Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Człowiek nauki jest prototypem człowieka masowego***

Zbigniew Gajek vel Janko Walski, 29.10.2017

Masę stanowią ci wszyscy, którzy nie przypisują sobie jakichś szczególnych wartości - w dobrym tego słowa znaczeniu czy w złym - lecz czują się „tacy sami jak wszyscy” i wcale nad tym nie boleją, przeciwnie, znajdują zadowolenie w tym, że są tacy sami jak inni.

Kiedy się mówi o Wybranych jako przeciwieństwie Masowych, często zniekształca się znaczenie tego określenia nie dostrzegając tego, że człowiek wybrany to nie ktoś butny i bezczelny uważający się za lepszego od innych, lecz ten, który wymaga od siebie więcej niż inni, nawet jeśli nie udaje mu się samemu tych wymagań zaspokoić. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie jest najbardziej podstawowym kryterium podziału ludzkości na dwa typy osobników: tych, którzy stawiają sobie duże wymagania, przyjmując na siebie obowiązki i narażając się na niebezpieczeństwa i tych, którzy nie stawiają sobie samym żadnych specjalnych wymagań, dla których żyć, to pozostawać takim, jakim się jest, bez podejmowania jakiegokolwiek wysiłku w celu samodoskonalenia, to płynąć przez życie jak boja poddająca się biernie zmiennym prądom morskim.

Podział społeczeństwa na Masowych i Wybranych nie jest zatem podziałem na klasy społeczne, lecz na klasy ludzi i nie można go łączyć z podziałem na klasy wyższe i niższe.

Cechą charakterystyczną naszych czasów jest panowanie masy, tłumu, nawet w grupach o elitarnych dotychczas tradycjach. Tak więc także w dziedzinie życia intelektualnego, które z samej swej istoty wymaga określonych kwalifikacji, daje się zauważyć stały wzrost znaczenia pseudointelektualistów, niedouczonych, niebędących w stanie osiągnąć należytych kwalifikacji i którzy z natury rzeczy powinni być w tej dziedzinie zdyskwalifikowani. To samo można powiedzieć o wielu potomkach „arystokracji”. Z drugiej strony nie jest obecnie wcale rzadkością natrafienie wśród „ludu” - osób nieaspirujących do Wybranych, którzy niegdyś służyli jako typowy przykład tego, co nazywamy „masą”, na jednostki o umysłach w najwyższym stopniu uporządkowanych i zdyscyplinowanych.

Jesteśmy świadkami triumfu hiperdemokracji, w ramach której masy działają bezpośrednio, nie zważając na normy prawne, za pomocą nacisku fizycznego i materialnego, narzucając wszystkim swoje aspiracje i upodobania. Masy są przekonane o tym, że mają prawo nadawać moc prawną i narzucać innym swoje, zrodzone w kawiarniach, racje. To samo ma miejsce w innych dziedzinach życia, a szczególnie w sferze intelektualnej. Być może mylę się, ale wydaje mi się, że obecnie pisarz, kiedy bierze do ręki pióro, by napisać coś na znany mu gruntownie temat, powinien pamiętać o tym, że przeciętny czytelnik, dotąd tym problemem nie zainteresowany, nie będzie czytał dla poszerzenia własnej wiedzy, lecz odwrotnie – po to, by wydać na autora wyrok skazujący, jeśli treść jego dzieła nie będzie zbieżna z banalną przeciętnością umysłu owego czytelnika. Dla chwili obecnej charakterystyczne jest to, że umysły przeciętne i banalne, wiedząc o swej przeciętności i banalności, mają czelność domagać się prawa do bycia przeciętnymi i banalnymi i do narzucania tych cech wszystkim innym.

Jaki jest zatem ów człowiek masowy, który zdominował dziś życie publiczne - zarówno polityczne, jak i pozapolityczne? Dlaczego jest taki, jaki jest, czyli jak do tego doszło, że się takim stał? Odpowiedzieć trzeba od razu na oba pytania, bo odpowiedzi te wzajemnie się uzupełniają. Ludzie, którzy dążą obecnie do wysunięcia się na czoło europejskiego życia, bardzo się różnią od tych, którzy w XIX wieku życiu nadawali ton, choć jednak przyjście ich przygotowane było i ukształtowane przez wiek XIX. Każdy człowiek o przenikliwym umyśle, żyjący w latach 1820, 1850 czy 1880, mógł dzięki prostemu rozumowaniu przewidzieć a priori powagę obecnej sytuacji historycznej. I rzeczywiście, nie dzieje się dzisiaj nic nowego, czego by z góry nie przewidziano sto lat temu. „Masy nacierają” powiadał apokaliptycznie Hegel. „Jeśli nie znajdzie się nowa siła duchowa, to nasza epoka, która jest epoką rewolucyjną, skończy się katastrofą”, zapowiadał August Comte. „Widzę nadciągającą falę nihilizmu!” - wołał ze skał Engandyny wąsacz Nietzsche.

W diagram psychologiczny współczesnego człowieka masowego możemy wpisać dwie podstawowe cechy: swobodną ekspansję życiowych żądań i potrzeb, szczególnie w odniesieniu do własnej osoby, oraz silnie zakorzeniony brak poczucia wdzięczności dla tych, którzy owo wygodne życie umożliwili. Obie te cechy są charakterystyczne dla psychiki rozpuszczonego dziecka.

Współczesne masy ludzkie otacza świat pełen możliwości, a na dodatek pewny i bezpieczny, zastają one wszystko gotowe, będące do ich dyspozycji, ogólnie dostępne, jak słońce i powietrze, nie wymagające jakiegokolwiek uprzedniego wysiłku. Tak też można wyjaśnić demonstrowany przez masy, absurdalny stan ducha: nie interesuje ich nic poza własnym dobrobytem, a jednocześnie nie mają poczucia więzi z przyczynami tego dobrobytu. Zdobyczy cywilizacji nie odbierają jako cudownych, genialnych konstrukcji, których istnienie należy pieczołowicie podtrzymywać; wierzą więc tylko, że ich rola sprowadza się do wymagania istnienia tych ostatnich, jak gdyby chodziło o przyrodzone prawa.

Człowiek, którego analizujemy, przyzwyczaił się nie odnosić własnej osoby do żadnej zewnętrznej instancji. Zadowolony jest z siebie takiego, jakim jest. Skłonny jest zupełnie szczerze - i to nie przez próżność - jako rzecz najbardziej naturalną w świecie przyjmować i brać za dobrą monetę wszystko, co w sobie napotyka: mniemania, pożądania, upodobania i wybory. Dlaczego by nie miał tak robić, skoro nikt ani nic go nie zmusza do uprzytomnienia sobie, iż jest człowiekiem drugiej kategorii, nader ograniczonym, niezdolnym do stworzenia ani zachowania nawet tej organizacji, która zapewnia jego życiu pełnię i zadowolenie, co z kolei daje mu podstawę do owej afirmacji własnej osoby?

