Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Człowiek nauki jest prototypem człowieka masowego***

Zbigniew Gajek vel Janko Walski, 29.10.2017

Masę stanowią ci wszyscy, którzy nie przypisują sobie jakichś szczególnych wartości - w dobrym tego słowa znaczeniu czy w złym - lecz czują się „tacy sami jak wszyscy” i wcale nad tym nie boleją, przeciwnie, znajdują zadowolenie w tym, że są tacy sami jak inni.

Kiedy się mówi o Wybranych jako przeciwieństwie Masowych, często zniekształca się znaczenie tego określenia nie dostrzegając tego, że człowiek wybrany to nie ktoś butny i bezczelny uważający się za lepszego od innych, lecz ten, który wymaga od siebie więcej niż inni, nawet jeśli nie udaje mu się samemu tych wymagań zaspokoić. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie jest najbardziej podstawowym kryterium podziału ludzkości na dwa typy osobników: tych, którzy stawiają sobie duże wymagania, przyjmując na siebie obowiązki i narażając się na niebezpieczeństwa i tych, którzy nie stawiają sobie samym żadnych specjalnych wymagań, dla których żyć, to pozostawać takim, jakim się jest, bez podejmowania jakiegokolwiek wysiłku w celu samodoskonalenia, to płynąć przez życie jak boja poddająca się biernie zmiennym prądom morskim.

Podział społeczeństwa na Masowych i Wybranych nie jest zatem podziałem na klasy społeczne, lecz na klasy ludzi i nie można go łączyć z podziałem na klasy wyższe i niższe.

Cechą charakterystyczną naszych czasów jest panowanie masy, tłumu, nawet w grupach o elitarnych dotychczas tradycjach. Tak więc także w dziedzinie życia intelektualnego, które z samej swej istoty wymaga określonych kwalifikacji, daje się zauważyć stały wzrost znaczenia pseudointelektualistów, niedouczonych, niebędących w stanie osiągnąć należytych kwalifikacji i którzy z natury rzeczy powinni być w tej dziedzinie zdyskwalifikowani. To samo można powiedzieć o wielu potomkach „arystokracji”. Z drugiej strony nie jest obecnie wcale rzadkością natrafienie wśród „ludu” - osób nieaspirujących do Wybranych, którzy niegdyś służyli jako typowy przykład tego, co nazywamy „masą”, na jednostki o umysłach w najwyższym stopniu uporządkowanych i zdyscyplinowanych.

Jesteśmy świadkami triumfu hiperdemokracji, w ramach której masy działają bezpośrednio, nie zważając na normy prawne, za pomocą nacisku fizycznego i materialnego, narzucając wszystkim swoje aspiracje i upodobania. Masy są przekonane o tym, że mają prawo nadawać moc prawną i narzucać innym swoje, zrodzone w kawiarniach, racje. To samo ma miejsce w innych dziedzinach życia, a szczególnie w sferze intelektualnej. Być może mylę się, ale wydaje mi się, że obecnie pisarz, kiedy bierze do ręki pióro, by napisać coś na znany mu gruntownie temat, powinien pamiętać o tym, że przeciętny czytelnik, dotąd tym problemem nie zainteresowany, nie będzie czytał dla poszerzenia własnej wiedzy, lecz odwrotnie – po to, by wydać na autora wyrok skazujący, jeśli treść jego dzieła nie będzie zbieżna z banalną przeciętnością umysłu owego czytelnika. Dla chwili obecnej charakterystyczne jest to, że umysły przeciętne i banalne, wiedząc o swej przeciętności i banalności, mają czelność domagać się prawa do bycia przeciętnymi i banalnymi i do narzucania tych cech wszystkim innym.

Jaki jest zatem ów człowiek masowy, który zdominował dziś życie publiczne - zarówno polityczne, jak i pozapolityczne? Dlaczego jest taki, jaki jest, czyli jak do tego doszło, że się takim stał? Odpowiedzieć trzeba od razu na oba pytania, bo odpowiedzi te wzajemnie się uzupełniają. Ludzie, którzy dążą obecnie do wysunięcia się na czoło europejskiego życia, bardzo się różnią od tych, którzy w XIX wieku życiu nadawali ton, choć jednak przyjście ich przygotowane było i ukształtowane przez wiek XIX. Każdy człowiek o przenikliwym umyśle, żyjący w latach 1820, 1850 czy 1880, mógł dzięki prostemu rozumowaniu przewidzieć a priori powagę obecnej sytuacji historycznej. I rzeczywiście, nie dzieje się dzisiaj nic nowego, czego by z góry nie przewidziano sto lat temu. „Masy nacierają” powiadał apokaliptycznie Hegel. „Jeśli nie znajdzie się nowa siła duchowa, to nasza epoka, która jest epoką rewolucyjną, skończy się katastrofą”, zapowiadał August Comte. „Widzę nadciągającą falę nihilizmu!” - wołał ze skał Engandyny wąsacz Nietzsche.

W diagram psychologiczny współczesnego człowieka masowego możemy wpisać dwie podstawowe cechy: swobodną ekspansję życiowych żądań i potrzeb, szczególnie w odniesieniu do własnej osoby, oraz silnie zakorzeniony brak poczucia wdzięczności dla tych, którzy owo wygodne życie umożliwili. Obie te cechy są charakterystyczne dla psychiki rozpuszczonego dziecka.

Współczesne masy ludzkie otacza świat pełen możliwości, a na dodatek pewny i bezpieczny, zastają one wszystko gotowe, będące do ich dyspozycji, ogólnie dostępne, jak słońce i powietrze, nie wymagające jakiegokolwiek uprzedniego wysiłku. Tak też można wyjaśnić demonstrowany przez masy, absurdalny stan ducha: nie interesuje ich nic poza własnym dobrobytem, a jednocześnie nie mają poczucia więzi z przyczynami tego dobrobytu. Zdobyczy cywilizacji nie odbierają jako cudownych, genialnych konstrukcji, których istnienie należy pieczołowicie podtrzymywać; wierzą więc tylko, że ich rola sprowadza się do wymagania istnienia tych ostatnich, jak gdyby chodziło o przyrodzone prawa.

Człowiek, którego analizujemy, przyzwyczaił się nie odnosić własnej osoby do żadnej zewnętrznej instancji. Zadowolony jest z siebie takiego, jakim jest. Skłonny jest zupełnie szczerze - i to nie przez próżność - jako rzecz najbardziej naturalną w świecie przyjmować i brać za dobrą monetę wszystko, co w sobie napotyka: mniemania, pożądania, upodobania i wybory. Dlaczego by nie miał tak robić, skoro nikt ani nic go nie zmusza do uprzytomnienia sobie, iż jest człowiekiem drugiej kategorii, nader ograniczonym, niezdolnym do stworzenia ani zachowania nawet tej organizacji, która zapewnia jego życiu pełnię i zadowolenie, co z kolei daje mu podstawę do owej afirmacji własnej osoby?

Człowiek, który przypisuje sobie prawo posiadania własnego zdania na jakiś temat, nie zadając sobie uprzednio trudu, by go przemyśleć, jest doskonałym przykładem owego niezmiennego i absurdalnego sposobu bycia człowiekiem, który nazwałem „zbuntowaną masą”. To właśnie znaczy mieć duszę hermetycznie zamkniętą. W tym wypadku chodzi o hermetyczność intelektualną. Dany osobnik poruszając się wśród pewnego zbioru idei, który w sobie nosi, zadowala się nimi, uznając się zarazem za intelektualnie dojrzałego i pełnego. Nie zwracając najmniejszej uwagi na to, co się dzieje wokół niego, rozsiada się wygodnie i na stałe wśród swoich własnych idei.

Oto właśnie mechanizm zamknięcia się w sobie. Człowiek masowy uważa się za uosobienie doskonałości. Człowiek wybitny musi być bardzo próżny, by czuć się doskonałym, a jego wiara we własną doskonałość nie jest czymś wrodzonym, czymś pozostającym w organicznym związku z jego osobowością, lecz wynika z jego próżności i nawet dla niego samego ma charakter fikcyjny i problematyczny. Dlatego też człowiek próżny potrzebuje innych, u których szuka potwierdzenia opinii, jaką chciałby mieć o sobie samym. Na szczęście człowiek szlachetny, nawet wtedy, kiedy „zaślepia” go próżność, nie czuje się nigdy prawdziwie doskonały i pełny. Inaczej ma się rzecz z przeciętnym człowiekiem naszych czasów, z nowym Adamem - jemu nie przyjdzie nawet do głowy powątpiewać o własnej doskonałości. Jego wiara w siebie samego jest iście rajska, tak samo jak wiara Adamowa. Wrodzona hermetyczność duszy wyklucza zaistnienie warunku koniecznego do odkrycia własnej niedoskonałości, jakim jest porównanie siebie z innymi. Porównać się z bliźnim to znaczy wyjść na chwilę z siebie samego i przenieść się do duszy kogoś innego. Ale dusza przeciętna niezdolna jest do transmigracji, najszlachetniejszej formy sportu.

