W życiu prywatnym samotność ma sporo wad, choć nie jest też pozbawiona zalet, niemniej wady zapewne przeważają, bo inaczej jak wytłumaczyć powszechne dążenie do zmiany tego stanu.
Niestety, w życiu politycznym samotność jest tak naprawdę jedynym istniejącym standardem, natomiast wszelkie sojusze międzypaństwowe - w zasadzie uwspólnioną samotnością ze względu na jakieś "coś" i tylko dopóty, dopóki owo "coś" jest w jakiś sposób istotne. Oczywiście żadna nowość, już nasz biskup-poeta zauważył, że "...wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły...", ale dlatego też warto zawczasu, w bezpiecznych warunkach, różnych "serdecznych przyjaciół" nieco posprawdzać. Jak to pisał Mickiewicz: "...szepnął mi do ucha przysłowie niedźwiedzie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...", więc trudno w takich refleksjach być oryginalnym.
Mniejsza już o histerię wokół "Ryżego Kła", ale samo krzyknięcie "sprawdzam !!!!" w celu wnikliwej obserwacji tego, co się dalej będzie działo, warte było tych nerwów.
A dlaczego? Ano dlatego, że wreszcie może dotrze do wszystkich, że skoro dla dobrze ułożonej maskotki można było publicznie przeczołgać sympatyczną kobietę, ostentacyjnie łamiąc wszelkie zasady, reguły i zwykłą przyzwoitość, to możemy być już całkowicie pewni, że w obliczu nadciągającej rewolucji przemysłowej zwanej "Industry 4", nie będzie żadnego "zmiłuj" i cienia współpracy w ramach (chłe, chłe, chłe) "Wspólnoty Europejskiej", lecz wyścig o sterowanie produkcją przekształci się w bezlitosną rzeź wolniejszych. Pan Jezus wiedział co mówi, przekazując uczniom: "...Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie..." (por. Łk 16,10).
O co chodzi z Industry 4? Ano, na pewno nie o to, o czym mówi premier Morawiecki. To nie znaczy bynajmniej, że mówi nieprawdę, tylko po prostu sam nie ma wystarczającej wiedzy, bo najzwyczajniej w świecie ani On, ani jego doradcy nie mają skąd jej brać. Jeżeli w Polsce jest światowa czołówka specjalistów od tego zagadnienia (niezbyt liczna, na palcach rąk i nóg można policzyć chyba wszystkich), a żaden z nich nie był nawet proszony o opinię, to znaczy że nie jest dobrze. Tzw. "internet rzeczy" to nie ISTOTA "Industry 4", a jedynie GADŻET, takie paciorki dla dzikich.
Wyobraźcie sobie, że jesteście wytwórcami jakiegoś produktu. Cokolwiek, niech to będzie choćby samochód. Macie hale, roboty przemysłowe, maszyny, linie produkcyjne, poddostawców, kooperantów, biura projektowe i konstrukcyjne, których zadaniem jest opracowanie projektu i technologii produkcji i montażu do poziomu najmniejszej śrubki, dział badawczy, pracowników, dealerów, sieć serwisów autoryzowanych, bank do wspierania wciskania ludziom tych samochodów, konkurencję i w dodatku nieustanne widmo klęski jakiegoś modelu. I jeszcze, żeby nie było za łatwo, problem z logistyką zarówno całych samochodów, wożonych po świecie w tę i z powrotem, jak i tysięcy rozmaitych części zamiennych, z których sprzedaży tak naprawdę cały ten interes się utrzymuje. Chcecie robić to lepiej i bez tego całego bagażu? Ano, bardzo proszę: szanowni Państwo, voila, oto Industry 4, orkiestra tusz !!!
Nie potrzeba koncernu, nie potrzeba własnych hal, wożenie samochodów po morzach i oceanach też jest już passe, istotą produkcji w dalszym ciągu pozostaje PROJEKT WYKONAWCZY (!!!), taka partytura symfonii produkcyjnej, gdzie poszczególne instrumenty (maszyny) mają do odegrania w odpowiednich taktach (procesach) poszczególne nuty (operacje), natomiast LOKALIZACJA tych maszyn ma już znaczenie wyłącznie ze względu na ich odległość od odbiorcy końcowego.