Człowiek, który przypisuje sobie prawo posiadania własnego zdania na jakiś temat, nie zadając sobie uprzednio trudu, by go przemyśleć, jest doskonałym przykładem owego niezmiennego i absurdalnego sposobu bycia człowiekiem, który nazwałem „zbuntowaną masą”. To właśnie znaczy mieć duszę hermetycznie zamkniętą. W tym wypadku chodzi o hermetyczność intelektualną. Dany osobnik poruszając się wśród pewnego zbioru idei, który w sobie nosi, zadowala się nimi, uznając się zarazem za intelektualnie dojrzałego i pełnego. Nie zwracając najmniejszej uwagi na to, co się dzieje wokół niego, rozsiada się wygodnie i na stałe wśród swoich własnych idei.

Oto właśnie mechanizm zamknięcia się w sobie. Człowiek masowy uważa się za uosobienie doskonałości. Człowiek wybitny musi być bardzo próżny, by czuć się doskonałym, a jego wiara we własną doskonałość nie jest czymś wrodzonym, czymś pozostającym w organicznym związku z jego osobowością, lecz wynika z jego próżności i nawet dla niego samego ma charakter fikcyjny i problematyczny. Dlatego też człowiek próżny potrzebuje innych, u których szuka potwierdzenia opinii, jaką chciałby mieć o sobie samym. Na szczęście człowiek szlachetny, nawet wtedy, kiedy „zaślepia” go próżność, nie czuje się nigdy prawdziwie doskonały i pełny. Inaczej ma się rzecz z przeciętnym człowiekiem naszych czasów, z nowym Adamem - jemu nie przyjdzie nawet do głowy powątpiewać o własnej doskonałości. Jego wiara w siebie samego jest iście rajska, tak samo jak wiara Adamowa. Wrodzona hermetyczność duszy wyklucza zaistnienie warunku koniecznego do odkrycia własnej niedoskonałości, jakim jest porównanie siebie z innymi. Porównać się z bliźnim to znaczy wyjść na chwilę z siebie samego i przenieść się do duszy kogoś innego. Ale dusza przeciętna niezdolna jest do transmigracji, najszlachetniejszej formy sportu.

Człowiek masowy raz na zawsze uznaje za święty zbiór komunałów, szczątków idei, przesądów czy po prostu pustych słów, które za sprawą przypadku nagromadził w swoim wnętrzu, by potem ze śmiałością, którą wytłumaczyć można tylko naiwnym prostactwem, narzucać je innym. To właśnie uznałem za cechę charakterystyczną dla naszych czasów: nie to, że człowiek pospolity wierzy, iż jest jednostką nieprzeciętną, a nie pospolitą, lecz to, że żąda praw dla pospolitości czy wręcz domaga się tego, pospolitość stała się prawem.

Dzisiaj przeciętny człowiek ma bardziej taksujące „idee” na temat tego, co się we wszechświecie dzieje i co się dziać powinno. Dlatego też zatracił umiejętność słuchania. Po co słuchać innych, skoro wszystko, czego potrzeba, ma się już we własnym wnętrzu? Teraz już nie czas na słuchanie, a wręcz przeciwnie, na sądzenie, wyrokowanie, rozstrzyganie. Nie ma obecnie mowy o życiu publicznym, na które nie miałoby wpływu pospólstwo, jakkolwiek byłoby ślepe i głuche, narzucające wszystkim swoje „poglądy”.

Pojawił się typ człowieka, który nie chce drugiemu przyznać racji ani nie pragnie sam mieć racji, lecz po prostu jest zdecydowany narzucić swoje poglądy innym. I to właśnie jest owa nowość: prawo do tego, by nie mieć racji, podstawa do bezpodstawności. Człowiek przeciętny ma w swojej duszy zestaw gotowych „myśli”, brak mu jednak umiejętności myślenia. Nie ma nawet pojęcia o owym subtelnym żywiole, z którego idee czerpią swe soki żywotne. Chce wydawać sądy, ale nie chce uznawać warunków i założeń koniecznych do ich wydawania. Stąd też, praktycznie rzecz biorąc, jego „idee” są niczym innym, jak pragnieniami ujętymi w słowa.

Mieć jakąś ideę to wierzyć, iż posiada ona swe racje, a innymi słowy, wierzyć, iż istnieje jakiś rozum, jakiś świat zrozumiałych prawd. Myśleć, sądzić to tyle, co odwoływać się do owej instancji, uznawać jej nadrzędność, przyjmować jej kodeks i jej wyroki, czyli wierzyć, że wyższą formą współżycia jest dialog między racjami naszych idei. Ale człowiek masowy, podejmując dyskusję, czuje się od razu zagubiony i instynktownie odrzuca konieczność szanowania owej najwyższej instancji będącej poza nim. Dlatego „nowe” w Europie to hasło „koniec z dyskusjami” i niechęć do wszelkich form współżycia, które same przez się powodują poszanowanie norm obiektywnych we wszystkich dziedzinach życia, począwszy od prywatnej rozmowy, przez naukę, aż do parlamentu. Oznacza to odrzucenie współżycia w kulturze, czyli współżycia w ramach jakichś norm i powrót do współżycia barbarzyńskiego. Przechodzi się do porządku dziennego nad normalną procedurą postępowania, dążąc bezpośrednio do narzucenia innym swojego widzimisię i swoich życzeń. Hermetyczność duszy, która - jak już o tym była mowa - skłania masę do interweniowania w każdej dziedzinie życia publicznego, prowadzi nieuchronnie do tego, że jej jedyną procedurą postępowania staje się bezpośrednia akcja.

Człowiek masowy jest przekonany, że cywilizacja, w której się urodził i z której korzysta, jest czym równie spontanicznym i pierwotnym jak przyroda, i ipso facto staje się prymitywem. Wydaje mu się, że cywilizacja to dzicz.

Zasady leżące u podstaw świata cywilizowanego, który należy utrzymać przy życiu, dla współczesnego człowieka przeciętnego nie istnieją. Nie interesują go wartości leżące u podstaw kultury, nie solidaryzuje się z nimi, nie czuje się wcale skłonny do tego, by im służyć.

Przez starą Europę dmie wicher wszechogarniającej i nader różnorodnej farsy. Prawie wszystkie postawy, które się przyjmuje i manifestuje, są wewnętrznie fałszywe. Cały wysiłek skierowany jest na ucieczkę od własnego przeznaczenia, na niedostrzeganie go, na unikanie konfrontacji z tym, czym się być powinno. Życie jest tym bardziej humorystyczne, im bardziej tragiczna jest przybrana maska. Życie jest humorystyczne zawsze wtedy, kiedy przybierane postawy można odwołać czy unieważnić, a dana osoba nie identyfikuje się z nimi całkowicie i bez zastrzeżeń. Człowiek masowy nie stoi nogami na twardym i niewzruszonym podłożu swego przeznaczenia, lecz woli raczej fikcyjną egzystencję, zawieszony w przestworzach. Dlatego też te życia, bez wagi i bez korzeni - wyrwane ze swego przeznaczenia - tak łatwo dają się porwać nawet najsłabszym prądom.

Żyjemy w epoce „prądów” i „dawania się porwać”. Prawie nikt nie stawia oporu powierzchownym prądom, jakie się współcześnie pojawiają w sztuce, ideologii, polityce czy obyczajowości. Dlatego też retoryka odnosi teraz większe triumfy niż kiedykolwiek przedtem.

