynie ze względu na posiadane nazwisko, jako ucieleśnione w profesorskiej powłoce skrzyżowanie przysłowiowego matoła z Chuckiem Norrisem (Mat-czak), wystosował wobec pewnego znanego blogera nieszczególnie starannie zawoalowaną tudzież niezbyt subtelną groźbę, dotyczącą dalszych losów latorośli tegoż naszego tu „kolegi po fachu”, jako planującej w nieodległej przyszłości pobierać nauki na wydziale prawa jednej z państwowych uczelni, między wierszami powołując się przy tym na panującą swego rodzaju „prawniczo-profesorską solidarność zawodową”. Dodatkowy komentarz wobec poziomu „etyki zawodowej” zaprezentowanej przy tej okazji przez - nomen omen reprezentującego nadzwyczajnie mocno uczepioną pazurami stołków kastę - pana oberprawnika, chyba należałoby uznać za zbyteczny. Znając dotychczasowe przygody na wokandach w wykonaniu - zahaczonego tym sposobem lewym sierpem poniżej pasa - Ojco-Matki, sprawa raczej będzie miała swój dalszy ciąg w … no właśnie w sądach, więc jej finał wcale nie jest z gatunku oczywistych.
   Przypadek drugi: po wygranym w trybie wyborczym przez pewnego prawnika o nazwisku Matecki - będącego zarazem kandydatem w wyborach do rad samorządów - procesie dotyczącym rzekomego prześladowania przez niego samego koleżanki z klasy (obecnie robiącej za tzw. celebrytkę) w czasie gdy oboje jakieś bez mała 20 lat temu uczęszczali do szkoły podstawowej (!) i nazywania go z tego tytułu „damskim bokserem”, pełnomocnik strony przeciwnej (czyli reprezentowanego zbiorowo szczecińskiego oddziału – a jakże by inaczej – platformy zwanej żartobliwie obywatelską), najwyraźniej nie mogąc się pogodzić z wyrokiem, raczył stwierdzić po rozprawie, że „postępowanie nie udowodniło jednoznacznie, że Matecki nie uczestniczył w atakach na koleżankę”. Mamy zatem nową wykładnię prawa wg PO: aby samemu móc uniknąć jakichś wyssanych z brudnego palucha bądź też innej części ciała pomówień, których geneza potrafi sięgać do lat wczesnego dzieciństwa, względnie piątego pokolenia wstecz, należy samemu bez cienia wątpliwości udowodnić wszystkim zainteresowanym, że nie jest się wielbłądem – jednym słowem dowieść swojej niewinności w sytuacji gdy pomawiający nie ma obowiązku udowadniania winy. Czy rozumowanie mości pełnomocnika (szczęśliwie w pierwszej instancji nie podzielone przez Wysoki Sąd), którego nazwisko przez wzgląd na jego rodzinę - stosując się do zasady: „nawet w ułamku nie bądź jak Mat-czak” - litościwie przemilczę, nie przypomina aby Państwu historii wyjętej żywcem z „Procesu” autorstwa pewnego dość popularnego w pewnych kręgach Franza? Możemy jedynie przypuszczać cóż by się w sądach działo, gdyby nadal u władzy utrzymywał się - szczęśliwym zrządzeniem losu grasujący obecnie w opozycji - gang, złożony z kumpli podwórkowego piłkarzyka, włączając w to przeróżnych prezesów sądów na telefon przesiadujących wespół w zespół w tej samej VIP-owskiej loży stadionowej?
   Jeśli pomysł na odnowę polskiego życia publicznego ma przetrwać i przynieść owoce, partia rządząca musi zrobić co tylko w jej mocy aby wszystkim tego rodzaju zjawiskom przeciwdziałać i bezwzględnie je zwalczać, o ile rzecz jasna nie zamierza ulegać tanim szantażystom, a przy tym poważnie traktuje ideę „dobrej zmiany”, której jednym z koronnych warunków miało być z tego co pamiętam również rozliczenie całych tabunów przekręciarzy, hulających sobie beztrosko za poprzedniej władzy od Bugu do Odry niczym wiatr po stepie i bez cienia wyrzutów i zarzutów żerujących sobie na żywym organizmie państwa polskiego, którego to rozliczenia sam początek stanowić miały podobnież w założeniu rewolucyjne zmiany w sądach, skutkujące w zamyśle likwidacją powszechnego tamże poczucia bezwładności i niemocy organów państwa, a prócz tego - powodowanej poczuciem całkowitej bezkarności - pełnej samowoli wśród jaśnie państwa sędziostwa, a co za tym idzie - całkowitej uznaniowości ferowanych wyroków, z których – jak już teraz pokazuje sprawa nagłośnionych na całą Polskę niemalże na miarę „wziętych milionów”, rzekomych „kłamstw” urzędującego premiera – każdy może otrzymać całkowicie inną sentencję i nikomu z mości kastowników jakoś to nie zwykło przeszkadzać. W tejże sprawie zresztą po pierwotnym przekazie dnia rzuconym w przestrzeń publiczną przez Rubasznego Scheta (wystarczy spojrzeć na publikowane szeroko na portalach zdjęcia z ostatniego „eventu”, w trakcie którego wraz z Pięknym Rafałkiem zaśmiewają się niemal do rozpuku z wzajemnie rzucanych wiców podczas z pewnością dość egzotycznego dla obu panów doświadczenia pod postacią wspólnej jazdy warszawskim metrem) pt. „Premier Mateusz Morawiecki skłamał, dlatego musi za to odpowiedzieć i przeprosić Koalicję Obywatelską oraz wyborców; to kompromitacja i wstyd, człowiek honoru w takiej sytuacji podałby się do dymisji” (szafowanie „człowiekiem honoru” przez wieloletniego działacza „twardego członu” - żeby nie przeinaczyć mniej cenzuralnie - wymienionej przezeń lumpenliberalnej jaczejki, to naprawdę brzmi jak najprzedniejszy dowcip), zechciał się on wypowiedzieć ponownie, tym razem dla odmiany wyszminkowanymi ustami swojego niedorzecznika, proponując mianowicie iż: „rozważymy propozycję rzeczniczki PiS Beaty Mazurek, aby prezydent Łodzi Hanna Zdanowska wycofała się z kandydowania i podała do dymisji, jeśli wcześniej swoją dymisję złoży premier Mateusz Morawiecki”. No Roman by się uśmiał (w końcu też prawnik - w co może trudno uwierzyć, choć przecież również wierzgający i brykający ile wlezie - jak na każdego szanującego się prawnika w dzisiejszych trudnych czasach przystało).
   Aby zapobiec podobnie kuriozalnym sytuacjom, swoistemu odwróceniu pojęć (które już dziś się dokonuje) i poddaniu głowy pod swój własny topór, Zjednoczona Prawica musi – nie zważając na kolejne żałosne pienia z kraju, a przede wszystkim z zagranicy – przeprowadzić rzecz do końca, tak aby całemu środowisku sędziowskiemu w Polsce przesłać wyraźny sygnał – nie cofniemy się i wy też się nie cofajcie, jeśli macie czyste sumienie zaufajcie nam, a wy nie damy was skrzywdzić swoim niedoszłym następcom i ich prawniczo-prominenckim totumfackim trzymającym dziś młodych sędziów za gardło, zaś do totalniactwa skierować krótką wiadomość – straszyć to my, a nie nas. W przeciwnym razie cała rzesza sędziów, którzy być może w skrytości ducha sprzyjają reformom, nie odważy się tego w żaden sposób wyartykułować aby nie narazić się stosownym, niezwykle wpływowym środowiskom z możliwością wywołania brzemiennych w skutki - przede wszystkim wobec samych siebie - reperkusji w bliżej nieokreślonej przyszłości (nie wspominając o - już się gdzieniegdzie dokonującym - zawodowym i towarzyskim ostracyzmie w ramach kastowych układów i układzików), a w rezultacie będzie wolała sabotować zmiany, strojąc się tak jak pozostali w piórka obrońców wszelkich cnót wymienionych na samym wstępie niniejszego tekstu, aby tylko przetrwać i ostatecznie, bez względu na aktualnie pozostającą u władzy opcję, wyjść na swoje bez większego uszczerbku. Żywię nadzieję, że w sferach zbliżonych do czynników decyzyjnych istnieje pełna świadomość nieuchronności nastąpienia takiego właśnie rozwoju sytuacji w przypadku popełnienia zaburzających cały sens wprowadzanych zmian karygodnych zaniechań oraz że nikt nie zamierza w owych kręgach czekać z wdrożeniem jakowychś dalekosiężnych planów w tej jakże delikatnej materii do czasu nastania następnej kadencji, pamiętając przy tym, że wszelki objaw niewczesnej koncyliacyjności będzie w obecnej sytuacji poczytywany tak w kraju, jak i za granicą za nic innego, jak zwyczajną oznakę słabości, traktowaną z automatu jako stwarzający wyraźny powód do rozzuchwalenia przeciwnika sygnał, stanowiący zarazem wygodny pretekst do eskalacji żądań. Chunijny zegar tyka, a coraz większe stosy akt zalegają, jednym słowem z różnych powodów czas nagli, a cały szereg innych stajni Augiasza czeka na wyczyszczenie.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika wielkopolskizdzichu