Człowiek masowy raz na zawsze uznaje za święty zbiór komunałów, szczątków idei, przesądów czy po prostu pustych słów, które za sprawą przypadku nagromadził w swoim wnętrzu, by potem ze śmiałością, którą wytłumaczyć można tylko naiwnym prostactwem, narzucać je innym. To właśnie uznałem za cechę charakterystyczną dla naszych czasów: nie to, że człowiek pospolity wierzy, iż jest jednostką nieprzeciętną, a nie pospolitą, lecz to, że żąda praw dla pospolitości czy wręcz domaga się tego, pospolitość stała się prawem.

Dzisiaj przeciętny człowiek ma bardziej taksujące „idee” na temat tego, co się we wszechświecie dzieje i co się dziać powinno. Dlatego też zatracił umiejętność słuchania. Po co słuchać innych, skoro wszystko, czego potrzeba, ma się już we własnym wnętrzu? Teraz już nie czas na słuchanie, a wręcz przeciwnie, na sądzenie, wyrokowanie, rozstrzyganie. Nie ma obecnie mowy o życiu publicznym, na które nie miałoby wpływu pospólstwo, jakkolwiek byłoby ślepe i głuche, narzucające wszystkim swoje „poglądy”.

Pojawił się typ człowieka, który nie chce drugiemu przyznać racji ani nie pragnie sam mieć racji, lecz po prostu jest zdecydowany narzucić swoje poglądy innym. I to właśnie jest owa nowość: prawo do tego, by nie mieć racji, podstawa do bezpodstawności. Człowiek przeciętny ma w swojej duszy zestaw gotowych „myśli”, brak mu jednak umiejętności myślenia. Nie ma nawet pojęcia o owym subtelnym żywiole, z którego idee czerpią swe soki żywotne. Chce wydawać sądy, ale nie chce uznawać warunków i założeń koniecznych do ich wydawania. Stąd też, praktycznie rzecz biorąc, jego „idee” są niczym innym, jak pragnieniami ujętymi w słowa.

Mieć jakąś ideę to wierzyć, iż posiada ona swe racje, a innymi słowy, wierzyć, iż istnieje jakiś rozum, jakiś świat zrozumiałych prawd. Myśleć, sądzić to tyle, co odwoływać się do owej instancji, uznawać jej nadrzędność, przyjmować jej kodeks i jej wyroki, czyli wierzyć, że wyższą formą współżycia jest dialog między racjami naszych idei. Ale człowiek masowy, podejmując dyskusję, czuje się od razu zagubiony i instynktownie odrzuca konieczność szanowania owej najwyższej instancji będącej poza nim. Dlatego „nowe” w Europie to hasło „koniec z dyskusjami” i niechęć do wszelkich form współżycia, które same przez się powodują poszanowanie norm obiektywnych we wszystkich dziedzinach życia, począwszy od prywatnej rozmowy, przez naukę, aż do parlamentu. Oznacza to odrzucenie współżycia w kulturze, czyli współżycia w ramach jakichś norm i powrót do współżycia barbarzyńskiego. Przechodzi się do porządku dziennego nad normalną procedurą postępowania, dążąc bezpośrednio do narzucenia innym swojego widzimisię i swoich życzeń. Hermetyczność duszy, która - jak już o tym była mowa - skłania masę do interweniowania w każdej dziedzinie życia publicznego, prowadzi nieuchronnie do tego, że jej jedyną procedurą postępowania staje się bezpośrednia akcja.

Człowiek masowy jest przekonany, że cywilizacja, w której się urodził i z której korzysta, jest czym równie spontanicznym i pierwotnym jak przyroda, i ipso facto staje się prymitywem. Wydaje mu się, że cywilizacja to dzicz.

Zasady leżące u podstaw świata cywilizowanego, który należy utrzymać przy życiu, dla współczesnego człowieka przeciętnego nie istnieją. Nie interesują go wartości leżące u podstaw kultury, nie solidaryzuje się z nimi, nie czuje się wcale skłonny do tego, by im służyć.

Przez starą Europę dmie wicher wszechogarniającej i nader różnorodnej farsy. Prawie wszystkie postawy, które się przyjmuje i manifestuje, są wewnętrznie fałszywe. Cały wysiłek skierowany jest na ucieczkę od własnego przeznaczenia, na niedostrzeganie go, na unikanie konfrontacji z tym, czym się być powinno. Życie jest tym bardziej humorystyczne, im bardziej tragiczna jest przybrana maska. Życie jest humorystyczne zawsze wtedy, kiedy przybierane postawy można odwołać czy unieważnić, a dana osoba nie identyfikuje się z nimi całkowicie i bez zastrzeżeń. Człowiek masowy nie stoi nogami na twardym i niewzruszonym podłożu swego przeznaczenia, lecz woli raczej fikcyjną egzystencję, zawieszony w przestworzach. Dlatego też te życia, bez wagi i bez korzeni - wyrwane ze swego przeznaczenia - tak łatwo dają się porwać nawet najsłabszym prądom.

Żyjemy w epoce „prądów” i „dawania się porwać”. Prawie nikt nie stawia oporu powierzchownym prądom, jakie się współcześnie pojawiają w sztuce, ideologii, polityce czy obyczajowości. Dlatego też retoryka odnosi teraz większe triumfy niż kiedykolwiek przedtem.

Zrozumienie obecnej sytuacji może nam ułatwić porównanie jej, przy zachowaniu oczywiście należnych proporcji, z innymi podobnymi sytuacjami, które miały miejsce w przeszłości. Tak się składa, że kiedy cywilizacja śródziemnomorska osiągała swój najwyższy poziom - to jest około III wieku p.n.e. - pojawili się cynicy. Na wspaniałych dywanach Arystypa stanął Diogenes w zabłoconych sandałach. Cynicy zaczęli się mnożyć, można ich było spotkać na każdym rogu ulicy i we wszystkich sferach społecznych. A przecież cynicy nic innego nie robili, jak właśnie sabotowali ówczesną cywilizację. Byli nihilistami epoki hellenizmu. W nic nie wierzyli i niczego nie tworzyli. Swoją rolę sprowadzali do rozkładania cywilizacji - lub raczej – do podejmowania prób jej rozkładu, bo im także nie udało się osiągnąć swego celu. Cynik, pasożyt na łonie cywilizacji, żyje z tego, że ją odrzuca, dlatego właśnie, że jest przekonany o jej niewzruszonej trwałości. Cóż robiłby cynik wśród barbarzyńskiego ludu, gdzie wszyscy w sposób naturalny i poważny to właśnie by czynili, co on w grotesce uważa za swoje osobiste zadanie? Kim byłby faszysta, który by nie mówił źle o wolności, czy superrealista, który by nie przeklinał sztuki?

Ten typ człowieka, zrodzony w świecie zbyt dobrze zorganizowanym, który widzi dla siebie same korzyści, a jest zarazem ślepy na niebezpieczeństwa, po prostu nie potrafi zachowywać się inaczej. Jest rozpuszczony przez środowisko, w którym żyje, przez „cywilizację”. „Beniaminek”, żyjący w niej jak w domu rodzinnym, nie odczuwa żadnej potrzeby wyjścia poza własne, kapryśne „ja”, nic go nie skłania do posłuchu wobec wyższych, zewnętrznych względem siebie instancji, a już najmniej czuje się w obowiązku docierania do najgłębszych pokładów własnego przeznaczenia.

Kto sprawuje dziś władzę społeczną? Kto narzuca naszej epoce swoją strukturę duchową? Jaka grupa cieszy się największym uznaniem, stanowi coś w rodzaju współczesnej arystokracji? Bez wątpienia inżynierowie, lekarze, finansiści, profesorowie, itp. Kto jest tej grupy najczystszym, najdoskonalszym przedstawicielem? Bez wątpienia ludzie nauki. Gdyby jakaś pozaziemska istota odwiedziła Europę w celu wyrobienia sobie o niej sądu i zwróciła się do jej mieszkańców o wskazanie takiej grupy ludzi, z którą się najbardziej identyfikują, Europejczycy bez wątpienia z dumą i przekonani o korzystnym wyniku oceny, wskazaliby ludzi nauki.

