
Jak donosi portal „fronda.pl” – vide: http://www.fronda.pl/a/stuhr-boja-sie-mnie-zatrudniac-to-wszystko-przez-pis,98915.html: Maciej Stuhr ubolewa nad trudnościami w karierze aktorskiej, które mają wynikać z jego poglądów politycznych. W rozmowie z magazynem "Esquire" młody Stuhr mówi, że młodzi reżyserzy boją się zatrudniać do filmów aktorów o "wyrazistych" poglądach politycznych, takich jak on czy np. Magdalena Cielecka, która w wywiadzie udzielonym na początku tego roku skarżyła się, że w Polsce pod rządami PiS czuje się "jak żydowskie dziecko w tramwaju w czasie okupacji". "Niektórzy boją się obsadzać Cielecką czy Stuhra. Zapraszanie nas jest obarczone zbyt dużą ilością znaczeń, każde zdanie wypowiadane publicznie przez nas, aktorów, ma inną siłę niż opinia Kowalskiego"- twierdzi młody aktor.
Więc proszę, Panie Maćku pozwolić, że coś Panu teraz opowiem.
W lutym 2013 podwawelska prawica postanowiła zorganizować w krakowskim Hotelu GRAND "Bal Niepokornych" celem pokazania rządzącej wówczas Platformie, że sympatycy partii pana Prezesa to nie tylko „moherowe berety” i też potrafią się oddawać karnawałowym pląsom.
Przed kilku laty ośmieliłem się napisać książkę noszącą jak na drobnomieszczański Krakówek obrazoburczy tytuł „Epopeja helskiej balangi”, za co lokalna kołtuneria okrzyknęła mnie hulaką i birbantem, o czym dowiedział się jeden z radych krakowskiego PIS-u, który był głównym organizatorem rzeczonego balu. Ów aspirant do wyemancypowania nowego wizerunku Prawa i Sprawiedliwości zadzwonił do mnie do mnie z prośbą, czy, jako znany krakowski szaławiła nie mógłbym im pomóc znaleźć kogoś, kto by ten bal poprowadził. Słowem chodziło o znalezienie wodzireja, którego nomen omen tak genialnie, przez grzeczność powiem „zagrał” niegdyś Pański tata.
Chcąc pomóc młodemu działaczowi partii pana Prezesa uznałem, że takiej roli powinien się podjąć zawodowiec i obdzwoniłem kilkunastu znanych mi krakowskich aktorów, których zapewne Pan również zna osobiście, z pytaniem, czy nie poprowadziliby tego "balu krakowskiej prawicy". No i Panie Maćku, odpowiedź każdorazowo była ta sama: "Krzysiek! Chyba cię pogięło! Jakbym poprowadził ten pisowski bal niczego bym już nie nie zagrał aż do samej śmierci”.
Tak to było Panie Maćku. Pańscy koledzy po fachu, nie tylko aktorskim, jak ognia się bali terroru ówczesnej poprawności politycznej, gdyż sprzeniewierzenie się temu sakramentowi groziło swoistą „karą śmierci artystycznej” na mocy wyroku ówczesnego salonu, który za taką zdradę obkładał niepokornego delikwenta klątwą ostracyzmu i zmowy milczenia, a wyklęty aktor z dnia na dzień przestawał istnieć w środowisku i wypadał z obiegu na lata, jeśli nie na zawsze. Tak! Tak! Panie Maćku! Powiem Panu więcej. W tworzeniu artystycznego kodeksu karnego salonu III RP wcale nie mały udział miał Pański tata, czemu dał wyraz w wielu wypowiedziach publicznych, a ja nie mogłem się nadziwić, na cholerę mu to, skoro jest niezaprzeczalnie genialnym artystą. Ale gołębie w Krakowie ćwierkają, że chodziło o wywodzący się jeszcze z czasów komuny kumoterski układ zamknięty działający na zasadzie: - ty pochwalisz bądź obgadasz, kogo trzeba, napsioczysz na Kaczyńskiego, zagrasz lub zaśpiewasz dla jakiegoś decydenta, a w rewanżu my się postaramy tak ustawić jurorów żebyś dostał główną rolę i stosowną statuetkę.
Przykro mi, Panie Maćku, ale fortuna kołem się toczy i już inny salon dyktuje trendy artystyczne. Więc jeśli mogę coś radzić to nie ma się, co mazgaić i czas się godnie pogodzić z faktem, że nowofalowe muzy salonowe już nie dla was się kąpią w pieszczocie pian, - a na otarcie łez proszę posłuchać pewnej kultowej piosenki – vide: https://www.youtube.com/watch?v=NNyXKt61TNI
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)