To znaczy że General Motors chcąc sprzedawać w Europie najnowszy model Buicka, nie musi giąć amerykańskich blach, zgrzewać ich, budować i montować silników, mostów etc., ładować na statek płynący do Anglii lub Rotterdamu, potem wozić po krajach żeby w końcu dostarczyć do kupującego, lecz wystarczy że w sieci będzie dostępny konfigurator zamówienia (już są, żadna nowość), w którym kupujący będzie mógł sobie na bazie wspomnianego Buicka zamówić INDYWIDUALNY model (nawet łączący cechy różnych, o ile projektant przewidzi taką możliwość), który następnie będzie W CAŁOŚCI wykonany w najbliższym klientowi centrum produkcyjno-dystrybucyjno-logistycznym, obsługującym każdego projektanta, każdego producenta i każdego zamawiającego, o ile ci zechcą akurat z jego usług skorzystać.
Co ważniejsze, takie centrum nie musi (a nawet nie powinno) mieć własnych maszyn, jest to bardziej pojęcie organizacyjne, platforma współpracy setek mini-kooperantów, spięta obszarowo w całość granicami opłacalności krótkodystansowej logistyki. Przedmiotem obrotu handlowego staje się czas pracy maszyn oraz materiał, zaś przedmiotem sprzedaży - jednorazowa licencja produkcyjna na poszczególne elementy czy podzespoły.
Rewolucja polega na tym, że najbardziej pożądanym dobrem stanie się PRACA, zaś najsilniejszym graczem - ten, kto będzie o jej przydziale decydował.
Niemcy są bardzo zaawansowane w próbach wdrożenia tych rozwiązań. Od wyborów w 2015 nie można żadnego naszego decydenta zainteresować zagrożeniami wynikającymi z lekceważenia znaczenia i skutków rewolucji Industry 4. Jak nie kwestia nieogolonego Rzeplińskiego, to alimenciarz, jak nie Sąd Najwyższy, to "dziewuchy", jak nie "Ryży Kieł", to okupacja mównicy, jak nie budżet, to cwaniaczki w spółkach Skarbu Państwa, cały czas "pożar w burdelu w trakcie powodzi", z kim by nie rozmawiać, to jest tak zaabsorbowany "bieżączką", że aż żal człowieka.
Problem w tym, że wygrają te rozwiązania platformy Industry 4 które pierwsze utworzą światowy standard (powiedzmy, odpowiednik "Windowsów" dla PC-tów, co z tego że Linux jest lepszy), zaś ich logika jest silnie uwikłana cywilizacyjnie (no bo ich twórcy są ludźmi wychowanymi w jakichś paradygmatach). Jeżeli w wyścigu wygra któryś z koncernów amerykańskich (na rynku światowym będzie problem choćby ze względu na odmienny system miar), to nie tylko korzystanie z tej platformy będzie odbywało się na narzuconych warunkach, ale w dodatku bardzo uwiąże (vide: UBER a jeżdżący z nim kierowcy), jeżeli górę wezmą rozwiązania niemieckie, no to bizancjum pełną gębą, socjalistyczne normy pracy doprowadzone do każdego stanowiska, właścicielem gigantycznych zespołów produkcyjnych będą molochy, zaś niektórzy ludzie będą mogli w nich pracować, zresztą z pakietem socjalnym itd.
Reasumując, lada moment rozstrzygnie się, czy następne pokolenia będą dzieliły się na bezrobotnych na "dochodzie gwarantowanym", następnie próbujących działać na rynku usług oraz niewolników kilku koncernów rządzących platformą (wersja "globalistyczna") albo niewolników państwowych (wersja "biznatyńska")
Jedynie ludzie mentalnie ukształtowani w Cywilizacji Łacińskiej mogą dostrzec istotę niezwykłej szansy dawanej przez tę technologię i stworzyć platformę która będzie w stanie wyeksponować coś, co w Industry 4 jest najcenniejsze: wolność działania i tworzenia, wolność wymiany i kreacji, narzędzie pozwalające oddzielić, być może trwale, pracę od wysiłku, zamiast narzędzia zniewolenia lub dominacji budując przestrzeń personalnej pomysłowości. Każdy może spróbować mieć jakieś maszyny, podłączyć je do platformy Industry i sprzedawać czas ich pracy, każdy może kompilować swoje własne "symfonie" z istniejących i rozrastających się bibliotek "taktów" i "nut" w celu sprzedaży jednorazowej licencji na "rdzeń" produktu (z opcjami swobodnego wyboru "otoczki" dla klienta), o ile oczywiście będzie mu się chciało i będzie potrafił. I nie na zasadzie zdzierania skóry i maksymalizacji zysku czy też odgórnego rządzenia i przydzielania roboty, tylko na zasadzie niewielkich kosztów dostępu jak na dowolnej giełdzie towarowej: kupujesz bilet i działaj sobie jak potrafisz. Już w tej chwili WSZYSTKIE maszyny sprzedawane w Niemczech MUSZĄ być przygotowane do zarządzania z zewnątrz, a czy u nas ktoś o tym w ogóle myśli?
Na kraje UE nie mamy co liczyć, prędzej nas Niemcy zjedzą niż w tworzeniu takich rozwiązań wesprą, a jak potrafią dyscyplinować innych, no to mogliśmy sobie poobserwować we czwartek.
Szansą jest oczywiście USA (bo w takiej sytuacji stajemy się dla nich fabryką na Europę, a wtedy może bardziej będzie im się chciało pomóc nam się bronić, a właściwie - prewencyjnie postraszyć), ale też i Chiny. Ostatecznie jakie znaczenie ma to, czy chińskie produkty przyjadą via Polska do Europy kontrolowanym przez Rosję "Jedwabnym Szlakiem", czy też zaoferujemy Chinom możliwość korzystania z naszych centrów produkcyjno-logistyczno-dystrybucyjnych w ramach "Wirtualnego Jedwabnego Szlaku"?
Co ciekawe, nie ma tu konfliktu interesów, po prostu klient ma wybór.
Wie ktoś jak dotrzeć z tym do Prezesa? Albo przynajmniej Premiera? Bo czasu coraz mniej...
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6126
Owszem, zgadza się że Morawiecki obrał ten kurs i że być może nie czai o co tak naprawdę biega. Ale pewnie zdaje sobie sprawę że Polska nie ma już żadnych szans na dołączenie do posiadaczy ale może wkupić się jeszcze w ich łaski i mieć zlecenia na robotę. Tania siła robocza, tani pieniądz, luki prawne, niekontrolowany przepływ kapitału i gwarancje udzielane za pomocą aktów takich jak CETA. Taka Polska grzecznie podporządkowana gospodarczo posiadaczom licencji na wiedzę i to całe how to, może zapewnić pracę swoim robolom. Łatwo można sobie wyobrazić dalszą integrację, którą zresztą świetnie znamy z czasów PRL:
Poprawnie działające trybiki dostaną swoje kupony 500+ czy mieszkania (baraki robocze) budowane przez państwo działające na zlecenie korporacji.
Taki powrót do przeszłości tyle że z ogólnym błogosławieństwem ludu.
Do J. Kaczyńskiego nie ma co się z tą wiedzą przebijać bo co go to obchodzi? On ma swoje gry. Tusków. PO itp. Gospodarka trafiła w ręce Morawieckiego. Dopóki ten będzie mieć poparcie od twórców Wielkiego Planu dopóty prezes będzie mieć możliwość prowadzenia swoich prywatnych rozgrywek.
Ciekawe i interesujące rozważania, lecz całkiem przeciwne do moich. TO CO AUTOR NAPISAŁ JEST JUŻ NIEUNIKNIONE! Od nas tylko zależy, gdzie się na to załapiemy. Bo szanse mamy. Lecz jak wiemy, nie takie szanse marnowaliśmy.
A co do rozważań, to proszę sobie przemysleć rozwój telefonii komórkowej i takie punkty, jak rola fińskiej Nokii, fenomen komercyjny Apple, tajwański HTC i utworzenie Androida, oraz opanowanie runku przez Samsunga. To jest na prawdę ciekawa historia.
Pozdrawiam
Czekam na chwilę, kiedy Niemców zaczną "dyscyplinować" ich mocno opaleni "współobywatele".
Są pewne sprawy, które się wymkną spod kontroli - nawet Niemcom.
A pamiętajcie - Bundeswehra to nawet nie jest cień Wehrmachtu. Chłopcy w rureczkach mogą nie dać rady..... Naprawdę....
Sanacja to naprawa, a nie biurokracja i bizancjum. Ja na przykład wyobrazam sobie minimalizację biurokracji i standaryzację przepisów. Mam prawo? Mam.
Co do tego całego samochodowego złomu i korków na szosach to całkowita racja. Tylko...
Puszczają właśnie w ciekawostkach TV taki fajny filmik. Podjeżdża sobie taki mały samochodzik, jak te Smarty, rozkłada sobie na boki, jak w typowych dronach, cztery wiatraki i opuszcza jezdną część dokującą unosząc się do góry.
Nie będziemy mieli szerokich i dalekich wizji, to padniemy i będą nas karmić bananami jak w Burkina Faso.
Pozdrawiam
Kurcze - znowu ukradłeś mi temat. Już się rozpędzałem, pisząc parę miesięcy temu o Projekcie Tesla. Tam jest wizja, którą dzisiaj opisujesz. I jeszcze dodam, że wydaje mi się, że młody Morawiecki ma tego świadomość.
Po prawdzie, to nie jest nowa koncepcja. Kto jest największym na świecie, właściwie drugim po duńsko - międzynarodowym koncernie Burmeister & Wain, twórcą wielkich silników okrętowych? Szwajcarska firma Sultzer. I to od lat. Szwajcaria, jak wiemy jest paskudnie górzysta i leży daleko od jakiegokolwiek morza. I nie ma żadnej u siebie fabryki silników. Oni sprzedają projekt i na tym zarabiają krocie. Silniki Sultzera do niedawna (niestety już nie buduje) wytwarzał poznański Cegielski i kiedyś wielka polska flota była tymi Sultzerami napędzana.
Inna sprawa, to gwałtownie rozwijający się świat drukarek 3D. Potrzebujesz wymienić jakiś uszkodzony mechaniczny element? Proszę bardzo. Oryginalny producent przysyła ci mailem, albo dla bezpieczeństwa wysyła ci pendrive'a, a ty sobie na swojej drukarce ten element wytwarzasz.
Lat już temu wiele naprawiałem skomplikowane urządzenia nawigacyjne w ten sposób, że przez satelitę łączyłem się z producentem, podłączałem kabelek do urządzenia i zakładałem słuchawki na uszy. Specjalista/wytwórca kierował robotem "Janusz Kamiński" i tak naprawialiśmy wiele uszkodzeń.
Czasy się radykalnie zmieniają, ale o tym wiemy tylko my, nieliczna grupa naukowców/inzynierów/praktyków, a gawiedź wkrótce dostanie następnego smartfona, czyli inteligentny samochód elektryczny i niczemu nie będzie się dziwić.
Na dzisiaj, w wyścigu tworzenia ogólnoświatowej platformy (standardu) obstawiam miliardera - wizjonera Elona Muska, właściwie jeszcze 45-letniego szczeniaka, a już drugiego najbogatszego człowieka na świecie, twórcę m.in systemu PayPal, wspomnianej Tesli, jak i wysyłającego w przyszłym roku na Księżyc turystów w ramach programu SpaceX.
Co ciekawe i warte podkreślenia, Elon Musk pochodzi z RPA. Co w tym dziwnego? Otóż USA i Europa Zachodnia znajdują się w takiej stagnacji cywilizacyjnej i umysłowej, że tylko zewnętrzna "świeża krew" może dać impuls. Dlatego widzę w tym wielką szansę Polski. Tak jak kiedyś Polak/Polka potrafili pierwsi zrozumieć wagę i istotę promieniotwórczości (Curie Skłodowska), potęgę ropy naftowej (Ignacy Łukasiewicz), zawiłości najwyższej matematyki, w tym podstawowej do działania urządzeń dzisiejszego świata analizy funkcjonalnej (Stefan Banach), tak i dzisiaj mamy szansę dokonywać przełomu.
I mam nadzieję, że po raz pierwszy, nauczeni historycznym doświadczeniem, potrafimy epokowe pomysły spieniężyć, a nie sprzedać za orzechy, lub pozwolić sobie ukraść.
Ważny wpis Janku. Dziekuję
Podstawowe pytanie: czy Musk jest jest wizjonerem? Czy tylko frontmanem, twarzą nowego kursu obranego gdzieś w gabinetach? Skupmy się na np. elektrycznych samochodach. Jestem jak najbardziej za. Tylko czemu dopiero teraz? Przecież to co robi Musk nie jest żadnym wizjonerstwem. Takie pomysły są od dawna. Jednak dopiero teraz nastała „moda” na ekologiczną energię. Dopiero teraz różne miasta na świecie zakazują samochodów diesla a oczywiste jest że wkrótce nastąpią dalsze kroki.
To część szerszego zjawiska. Mającego także ścisły związek z kontrolą cen ropy naftowej. Działania Muska i całego tego otoczenia jasno mówią że ropa została udupiona. Że kraje eksporterzy ropy zostały już zdegradowane i jedyną ich szansą jest wkupienie się w nowy System.
Stąd Musk. Panie jazgdyni musi pan wiedzieć doskonale (ta szwajcarska firma jest świetnym przykładem) jak zmonopolizowany jest rynek technologii i że wchodzenie nowych graczy jest praktycznie niemożliwe ze względu na ochronę patentową (króra notabene w Szwajcarii była bardzo słaba dopóki służyło to ich interesom).
Patenty są dzisiaj narzędziem kontroli rynku, ewentualnej konkurencji.
Stąd potrzeba Muska. Ponieważ tworzona jest nowa gałąź przemysłu potrzebny jest ten „wizjoner”, który weźmie pod kontrolę podstawowe rozwiązania i zdominuje rynek. A potem będzie odsprzedawać rozwiązania.
Tak mniej więcej ma działać to Industry 4. Outsourcing taniej roboty. I wiedza skupiona w wielkich korporacyjnych laboratoriach zatrudniających nielicznych inżynierów.
Dlaczego elektryczne samochody dopiero teraz? Wytłumaczę, bo to mój zawód. Faktycznie, opór Siedmiu Sióstr, bo OPEC to druga liga, był ogromny. Ciekaw jestem ile patentów oni wykupili i schowali w szafach pancernych byle tylko uratować silniki wewnętrznego spalania. Natomiast dotychczas były problemy dwa, podstawowe: jeden, że tak powiem technologiczny i drugi - "wynalazkowy". Technologiczny to wysokowydajne, małe i lekkie silniki elektryczne. Tu dopiero w ostatnich latach postęp jest niesamowity.
Nanosiłem się nieco takich silników, powiedzmy 10 kW i wiem ile to dzadostwo ważyło. "Wynalazkowy" to coś, o czym piszę od dawna, czyli magazynowanie energii, w tym wypadku - baterie. Jest postęp, ale ciągle wg. mnie niewielki. Nie ma przełomu, choć znane są zjawiska fizyczne, które by pozwoliły zwiększyć pojemność baterii elektrycznej nawet 1000 krotnie. Tylko, jak to tanio zrobić?
Wg. mnie Musk jest wizjonerem. I to sprytnym. Tak jak był Thomas Alpha Edison, który kradł pomysły geniusza Nikoli Tesli i robił z nich powszechny użytek.
Pozdrawiam
A odnośnie baterii to tu jest klucz programu. Wydaje mi się, przynajmniej patrząc z punktu widzenia kontroli, System nie może dopuścić do nadmiernego rozwoju w tej działce. Po prostu łatwo magazynowalna energia jest rzeczą prawdziwie rewolucyjną, zmieniłaby dosłownie wszystko.
Postęp w dziedzinie baterii musi być, ale nieduży. Baterie powinny przejąć rolę dzisiejszej ropy. Powinny być względnie drogie, opatentowane tak by wciąż była kontrola nad kluczowym elementem gospodarki i świata: energią.
Min.zdrowia działa na tym polu. Owszem, jest to parodia tej idei i przestroga przed możliwymi wypaczeniami, bo mowa o platformie współpracy odziedziczonej po Platformie Obywatelskiej ze szczególnym uwzględnieniem wkładu min.Kopacz, Arłukowicza i Boniego. Jest nią NFZ, czyli państwowy monopol na ideę współpracy w lecznictwie oparty na przymusie ubezpieczeń. Industry4 w wersji BeKARadzi (od nazwisk min.min.) kieruje parę w gwizdek refundacji a nie leczenia.
W sł.zdrowia mamy dominację pracy ludzkiej. To mogłoby prowadzić do skrajnie indywidualistycznych rozwiązań w związku z indywidualistycznymi potrzebami pacjentów. Ministrowie czuwają aby łańcuch powiązań idea leczenia - technika i technologia leczenia - przeprowadzenie leczenia - finansowanie leczenia, były kontrolowany przez państwo. Pieniądze i wysiłki państwo kieruje aby skomputeryzować etapy diagnostyki i leczenia dla potrzeb refundacji. To nie leży w interesie pacjentów i lekarzy. To leży w interesie tych co żyją z piramidy finansowej. Takiego skanalizowania Industry 4 należy się obawiać.