Tak więc okazuje się, że współczesny człowiek nauki jest prototypem człowieka masowego. Nie wchodzą tu w grę jakieś szczególne przyczyny ani osobiste braki poszczególnych naukowców, po prostu sama nauka - rdzeń cywilizacji - przemienia ich w ludzi masowych, a więc czyni z nich prymitywów, współczesnych barbarzyńców.

Jest to sprawa dobrze znana: stwierdzono to niezliczoną ilość razy; ale dopiero teraz prawda ta, umieszczona w ogólnej konstrukcji tego eseju, nabiera w pełni znaczenia i wagi.

Początek nauk eksperymentalnych przypada na koniec XVI wieku (Galileusz), stają się one w pełni nauką pod koniec XVII wieku (Newton) i zaczynają się na dobre rozwijać od połowy XVIII wieku. Rozwój jest czymś innym niż konstytuowanie się i innym podlega regułom. Tak więc ukonstytuowanie się fizyki jako nauki (mianem tym obejmujemy zbiór nauk eksperymentalnych) wymagało ujednolicenia. O to właśnie starał się Newton i jego współcześni. Ale przed fizyką, w trakcie jej dalszego rozwoju, stanęły zupełnie inne zadania, wręcz przeciwne do dążeń unifikacyjnych. Warunkiem rozwoju w nauce stała się specjalizacja ludzi nauki. Specjalizacja ludzi, ale nie samej nauki. Nauka nie jest specjalistyczna. Gdyby tak było, to ipso facto przestałaby być prawdziwa. Nawet nauki eksperymentalne, wzięte w całości, nie byłyby prawdziwe, gdyby je oddzielić od matematyki, logiki czy filozofii. Natomiast praca w nauce, owszem, musi być w sposób nieunikniony coraz bardziej specjalistyczna.

Rozwój specjalizacji zaczął się dokładnie w tych czasach, które człowiekowi cywilizowanemu nadały nazwę „encyklopedycznego”. Wiek XIX rozpoczął się pod kierunkiem jednostek żyjących encyklopedycznie, chociaż wytwarzana przez nie produkcja miała już charakter specjalistyczny. W następnym pokoleniu równowaga zostaje zachwiana i specjalizacja zaczyna wypierać kulturę integralną z wnętrza człowieka nauki. Kiedy w roku 1890 trzecie pokolenie obejmuje władzę intelektualną w Europie - mamy już do czynienia z typem badacza naukowego, niespotykanym dotychczas w historii. Jest to jednostka, która z całej wiedzy, jaką należy posiąść, by być człowiekiem mądrym i inteligentnym, zna tylko jedną dziedzinę nauki, a naprawdę dobrze tylko drobny jej wycinek, będący przedmiotem jej własnej działalności badawczej. Dochodzi do tego, że za cnotę uznaje nieznajomość wszystkiego, co leży poza małym poletkiem przez nią uprawianym, a ciekawość dla całości wiedzy ludzkiej określa mianem dyletantyzmu.

Rzecz w tym, że człowiek, ograniczony do swego wąskiego pola widzenia, w istocie odkrywa nowe fakty, przyczyniając się do rozwoju swojej dziedziny nauki, której całość zna jedynie bardzo powierzchownie. Dorzuca w ten sposób kolejną cegiełkę do encyklopedii wiedzy ludzkiej, ale jej zupełnie świadomie i programowo nie ogarnia. Jak mogło dojść do podobnej sytuacji?

Należy tu raz jeszcze powtórzyć ów paradoksalny acz niezaprzeczalny fakt: nauki eksperymentalne zawdzięczają swój postęp w dużej mierze pracy ludzi absolutnie przeciętnych, a nawet mniej niż przeciętnych. Znaczy to, że współczesna nauka, podstawa i symbol naszej cywilizacji, daje schronienie i hołubi w swoim łonie ludzi intelektualnie poślednich, pozwalając im na skuteczne działanie. Przyczyna tego stanu rzeczy leży w fakcie, że główny motor rozwoju nowej nauki i całej cywilizacji, którą ona kieruje i ucieleśnia, stanowi zarazem najgroźniejsze dla niej niebezpieczeństwo. Mowa tu o mechanizacji. Olbrzymia część zadań, jakie są do wykonania w fizyce i biologii, to kwestia mechanicznych procesów myślowych, które przeprowadzić może każdy albo prawie każdy. Po to, by niezliczonym rzeszom badaczy ułatwić zadanie, można całą naukę podzielić na malutkie segmenty, umożliwiające zamknięcie się i odgrodzenie od innych. Owo chwilowe i praktyczne rozczłonkowanie wiedzy możliwe jest dzięki stałości i dokładności metod. Za pomocą tych metod pracuje się jak przy użyciu maszyny. Po to, by otrzymać wartościowe wyniki, nie potrzeba wcale znać ich sensu ani ich podstaw.

Tak więc większość naukowców przyczynia się do ogólnego postępu nauki siedząc w zamkniętych komórkach swoich laboratoriów, jak pszczoły w plastrze lub jak sztućce w swoim futerale. Ale sytuacja ta rodzi nadzwyczaj dziwny typ człowieka. Badacza, który odkrył jakieś nowe zjawisko przyrody, ogarnia siłą rzeczy poczucie wyższości i pewności siebie. W swoim mniemaniu czuje się usprawiedliwiony w tym, że uważa siebie za „człowieka, który wie”. I rzeczywiście, tkwi w nim fragment czegoś, co w połączeniu z innymi elementami, których w nim już nie ma, tworzy razem prawdziwą wiedzę. Taka więc jest sytuacja duchowa specjalisty, który w pierwszych latach tego wieku doszedł do stanu najbardziej frenetycznej przesady. Specjalista „wie” wszystko o swoim malutkim wycinku wszechświata, ale co do całej reszty jest absolutnym ignorantem.

Oto wspaniały przykład owego nowego człowieka, którego starałem się zdefiniować, opisując różne jego rysy i cechy. Mówiłem, iż jest to typ istoty ludzkiej nie mający w dziejach precedensu. Specjalista może posłużyć jako konkretny przykład tego gatunku, ułatwiając nam zrozumienie całego radykalizmu tej nowości. Przedtem ludzi dzieliło się w sposób prosty, na mądrych i głupich, na mniej lub bardziej mądrych i mniej lub bardziej głupich. Ale specjalisty nie można włączyć do żadnej z tych kategorii. Nie jest człowiekiem mądrym,bo jest ignorantem, jeśli chodzi o wszystko, co nie dotyczy jego specjalności; jednak nie jest także głupcem, ponieważ jest „człowiekiem nauki” i zna bardzo dobrze swój malutki wycinek wszechświata. Trzeba więc o nim powiedzieć, że jest mądro-głupi. Jest to sprawa nadzwyczaj groźna, oznacza bowiem, że człowiek ten wobec wszystkich spraw, na których się nie zna, nie przyjmuje postawy ignoranta, lecz wręcz przeciwnie, traktuje je wyniosłą pewnością siebie kogoś, kto jest uczony w swej specjalnej dziedzinie. I w istocie tak właśnie zachowuje się specjalista. Wobec polityki, sztuki, obyczajów społecznych i towarzyskich, a także wobec innych nauk przyjmuje postawę najgłupszego prymitywa; ale robi to z przekonaniem i pewnością siebie, nie dopuszczając - i to jest rzecz paradoksalna - możliwości istnienia specjalistów w tamtych dziedzinach. Cywilizacja, czyniąc go specjalistą, spowodowała zarazem to, że w pełni z siebie zadowolony zamknął się hermetycznie we własnej ograniczoności; a z kolei wewnętrzne poczucie zadufania i własnej wartości prowadzi go do tego, iż pragnie dominować także w dziedzinach nie mających nic wspólnego z jego wąską specjalizacją. Rezultat jest taki, iż mimo że w swojej specjalności osiągnął najwyższe kwalifikacje - specjalizację - a więc cechę wręcz przeciwną do tych, które charakteryzują człowieka masowego, to jednak we wszystkich innych dziedzinach życia zachowuje się jak pozbawiony wszelkich kwalifikacji człowiek masowy.

Nie jest to sprawa błaha. Każdy, kto chce, może zauważyć, jak głupio dziś myślą i postępują w takich sprawach jak polityka, sztuka, religia, lub gdy w grę wchodzą ogólne problemy życia i świata, „ludzie nauki”oczywiście, za ich przykładem, lekarze, inżynierowie, finansiści, nauczyciele, itp. Ta postawa „niesłuchania”, niepodporządkowywania się żadnym instancjom wyższym, która, jak już wielokrotnie powtarzałem, cechuje człowieka masowego, osiąga szczyty właśnie u tych ludzi częściowo wykwalifikowanych. Oni to symbolizują obecne imperium mas, które z nich w znacznej mierze się składa, a ich barbarzyństwo jest najbardziej bezpośrednią przyczyną demoralizacji Europy.