Zrozumienie obecnej sytuacji może nam ułatwić porównanie jej, przy zachowaniu oczywiście należnych proporcji, z innymi podobnymi sytuacjami, które miały miejsce w przeszłości. Tak się składa, że kiedy cywilizacja śródziemnomorska osiągała swój najwyższy poziom - to jest około III wieku p.n.e. - pojawili się cynicy. Na wspaniałych dywanach Arystypa stanął Diogenes w zabłoconych sandałach. Cynicy zaczęli się mnożyć, można ich było spotkać na każdym rogu ulicy i we wszystkich sferach społecznych. A przecież cynicy nic innego nie robili, jak właśnie sabotowali ówczesną cywilizację. Byli nihilistami epoki hellenizmu. W nic nie wierzyli i niczego nie tworzyli. Swoją rolę sprowadzali do rozkładania cywilizacji - lub raczej – do podejmowania prób jej rozkładu, bo im także nie udało się osiągnąć swego celu. Cynik, pasożyt na łonie cywilizacji, żyje z tego, że ją odrzuca, dlatego właśnie, że jest przekonany o jej niewzruszonej trwałości. Cóż robiłby cynik wśród barbarzyńskiego ludu, gdzie wszyscy w sposób naturalny i poważny to właśnie by czynili, co on w grotesce uważa za swoje osobiste zadanie? Kim byłby faszysta, który by nie mówił źle o wolności, czy superrealista, który by nie przeklinał sztuki?

Ten typ człowieka, zrodzony w świecie zbyt dobrze zorganizowanym, który widzi dla siebie same korzyści, a jest zarazem ślepy na niebezpieczeństwa, po prostu nie potrafi zachowywać się inaczej. Jest rozpuszczony przez środowisko, w którym żyje, przez „cywilizację”. „Beniaminek”, żyjący w niej jak w domu rodzinnym, nie odczuwa żadnej potrzeby wyjścia poza własne, kapryśne „ja”, nic go nie skłania do posłuchu wobec wyższych, zewnętrznych względem siebie instancji, a już najmniej czuje się w obowiązku docierania do najgłębszych pokładów własnego przeznaczenia.

Kto sprawuje dziś władzę społeczną? Kto narzuca naszej epoce swoją strukturę duchową? Jaka grupa cieszy się największym uznaniem, stanowi coś w rodzaju współczesnej arystokracji? Bez wątpienia inżynierowie, lekarze, finansiści, profesorowie, itp. Kto jest tej grupy najczystszym, najdoskonalszym przedstawicielem? Bez wątpienia ludzie nauki. Gdyby jakaś pozaziemska istota odwiedziła Europę w celu wyrobienia sobie o niej sądu i zwróciła się do jej mieszkańców o wskazanie takiej grupy ludzi, z którą się najbardziej identyfikują, Europejczycy bez wątpienia z dumą i przekonani o korzystnym wyniku oceny, wskazaliby ludzi nauki.

Tak więc okazuje się, że współczesny człowiek nauki jest prototypem człowieka masowego. Nie wchodzą tu w grę jakieś szczególne przyczyny ani osobiste braki poszczególnych naukowców, po prostu sama nauka - rdzeń cywilizacji - przemienia ich w ludzi masowych, a więc czyni z nich prymitywów, współczesnych barbarzyńców.

Jest to sprawa dobrze znana: stwierdzono to niezliczoną ilość razy; ale dopiero teraz prawda ta, umieszczona w ogólnej konstrukcji tego eseju, nabiera w pełni znaczenia i wagi.

Początek nauk eksperymentalnych przypada na koniec XVI wieku (Galileusz), stają się one w pełni nauką pod koniec XVII wieku (Newton) i zaczynają się na dobre rozwijać od połowy XVIII wieku. Rozwój jest czymś innym niż konstytuowanie się i innym podlega regułom. Tak więc ukonstytuowanie się fizyki jako nauki (mianem tym obejmujemy zbiór nauk eksperymentalnych) wymagało ujednolicenia. O to właśnie starał się Newton i jego współcześni. Ale przed fizyką, w trakcie jej dalszego rozwoju, stanęły zupełnie inne zadania, wręcz przeciwne do dążeń unifikacyjnych. Warunkiem rozwoju w nauce stała się specjalizacja ludzi nauki. Specjalizacja ludzi, ale nie samej nauki. Nauka nie jest specjalistyczna. Gdyby tak było, to ipso facto przestałaby być prawdziwa. Nawet nauki eksperymentalne, wzięte w całości, nie byłyby prawdziwe, gdyby je oddzielić od matematyki, logiki czy filozofii. Natomiast praca w nauce, owszem, musi być w sposób nieunikniony coraz bardziej specjalistyczna.

Rozwój specjalizacji zaczął się dokładnie w tych czasach, które człowiekowi cywilizowanemu nadały nazwę „encyklopedycznego”. Wiek XIX rozpoczął się pod kierunkiem jednostek żyjących encyklopedycznie, chociaż wytwarzana przez nie produkcja miała już charakter specjalistyczny. W następnym pokoleniu równowaga zostaje zachwiana i specjalizacja zaczyna wypierać kulturę integralną z wnętrza człowieka nauki. Kiedy w roku 1890 trzecie pokolenie obejmuje władzę intelektualną w Europie - mamy już do czynienia z typem badacza naukowego, niespotykanym dotychczas w historii. Jest to jednostka, która z całej wiedzy, jaką należy posiąść, by być człowiekiem mądrym i inteligentnym, zna tylko jedną dziedzinę nauki, a naprawdę dobrze tylko drobny jej wycinek, będący przedmiotem jej własnej działalności badawczej. Dochodzi do tego, że za cnotę uznaje nieznajomość wszystkiego, co leży poza małym poletkiem przez nią uprawianym, a ciekawość dla całości wiedzy ludzkiej określa mianem dyletantyzmu.

Rzecz w tym, że człowiek, ograniczony do swego wąskiego pola widzenia, w istocie odkrywa nowe fakty, przyczyniając się do rozwoju swojej dziedziny nauki, której całość zna jedynie bardzo powierzchownie. Dorzuca w ten sposób kolejną cegiełkę do encyklopedii wiedzy ludzkiej, ale jej zupełnie świadomie i programowo nie ogarnia. Jak mogło dojść do podobnej sytuacji?

Należy tu raz jeszcze powtórzyć ów paradoksalny acz niezaprzeczalny fakt: nauki eksperymentalne zawdzięczają swój postęp w dużej mierze pracy ludzi absolutnie przeciętnych, a nawet mniej niż przeciętnych. Znaczy to, że współczesna nauka, podstawa i symbol naszej cywilizacji, daje schronienie i hołubi w swoim łonie ludzi intelektualnie poślednich, pozwalając im na skuteczne działanie. Przyczyna tego stanu rzeczy leży w fakcie, że główny motor rozwoju nowej nauki i całej cywilizacji, którą ona kieruje i ucieleśnia, stanowi zarazem najgroźniejsze dla niej niebezpieczeństwo. Mowa tu o mechanizacji. Olbrzymia część zadań, jakie są do wykonania w fizyce i biologii, to kwestia mechanicznych procesów myślowych, które przeprowadzić może każdy albo prawie każdy. Po to, by niezliczonym rzeszom badaczy ułatwić zadanie, można całą naukę podzielić na malutkie segmenty, umożliwiające zamknięcie się i odgrodzenie od innych. Owo chwilowe i praktyczne rozczłonkowanie wiedzy możliwe jest dzięki stałości i dokładności metod. Za pomocą tych metod pracuje się jak przy użyciu maszyny. Po to, by otrzymać wartościowe wyniki, nie potrzeba wcale znać ich sensu ani ich podstaw.