28-09-2018 [03:14] - wielkopolskizdzichu | Link:

Ostatnim czasem postanowiłem przebrnąć przez zadania złożone. Niestety... powtórzenia dwa razy słowa "ostatnio" na początku tychże zdań, mających poświadczyć zdolności retoryczne Pana Blogera, odstręczyło mnie skutecznie od zagłębiania się w  intelektualną studnię teutońską.
K...a, czy nie można pisać prościej, sensowniej i bez upajanie się zdaniotwórstwem.

Obrazek użytkownika angela

28-09-2018 [07:26] - angela | Link:

@wielkopolski, ja nie szukam zdania,  ale sensu,  liczy sie rowniez szybkość czytania.
Przyznam, ze trzeba sie troche skupic.

Super, super, niezwykla zdolnosc obserwacji. 
Czytam z zaintetesowaniem,  "na deser" 

Obrazek użytkownika Lektor

29-09-2018 [17:13] - Lektor | Link:

No, znowu "komentarz" gupka wielkopolskiego !  Ty chłopie nigdy nie zrozumiesz treści jeśli nie włączysz do tego mózgu. Jednak aby to zrobić trzeba go mieć.  Radzę ci przeskoczyć na Onet, tam piszą prostszym językiem.
 A notka Teutonicka jest bardzo interesująca. Dziękuję !