Z drugiej strony stanowią najjaskrawszy i najdoskonalszy przykład tego, jak cywilizacja zeszłego wieku pozostawiona własnym skłonnościom spowodowała odrodzenie się prymitywizmu i barbarzyństwa.

Najbardziej bezpośrednim wynikiem tej niczym nie kompensowanej specjalizacji jest to, że obecnie, kiedy mamy na świecie więcej „ludzi nauki” niż kiedykolwiek przedtem, mamy też znacznie mniej ludzi „kulturalnych i wykształconych" niż np. w roku 1750. Najgorsze jest to, że te naukowe pszczoły nie gwarantują nawet postępów samej nauki. Postęp w nauce wymaga tego, by od czasu do czasu, w ramach organicznej regulacji wzrostu, podsumować osiągnięte wyniki. Staje się to coraz trudniejsze, ponieważ ogarniać trzeba coraz to szersze dziedziny ogółu wiedzy. Newton mógł stworzyć system fizyki, nie mając zbyt wielkiego pojęcia o filozofii, ale Einstein, by móc stworzyć teoretyczną syntezę, musiał najpierw przesiąknąć Kantem i Machem. Kant i Mach - nazwiska te tylko symbolizują cały ogrom myśli filozoficznej i psychologicznej, która wywarła wpływ na Einsteina - posłużyli do uwolnienia umysłu, otwierając Einsteinowi drogę do nowych teorii. Ale Einstein nie wystarczy. Fizyka wkracza w okres najgłębszego w swych dziejach kryzysu, a uratować ją może tylko nowa encyklopedia, bardziej systematyczna od pierwotnej.

Tak więc specjalizacja, dzięki której możliwy był rozwój nauk eksperymentalnych w ciągu całego wieku, dochodzi obecnie do momentu, od którego sama z siebie nie będzie już mogła postępować naprzód.

Chociaż specjalista nie zna zasad fizjologii wewnętrznej nauki, którą sam uprawia, to jednak jeszcze głębsza i groźniejsza jest jego ignorancja w zakresie dziejowych warunków przetrwania, czyli co do tego, jak powinny być zorganizowane społeczeństwa, a także wnętrze człowieka, by na świecie w dalszym ciągu istnieć mogli naukowcy. Zmniejszenie się liczby chętnych do podejmowania pracy naukowej jest symptomem budzącym zaniepokojenie wszystkich tych, którzy mają jasne wyobrażenie o tym, czym jest cywilizacja. Brakuje owej idei na ogół typowym „ludziom nauki”, śmietance naszej cywilizacji. Oni także wierzą, że cywilizacja jest czymś zastanym, odwiecznym i prostym jak skorupa ziemska i pierwotna puszcza.

*** Wpis skrojony z fragmentów słynnego eseju Jose Ortega y Gasseta p.t. „La rebelion de las masas” w tłumaczeniu Piotra Niklewicza: https://filspol.files.wordpress.com/2009/10/ortega-y-gasset-jose-bunt-mas.pdf. Gorąco polecam całość.
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 64515
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

31.10.2017 11:39

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na Z pewnością intelektualnie

"nie zarysowuje jakiejś konkretnej drogi przełamania paradygmatu" Wskazuje co jest przyczyną cofania się cywilizacji, powrotu do barbarzyństwa: odwrót od wartości, od konieczności stałej konfrontacji rzeczywistości z nimi,  spospolitowanie się elit i tym samym zatracenie podstawy je stanowiącej - wymogu dążenie do prawdy i służenia wspólnocie, tego co było podstawą niesłychanego awansu cywilizacyjnego świata chrześcijańskiego wskutek szerzenia postaw szlachetnych.
Ptr

Ptr

31.10.2017 15:57

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na "nie zarysowuje jakiejś

No właśnie, ale czy to wystarczy ? Te program mógłby głosić w czasopiśmie politycznym , ale to obejmowałoby wąską grupę elektoratu. To byłaby taka liberalna demokracja bez wypaczeń. Też bym się do niej zaliczał , gdyby nie świadomość , że metodami edukacyjnymi nie zmienia się świata. Po zdobyciu władzy nie byłoby sposobu.,aby to się nie wypaczyło.
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

01.11.2017 22:25

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na No właśnie, ale czy to

Gasset położył krechę nad przeszłością, w którą wkłada również dziewiętnastowieczny liberalizm. Tę nową, złowrogo wyglądającą jakość widzi jako nieuniknioną konsekwencję rozkwitu. Ma świadomość, że zaszły procesy nieodwracalne. Konfrontuje tę nową jakość grożącą cofnięciem się cywilizacji z tym co przyczyniło się do jej rozkwitu. Konfrontacja ma w zamyśle autora rozpocząć dyskusję nad możliwymi nowymi mechanizmami przywracającymi rozwój, uwzględniającymi to co diagnozuje. W tym sensie jego głos jest jakąś wstępną wskazówką. Nie wiem czy wywołał jakąś dyskusję w ciągu ostatnich stu lat. Liczyłem, że mądrzejsi ode mnie odezwą się. To co rzuca się w oczy to bolesna aktualność.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

02.11.2017 00:04

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Gasset położył krechę nad

Znalazłem na ten temat coś takiego: https://almostdailybrett… Temat jest zbyt szeroki do ogarnięcia. Mieszają się tu media, doktryny polityczne, paradygmaty nauki, a nawet marna kondycja człowieka przygniecionego życiem w konkretnym rodzaju społeczeństwa. Człowiek w tym żyje, stale filtruje coś w miarę strawnego, coś co umie przyswoić, zapycha się szlamem, zatruwa, a na koniec jego odfiltrowują niczym odpadek. To jest jak życie na rafie koralowej. Gdy pojedyncze osobniki zaczynają chorować z powodu złych warunków bytowania, to z czasem cała rafa ginie. Na przykład w mojej sferze zainteresowań leży coś takiego: http://uberty.org/wp-con… http://www.realtechsuppo… https://monoskop.org/ima…
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

02.11.2017 14:26

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Znalazłem na ten temat coś

Ciekawe pozycje, chętnie przejrzę, ale wyobrażałem sobie, że jakaś stała dyskusja podniesie się jeszcze w latach 20-tych i będzie trwać do teraz. Tymczasem, wygląda na to, że mamy kilkudziesięcioletnią przerwę, dopiero gdzieś na przełomie wieku domkniętą ledwo co słyszalnymi cienkimi głosikami, kontrastującymi z powagą wyzwania.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

02.11.2017 15:29

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Ciekawe pozycje, chętnie

Ta dyskusja trwała, tylko jej lwia część przeniosła się na łono nauki i dlatego nie do wszystkich docierała. W jednej z tych książek jest odniesienie do klubu dyskusyjnego, który np. zgromadził się wokół instytutu Marshalla McLuhana (Kanada). To ten który stworzył pojęcie globalnej wioski i dostrzegł ważną rolę nowych mediów w kształtowaniu nowego rodzaju społeczeństw i stosunków międzyludzkich, czyli zajął się szeroko rozumianą kulturą masową, w tym propagandą i reklamą. To były czasy tryumfu cybernetyki. Próbowano do niej wciągać wszystko, włącznie z literaturą i poezją. O literaturze cybernetyczne pisał m.in. David Porush, a u nas pojawiały się zaledwie ślady tych dyskusji chyba w takim miesięczniku jak "Literatura na świecie". Trochę więcej na ten temat można było znaleźć w kilku seriach książkowych pokroju "Plus minus omega" oraz w "Problemach". To były lata 80-te. Potem był Alvin Toffler, Umberto Eco i parę innych głośnych nazwisk. Ja gdzieś od połowy lat 90-tych śledziłem nawet taki portal, który w zamierzeniu był właśnie czymś w rodzaju Encyklopedii Cybernetyki. Próbowano tam znajdować zastosowania w naukach społecznych i biologicznych dla różnych koncepcji wymyślonych przez fizyków lub matematyków. Na przykład szkło spinowe jako model kontaktów jednostek w społeczeństwie, czy teoria pola średniego i podobne herezje. Po cybernetyce pałeczkę przejęła ogólna teoria systemów. To długa droga, ale wiele z tych meandrów nowej nauki odcisnęło swój na przykład na rozwoju informatyki jak powiedzmy analiza systemowa. Potem były systemy automatycznego dowodzenia twierdzeń, języki programowania w logice, rozmaite koncepcje obiektowości, równoległości, gramatyki, języki i cuda wianki. Pamięta Pan jeszcze pojęcie "myślenia holistycznego"? Nie jest przypadkiem, że motorem zmian w paradygmacie nauki i ogólnie w kulturze byli w dużym stopniu informatycy. Między innymi twórca edytora Microsoft Word. W literaturze mamy na przykład cyberpunk ze słynnym "Neuromancerem", "Mona Lisa Overdrive" i "Count Zero" Gibsona, "Maszyna różnicowa" tegoż i Sterlinga, czy "Diamentowy wiek" Stephensona. To są powieści, które silnie wpłynęły na kulturę masową i ukształtowały całe pokolenie. Neuromancer dziś kojarzy się nam z cyberprzestrzenią i "softice'm", w "Maszynie" został poddany pod dyskusję problem "modusu" czyli samooglądu, świadomości maszyn, wreszcie w "Diamentowym wieku" zaprezentowano świat nanotechnologii, gdzie najważniejszym sprzętem domowym był kompilator materii. Dziś już mamy już dowody na słuszność wielu z tych literackich wizji albo zajawki w formie powiedzmy drukarek 3D. Na ten tor czasowy nakłada się również okres wzlotu i upadku postmodernizmu. Splatają się tu różne wątki: od teorii katastrof, teorii chaosu, teorii złożoności obliczeniowej, poprzez bardziej miękkie dziedziny jak teoria kategorii i nowa fizyka, aż do emergentyzmu i splątania kwantowego, które uparła się eksploatować kultura masowa bez zrozumienia zjawisk.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