Tak więc większość naukowców przyczynia się do ogólnego postępu nauki siedząc w zamkniętych komórkach swoich laboratoriów, jak pszczoły w plastrze lub jak sztućce w swoim futerale. Ale sytuacja ta rodzi nadzwyczaj dziwny typ człowieka. Badacza, który odkrył jakieś nowe zjawisko przyrody, ogarnia siłą rzeczy poczucie wyższości i pewności siebie. W swoim mniemaniu czuje się usprawiedliwiony w tym, że uważa siebie za „człowieka, który wie”. I rzeczywiście, tkwi w nim fragment czegoś, co w połączeniu z innymi elementami, których w nim już nie ma, tworzy razem prawdziwą wiedzę. Taka więc jest sytuacja duchowa specjalisty, który w pierwszych latach tego wieku doszedł do stanu najbardziej frenetycznej przesady. Specjalista „wie” wszystko o swoim malutkim wycinku wszechświata, ale co do całej reszty jest absolutnym ignorantem.

Oto wspaniały przykład owego nowego człowieka, którego starałem się zdefiniować, opisując różne jego rysy i cechy. Mówiłem, iż jest to typ istoty ludzkiej nie mający w dziejach precedensu. Specjalista może posłużyć jako konkretny przykład tego gatunku, ułatwiając nam zrozumienie całego radykalizmu tej nowości. Przedtem ludzi dzieliło się w sposób prosty, na mądrych i głupich, na mniej lub bardziej mądrych i mniej lub bardziej głupich. Ale specjalisty nie można włączyć do żadnej z tych kategorii. Nie jest człowiekiem mądrym,bo jest ignorantem, jeśli chodzi o wszystko, co nie dotyczy jego specjalności; jednak nie jest także głupcem, ponieważ jest „człowiekiem nauki” i zna bardzo dobrze swój malutki wycinek wszechświata. Trzeba więc o nim powiedzieć, że jest mądro-głupi. Jest to sprawa nadzwyczaj groźna, oznacza bowiem, że człowiek ten wobec wszystkich spraw, na których się nie zna, nie przyjmuje postawy ignoranta, lecz wręcz przeciwnie, traktuje je wyniosłą pewnością siebie kogoś, kto jest uczony w swej specjalnej dziedzinie. I w istocie tak właśnie zachowuje się specjalista. Wobec polityki, sztuki, obyczajów społecznych i towarzyskich, a także wobec innych nauk przyjmuje postawę najgłupszego prymitywa; ale robi to z przekonaniem i pewnością siebie, nie dopuszczając - i to jest rzecz paradoksalna - możliwości istnienia specjalistów w tamtych dziedzinach. Cywilizacja, czyniąc go specjalistą, spowodowała zarazem to, że w pełni z siebie zadowolony zamknął się hermetycznie we własnej ograniczoności; a z kolei wewnętrzne poczucie zadufania i własnej wartości prowadzi go do tego, iż pragnie dominować także w dziedzinach nie mających nic wspólnego z jego wąską specjalizacją. Rezultat jest taki, iż mimo że w swojej specjalności osiągnął najwyższe kwalifikacje - specjalizację - a więc cechę wręcz przeciwną do tych, które charakteryzują człowieka masowego, to jednak we wszystkich innych dziedzinach życia zachowuje się jak pozbawiony wszelkich kwalifikacji człowiek masowy.

Nie jest to sprawa błaha. Każdy, kto chce, może zauważyć, jak głupio dziś myślą i postępują w takich sprawach jak polityka, sztuka, religia, lub gdy w grę wchodzą ogólne problemy życia i świata, „ludzie nauki”oczywiście, za ich przykładem, lekarze, inżynierowie, finansiści, nauczyciele, itp. Ta postawa „niesłuchania”, niepodporządkowywania się żadnym instancjom wyższym, która, jak już wielokrotnie powtarzałem, cechuje człowieka masowego, osiąga szczyty właśnie u tych ludzi częściowo wykwalifikowanych. Oni to symbolizują obecne imperium mas, które z nich w znacznej mierze się składa, a ich barbarzyństwo jest najbardziej bezpośrednią przyczyną demoralizacji Europy.

Z drugiej strony stanowią najjaskrawszy i najdoskonalszy przykład tego, jak cywilizacja zeszłego wieku pozostawiona własnym skłonnościom spowodowała odrodzenie się prymitywizmu i barbarzyństwa.

Najbardziej bezpośrednim wynikiem tej niczym nie kompensowanej specjalizacji jest to, że obecnie, kiedy mamy na świecie więcej „ludzi nauki” niż kiedykolwiek przedtem, mamy też znacznie mniej ludzi „kulturalnych i wykształconych" niż np. w roku 1750. Najgorsze jest to, że te naukowe pszczoły nie gwarantują nawet postępów samej nauki. Postęp w nauce wymaga tego, by od czasu do czasu, w ramach organicznej regulacji wzrostu, podsumować osiągnięte wyniki. Staje się to coraz trudniejsze, ponieważ ogarniać trzeba coraz to szersze dziedziny ogółu wiedzy. Newton mógł stworzyć system fizyki, nie mając zbyt wielkiego pojęcia o filozofii, ale Einstein, by móc stworzyć teoretyczną syntezę, musiał najpierw przesiąknąć Kantem i Machem. Kant i Mach - nazwiska te tylko symbolizują cały ogrom myśli filozoficznej i psychologicznej, która wywarła wpływ na Einsteina - posłużyli do uwolnienia umysłu, otwierając Einsteinowi drogę do nowych teorii. Ale Einstein nie wystarczy. Fizyka wkracza w okres najgłębszego w swych dziejach kryzysu, a uratować ją może tylko nowa encyklopedia, bardziej systematyczna od pierwotnej.

Tak więc specjalizacja, dzięki której możliwy był rozwój nauk eksperymentalnych w ciągu całego wieku, dochodzi obecnie do momentu, od którego sama z siebie nie będzie już mogła postępować naprzód.

Chociaż specjalista nie zna zasad fizjologii wewnętrznej nauki, którą sam uprawia, to jednak jeszcze głębsza i groźniejsza jest jego ignorancja w zakresie dziejowych warunków przetrwania, czyli co do tego, jak powinny być zorganizowane społeczeństwa, a także wnętrze człowieka, by na świecie w dalszym ciągu istnieć mogli naukowcy. Zmniejszenie się liczby chętnych do podejmowania pracy naukowej jest symptomem budzącym zaniepokojenie wszystkich tych, którzy mają jasne wyobrażenie o tym, czym jest cywilizacja. Brakuje owej idei na ogół typowym „ludziom nauki”, śmietance naszej cywilizacji. Oni także wierzą, że cywilizacja jest czymś zastanym, odwiecznym i prostym jak skorupa ziemska i pierwotna puszcza.

*** Wpis skrojony z fragmentów słynnego eseju Jose Ortega y Gasseta p.t. „La rebelion de las masas” w tłumaczeniu Piotra Niklewicza: https://filspol.files.wordpress.com/2009/10/ortega-y-gasset-jose-bunt-mas.pdf. Gorąco polecam całość.
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 64515
Marek1taki

Anonymous

30.10.2017 09:24

Dziękuję, że przybliża Pan esej z lat trzydziestych, tak bardzo aktualny po latach, jakby był pisany współcześnie.
Hiszpański arystokrata pominął w nim element kumulacji kapitału do I wojny światowej i przekształceń własnościowych w jej wyniku. Wówczas to jego środowisko oddało władzę nowej arystokracji - finansowej, która swoje panowanie systematycznie umacnia.
Zabawne, że Ayn Rand napisała w 1957r.powieść filozoficzną "Atlas zbuntowany", która opiewa trud nowej arystokracji - tytułowego Atlasa - dźwigającego odpowiedzialność za masy.
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

30.10.2017 11:56

Dodane przez Marek1taki w odpowiedzi na Dziękuję, że przybliża Pan

Musiał mieć dobre oko by dostrzec 100 lat temu to co dopiero dzisiaj wylazło w całej swojej potworności.
Marek1taki

Anonymous

31.10.2017 08:11

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Musiał mieć dobre oko by

Jego oko wychwyciło niuanse ówczesnego świata po przejściach, z punktu widzenia jego upadłej klasy.
Mnie zaskoczyło, że wiele się w gruncie rzeczy nie zmieniło. Patrząc z perspektywy mojego życia te przemiany miały miejsce w IIIRP. Jak się okazuje oceniałem błędnie.
Hiszpan jednak nie doceniał roli propagandy. Masy nie myślą indywidualnie, masy myślą zbiorowo. Część zarzutów do człowieka masowego odbieram jako niesłusznie przypisanych jego indywidualnym dążeniom. Moim zdaniem to wynik urobienia indywidualności na masę.
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

31.10.2017 14:38

Dodane przez Marek1taki w odpowiedzi na Jego oko wychwyciło niuanse

"Hiszpan jednak nie doceniał roli propagandy" - raczej nie podjął tego tematu. Jego rozważania były bardziej ogólne. Charakteryzując CzM podkreślał przypadkowość "poglądów", w czym mieści się wpływ mediów.  Coś przypadkowego przylgnie i już trzyma się, że siekierą nie odetnie - tak je przedstawiał. Inaczej musiałby sobie uświadomić, że nie wie skąd się wzięły. Mieści się w tym całkowita niezdolność do jakiejkolwiek dyskusji. Próba podjęcia dyskusji wywołuje w CzM agresję! A co przylgnie? No to co najszerzej jest rozsiewane, czyli w dzisiejszych czasach po(p)kultura robienia sobie dobrze (stąd pochody triumfalne pedałów, którzy robienie sobie dobrze wznieśli na pułap ogólnoludzkich idei postępowego świata).
Marek1taki

Anonymous

31.10.2017 15:06

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na "Hiszpan jednak nie doceniał

Zwróciła moja uwagę kwestia odpowiedzialności, do której obliguje szlachectwo, i konsekwentnie dalej płynąca obrona wartości nobilitacji przed parweniuszami. To nie jest jednak do pogodzenia w warunkach demokracji, w sytuacji gdy budżet państwa nie leży w gestii króla i możnych.
Współcześnie też widać obronę wpływów sfer władzy. Władzy, która pomija milczeniem i przykrywa zgiełkiem mediów głosy "chamów zbuntowanych" - tak to trzeba określić, którzy domagają się wyjawienia stojących za kampaniami propagandowymi działań finansowych. Np. ekologia i podatek od CO2 (żeby nie psuć miłej atmosfery innymi chwytami za serce połączonymi z chwytem poniżej pasa).
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

02.11.2017 18:14

Dodane przez Marek1taki w odpowiedzi na Zwróciła moja uwagę kwestia

No właśnie
Ptr

Ptr

30.10.2017 12:26

To są bardzo ambitne przemyślenia intelektualisty Ortegi y Gasseta z czasów ( XX wiek) , gdy postulowana przez niego (jako tzw. konieczność dziejowa) demokracja liberalna  jeszcze w pełni nie rozwinęła się. A pomimo to były już zauważalne negatywne tendencje i zjawiska: oderwanie mas od głębszych wartości, nieodpowiedzialność rządzących, barbarzyństwo wyzierające w chęci dominacji argumentem siły , a nie siłą argumentu. Całość tego paradygmatu jest zanurzona w lewicowo - naukowym spojrzeniu, choćby autor chciał wyjść poza jego schemat, nie widać na to szans. Z dzisiejszej perspektywy widać ,że dzisiejsza demokracja liberalna zmaga się z tymi samymi problemami, które stały się obecnie jeszcze bardziej oczywiste i aktualne.  W eseju filozofa widać silny rys wiary w postęp naukowy z wysunięciem Einsteina na czoło ożywczego trendu nauki. Ogólnie jest to mieszanka pochwały rozwoju społecznego ze wskazaniem na tzw. błędy i wypaczenia. 
Moja opinia jest taka : Mamy w Europie rozwijający się powoli od kilku wieków nurt postępowo-naukowy , który nadaje kształt cywilizacji europejskiej właśnie tak jak to obecnie możemy zauważyć - mówi się o upadku. Wcześniej objawem ewidentnej choroby były totalitaryzmy. Jeszcze przedtem zaburzenia społeczne wynikające z rozwoju kapitalizmu.
Nie można się dziś dziwić , że dziś jest źle , gdy od długiego czasu budowało się na założeniach ideologicznych w dużej mierze utopijnych.
Do wątku Einsteina dodałbym jednak pytanie ? Czy można wierzyć w jeden konkretny paradygmat naukowy czy filozoficzny, nawet poparty częściowo sprawdzającymi się rezultatami. 
Otóż moim zdaniem prawdopodobieństwo , że pewne odkrycia okażą się być nieprawdziwe, jednak jest znaczne. Wydaje mi się to ważne dlatego ,że na pewnych odkryciach naukowych, na takich fundamentach budowane są schematy ideologiczne, które dalej bywają szkieletem całej "budowli" społecznej. 
Einstein wierzył w pewne założenia co do konstrukcji świata, a okazało się , że te założenia są obecnie negatywnie weryfikowane przez inne teorie i wyniki eksperymentalne. Mówiąc w skócie determinizm i materializm są pojęciami fałszywymi. Świat nie jest deterministycznym mechanizmem. Materia nie jest tym konkretem do jakego intuicyjnie jesteśmy przyzwyczajeni. W konsekwencji świadomość i duchowość nie jest tylko efektem ubocznym rozwoju materii. 
Jednak zdaję sobie sprawę , że dzisiejsza nauka z trudnością będzie mogła przejść do nowych perspektyw. Tradycyjna fizyka koncentrująca się na Einsteinie będzie miała duże trudności ze zrozumieniem nowego paradygmatu. Tutaj proces przebicia się do świadomości powszechnej będzie trudny.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

30.10.2017 15:52

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na To są bardzo ambitne

Słyszał Pan może o takim zagadnieniu matematycznym jak uogólnienie liczb rzeczywistych w taki sposób, żeby zachować podstawowe działania, w tym dzielenie? Okazuje się, że istnieje tylko kilka dobrych konstrukcji, które do tego mają jeszcze porządną normę, jako podstawę do stworzenia porządnej funkcji odległości (metryki). Są to kolejno oprócz R, C, H i O. C to liczby zespolone, które muszą istnieć, bo gdy szukamy zer wielomianów, to bez nich świat robi się niepełny w opisie i zbyt skomplikowany. C jest więc dla R algebraicznym domknięciem, czyli dorzucamy wszystkie te brakujące wśród liczb rzeczywistych zera wszystkich wielomianów, jak "pierwiastek z -1" itp. Powie Pan "w szkole średniej uczą, że pierwiastek z liczb ujemnych nie istnieje" - szkoła bzdurzy, żeby jakoś się wykręcić od odpowiedzi, którą potem i tak poznaje każdy student. Najprostszym modelem dla C jest zbiór reszt z dzielenia dowolnych wielomianów przez wielomian nierozkładalny (x^2+1). Szkoła po prostu zaprzestała uczenia arytmetyki modularnej na liczbach całkowitych i stąd brak odpowiednich horyzontów do wyłożenia tego prościutkiego zagadnienia w ogólniaku. Każdy łebski człowiek może bowiem sobie policzyć, że jak weźmie 101 i rozłoży sobie na sumę 34 i 67, to reszta z dzielenia 101 przez 5 (równa 1) będzie taka, jak suma (oczywiście też po odjęciu wszystkich pełnych piątek) reszt z dzielenia przez 5 dwóch liczb 34 i 67 (4+2=5+1, czyli 1). Tak właśnie to jest, że jak zaczniemy na głupiego Jasia odejmować piątki od wszystkich tych liczb, to i tak dojdziemy do tego samego wyniku. Zauważyli to już starożytni Chińczycy i stworzyli słynną zagadkę, która stała się podstawą do sformułowania ważnego Chińskiego Twierdzenia o Resztach w algebrze. Reasumując, nie da się powiedzieć, że liczby zespolone są wyssane z brudnego palca jakiegoś profesora matematyki, bo również trzeba by było powiedzieć, że dzielenie z resztą 7:2 nie jest wykonalne (czyli wydawanie reszty w sklepie). Prawda, że to bezdenna bzdura? Dalej mamy H czyli kwaterniony. One również nie są jakimś tam konceptem wyssanym z brudnej pięty innego profesora, bo po prostu opisują inny model obrotów w przestrzeni 3 wymiarowej i dlatego stasuje się je dziś od grafiki komputerowej po sterowanie ramion robotów marsjańskich. Zupełnie nieznane są za to liczby O (oktoniony), ale to z tego powodu, że nie każdy zajmuje się kosmologią albo złożonymi równaniami fizyki. Po prostu oktoniony służą do odzwierciedlenia w modelach zagadnień nieprzemiennych i jednocześnie niełącznych - słynna geometria nieprzemienna. To działa, ale trzeba trochę poczytać, trochę więcej niż 100 stron. Co ma do tego Einstein? Nic. To już jest prehistoria nauki i rozmawiamy nie o Einsteinie, tylko o setkach innych teorii i eksperymentów. Einstein jest tylko jak świecidełko dla tubylców z dżungli, żeby można było sobie "intelektualnie" pogadać, że się z nim ktoś nie zgadza. No i co z tego. Równie dobrze można stać na torach TeŻeVe...
Ptr

Ptr

30.10.2017 15:41

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Słyszał Pan może o takim

Jasne, ale wspomniałem o powszechnym odbiorze, gdzie wszystko kręci się wokół Einsteina. Taki obraz ( ciekawie opowiedziany ) umieszczony bardzo na osi Re prezentuje Prof. K. Meissner. Skrupulatność na osi Re jest światem nauki. Tutaj stawiamy sobie pytanie Einsteinowskie : Jak to jest możliwe , że w ogóle cokolwiek daje się zrozumieć ? 
Dziś wiemy ,że wielu prostych zjawisk, jakie można łatwo zrobić w domu, nie da się wyjaśnić licząc tylko na liczbach rzeczywistych. W zasadzie świata nie da się wyjaśnić bez osi Im. I gdybym chciał zabawiać publiczność możnaby powiedzieć ,że świat opisywany liczbami Re musiałby się skończyć natychmiast. 
A więc wszelkiego chowu racjonaliści, odwołujący się do racjonalizmu w polityce, do przewidywalnych związków przyczynowo-skutkowych , które nie zadziałały : Coś jest za "horyzontem", coś jest obok, czego nie widać. Nie można zobaczyć cudu, ale prawdopodobnie będzie można stwierdzić jego istnienie. Zresztą już to stwierdzono w małej skali.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

01.11.2017 15:16

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na Jasne, ale wspomniałem o

"Jak to jest możliwe, że w ogóle cokolwiek daje się zrozumieć?" - to bardzo dobre pytanie. Sam je sobie stawiam codziennie. Nawet pisałem tu o nim kilka razy. Na przykład przy okazji odkrycia twierdzenia Pour-El - Richardsa, którzy stwierdzili ni mniej ni więcej, tylko że są modele kosmologiczne złożone z równań różniczkowych, w których wszystko da się policzyć za pomocą maszyny Turinga, czyli klasycznego komputera, dane początkowe, współczynniki, ale rozwiązania są już nieobliczalne. Czyli nie można ich liczyć żadnym algorytmem. Jeśli za pomocą takiego modelu zdefiniowane są najważniejsze stałe fizyczne (a nawet jak ewoluują w sposób ciągły, włażąc na wartości nieobliczalne/niealgorytmiczne co jakiś czas), to nici z tezy o tym, że uda się kiedykolwiek symulować Wszechświat w jakimkolwiek komputerze. To znaczyłoby też, że żaden Matrix nie może istnieć. Z drugiej strony ma to związek z tezą Churcha, czy też Churcha-Turinga dotyczącej tzw. silnej AI (sztucznej inteligencji) oraz platonizmem: http://logic.amu.edu.pl/… Pour-El i Richards wykazali więcej, gdyż znaleźli nieobliczalne rozwiązania w równaniach falowych (znanych z fizyki), czyli np. opisujących własności fali świetlnej lub elektronu. BTW Meissner ma bardzo ciekawe wykłady. Wysłuchałem kilku. Polecam też wykłady Hellera. Ja zaś tutaj odnoszę się do wykładu Rogera Penrose'a.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

30.10.2017 18:12

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na Jasne, ale wspomniałem o

Przy okazji, w sformułowaniu za pomocą oktonionów, słynne równania Maxwella są nie cztery, tylko jedno: DF+J=0. Szok! http://xxx.lanl.gov/pdf/…
Ptr

Ptr

30.10.2017 20:23

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Przy okazji, w sformułowaniu

Leonard Suskind twierdzi ,że nikt nie stworzył jeszcze właściwego opisu przejscia światła przez dwa czy trzy polaryzatory, ale prawidłowego opisu klasycznego. I chyba nic się nie zmienilo.
Wykłady Meissnera są ciekawe, ale dużo można jeszcze powiedzieć ponad to , co zostało powiedziane. A nie jest mówione specjalnie nic nowego. 
Roger Penrose myślał ,że wymyśli więcej zanim skończy pisać książkę. Ale powiedział ,że nie wymyślił :).
admin

Admin Naszeblogi.pl

30.10.2017 20:36

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na Leonard Suskind twierdzi ,że

Z dwoma to nie ma problemu. Gorzej z trzema. Ja tego nie rozumiem, ale może
>>>IMĆ Waszeć
by wytłumaczył
Ptr

Ptr

30.10.2017 22:15

Dodane przez admin w odpowiedzi na Z dwoma to nie ma problemu.

Wyjaśnienie przejścia przez dwa też jest uproszczone, czyli -mam na myśli- nieprawdziwe. Ale na lekcję fizyki wystarczy, niestety.
admin

Admin Naszeblogi.pl

31.10.2017 12:17

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na Wyjaśnienie przejścia przez

I to jest właśnie problem. Później człowiek nie jest w stanie tego zrozumieć czy w ogóle przyjąć tego do wiadomości. Ale jak wprowadzić mechanikę kwantową do fizyki w gimnazjum, kiedy o prawdopodobieństwie chyba jeszcze nic nie ma wtedy na matmie.
Niemniej, takie uproszczenia negatywnie skutkują na próbę rozumienia zjawisk fizycznych i być może negatywnie na wcześniejsze zafascynowanie się tym działającym wbrew logice mikroświatem.
Janko Walski

Zbigniew Gajek vel Janko Walski

31.10.2017 14:50

Dodane przez admin w odpowiedzi na I to jest właśnie problem.

Zaryzykowałbym tezę, że nie ma dość skomplikowanej materii by dziecku nie dało się wytłumaczyć. Chyba, że tłumaczący sam nie rozumie. Oczywiście mogę się mylić, ale jak na razie nie znam przykładu przeczącego tej tezie, a rzuciło mnie tam, gdzie przykłady dałoby się zauważyć, gdyby były.  Więcej, dziecko jest bardziej niż osoba dorosła otwarte na abstrakcje!
Ptr

Ptr

31.10.2017 19:50

Dodane przez Janko Walski w odpowiedzi na Zaryzykowałbym tezę, że nie

To jest właśnie taki przypadek. Możemy policzyć dokładnie i przewidzieć jaki będzie efekt przejścia światła przez 3  polaryzatory, ale nie możemy dobrze opowiedzieć , co się dzieje. Owszem , można coś powiedzieć sensownie , ale zakorzenienie w intuicji jest duże i uniemożliwia wyobrażenie sobie pewnych rzeczy. Zresztą tak samo jest z teorią względności. Na pewno to jest nieprzeciętny problem. Poza tym całe wyobrażenie o rzeczywistości tej zwykłej, makroskopowej musiałoby się zmienić.
Ptr

Ptr

31.10.2017 20:41

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na To jest właśnie taki

Stojąc letnim wieczorem nad morzem , patrzac na morze i niebo szukamy krańców wszechświata.
- POPATRZ . TU JEST GRANICA WSZECHŚWIATA, CHAOS, Z KTÓREGO WYŁANIA SIĘ  ŚWIAT. 
- Gdzie ? Nie widzę chaosu. Widzę niebo , znane gwiazdy, fale, które właśnie  zmierzają do brzegu.
- NIE WIDZISZ CHAOSU, NIE MOŻESZ GO ZOBACZYĆ,  WSZYSTKO NA CO SPOJRZYSZ STAJE SIĘ PORZĄDKIEM, MASZ CZĄSTKĘ BOSKIEGO DARU TWORZENIA.
 Ptr
Imć Waszeć

Imć Waszeć

31.10.2017 00:44

Dodane przez admin w odpowiedzi na Z dwoma to nie ma problemu.

No to wracamy w Kosmos ;) Pamięta Pan może jak chciałem sobie tu kiedyś pogadać o tzw. toposach? Nie jest to zagadnienie specjalnie skomplikowane, w każdym razie nie rzuca na kolana, jednak pokazuje lub raczej obnaża wszelkie niedostatki polskiej nauki w zakresie najnowszych osiągnięć światowej czołówki. Widać to zresztą poprzez polską Wikipedię, którą można porównać z angielską - żenada. U nas jest groch z kapustą. Ostatnio zauważyłem, że coś się wreszcie zmienia, bo nawet na wydziale FUW jest wykład o toposach. Ja zacząłem się tym interesować przypadkiem, gdy gdzieś w końcu lat 80-tych z nudów kupiłem ruskie tłumaczenie książki P.T.Johnstone'a "Topos Theory". Wtedy obracałem się na PW na matematyce stosowanej i z nikim nie dało się o niczym takim pogadać. Nawet w takim tworze dla mózgowców, jak koło naukowe u dr Peryta. Gdy koledzy żłopali piwo w akademiku, ja wymykałem się wieczorami do biblioteki PAN na ul. Śniadeckich. Chodziło mi o coś zupełnie innego, bardziej przyziemnego. W trakcie poszukiwań odpowiedzi na nurtujące mnie wtedy pytanie "co to jest tensor?" - czyli krzywizny, układy krzywoliniowe, koneksje i notacje Einsteina (indeksy górne i dolne) - znalazłem tam znacznie więcej materiału, niż mogłem na ów czas przyswoić. Na szczęście, również przypadkiem, znalazłem tam książkę, która była podstawowym wykładem teorii kategorii, czyli klasycznego Saundersa McLane'a. Ze skruchą muszę natomiast przyznać, że nie byłem jeszcze gotów na Grothendiecka. To był przełom. Teoria kategorii wydała mi się na tyle obiecująca, że odstawiłem nawet na jakiś czas te tensory. Początkowe kroki robiłem prawie po omacku, bo przecież na drugim czy trzecim roku nie ma się kompletnie podstaw ani algebraicznych, ani topologicznych, ani z zakresu logiki, żeby zacząć badać związki strukturalne pomiędzy teoriami. Jednak już po kilku rozdziałach Semadeniego coś mi się tam zaczęło układać w pustakach. Za zdziwieniem stwierdziłem, że są nie tylko wektory i tensory, ale nawet twistory i że są one także związane z kategoriami. Oczywiście czym innym było wczesne olśnienie, a czym innym późniejsza wiedza. Takie w skrócie były moje początki. Prawdę mówiąc wtedy w Warszawie byłem z tymi toposami dla środowiska czymś na kształt dzikusa w gaciach z trawy, który ożłopał się jakiej Ayahuaski i ma widzenia. Nawet rozmawiałem o tym z dr Sasinem, ale nikt nie traktował u nas tego zagadnienia poważnie jako części matematyki, tak samo jak ciężko przychodziło zrozumienie dla geometrii nieprzemiennej nawet wśród awangardy kosmologów (Sasin pracował wtedy z prof. Hellerem). Tymczasem.....
Imć Waszeć

Imć Waszeć

31.10.2017 00:48

Dodane przez admin w odpowiedzi na Z dwoma to nie ma problemu.

Podam jeden przykład, który powiąże te wszystkie dziwne zagadnienia i obcobrzmiące słowa w całość, a potem możemy sobie porozmawiać o szczegółach. OK? "Double-slit Interference and Temporal Topos", Goro Kato & Tsunefumi Tanaka: https://philpapers.org/r… Jest tu napisane coś takiego: "Interferencja elektronu na podwójnej szczelinie jest tu ponownie badana z punktu widzenia toposów temporalnych. Topos temporalny (lub t-topos) jest pewną algebraiczną abstrakcyjną (kategoryjną) metodą z użyciem teorii snopów. Dany jest krótki wstęp do t-toposów. Gdy strukturalne podstawy dla opisu cząstek są oparte na t-toposie, wtedy dualizm cząstka-fala elektronu jest naturalną konsekwencją. Presnop powiązany z elektronem reprezentuje zarówno własności korpuskularne jak i falowe, w zależności od tego, czy obiekt w tym site (t-site) (czyli topologiczna kategoria w sensie Grothendiecka) jest określony (korpuskularny) lub nie (falowy). Pokazano, że lokalizacja elektronu dla jednej ze szczelin jest równoważna z wyborem pojedynczego obiektu w tym t-site oraz że elektron zachowuje się jak fala, gdy przechodzi przez obie szczeliny, ponieważ jest więcej niż jeden obiekt w tym t-site. Także dyfrakcja na pojedynczej szczelinie jest zinterpretowana jako rezultat możliwości faktoryzacji morfizmu pomiędzy dwoma obiektami na wiele różnych sposobów." Witamy w piekle logik modalnych ;)
Imć Waszeć

Imć Waszeć

30.10.2017 22:43

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na Leonard Suskind twierdzi ,że

Myślę, że chodzi raczej o przejście przez 2 SZCZELINY (klasyczny przykład zjawiska z podręcznika dla liceum). Ale jeśli się mylę, czyli chodzi o zagadnienie ze studiów, to wyjaśnienie przejścia przez polaryzatory jest tu (prawo Malusa): 3 polaryzatory: https://www.youtube.com/… 90 polaryzatorów :) https://www.youtube.com/… Albo wykład z facetem, który ma prawidłowo rozwiany włos na Einsteina: https://www.youtube.com/… PS: Nie wiem co jest obecnie na lekcjach fizyki, ale nawet w Wikipedii jest to opisane za szczegółami. https://en.wikipedia.org…
Imć Waszeć

Imć Waszeć

30.10.2017 22:55

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na Leonard Suskind twierdzi ,że

cd. parę minut mi zajęło znalezienie tego: The Triple-Slit Quantum Experiment in the Causal Interpretation: https://www.youtube.com/… Plus artykuł: https://www.researchgate… https://services.cap.ca/…
Ptr

Ptr

31.10.2017 11:34

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na cd. parę minut mi zajęło

Nie nie, nie pomyliłem dwóch szczelin z dwoma polaryzatorami. Jeżeli chodzi o double slit chyba stanęło na tym ,że mamy udaną interferencję z cząstkami C60, co zwie się fueren zdaje się. To trochę inna sprawa niż trzy polaryzatory. Owszem, na trzech polaryzatorach złamane są nierówności Bella dla kątów drugiego polaryzatora np.22,5 deg. Klasycznie niby się zgadza, ale jest bardzo dziwne to ,że gdy dodajemy kolejne filtry pomiędzy dwa zewnętrzne, ilość światła przechodzącego zwiększa się w granicy do 50% przy tych 90 filtrach. To jest zrozumiałe przy interpretacji kwantowej, a klasycznie wbrew logice. To znaczy jest sprzeczne z lokalnym realizmem cząstek. To znaczy ,że nie mają one określonej realnie orientacji. 
(Gdyby przejście fotonu przez polaryzator traktować jak proces mechaniczny realny przelatywania belek przez równoległe szczebelki ilość fotonów po drugiej stronie idealnego pojedynczego filtra równałaby się zero.)
Imć Waszeć

Imć Waszeć

31.10.2017 14:16

Dodane przez Ptr w odpowiedzi na Nie nie, nie pomyliłem dwóch

Tak, to fascynujące. Zwłaszcza, że takie defekty realności udaje się potwierdzać za pomocą w miarę prostych eksperymentów. Ja jednak odwołuję się do nieco innej warstwy, czyli do teorii i modelowania. Właśnie staram się zrozumieć fakt "co tam właściwie jest nielogicznego?" i "co to znaczy nielogiczny?", albo inaczej dlaczego nasza standardowa logika jest niewystarczająca do zrozumienia świata. A może nawet bardziej filozoficznie, czy mamy do czynienia z jakąś formą logicyzmu wyższego poziomu.
Ptr

Ptr

31.10.2017 20:01

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Tak, to fascynujące.

Myślę ,że mamy do czynienia ze starą , używaną powszechnie formą logicyzmu, ale teraz potrafimy ją matematycznie rozkminić. Einstein nie przewidywał istnienia takiej formy , tkwił w determinizmie i lokalnym realizmie, a w tym środowisku rzeczywiście nie wydaje się możliwe "zrozumienie czegokolwiek", czyli algorytmiczna sztuczna inteligencja oparta o licznby rzeczywiste jest jednowymiarowa, nie wiadomo gdzie miałaby akumulować rozumienie. Tutaj z zespolonymi wydaje się ,że robimy kroczek naprzód.

Stronicowanie

  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2
  • Wszyscy 3
  • Wszyscy 4
  • Wszyscy 5
  • Następna strona
  • Ostatnia strona
Zbigniew Gajek vel Janko Walski
Nazwa bloga:
Dobrze działa w państwie Tuska tylko to o czym nie wiemy, że dobrze nie działa
Zawód:
Największy zawód to Mazowiecki i Michnik jesli jesteśmy przy literze "M"
Miasto:
nie jestem z miasta, jestem ze wsi

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 403
Liczba wyświetleń: 2,293,267
Liczba komentarzy: 3,396

Ostatnie wpisy blogera

  • Orędzie
  • Czy są uczciwi dziennikarze? (aktualny) wpis z 18.05.2011
  • Putin odstrzelił swoją pacynkę?

Moje ostatnie komentarze

  • Odp. na kom. 25-11-2023 [18:24] - Jabe Stoi to jak byk w tytule.  Właśnie najbardziej porażające jest to, że nie tylko wszystko co pisze prof.Legutko jest dzisiaj jeszcze bardziej…
  • Odpowiedź na kom. 25-11-2023 [19:07] - Pers Nie ilość przeglądanych źródeł jest lekarstwem na dezinformacje. Gorzej, może wzmocnić fałszywe widzenie. W dodatku 2/3 populacji czyta jedno, a…
  • 12 lat temu ten półpasiec był zlokalizowany. Dziś rozniósł się po całym organizmie naszej wspólnoty. Daje o sobie znać, gdzie się nie ruszyć.  

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Człowiek nauki jest prototypem człowieka masowego***
  • Janda i Gajos radośnie nie widzą***
  • Kraśko w pełnej krasie.

Ostatnio komentowane

  • Siberian Dog Husky, W imię Donka i Bartłomieja i Szymka Świętego, Amen https://pbs.twimg.com/media/GCswBvfXAAAfZle?format=png&name=small
  • u2, To ty homo niewiadomo szmaciak? Zrób coming out ze swojego closet szmaciak :-) :-) :-)
  • Siberian Dog Husky, I tym optymistycznym akcentem powitajmy Nowy Rok, bo czego jak czego, ale inspiracji do memów ta władza nam na pewno dostarczy wiele. https://pbs.twimg.com/media/GCs795EWMAA9rJq?format=png&name=…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności