Dla nas niewiele się zmienia...

Jakie przesłanie niesie za sobą wynik wyborów parlamentarnych w Niemczech? Otóż dla Polski niewiele się zmieni. Nadal będziemy pouczani jak mamy żyć, kogo gościć, jakie wartości powinny nam przyświecać. Wszak Berlin wiedział i wie lepiej jak mają żyć mieszkańcy nad Wisłą. Jeżeli ta diagnoza jest słuszna, to musimy być przygotowani na pogłębienie podziałów pomiędzy krajami starej i nowej UE. Niemcy (a także Francja) chcą lepić nowego człowieka, który - ich zdaniem - ma sprostać wyzwaniom, przed którymi stoi stara UE na początku XXI w. Ma być to Europejczyk, nie żaden tam Niemiec czy Francuz, lecz człowiek bez ojczyzny i oczywiście oderwany od Boga, dla którego jedynym celem jest tu i teraz - kult dóbr materialnych, które jeden z polityków PO zdefiniował jako "ciepłą wodę w kranie".
Tak, warto w końcu powiedzieć, że na wielu płaszczyznach znajdujemy się na kursie kolizyjnym z Berlinem - tak to bywa w polityce międzynarodowej. Tylko naiwni głupcy uważają, że pomiędzy Polską a Niemcami nie występują potężne napięcia. Występują! Czasami są jedynie skrywane pod dywan, gdy krajem nad Wisłą rządzi ekipa, która może i dobrze "harata w gałę", ale z polityką niewiele ma wspólnego. Szczególną naszą uwagę muszą budzić relacje na osi Berlin-Moskwa. Sądzę, że bez względu na to, kto wygrał wybory w Niemczech, opcja prokremlowska będzie w Berlinie bardzo wpływowa. Oczywiście nie te czasy, inni ludzie, inne uwarunkowania i metody. Dzisiaj nikt nie grozi nam pięścią, słychać jedynie pomruki z Berlina, że jak nie będziemy spolegliwi, to nie dostaniemy kasy.  
Sądzę, że sprawa imigrantów powoli zejdzie z agendy. Niemcy i ich polscy sojusznicy przyjęli już do wiadomości, że w tej kwestii nie poddamy się dyktatowi Berlina. Teraz walka przeniesie się na inne pole - repolonizację mediów, co w konsekwencji będzie oznaczało utratę wpływów nad rządem polskich dusz. Niemcy będą bronili swoich przyczółków jak niepodległości. Nie mogą sobie pozwolić, by 35 milionowy naród pozbawiony był głosu postępowych Europejczyków! Ktoś zapyta, po cóż mają to czynić? Paul Krugman, amerykański ekonomista,  odpowiada: "Niemcy rujnują swoich sąsiadów i gospodarkę światową. Zmuszają kraje południowej Europy do redukcji deficytów budżetowych, ale same nie zmniejszają swojej nadwyżki eksportowej. I jeszcze robią z siebie ofiarę".
Tak więc bez względu kto będzie rządził w Berlinie - czekają nas ciężkie z Niemcami rozmowy. 

Dorota Arciszewska-Mielewczyk
Poseł na Sejm RP
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika mmisiek

27-09-2017 [00:01] - mmisiek | Link:

Zgadza się, cieszy trzeźwe spojrzenie na relacje z Niemcami zamiast zwyczajowej ostatnio bezmyślnej ulgi, że wygrała Merkel, rzekomo dla Polski lepsza.
Otóż polityka Berlina była, jest i w przewidywalnej przyszłości będzie antypolska gdyż tak definiuje się tam niemiecką rację stanu co najmniej od czasu Traktatu Wersalskiego (a można sięgnąć jeszcze dalej).
Tzw. dobre relacje z Niemcami mogą być tylko wtedy gdy sami będziemy na wyścigi demontować Polskę, tak jak to było za czasów premiera folksdojcza i zaprzańców z Platformy.
A skoro nie owijamy w bawełnę to można też powiedzieć, że nie ma drugiego takiego państwa z którym mielibyśmy aż tak fundamentalnie sprzeczne interesy jak z Niemcami.