02.11.2017 16:48

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Ciekawe pozycje, chętnie

Nie tak dawno jeszcze prasa dławiła się od artykułów pokazujących siłę wyjaśniania i zastosowania teorii katastrof. Każdy aspirujący do miana postępowca dziennikarz musiał znaleźć jakiś przykład z fałdą, zakładką lub jaskółczym ogonem, który miał wyjaśniać wszystko - od zachowań agresja-ucieczka, kłótni małżonków, przez pogodę, migracje, zjawiska społeczne, sposoby prowadzenia rozmów kwalifikacyjnych, po wahania kursów giełdowych. Wszędzie tam w spisie literatury była "Teoria Katastrof" Rene Thoma. I tak jest od pewnego czasu ze wszystkim. Dziś w zasadzie mamy to samo, tylko intensywność bodźców oraz zestaw gadżetów uległy zmianie. Tu jest przykład, który pokazuje, że podstawą projektowania interfejsów dla software'u i urządzeń typu smartfona, jest teoria kategorii. Chyba nie mógłbym trafić na lepszy przykład działania postmodernizmu stosowanego, czyli pozbawionego otoczki ideologiczno-filozoficznej, niejadowitego, to znaczy tej lepszej wersji rzeczonego: https://www.youtube.com/… Z tym, że to już nie jest adresowane do człowieka masowego, ale jest ogólnie powszechnym przejawem silenia się na oryginalność, gdy już wszystko zostało powiedziane, przewidziane, przeliczone i zniekształcone poprzez nachalną popularyzację. Masowość bzdur w mediach na dany temat z dziedziny nauki, zmusza po prostu ludzi do szukania coraz bardziej szokujących słów i metafor, do przekazania najistotniejszych treści tak, żeby się przebić przez wszechobecny popularny bełkot. To odbiorcy sami pragną takiej formy. Powstał nomen omen topos, który jest też pojęciem z zakresu humanistyki oraz literatury, a nie tym matematycznym toposem z teorii kategorii. Pisarze zaczęli używać słów niezgodnie z ich pierwotnym znaczeniem i potem to już samo poszło na żywioł. Tak jak w przypadku teorii katastrof odbiorca błędnie tłumaczył sobie słowo "katastrofa", w przypadku teorii chaosu błędne znaczenie miało słowo "chaos", tak samo użycie słowa "kategoria" i "topos" uległy zniekształceniu. W fizyce kwarki dostały kolorów i zapachów. To dlatego właśnie pełny dialog jest jeszcze dziś niemożliwy, dopóki nie stworzymy jakichś reguł translacji pomiędzy nauką ścisłą a humanistyką, między naukami szczegółowymi, a kulturą powszechną, czyli masową. Temat rzeka, jak powiedziałem, ale kiedyś trzeba to ruszyć. Nie jest lekko :]
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

02.11.2017 18:24

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Nie tak dawno jeszcze prasa

Modelowanie rzeczywistości odkleiło się rzeczywistości, w tym sensie, że nic z niego nie wynika, poza satysfakcją magów docierających do mechanizmów rządzących światem i... powiększaniem się dystansu pomiędzy nimi i resztą. O tym powiększaniu się dystansu też pisze Gasset i to w czasach kiedy zaledwie początek rysował się niewyraźnie, dla innych niezauważalnie. Nie ma żadnego przejścia od rozumienia mechanizmów do wskazania krystalitów odwrotu od totalnego ogłupienia szumem informacyjnym tworzącym idealne tło dla szamanów mogących wpuścić masy w dowolny absurd, zwłaszcza masy z pretensjami do rozumu, gdy wartości uległy zagładzie.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

02.11.2017 19:09

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Modelowanie rzeczywistości

To prawda. To właśnie obserwujemy. Pojawiła się masa ludzi, którzy ze swej szczątkowej dziedziny starają się uczynić podstawę dla reszty nauki. Pół biedy, kiedy jest to klasyczna matematyka albo logika klasyczna, bo to olśnienie można obalić w 15 minut. Gorzej, gdy jest to socjolog, psycholog lub politolog. Wtedy cała nauka nabiera cech niezdrowych, typu społecznie pożądana, racjonalnie umiejscowiona, politycznie poprawna itp. Właśnie z takiego mezaliansu pochodzi ekologia i kult dwutlenkowców. Innym przykładem może być facet, który twierdzi, że odpowiedzi na wszystkie pytania zawarte są w Biblii. Nie na wszystkie. Ja na przykład twierdzę, że nie ma tam odpowiedzi na pytanie "ile wynosi jedenasta liczba Ramseya?". To już tu wałkowałem :)
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

02.11.2017 22:35

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na To prawda. To właśnie

Problemem jest to, że inaczej niż 200 lat temu wiedzy nie jest w stanie ogarnąć żaden, największy nawet geniusz. To nie jest zarzut tylko fakt, który należy przyjąć tak jak to, że Ziemia jest okrągła (prawie). Jeśli chcemy spekulować o możliwościach zatrzymania barbaryzacji cywilizacji, fakt ten należy brać za warunek brzegowy, jak zauważył słusznie Gasset. Ważna jest otwartość i zdolność do własnych przemyśleń opartych na, dodam od siebie, nieustającej weryfikacji SWOJEGO widzenia rzeczy.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

03.11.2017 11:44

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Problemem jest to, że inaczej

Problem w tym, że większość ludzi nie ma pojęcia czym jest wiedza. Wiedza, czyli zbiór przyswojonych informacji, ma tendencje do stałego ulatniania się i dlatego trzeba pracować w cyklu ciągłym. Dotyczy to zarówno uczniów, jak i profesorów. Ja miałem tę unikalną okazję w życiu, że mogłem obserwować prawdziwych profesorów przy pracy i do tego wyciągnąć z tego jakieś wnioski dla siebie. Scena wygląda tak, że siedzi sobie wybitny profesor w kantorku, czyli swoim pokoju na uczelni, czyta notatki i rusza ustami - czyli wkuwa. Nie ma darmowych obiadów - na wszystko trzeba sobie zapracować. Mianem geniuszem natomiast określamy kogoś, komu te czynności przychodzą dużo łatwiej i dużo szybciej łapie pewne zależności i analogie. One właśnie pozwalają przyswajać jeszcze więcej wiedzy i jeszcze szybciej ją odtwarzać w razie potrzeby. I jeszcze raz powtórzę, że ta potrzeba jest obecna zawsze, całe życie. Ponieważ z jednej strony, wiedzy jest rzeczywiście zbyt dużo, a po drugie natura obdarzyła nas darem zapominania. Kto nie zapomina lub się nadwyręży, ten może skończyć jak nieszczęsny pan Lemański i bynajmniej nie mam na myśli tego księdza.
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

03.11.2017 12:09

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Problem w tym, że większość

O jakiego Lemańskiego chodzi?
Imć Waszeć

Imć Waszeć

03.11.2017 13:47

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na O jakiego Lemańskiego chodzi?

