Doszło do tego, iż zapomnieliśmy, że życie bywało beztroskie

Motto: Zaczął się 51. „Festiwal Jana Kiepury w Krynicy”.

Polityka sięga bruku, dręczą nas żywiołowe klęski, na świecie szaleją terroryści i życie zaczyna stawać się nieznośne. Ale nie dajmy się zwariować. I właśnie, dlatego na pohybel tym zboczonym i niewyżytym szubrawcom z Barcelony postanowiłem przypomnieć moją bynajmniej nie smutną notkę wspomnieniową dedykowaną moim Przyjaciółkom z przeszłości, które dziś na kawie w krakowskiej kawiarence Vis a Vis mieszczącej się opodal wejścia do Piwnicy pod Baranami były zamyślone, posępne i smutne. A przecież wciąż trwają wakacje. Więc zgaście proszę telewizory, przenieście się w myślach do cudownej epoki dzieci kwiatów lat 60. i posłuchajcie.

Wychowany na Janie Kiepurze, o którym moja śp. Mama z wypiekami na policzkach potrafiła opowiadać godzinami, jak śpiewał swój przebój o brunetkach i blondynkach z balkonu krynickiej „Patrii” bez mikrofonu, a jego fanki mdlały na ulicy - vide: https://www.youtube.com/watch?v=58a2v9FyaLM, - nie trudno się domyślić, że przez całe późniejsze życie nie stroniłem od płci słabej, szczególnie w latach studenckich, kiedy przez moją stancję przewinęło się… - jeśli w tej chwili którejś z Pań podskoczyło tętno, proszę się nie obawiać. Nikt nigdy się nie dowie, kto i kiedy odwiedzał to kultowe miejsce. A więc spoko! Przyrzekam, że nie puszczę pary z gęby nawet na japońskich torturach. 

Paradoksalnie, w ponurej dobie PRL-u, w ówczesnym Krakowie aż się roiło od miejsc, gdzie kwitło życie bynajmniej nie szare, lecz jak już nigdy później barwne i beztroskie, którego uroki nie ukrywam czerpałem pełnymi garściami. Jako student geologii biegły w kartografii, sporządziłem sobie w owym szczęsnym czasie mapkę, co atrakcyjniejszych terenów łowieckich Krakowa, gdzie zaznaczyłem strefy o - z całym szacunkiem dla płci nadobnej - zróżnicowanym stopniu trudności odłowu. Strefy te podzieliłem na „łatwe”, gdzie gołąbki niejako same wpadały do gąbki; „trudne”, gdzie do osiągnięcia myśliwskiego sukcesu było już potrzebne pewne doświadczenie; oraz rejony „ambitne”, gdzie myślistwo było rodzajem wyzwania wymagającego od łowcy niezwyczajnej charyzmy, sztuki aktorskiej i nie byle, jakiej fantazji.

Strefa „łatwa” obejmowała tereny polowań stosunkowo mało ambitnych i nieprzynoszących powodu do dumy, ale za to szybkich i niezawodnie owocnych. Był to leżący o rzut beretem od mojej stancji teren miasteczka studenckiego - swoiste Safari, gdzie zwykły koczować niezliczone stada dziewcząt żądnych nie tylko wiedzy, które jak się to mówi same szły pod lufę. W tym żakowskim Eldorado było kilka klubów zwanych studenckimi. Akademia Górnicza miała przaśnego Karlika i swojskiego Gwarka, a Jagiellońska Wszechnica elitarną Nawojkę i ekskluzywny Eden. W tych obskurnych tancbudach, w potwornym zaduchu kłębiły się tłumy spragnionych wrażeń panienek, nie koniecznie studentek, a w tajemnicy wam wyznam, że najbardziej ponętne były doświadczone trzpiotki z pobliskiego internatu Szkoły Pielęgniarek. Słowem raj objawiony, skąd nie sposób wrócić z pustymi rękami. Jako że w owych klubach dopchanie się do baru graniczyło z cudem, po wytropieniu sarenki, a częstokroć łani, myśliwemu wystarczał w zasadzie jeden wolny taniec i dyskretne szepnięcie do uszka w stosownym momencie, iż nieopodal jest bardzo przytulne mieszkanko, gdzie bez tłoku i w pełnym komforcie można się miło schłodzić smakowitym drinkiem.

Drugim, zdecydowanie trudniejszym terenem polowań były krakowskie „Jaszczury”, obok warszawskich „Hybrydów” najbardziej wówczas prestiżowy klub studencki w Polsce. Tam potencjalny myśliwy musiał już posiadać nietuzinkowe know how nabyte drogą empiryczną. Studentów można tam było policzyć na palcach, gdyż byli za biedni by przekupić bramkarzy pilnujących wejścia, w większości ubeków, a dzisiaj właścicieli ochroniarskich korporacji. Przeto na jaszczurowym parkiecie królowali wyłącznie faceci przy forsie. Byli to bombastyczni krezusi ówczesnego świata finansjery, w większości prywaciarze i handlarze walut, lecz również synalkowie dobrze ustawionych krakowskich notabli i pezetpeerowskich kacyków, nie licząc konfidentów, którzy byli wszędzie. Typ jaszczurowych „studentek” był dosyć szczególny. Były to bowiem dziewczyny najładniejsze w mieście i doskonale znające wartość swej urody, a więc pewne siebie, zmanierowane i cięte na kasę. A więc łowy były wyjątkowo trudne, a wyhaczenie panienki z Jaszczurów przynosiło wielką chwałę na studenckiej giełdzie. Niestety w tej Mekce rozpusty tradycyjne metody odłowu nie chwytały i trzeba było działać tak zwanym sposobem. W tych ekstremalnych warunkach wszedłem w kosztowny na studencką kieszeń układ biznesowy ze słynną jaszczurową babcią klozetową, która nota bene przeżyła kilkadziesiąt studenckich roczników dorobiwszy się wcale pokaźnej fortuny. Układ polegał na tym, że upatrzywszy sobie obiekt do odstrzału wskazywałem go babci, a ona za dychę, czekała cierpliwie aż wskazana w końcu do niej zajrzy. Wtedy chytra babulinka nawijała pannie, że dzisiaj w Jaszczurach baluje pewien dziany facet, który co dopiero powrócił Stanów. No i co tu dużo gadać, bajer z babcią klozetową był sztuczką nad wyraz skuteczną, przysparzającą wielu bezcennych trofeów.

Trzecim, najbardziej ambitnym obszarem polowań były dostępne tylko dla wybranych lochy Piwnicy Pod Baranami. Tam, w każdy sobotni wieczór, gdy Piotr Skrzynecki już skończył oficjalną odsłonę programu granego dla krakowskich mieszczan i warszawskich snobów, już grubo po północy, kiedy przy barze ostawali się wyłącznie starannie oddestylowani waganci Królewskiego Miasta, Zbyszek Paleta wyciągał swoje czarodziejskie skrzypce a do fortepianu zasiadał arcymistrz Zygmunt Konieczny i rozpoczynał, dopiero wtenczas prawdziwe i trwające zawsze do białego rana cudowne piwniczne spektakle. Bowiem do grona biesiadników, zrazu ostrożnie, lecz po każdym drinku śmielej dołączały coraz to nowe fanki piwnicznej bohemy. A była to nad wyraz egzotyczna rewia osobliwości, jakie można zobaczyć jedynie w Krakowie: postrzelonych aktorek, zmanierowanych modelek miejscowych Zakładów Futrzarskich, ekscentrycznych intelektualistek, wyzwolonych emancypantek i uduchowionych aspirantek z Klubu Inteligencji Katolickiej, a rzecz biorąc en mass dam ewidentnie nawiedzonych. A ja, jak rasowy traper spokojnie czekałem na kulminacyjny moment tej świętej balangi, kiedy podochocona krakowska bogini seksu Halina Wyrodek zaczynała śpiewać swym ochrypłym głosem odurzające piosenki do słów Poświatowskiej, a demoniczny Mieczysław Święcicki wyciskał łzy z dziewczęcych oczu romansami Wertyńskiego, które potrafił tak artykułować, iż jego wielbicielki traciły świadomość. To był moment kluczowy. Zaczynałem odłów, którego maestria polegała na tym, by upatrzoną dziewoję odurzoną oparem wielkiej Sztuki wyciągnąć jak najszybciej na świeże powietrze i podtrzymać w stanie odlotu rozumu, by do niej nie dotarło, iż jest prowadzona w stronę mojej stancji. Do tego był potrzebny najwyższej próby kunszt narracji i kwiecistej mowy, czego się wtenczas uczyłem od swojego koleżki, idola „Lata z Radiem” Bogdana Sobczuka, nie bez powodu zwanego złotoustym donżuanem. W tych ambitnych zalotach stosowałem przemiennie trzy niezawodne metody podrywu: - „na  niegramotnego naukowca”; „na nieprzystępnego intelektualistę”; a w czasach nieco późniejszych, gdy KOR wchodził w modę, niezłe efekty dawała metoda – „na udręczonego dysydenta”. Po złowieniu panienki, a nierzadko pani trzeba jej było w miarę szybko czymś zaimponować. Do tego służyła mi wisząca przy przedwojennym tapczanie podręczna biblioteczka. Ten niezwykle istotny element osprzętu mojej stancji miał sprawiać wrażenie, że gospodarz przytulnej alkowy to nie jakiś tępy playboy, lecz wrażliwiec o intelekcie godnym statusu partnerki. Nota bene w dzisiejszych czasach ten sam trik stosują w reklamach dla kobiet pod hasłem „jesteś tego warta”. A czymże była owa biblioteczka? Ot kawałek półki z paroma książkami dobranymi podług najprostszych kryteriów. I tak, dla panien wrażliwych na piękno słowa miałem prozę Schulza, dla dam z lekka szalonych dzieła Bułhakowa, dla wyuzdanych szelm „Gargantuę i Pantagruela” Francois Rabelais i jeszcze kilka mniej wyrafinowanych tytułów, których się wstydzę zacytować. Jednakże najlepsze efekty dawał wielokrotnie przećwiczony numer z Braćmi Karamazow Fiodora Dostojewskiego, w którym to dziele rozczytywały się w tamtych czasach namiętnie przemądrzałe panny. Otóż, wybrałem z tej książki fragment trudnej prozy, monolog starca Zosimy, który słowo w słowo wykułem na pamięć. A gdy pyszałkowata panna brała prysznic sięgałem do biblioteczki by sobie naprędce powtórzyć wyuczony werset. Kiedy wracała pachnąca i świeża, ja po przebiegłym naprowadzeniu rozmowy na twórczość Dostojewskiego z uduchowioną miną recytowałem osłupiałej okularnicy słowo w słowo ową filozoficzną tyradę, co w niej wzbudzało taką adorację dla mojego literackiego wyrobienia, iż… tu urywam, bo jak mówił pewien klasyk „prawdziwy mężczyzna musi wiedzieć, kiedy skończyć”.  Ech! Szalone szelmutki! Ktoś, kto nie ma wspomnień to tak, jakby się nigdy nie urodził. I tylko łza się w oku kręci!... - kończę, bo mi stygnie kawa.

Fotka ilustrująca notkę przedstawia autora notki, ten w barwnej koszuli, z kolegą z grupy, 50 lat później na studenckim zjeździe koleżeńskim

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niegdyś jeden z czołowych birbantów Królewskiego Miasta)

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Domasuł

19-08-2017 [00:20] - Domasuł (niezweryfikowany) | Link:

Ale kto zapomnial? Zycie studenckie, mlodosc - to jest fajne, niezaleznie od tego w jakich czasach sie zyje. Chociaz takich playboyow jak Pan jest chyba teraz wiecej niz wtedy. Szpan, podryw, bajer, laski, wyuzdanie - tego jest az nadto. Gorzej z prowadzeniem normalnego zycia przez czlowieka doroslego i bardziej swiadomego tego co sie dzieje wokol - zeby nie wiem co, to na pewno nie chcialbym przezyc tego czasu w glebokiej komunie. A jeszcze jak ktos byl wrazliwy to chyba tylko zostawalo mu palnac sobie w leb.

Obrazek użytkownika paparazzi

19-08-2017 [01:34] - paparazzi | Link:

"kończę, bo mi stygnie kawa." Polacy nic się nie dzieje. Kultura żyje. Ręce opadają. I to ma być elita intelektualna. Passsssssent jedzie.

Obrazek użytkownika Benef

19-08-2017 [12:38] - Benef | Link:

Obecne kłopoty Europy mają właśnie swoje źródło w tej "cudownej epoce dzieci kwiatów lat 60" i dlatego te posępne miny Przyjaciółek mają uzasadnienie. A Pan Birbant tylko wspomina, gdzie tu mógł kija zamoczyć.

Obrazek użytkownika ilona

19-08-2017 [15:09] - ilona | Link:

No cóż -obrzydliwe

Obrazek użytkownika zbieracz śmieci

19-08-2017 [15:51] - zbieracz śmieci | Link:

To prawda ,że obrzydliwe ,tylko tylko ,że to rojenia karła co wiecznie z gołą dupą sepił gdzie się dało a się nie dawało.
Tutaj na NB opisywali jego "podboje" ci co znali szczegóły jego dokonań na AGH ,to tutaj pisali mu w oczy ,że gdyby nie przedawnienie to by siedział!

Obrazek użytkownika Krzysztof Pasierbiewicz

19-08-2017 [17:40] - Krzysztof Pasie... | Link:

Powyższe komentarze świadczą, że przez takich oszołomów właśnie PIS przegra kolejne wybory. Chyba, że w porę nowa władza się zdoła od takich ludzi odseparować publicznie. To są ludzie toksyczni i nieodwracalnie wizerunek PIS-u niszczący, podobnie jak ich idol poseł Dominik Tarczyński. I cała nadzieja w tym, że Mateusz Morawiecki uświadomi to zagrożenie panu prezesowi Kaczyńskiemu. W przeciwnym razie nie będzie następnej pisowskiej kadencji.

Krzysztof Pasierbiewicz

Obrazek użytkownika angela

19-08-2017 [17:42] - angela | Link:

W marzeniach, p.drrrr.
PiS. właśnie. wygra, dzięki takim wygra, wbrew takim komuchom  i letkusom  jak. pan. 

Obrazek użytkownika Domasuł

19-08-2017 [18:03] - Domasuł (niezweryfikowany) | Link:

Ciekawe o co chodzi z poslem Tarczynskim. Przypuszczam, ze w TVN jest pokazywany jako typowy pisowski oszołom. Nie oglądam TVN wiec nie zauwazylem w jego zachowaniu niczego specjalnego. Specjalnie teraz zwroce uwagę na tego pana, jeśli nie zapomnę. A może Jabe mi wyjasni...

Obrazek użytkownika Krzysztof Pasierbiewicz

19-08-2017 [18:36] - Krzysztof Pasie... | Link:

Obrazek użytkownika Domasuł

19-08-2017 [19:17] - Domasuł (niezweryfikowany) | Link:

Ciezko ocenic. Bede się przygladal temu posłowi, bo wcześniej jakos nie zwrocil mojej uwagi. PiS-owi jest potrzebnych kilku ostrych gości - żeby nie wyszli na mieczakow. Nie może być tak ze PiS będzie bezpardonowo atakowany przez roznych chamow i nikt nie będzie na to reagowal. Kontrowersje same w sobie nie musza koniecznie być szkodliwe dla partii. Cos o tym wie obecna opozycja i jej wyznawcy, rozne Florentyny i ich mutacje aktywne na NB.

Obrazek użytkownika Florentyna

19-08-2017 [18:38] - Florentyna | Link:

Panie Krzysiu kochany! Daczegóż to tak skromnie wspominasz młodopolskie czy raczej krakowskie życie swe podbojowo zdobywcze, dlaczegóż fotkę swą z jakąś mało rozpoznawalną facjatą prezentujesz, miastto z kimś w młodości Twej sławnym, jako to: Lem Stanisław, Kantor Tadeusz, Mrożek Sławomir, czy choćby Gałczyński Konstanty Ildefons, albo Sienkiewicz Henryk  czy jakiś Prus Głowacki Bolesław Aleksander - co? Zawiedzionam nieco aż taką skromnością Twoją...

 

Obrazek użytkownika paparazzi

19-08-2017 [21:57] - paparazzi | Link:

A co nie może, może.twoj ancymonek vel ananasek inspector Clouseau.

Obrazek użytkownika paparazzi

20-08-2017 [17:09] - paparazzi | Link:

"Panie Krzysiu kochany!" Za ancymonka.Miałem takiego kolegę, nomen omen Krzysio Banaszek, wszystko robił żeby na niego wyszło, po prostu chciał udowodnić ze we wszystkim był najlepszy . Jak przygotowywaliśmy się do piłki nożnej ulica na ulice /za młodu/ Krzysio wariował żeby być wybrany do składu.Kiwał się ze sobą, podskakiwał, stymulował główki. Wszyscy znali pozera, Krzysio był mierny w piłce, przyjemny ale upierdliwy. Mój brat, kapitan ulicy i piłki nożnej znalazł metalowy korek do butelki identyczny jak korki którymi trenowaliśmy wyrzuty na główkę. No to mówi do Krzysia "Krzysiu główka" rzucając metalowy korek w powietrze. Świst powietrza i wystrzał Krzysia w gore i bum. Siadł biedny i nie wiedział co się dzieje. Guz jak śliwka a wiara płakała ze śmiechu. Reguły były twarde nawet ja po znajomości czasami nie grałem chyba ze na obronie.
Pozdrawiam, nie martw się.

Obrazek użytkownika Krzysztof Pasierbiewicz

19-08-2017 [23:54] - Krzysztof Pasie... | Link:

@paparazzi

Co jak, co, ale literat z Pana nie będzie, bo już po pierwszym zdaniu każde dziecko się kapnie, że to bujda na resorach. Do bajeru też trzeba mieć talent.

Obrazek użytkownika paparazzi

20-08-2017 [19:34] - paparazzi | Link:

Całkowita zgoda, gdzie ja do pana. Ostatnie zdanie ujmujące. Krzysiu główeczka :-)

Obrazek użytkownika xena2012

20-08-2017 [17:18] - xena2012 | Link:

Do  wpisu  Echo24  z soboty  godz.17:40........A co ma ortodoksyjny pisowiec do Pańskich podbojów z lat mlodosci? Czy wszyscy powinni zachwycac się Pańskim powodzeniem u płci pięknej komentując notkę ochami i achami? Chyba że bez względu na temat notki czuje się Pan zobowiązany używać tego wyrażenia w każdym wpisie.