Tego, ale to tylko przypuszczenie, nic pewnego: http://www.beskidzka24.p…
https://www.youtube.com/…
Trudno go rozpoznać, bo minęło już ponad ćwierć wieku, ale jest odrobinę podobny do tego konesera muzyki atonalnej, który nam umilał czas na korytarzu Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, gdzie mieścił się dawniej wydział MIMUW. Taka scena: stoimy w grupie i nagle Darek zagaja "Znacie się panowie na muzyce atonalnej?" Konsternacja - "Nie". "No to ja wam to zademonstruję". W tym momencie Darek zaczyna głośno popierdywać ustami i wydawać podobne dźwięki pod pachą, a wszyscy stoją zdezorientowani. Obok właśnie przechodzi kadra profesorska z posiedzenia rady wydziału i patrzy na nas wszystkich z politowaniem. Już nie pamiętam, kto był wtedy w tej grupie, być może Szymon Gutkowski i Marcin Meller, a chwilę później rżnęliśmy już w brydża. Gwarancji żadnej nie daję, ale wiek się w zasadzie zgadza. Tyle tylko, że ten wcześniejszy był bardziej pucułowaty. Jest jeszcze możliwość, że facet ma po prostu fałszywe papiery.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

03.11.2017 12:23

Przeniosę się do nowego wątku, bo zaczyna przycinać słowa w pół. Kontynuujmy watek zapoczątkowany przez autora. Jest taki oto artykuł: https://wizjalokalna.wor… Dalej mamy tekst prof. Bartyzela: http://myslkonserwatywna… . Skąd my to znamy "antykatolicki terror partii lewicowych, otwarcie tolerowany przez władze"? POlszewizm? Niekoniecznie. To oczywiście lata trzydzieste w Hiszpanii:
jako liberał arystokratyczny – gardził ochlokratyczną „hiperdemokracją” powszechnego prawa wyborczego, będącą „wydzieliną ropiejących dusz plebejskich”; i w polityce, i w kulturze, znamieniem demokracji jest „arystofobia”, czyli nienawiść do lepszych” (odio a los mejores), „bunt mas”, czyli rozpychanie się w przestrzeni społecznej prymitywnego, lecz obeznanego z techniką „człowieka masowego”, panowanie przeciętności oraz marksistowski kult proletariusza; panować winna natomiast (jak rycerstwo w średniowieczu) elita „arystokratów ducha”, których koroną są geniusze – Platońscy miłośnicy prawdy (philotheamones).
Jedziemy dalej: "José Ortega y Gasset – prorok brzasku", Dorota Leszczyna (UW) - http://www.diametros.iph…
Należy jednak pamiętać, że José Ortega y Gasset był nie tylko politykiem i społecznikiem, lecz również, a może przede wszystkim filozofem. Jego filozofia, zwracająca się ku działaniu człowieka, wyznaczającemu cele i stawiająca wymagania, chce być w życiu przydatna i chce to życie kształtować. Filozofem nie nazywamy tylko tego, kto przebywa nieustannie w świecie abstrakcji, wśród ścierających się myśli i intelektualnych potyczek, ale również tego, kto wiedział jak żyć, nieustannie się doskonaląc, bo czyż nie ci filozofowie oddziałują najbardziej?
Pozwolę sobie skromnie dołączyć się do tego pytania. Wreszcie na koniec podam źródło, które uzasadnia mój pogląd, że postmodernizm jest już projektem zakończonym i wyłoniło się coś nowego: http://mikroagencja.nazw…
PS: Ja w kółko tu mówię o kryzysie, o tej właśnie metanarracji, oraz poszukiwaniu wyjścia.
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

03.11.2017 12:23

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Przeniosę się do nowego wątku

Odpowiedź Gasseta jest prosta: nie! To już minęło, jego zdaniem nieodwracalnie!
Cecha charakterystyczna Gasseta, jako jednego z ostatnich księży ducha i rozumu: ostrze krytyki i wymagań kieruje ku sobie i swojemu środowisku społecznemu (arystokracja) i zawodowemu (filozofowie). Są dzisiaj tacy?
Imć Waszeć

Imć Waszeć

03.11.2017 13:10

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Odpowiedź Gasseta jest prosta

Nie ma, a więc należy ich stworzyć. Dlatego właśnie ludzie powinni porzucić mrzonki o tym, że się mówi o świecie coś istotnego, samemu będąc zamkniętym w szklanej kuli własnej dziedziny. Właśnie taki błąd zrobił Dawkins pisząc najpierw "Samolubny gen", a następnie zatruty swoją własną wizją rzucił się, obnażył zęby, aby się wpić w szyję Boga. Słyszał Pan nazwisko Michel Serres? To francuski filozof i historyk nauki - "Jedynym naprawdę czystym mitem jest idea nauki wolnej od wszelkich mitów"
Kiedyś na "blogu" zajmowałem się jego tekstem "Nauki". Mam obszerny cytat, którego raczej nie znajdzie Pan w sieci, ale nie ma tu miejsca, żeby całość przytoczyć. On pisał właśnie o danym stanie nauki, czyli o obowiązującym paradygmacie niczym o stanie skupienia, czymś w rodzaju punktu stałego i systemu odniesienia, który z czasem jest wytrącany ze stanu spoczynku i musi znaleźć sobie nowe minimum, w którym na jakiś czas osiądzie. To opis moimi słowami. Warto ten esej przeczytać, zwłaszcza, że ma też walory estetyczne:
"Stąd bilans, bezładny jak historyczne przypadki i językowe konstelacje, mimo to skupiony wokół pewnego centrum bądź miejsca zgęszczenia. Bilans - balans, waga chwiejąca się wokół punktu podparcia - Roberval. Waga, wahadło zegara, czas, siła ciężkości, harmonia, niepokój - Huygens. Statyka najniższego z niskich punktów - Pascal i ciecze. Descartes i maszyny proste, dźwignie, kołowroty, bloki, wielokrążki, technologia punktu oparcia, który gwarantuje skuteczność. Mechanika środków ciężkości - Leibniz i Bernoulli przelicytowali Arystotelesa. Geometrzy elipsy i przekrojów stożkowych odkrywają Apolloniusza, środki i ogniska. Desargues dopisuje im metafizykę i, niczym Kepler, wskazuje na wierzchołek stożka - wówczas przemienna gra punktu widzenia i źródła światła, oka i słońca, skłania geometrię do marzeń rodem z Miletu; stąd rzut bryły, przecięcie wolumenów, teoria projekcji, cały system przedstawień rozproszony w ikonografii, teatrze, w teoriach poznania. Gdzie jestem ja, który widzę, z jakiego miejsca i jaki cząstkowy przekrój? A skąd się bierze światło? I dlaczego światło w XVII wieku, a oświecenie w wieku następnym? Jedno źródło, bądź wiele. Słońce i wielość światów. Zwrot do kartezjańskiego układu współrzędnych, ku miejscu ich przecięcia, do źródła miary, ładu, geometrii algebraicznej - same słowa wskazują, że odniesienie jest tu pewnym powrotem, a pomysł repryzą, toteż język matematyczny nie popełni błędu i nazwie ten środek początkiem. Wielka algebra szeregów, w Anglii i na kontynencie, opracowuje prawomocne ciągi dążące do pewnego punktu, niczym ciąg argumentacji, który zwykło się we Francji przypisywać Kartezjuszowi. Sekwencje tak jak ruch podlegają prawom racjonalnego następstwa, choć nie są realne, zaś argument konkretyzuje się tylko przez warunki wyjściowe lub pierwszy wyraz. (...)"
Imć Waszeć

Imć Waszeć

03.11.2017 12:52

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Odpowiedź Gasseta jest prosta

"Wygląda mi na to, że historycy nigdy nie rezygnują z tego prostego, zbyt prostego modelu - serii linearnej. Przejdźcie się jednak w poprzek szeregów i zobaczcie, co łączy sekretne kłódki - komput kombinacji stał się możliwy dzięki caputi variationis, stałemu elementowi, wokół którego wyczerpuje się pierwszy zbiór dyskretnie rozróżnionych elementów, choćby każdy element tego zbioru uznawać po kolei za niezmienny, a za zmienne to, co przed chwilą było stałe. Oto praidea inwariantu w totalności możliwych wariacji. Ars combinatoria dostarczy niebawem nowych arytmetycznych i algebraicznych ujęć i tak powstanie rachunek prawdopodobieństwa. Powrót do odniesienia - aby mierzyć, rozdzielać, porządkować, widzieć. Powrót ten czasami nie ma kresu, choć istnieją punkty graniczne. A raczej - obojętne, czy nazywa się je środkami, wierzchołkami, biegunami czy początkami - można je rozumieć w inny sposób, niż jako punkt wyjścia, koncentrację; i tak koło ma jeden środek, bo jest granicą elipsy, zaś spoczynek jest granicą ruchu; tak samo zbiega się każdy trójkąt poprzez zanik w pobliżu zera wszelkiego wymiernego elementu przestrzennego, nieustanne przybliżanie przylegania, co daje okazję do pierwszego wielkiego ujęcia ciągłości, rachunku różniczkowego i całkowego. Ten zaś z powrotem wyznacza środki ciężkości czy punkty styczności, mierzy, podnosi do kwadratu i wyznacza objętość bryły. Odkryta po raz setny wielka grecka geometria podobieństwa, w takiej samej mierze u Kartezjusza jak i w świetle Desarguesa, jak wiadomo zostaje podjęta w teoriach reprodukcji istot żywych, preformacji, preegzystencji, odwzorowywania zarodków - któż odtąd nie wie, że istnieje stały punkt w podobieństwie? Któż nie dostrzega Reaumura przy pracach nad termometrem, szukającego skali z dwoma punktami, aby mierzyć temperaturę?... Oparcie, punkt równowagi, środek wielkości, ruchu, sił ciężkości - w mechanice i dla mechaników; biegun obiegu, punktowe odniesienie miary i początek układu współrzędnych, początkowe miejsce w szeregu, punkt widzenia i źródło światła, ognisko, środek, skupienie, limes, wartość średnia wariacji, początek i koniec skali... Taki już bywa świat, albo tak to już jest w świecie, gdzie wszystko projektuje się za jednym zamachem. Oto astronomiczna zwada między wyznawcami heliocentryzmu i geocentryzmu, którzy, cokolwiek by mówić, opowiadają się po jednej stronie, chcą bowiem, pozbawieni jeszcze ostatecznego dowodu (stąd gwałtowność dyskusji), aby kosmos miał środek tu, tam lub w innym miejscu, w nas, w Słońcu albo jakimś innym źródle światła (w bladej poświacie w Orionie); po drugiej stronie zaś - przerażeni nieskończonym wszechświatem bez ładu, bieguna i spoczynku. Astronomia, jak to bywa zazwyczaj, jest podstawowym modelem, gdzie rzutuje się większość spraw w takiej skali, że nie sposób już ich nie dostrzegać. Zatem ład klasyczny to stały punkt, klasyczny rozum to równowaga, która wyrównuje się i staje się zrozumiała dzięki odniesieniu. Oto morena czołowa nauk"
Ptr

Ptr

03.11.2017 15:52

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na "Wygląda mi na to, że

Pochwała logicznego myślenia, duch klasyczny. Lubię to.
Bo cóż mamy poza tym. 
Jeszcze wiarę, bo wiemy , że jest ostateczne , ani doskonałe to , co już rozumiemy.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

03.11.2017 12:54

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Odpowiedź Gasseta jest prosta

To wszystko jest powiedziane jednym tchem. Prawda, że robi wrażenie? A dalej jest nawet coś o Chrystusie, ale nie będę Panu psuł zabawy, gdy już dorwie Pan ten esej gdzieś na mieście ;)
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

03.11.2017 14:24

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na To wszystko jest powiedziane

Proszę wybaczyć, ale średnio mnie taka egzaltacja bawi, raczej irytuje. Znacznie ciekawsze dla mnie jest śledzenie w jaki sposób ludzie dochodzą do czegoś nowego. Któryś z pańskich rozmówców stwierdził, że chaos kończy się tam gdzie spoglądamy. Niektórzy potrafią zmieniać dowolnie rozdzielczość spojrzenia - być może to jest ten mechanizm. Porządkujące widzenie to ograniczenia człowieka, czy geniusz? Mi bliższe jest to drugie i w dodatku mam wrażenie, że ten geniusz człowieka znakomicie wkomponowuje się w geniusz świata.
Ptr

Ptr

03.11.2017 15:29

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Proszę wybaczyć, ale średnio

Może odpowiem. Nie chodzi tu o sprawy optyczne. Chodzi o pewne wnioski z mechaniki kwantowej. I NAWET możnaby to potraktować dość ściśle ,a nie poetycko. Nasza świadomość jest w pewnym sensie urządzeniem pomiarowym. Odbiera konkretny wynik pomiaru. Zawsze widzimy konkretną rzeczywistość. Natomiast WIEMY, z doświadczeń, że zanim rzeczywistość się skonkretyzuje jest pewnego rodzaju stanem potencjalnych możliwości. Ten stan kwantowy przestaje być nieokreślony w momencie , gdy wypływa z niego informacja, taka , która już go określa w stosunku do otoczenia. Lokalny realizm polega na tym ,że zakładamy , że materia , nawet gdy na nią nie patrzymy, MA konkretne parametry : położenie, prędkość, ogólnie stan. Nie wiemy o nich , ale zakładamy , że wszystko we wrzechświecie ma w danej chwili swój stan. Bo możemy go zmierzyć. Otóż WIEMY z doświadczeń , że materia pomiędzy pomiarami NIE MA stanu określonego tak jak nam się wydawało, wyrażanego liczbami rzeczywistymi. Ponadto tego stanu  NIE MOŻNA i niedaje się zmierzyć w sposób całkowity.
Są pewne daleko idące konsekwencje filozoficzne tych faktów. (W szczególności można zadać pytanie,  JAK i czy materia istniałaby bez świadomości. )
Jeszcze ciekawsze jest to , że aby dokonać pomiaru układu będącego w stanie nieokreśloności ( superpozycji) potrzeba swiadomego obserwatora- człowieka. Czujnik , z którego nie wyływa ( i nie wypłynie) informacja o pomiarze sam wchodzi w superpozycję stanów i NIE WIE , czy coś zarejestrował czy nie. 
Wiem ,że Pan teraz mawątpliwości , ale już sygnalizowałem , że nie wszystko daje się łatwo zrozumieć. 
.
Ptr

Ptr

03.11.2017 18:48

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na Może odpowiem. Nie chodzi tu

Przepraszam ,że zejdę na niższy poziom, ale w nawiązaniu do polityki mozna zauwazyć ,że analogicznie przebiega proces polityczny np. z prazydentem. Możnaby powiedzieć , że jest on teraz politycznie w superpozycji stanów z punktu widzenia obozu patriotycznego. Wszystkie czujniki są w stanie superpozycji tzn. informacje , relacje interpretowane są dwuznacznie. każdy ma w głowie niepewność. Jeżeli dokonujemy pomiarów, system powinien przejść w stan określony. Im więcej pytań do prezydenta , tym bardziej określony stan. Tym mniejsza nieokreśloność przyszłych zdarzeń, większy realizm. Jeżeli utrzymuje się dwuznaczność, ona będzie się rozwijać w rodzaj chorobliwej psychologii i propagandy , mieszaniny prawdy i kłamstwa...A na końcu będzie ZONK, gdy ktoś dokona rzeczywistego pomiaru. I może właśnie o to chodzić , by tego pomiaru nikt nie dokonał wcześniej. Aby nie było tak-tak , nie-nie. Ale wynik pomiaru zależy też od samego obserwatora, to znaczy społeczeństwa, które oczekuje określonego wyniku i ma na niego wpływ.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

03.11.2017 16:39

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Proszę wybaczyć, ale średnio

Odwołuje się tu Pan do pierwotnego znaczenia słowa "geniusz". Starożytni Grecy uważali, że każdy mężczyzna ma swojego geniusza, który go prowadzi przez życie i nie odstępuje na krok. Rzymianie twierdzili, że geniusz posiadają państwa i narody. Podobne znaczenie miało też pojęcie dżina u Arabów przed pojawieniem się islamu. Uważano np., że każdy poeta ma swojego dżina i im silniejszy jest jego dżin, tym większy talent posiada. Można więc to tak właśnie interpretować, czyli że geniusz można postrzegać jako swego rodzaju ograniczenie, które tylko tyle może dopomóc człowiekowi, ile siły stanowi "geniusz" całej kultury lub cywilizacji. To nas sprowadza właśnie do dyskusji o paradygmacie, który wyznacza ścieżki, po których mogą kroczyć uczeni oraz badacze. Inne drogi są "niepoprawne politycznie" w tym sensie, że naruszają pewnik w formie obowiązującego paradygmatu. Tak właśnie niektórzy tłumaczą np. konflikt Galileusza z Kościołem, czyli też po prostu Kopernika z obowiązującą nauką Kościoła. Nauka i postęp musi więc stale kluczyć, żeby dostosowywać się do tempa, w jakim są w stanie zmieniać się paradygmaty. Wspomniany przeze mnie Rene Thom - twórca teorii katastrof - sam zresztą to dostrzegł, że wstrzelił się w samo jądro oczekiwań badaczy z różnych dziedzin (biologii, ekonomii, psychologii, lingwistyki, fizyki) z tą swoją w rzeczy samej krytyką paradygmatu ciągłości w modelowaniu świata. Teoria katastrof mówi właśnie o osobliwościach, które pojawiają się w momencie ewolucji ciągłego modelu i mają charakter jakościowy. Obecnie wpływ teorii Thoma na rzeczywistość nauki jest już znacznie mniejsza, gdyż w międzyczasie pojawiła się koncepcja emergentyzmu. Emergencja jest znacznie lepszym wytłumaczeniem fenomenów takich jak masowość i losowość, będące motorem zmian w zachowaniu jakościowym modelu. Na przykład teoria katastrof nie tłumaczy charakteru zjawisk chaotycznych, czyli regularności dostrzeganych w scenariuszach przejścia do chaosu (kaskada bifurkacji), choć na pozór (przynajmniej dla popularyzatorów nauki) zdaje się mówić o tym samym. W tym drugim przypadku wyłania się nowy porządek, w pewien sposób skalowalny i mówi się wręcz o grupie renormalizacji (czyli symetriach). To jest widoczne w wykresie Feigenbauma. I tu znów mamy dwa rodzaje emergentyzmu: ontologiczny oraz epistemologiczny. Pierwszy twierdzi, że nowa jakość nie daje się w pełni tłumaczyć za pomocą właściwości części, jest nieredukowalna, obala tezy redukcjonizmu. Drugi stawia na ludzka niewiedzę, czyli tymczasowe ograniczenia metod i języka, które uda się z czasem pokonać. To właśnie ten aspekt dyskutujemy tu z kolegami odnośnie załamywania się i rozpraszania światła. Jesteśmy, a przynajmniej ja jestem, optymistą :) Wspomniana przeze mnie praca, która wyjaśnia fenomen korpuskularno-falowy za pomocą teorii toposów, jest wg mnie podejściem bardzo obiecującym i przyszłościowym. Dlaczego?
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

03.11.2017 21:12

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Odwołuje się tu Pan do

Jestem pod wrażeniem, jak Pan ubrał moje stwierdzenia w historię myśli i kontekst. Nawet jeśli z niektórymi poszukiwaniami zetknąłem się, to nie potrafiłbym przywołać je o tak na poczekaniu.  Co do toposów trudno mi się odnieść, bo nie mam o nich pojęcia. Jeśli dostarczają spójny opis dwoistości materii to pewnie w nieodległej przyszłości zastąpią teorię pola, o ile nie są jej wykwitem. Nie wiem jednak dlaczego miałyby nieść optymizm. Aż tak otwierają nowe światy, że końca nie widać? Bo tylko wtedy mogłyby nieść nadzieję na dalszy rozwój cywilizacji. Tak jednak zdaje się nie jest, skoro sam klasyfikuje Pan to po stronie epistemologii.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

03.11.2017 21:58

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Jestem pod wrażeniem, jak Pan

Toposy są naprawdę ponad teorią pola, ponieważ teoria pola jest ściśle związana z pojęciami ciągłości i różniczkowalności. Toposy zaś nie, a do tego pozwalają wprowadzić do modeli matematycznych dla fenomenów fizycznych nie tylko chropowatość, konieczną do wyrażenia świata siatek atomowych - jak widać na obrazach materii z mikroskopu elektronowego, atomy nie mogą leżeć gdziekolwiek i poruszać się dowolnie, a to wyklucza pełne opisy za pomocą gładkiego aparatu geometrii różniczkowej i analizy na rozmaitościach i właśnie o tym kolega wspominał, mówiąc, iż tajemnicze i zadziwiające jest, że te obliczenia dobrze zgadzają się z obserwacjami (platonizm). Toposy pozwalają wprowadzić również niemonotoniczność rozumowania, wielobieżność, pewien rodzaj indeterminizmu, wsteczny causalism, nieprzemienność oraz niełączność (oktoniony). Te pojęcia przez lata matematyka skazywała na wygnanie, twierdząc o nich, że są "nieładne". Taki dogmat "świat jest zbyt piękny i doskonały, żeby miał być opisywany za pomocą nieładnych modeli", okazuje się dziś błędny.
Tak, toposy otwierają nowe światy, ale brak tu miejsca na przedstawienie dowodów, a prace nadal są w toku. Epistemologia pozwala mi w tym miejscu zachować zdrowy umiar i rozsądek. Nie chciałbym, żeby moja fascynacja skończyła się podobnie, jak fascynacja elektrycznością, magnetyzmem, balonami, komputerami, lotami w kosmos i tak dalej. To jest domena magików od oczarowywania ludności trickami, pisarzy i fantastów. Ja czekam na konkrety.
No może podam jeden przykład, ale muszę najpierw zrobić odpowiednie wprowadzenie. Niech Pan zauważy, że język, którym się posługujemy zwykło się uważać za liniowy. Wrażenie to powstaje dzięki temu, że stosujemy zapis linearny złożony z ciągów znaków, które czytamy od lewej do prawej albo odwrotnie, a Japończycy i Chińczycy nawet od góry w dół. To jednak nie zmienia faktu, że czytając tekst znajdujemy początek i podążamy w kierunku jego końca. Z rozumieniem tekstu jest już zupełnie inaczej. Sądzi się ostatnio, że rozumienie polega na wychwytywaniu pewnych bloków (tokenów), które znajdują swoje odzwierciedlenie w pamięci (doświadczenia) i od razu rusza kaskada skojarzeń. Niektórzy dopatrzyli się nawet w tym nawet podobieństwa do procesów kwantowych. W zasadzie my nie czytamy tekstu, tylko coraz dokładniej składamy pewien obraz przekazywany przez jego treść i dokonujemy porównania go z tym, co już znamy. To oczywiste, bo jeśli ktoś miał w życiu nieszczęście uczyć młodzież, to wie, że żaden potok słów, nawet najmądrzejszych, nie jest w stanie wytworzyć żadnego rozsądnego obrazu w głowie młodego delikwenta, który o życiu guzik wie, czyli nie ma do czego odnieść tej treści. Z drugiej strony można zrobić prosty test i napisać coś z literówkami w słowach i jeszcze te słowa poprzestawiać, a i tak jest szansa, że ktoś to przeczyta i od razu odgadnie prawidłowe znaczenie. W tym sensie przekaz jest nieliniowy, tak samo język.

Stronicowanie

  • Pierwsza strona
  • Poprzednia strona
  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2
  • Wszyscy 3
  • Wszyscy 4
  • Wszyscy 5
  • Następna strona
  • Ostatnia strona
Zbigniew Gajek vel Janko Walski
Nazwa bloga:
Dobrze działa w państwie Tuska tylko to o czym nie wiemy, że dobrze nie działa
Zawód:
Największy zawód to Mazowiecki i Michnik jesli jesteśmy przy literze "M"
Miasto:
nie jestem z miasta, jestem ze wsi

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 403
Liczba wyświetleń: 2,293,265
Liczba komentarzy: 3,396

Ostatnie wpisy blogera

  • Orędzie
  • Czy są uczciwi dziennikarze? (aktualny) wpis z 18.05.2011
  • Putin odstrzelił swoją pacynkę?

Moje ostatnie komentarze

  • Odp. na kom. 25-11-2023 [18:24] - Jabe Stoi to jak byk w tytule.  Właśnie najbardziej porażające jest to, że nie tylko wszystko co pisze prof.Legutko jest dzisiaj jeszcze bardziej…
  • Odpowiedź na kom. 25-11-2023 [19:07] - Pers Nie ilość przeglądanych źródeł jest lekarstwem na dezinformacje. Gorzej, może wzmocnić fałszywe widzenie. W dodatku 2/3 populacji czyta jedno, a…
  • 12 lat temu ten półpasiec był zlokalizowany. Dziś rozniósł się po całym organizmie naszej wspólnoty. Daje o sobie znać, gdzie się nie ruszyć.  

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Człowiek nauki jest prototypem człowieka masowego***
  • Janda i Gajos radośnie nie widzą***
  • Kraśko w pełnej krasie.

Ostatnio komentowane

  • Siberian Dog Husky, W imię Donka i Bartłomieja i Szymka Świętego, Amen https://pbs.twimg.com/media/GCswBvfXAAAfZle?format=png&name=small
  • u2, To ty homo niewiadomo szmaciak? Zrób coming out ze swojego closet szmaciak :-) :-) :-)
  • Siberian Dog Husky, I tym optymistycznym akcentem powitajmy Nowy Rok, bo czego jak czego, ale inspiracji do memów ta władza nam na pewno dostarczy wiele. https://pbs.twimg.com/media/GCs795EWMAA9rJq?format=png&name=…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności