Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
KARDYNAŁ RATZINGER DEMASKUJE ANTYCHRYSTA.
Wysłane przez Andrzej W. w 06-03-2016 [12:46]
Antychryst zaznaczył swą obecność. Należycie uprzednio zmanipulowany Komentator opublikował krytyczną ocenę tekstu, w którym opisałem problem nadużywania posługi nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej. Komentarz, o którym tu mowa to nic innego jak recepta Antychrysta na zniszczenie katolickiej liturgii. W kilku zdaniach tego komentarza zawarte jest przeogromne bogactwo treści, i wcale tutaj nie szydzę. Jego treść jest poważna i sprawa jest poważna; jego Autor dokonuje wyrazistej manifestacji liturgicznego (lecz nie tylko) antyświadectwa, które powinno być zarazem przestrogą. Taka manifestacja zasługuje na pełną demaskację, a najlepiej dokona tego kardynał Joseph Ratzinger - Benedykt XVI, którego nauczania Antychryst musi wprost nie cierpieć, a któremu z wściekłością się przeciwstawia, Całą demaskację powierzam więc Kardynałowi, ja może tylko wtrącę tu swoje „trzy grosze”.
Najpierw oryginalna całość tego znamiennego komentarza:
„Ja czegoś nie rozumiem - jest post, świat znajduje się na krawędzi wojny, w Izraelu narodziła się kolejna czerwona jałówka, ISIS w Syrii lada moment zdobędzie Dabiq, a Rosjanie z Damaszku uczynią stertę gruzu rozpoczynając Armagedon, a tu komuś się nie podoba, że w kościele szafarze rozdzielają komunię św. Ciekawe, czy jeden z drugim słuchali co mówił ksiądz na kazaniu? Ja wiem, że to się może nie podobać, że proboszcz jest czarny i pochodzi z Afryki i mówi z takim dziwnym akcentem, ale całkiem poprawnie po angielsku. Dlaczego dopuszcza szafarzy (i szafarki ) nie wiem, chyba taka tradycja, bo jest równouprawnienie. Więc jeden szafarz, ksiądz i dwie szafarki, chociaż przystępujących do komunii jest zaledwie 30 osób w kościele na mszy. Ale to dobrze, że jest taka tradycja, że wszyscy ławka po ławce, jeden po drugim ustawiają się w kolejce do Ciała Pańskiego, nikt nie śmie zostać i nie przyjąć. A w niedzielę to i winko z kielicha, więc tych szafarzy musi być odpowiednia ilość żeby wszystko szło sprawnie. Oczywiście komunia na stojąco i złożona na skrzyżowane ręce, a nie na wywalony jęzor bo to nie higienicznie. Tak, to oczywiście mój parafialny kościół katolicki, gdzie chodzę nawet w środku tygodnia, często rano z synem, który chodzi do szkoły katolickiej. Więc msza przed lekcjami jest całkowicie na miejscu. Miło popatrzeć jak nauczyciele a nawet pani dyrektor aktywnie uczestniczą - lektorzy i gra na gitarze. I tak się zastanawiam dlaczego nikt nie ma problemu z szafarzami? I wszyscy się dobrze czują w kościele i są dla siebie nawzajem bardzo życzliwi - w czasie przekazania znaku pokoju biegają z wyciągniętymi rękoma prawie po całym kościele. Ksiądz proboszcz też jest bardzo życzliwy i na koniec zawsze z każdym się żegna przy wyjściu i zagaduje. Nawet w dzień powszedni. Tylko jedno mi się nie podoba. Najczęściej nie ma równouprawnienia wśród ministrantów. Wczoraj były trzy ministrantki i tylko jeden ministrant. Zastanawiałem się czego to może być znak? Oby to nie był znak nadchodzącego końca świata...”.
A teraz „krok po kroku”:
1.„Ja czegoś nie rozumiem - jest post, świat znajduje się na krawędzi wojny, w Izraelu narodziła się kolejna czerwona jałówka, ISIS w Syrii lada moment zdobędzie Dabiq, a Rosjanie z Damaszku uczynią stertę gruzu rozpoczynając Armagedon, a tu komuś się nie podoba, że w kościele szafarze rozdzielają komunię św.”
Kardynał Ratzinger : „Wiarę chrześcijańską wciąż jednak obowiązuje prymat Logosu nad Etosem (…), tam, gdzie relacja ta jest odwrotna, chrześcijaństwo chwieje się w posadach.”
„Gdzie obecność Boga uważa się za wielkość drugorzędną, którą można od czasu do czasu lub nawet na stałe odstawić ze względu na inne ważniejsze rzeczy, wtedy ulegają zniszczeniu właśnie te inne, rzekomo ważniejsze, rzeczy. (…) Chodzi o prymat Boga.”
„Wszyscy na miarę możliwości ze szczególnym zaangażowaniem powinni czynić wszystko, aby chronić Najświętszy Sakrament Eucharystii przed jakimkolwiek znieważeniem i zniekształceniem oraz całkowicie wyeliminować wszelkie nadużycia. Jest to bowiem najważniejsze zadanie dla wszystkich i każdego z osobna i bez jakiegokolwiek względu na osobę wszyscy są zobowiązani do wypełnienia tego dzieła.”
„Pan mówi do nas: „Starajcie się naprzód o królestwo [Boga] i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6,33). Słowa te ustanawiają hierarchię priorytetów dla działania człowieka i dla naszej codzienności.”
Wstęp komentarza „ustawiający” hierarchię tematów na dziś „ważnych”, choć może się wydawać zwykłą niedorzecznością posiada swoją zamierzoną celowość. Jedynym priorytetem na „dziś” ma być troska o fizyczne, materialne podstawy ludzkiego bytu, na które wyłączny wpływ posiada jakoby sam człowiek, a żadna duchowa ingerencja nie ma tu miejsca. W takim ujęciu, sytuacja, w której „komuś się nie podoba, że szafarze w kościele rozdzielają komunię św.” rzeczywiście może wyglądać groteskowo, zwłaszcza, gdy protest wobec nadużyć sprowadza się do banalnego egocentryzmu - „komuś się nie podoba”- celowo pomijając istotę sprawy.
Autor komentarza usiłuje przekonywać, że wobec ważności dziejących się wydarzeń i niebezpieczeństwa fizycznej katastrofy mamy zrezygnować z rozważania „niezdradzonej adoracji” (Alfred Delp), mamy odejść od myślenia, że to Bóg jest Panem dziejów, na rzecz myślenia o własnej samowystarczalności, a w sytuacji światowych zagrożeń uznać gorliwość o „dom Twój” za błahostkę.
Czyż Chrystus wobec dziejących się wydarzeń nie mógł odczuwać pokusy rezygnacji ze „zbyt drobiazgowej” gorliwości o dom Boży i wykazać tolerancyjnego zrozumienia ważności potrzeb kupców i kupujących? Czy dziś nie byłoby przyjęte z pewną aprobatą, że wobec historycznej sytuacji narodu wybranego, a zwłaszcza wobec doniosłości swej Misji nie zajmował się tego typu „drobiazgami”? Czy nie otrzymaliśmy jednak wzorca przeciwstawnego do priorytetów dzisiejszego świata?
Otóż, właściwa hierarchia zakłada prymat Boga, który jest osobowo obecny w Najświętszym Sakramencie.
Wobec tej Prawdy wszystko inne, choćby było przedstawiane jako priorytetowe, dla chrześcijanina może posiadać co najwyżej status drugorzędności. Nie ma chyba potrzeby przywoływać tu dowodów, choćby w postaci postaw Świętych Męczenników?
Kto traktuje obecność Boga w Najświętszym Sakramencie jedynie jako wyraz pewnej umownej wspólnotowej konwencji, coś ważniejszego musi postrzegać gdzie indziej, w pierwszym planie musi widzieć to, co przeraża: zagrożenie fizyczną katastrofą.
2.”Ciekawe, czy jeden z drugim słuchali co mówił ksiądz na kazaniu?”
Kardynał Ratzinger :” Rzeczywistą akcją liturgiczną, prawdziwym aktem liturgicznym, jest oratio, wielka modlitwa, która jest najważniejszym momentem święta Eucharystii (…) to, co w liturgii chrześcijańskiej najważniejsze, zawarte jest w oratio, która jest jej centrum i jej zasadniczą formą.Tutaj bowiem ludzka action schodzi na plan dalszy i robi miejsce dla action divina, działania Bożego. W oratio kapłan mówi w pierwszej osobie, reprezentując Pana – „to jest Ciało moje”, „to jest Krew moja”, wiedząc, że nie mówi sam z siebie, lecz mocą otrzymanego sakramentu, że staje się głosem Innego, który teraz przez niego mówi i działa. To działanie Boga, które dokonuje się poprzez ludzkie słowa , jest właściwą „akcją”, na którą czeka całe stworzenie.”
Także przeciwstawienie rzekomego lekceważenia homilii gorliwej trosce o to, „aby chronić Najświętszy Sakrament Eucharystii przed jakimkolwiek znieważeniem i zniekształceniem oraz całkowicie wyeliminować wszelkie nadużycia” (Redemptionis Sacramentum), posiada swój konkretny zamysł. Chodzi o przeniesienie centralnego akcentu liturgii z tego momentu, który jest najważniejszy, bo działa w nim sam Bóg, na ludzkie słowo - działanie człowieka. Logos, Boże Słowo zostaje ujęte jako coś drugorzędnego, a na plan pierwszy zostaje wysunięta – jakkolwiek ważna- kaznodziejska posługa duszpasterska.To jest kolejny dowód manipulacji w proponowanej nam hierarchii. W takim ujęciu, dające się niekiedy słyszeć głosy, iż na niedzielne Msze Święte opuszcza się swoją parafię, udając się do innej, gdyż tam ponoć słyszy się „ciekawsze” kazania, staje się całkowicie zrozumiała. Gdzie utracono poczucie realnej obecności Boga w Najświętszym Sakramencie, tam na miejscu pierwszym stawia się dokonania człowieka, niejednokrotnie takiego, który sprzyja naszym życiowym przemyśleniom i potwierdza słuszność naszych codziennych działań. Zdarza się, że kazania bywają nudne i teologicznie „słabe”, ale to nie kazanie jest istotą Ofiary Eucharystycznej. Ważne jest uważne skupienie w czasie głoszonej wiernym homilii, ale ważniejsza jest Liturgia Eucharystyczna, w której musi być zawarta troska o ochronę Najświętszego Sakramentu przed „jakimkolwiek znieważeniem czy zniekształceniem oraz nadużyciami.‘’
3. „ Wszyscy ławka po ławce, jeden po drugim ustawiają się w kolejce do Ciała Pańskiego, nikt nie śmie zostać i nie przyjąć. A w niedzielę to i winko z kielicha…”
Kardynał Ratzinger: „ Wszelako już u św. Pawła czymś oczywistym jest to, że chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Chrystusa, że On sam, Zmartwychwstały, jest obecny i daje nam siebie, abyśmy Go spożywali.”
„Chrystus definitywnie przyciągnął do siebie ten fragment materii i nie zawiera się w nim jakiś dar rzeczowy, lecz obecny jest On, Niepodzielny, Zmartwychwstały- z ciałem i krwią, ciałem i duszą, boskością i człowieczeństwem. Obecny jest tu cały Chrystus."
„Przyjmowanie Eucharystii oznacza, że nie spożywa się tu „rzeczowego” daru (ciała i krwi), lecz że dokonuje się tu wejście Osoby w osobę. Żywy Pan ofiarowuje się mi, wkracza we mnie i zaprasza mnie, bym się Mu oddał tak, aby wypełniły się słowa: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.”(Ga 2,20).
„Nikt nie śmie zostać i nie przyjąć”- kolejny punkt antychrystycznego zamysłu odwracania znaczeń i zakłamywania właściwej hierarchii. Nie wiemy oczywiście, czy wszystkie osoby przystępujące do Najświętszego Sakramentu czynią to w stanie łaski uświęcającej; zakładamy, że tak jest; lecz istota przewartościowania tkwi w tym, na co został położony nacisk w tym obrazie przystępujących do Komunii Świętej. Najważniejsze staje się nie to, że do Komunii z Panem wolno nam przystąpić wyłącznie w stanie łaski, lecz to, czy ktokolwiek „śmie” nie przystąpić. Chrystus pragnie, aby wszyscy karmili się Jego Ciałem, lecz i tu Antychryst znalazł pole dla swego działania.
Jeśli Komunia Święta jest postrzegana przez pryzmat tego, czy ktoś „śmie” do Niej nie przystąpić, to z Sakramentu czyni się akt jego parodii. Najświętszy Sakrament zostaje sprowadzony do gestu przynależności do ludzkiej wspólnoty, która zarazem ocenia, czy ktokolwiek z jej członków nie wyłamał się z rytuału; w takim ujęciu, zgromadzenie liturgiczne przywodzi na myśl jakiś rodzaj sekty odprawiającej swą „czarną mszę”, w której każdy ma obowiązek uczestnictwa w poszczególnych aktach profanacji.
Tym, co wzbudza nasze pragnienie karmienia się Przenajświętszym Ciałem Chrystusa jest miłość; i to właśnie miłość do Chrystusa nie pozwala nam niekiedy przystąpić do pełnej z Nim komunii. Jeśli wyznacznikiem jest tu „obowiązek” lub obawa przed „opinią publiczną”, to miłość została zastąpiona fałszywą pobożnością niemającą wiele wspólnego z istotą wiary.
Antychryst wie doskonale, że prawdą są słowa Św. Pawła - „Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha.” (1 Kor 11, 27-28) – i dlatego bacznie obserwuje, czy ktokolwiek „śmie” nie przyjąć Komunii, wmawiając nam kłamstwo naszej permanentnej godności do karmienia się Ciałem Chrystusa. Z perspektywy Antychrysta ważna jest „ilość”, a nie „jakość”. Chodzi o bezwarunkowy udział w świętokradztwie, abyśmy tak zaszczepieni, bez dylematu weszli w noc zdrady.
Czy w tej sytuacji może jeszcze dziwić użycie określenia „winko” w odniesieniu do Krwi Pańskiej? Antychryst niczego tak nie pragnie, jak tego, abyśmy sądzili, że chleb po przeistoczeniu nadal jest tylko rytualnym chlebem, z obowiązkowym udziałem w jego konsumpcji, a wino nadal pozostaje „winkiem”. Czy jest tu jakiekolwiek miejsce na miłość?
4. „Więc jeden szafarz, ksiądz i dwie szafarki, chociaż przystępujących do komunii jest zaledwie 30 osób w kościele na mszy.” „Więc tych szafarzy musi być odpowiednia ilość żeby wszystko szło sprawnie.”
Kardynał Ratzinger: „W tej godzinie [ustanowienia Eucharystii] budzi się nadzieja na „nowe przymierze”, które nie będzie już oparte na zawsze niepewnej wierności ludzkiej woli, lecz zostanie nieusuwalnie wypisane w samych sercach. Innymi słowy to Nowe Przymierze musi zostać oparte na posłuszeństwie, które jest nieodwołalne i nienaruszalne. Posłuszeństwo to, osadzone teraz na najgłębszych korzeniach człowieczeństwa, jest posłuszeństwem Syna, który uczynił siebie Sługą i całe ludzkie nieposłuszeństwo przyjął w swym posuniętym aż do śmierci posłuszeństwie, przecierpiał i pokonał.”
„Dla liturgii rzeczą zasadniczą jest „ustanowienie”.”
„Jeśli w sytuacji zwyczajnej obecna jest wystarczająca liczba wyświęconych szafarzy, również do rozdawania Komunii świętej, nie należy wyznaczać nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej. W takich okolicznościach ci, którzy byliby wyznaczeni do tego rodzaju posługi, nie powinni jej wykonywać”
„Pierwszą i najbardziej istotną rzeczą jest serce skore do nauki – prośba żeby panował Bóg, a nie my. Królestwo Boże przychodzi dzięki sercu podatnemu na pouczenie (…); prośba o serce podatne na pouczenie jest prośbą o wspólnotę z Jezusem Chrystusem, o to, żebyśmy coraz bardziej stawali się jedno z Nim”. Jest to prośba o autentyczne naśladowanie, które staje się wspólnotą i czyni nas jednym z Nim Ciałem.”
„Przeradzająca się w dowolność, powszechna „wolność” kształtowania liturgii w jeszcze mniejszym stopniu daje się pogodzić z istotą wiary i liturgii. Wielkość liturgii polega właśnie na jej niedowolności (…)”
Jeżeli w imię praktyczności (lub innych pseudoracji) nie chcemy wykazać posłuszeństwa wobec przepisów prawa kanonicznego, a nawet w swej zuchwałości uważamy, że Kościół (bo przecież nie jeden, czy drugi kardynał, czy nawet papież, lecz Kościół właśnie) nie ma racji, to lekceważymy posłuszeństwo Syna, a tym samym odrzucamy posłuszeństwo wobec Niego samego. Przeobrażone przez Jezusa nieposłuszeństwo Adama wciąż jednak odzywa się w swym pierwotnym buncie w nas samych. W tym właśnie tkwi istota nieposłuszeństwa wobec przepisów liturgicznych, nawet jeśli niektóre ich punkty wydają się nam skostniałe, czy niepotrzebnie hamujące aktywność wiernych. Liturgia chrześcijańska jest liturgią duchową i dlatego jej przepisy nigdy nie zamykają się w ciasnej strukturze „litery”.Tylko serca, które odczuwają wyłącznie rytualne udzielanie daru chleba i wina mogą w przepisach liturgicznych widzieć zaledwie „drobiazgi” rzekomo skostniałego prawodawstwa.
Tak, tam gdzie zatraca się poczucie uczestnictwa w czymś, co nas poprzedza, a co prowadzi sam Bóg, rzecz cała sprowadzona zostaje do praktycznego pragmatyzmu; to dlatego na pierwszym miejscu „jest” kazanie, i to dlatego spogląda się wyłącznie na kapłana, zwracając uwagę na jego akcent, czy kolor skóry zamiast wspólnie z nim patrzeć w kierunku Boga, oraz obserwuje się, czy nikt nie wyłamał się z udziału w rytuale przyjęcia Komunii.
Czy można jeszcze bardziej oddalić się od istoty chrześcijańskiej liturgii?
W takim rozumieniu, rzeczywiście nie istnieją żadne przeszkody, aby świeckich szafarzy było jak najwięcej; najlepiej tylu „żeby wszystko szło sprawnie.”
Lecz, czy owo „sprawnie” nie znaczy po prostu „szybko”? Czy nie chodzi o to, by liturgia, która ma być azylem przed permanentnym pędem świata, być naszym zjednoczeniem z Bogiem, który jest wiecznością, nie została podporządkowana – jak wszystko inne - właśnie naszemu przywiązaniu do ducha świata, o którym w tym „świętym czasie” powinniśmy przynajmniej próbować zapomnieć?
Jeśli uchylimy furtkę złu nieposłuszeństwa (mowa nie o samej posłudze świeckich szafarzy, lecz o jej nadużywaniu), nie łudźmy się, że uda się nam zatrzymać na tym pierwszym etapie. Furtka zostanie rozwarta na oścież, a nadużycia, w pierwszej fazie dokonywane z pewną nieśmiałością, z czasem stają się powodem do zuchwałej dumy (jak w omawianym tu komentarzu). Ktoś, kto tego nie dostrzega nie jest wnikliwym obserwatorem życia, nie rozumie też natury zła.
5.„Oczywiście komunia na stojąco i złożona na skrzyżowane ręce, a nie na wywalony jęzor bo to nie higienicznie.”
Kardynał Ratzinger: „Do istoty pokusy należy jej aspekt moralny: nie ciągnie ona nas bezpośrednio do złego – to byłoby zbyt proste. Pokusa stwarza wrażenie ukazywania czegoś lepszego: porzucić wreszcie iluzje i zabrać się z całą energią do ulepszania świata.”
„Chrystus, "istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem”, lecz uniżył się aż do śmierci krzyżowej. Właśnie ta pokora, która pochodzi z miłości, jest tym, co prawdziwie Boskie i co daje Mu „ imię ponad wszelkie imię”, „aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych”.
„Adoracja jest jednym z tych zasadniczych aktów, które dotyczą całego człowieka. Stąd w obecności Boga żywego nie wolno porzucić gestu ugięcia kolan(…)
Liturgia chrześcijańska jest właśnie dlatego liturgią kosmiczną, że zgina kolana przed ukrzyżowanym i wywyższonym Panem. To właśnie jest centrum rzeczywistej kultury – kultury prawdy. Pokorny gest, w jakim padamy do stóp Pana, umieszcza nas na prawdziwej orbicie życia wszechświata(…)
Być może zatem postawa klęcząca jest rzeczywiście czymś obcym dla kultury nowoczesnej, skoro jest ona kulturą, która oddaliła się od wiary i wiary już nie zna, podczas gdy upadnięcie na kolana w wierze jest prawidłowym i płynącym z wnętrza, koniecznym gestem. Kto uczy się wierzyć, ten uczy się także klękać, a wiara lub liturgia, które zarzuciłyby modlitewne klęczenie, byłyby wewnętrznie skażone. Tam, gdzie owa postawa zanikła, tam ponownie trzeba nauczyć się klękać, abyśmy modląc się, pozostawali we wspólnocie Apostołów i męczenników, we wspólnocie całego kosmosu, w jedności z samym Jezusem Chrystusem”
„Pycha będąca kłamstwem bytu, w którym człowiek czyni się bogiem, zostaje przezwyciężona w pokorze Boga, który sam czyni się sługą, który zniża się do nas. Kto chce zbliżyć się do Boga, ten powinien umieć spojrzeć w górę – to rzecz najważniejsza. Jednak musi on także nauczyć się kłaniać, gdyż sam Bóg skłonił się w geście pokornej miłości, w obmyciu stóp, w którym klęczy u naszych stóp – tam właśnie go znajdujemy.(…) Pokłon oddany Bogu nigdy nie jest „nienowoczesny”, gdyż odpowiada prawdzie naszego bytu. A jeśli człowiek współczesny już tego się oduczył, to jako chrześcijanie we współczesnym świecie tym bardziej powinniśmy nauczyć się tego na nowo i nauczyć także naszych bliźnich.”
„Diabeł był czarny, brzydki, o przerażająco wątłych członkach, przede wszystkim jednak nie miał kolan. Niezdolność klęczenia okazuje się zatem istotą elementu diabolicznego.”
Słowa Benedykta XVI warto uzupełnić cytatem z rozważań jego Świętego Poprzednika, Jana Pawła II: „Maryjo (…) otwieraj na Niego moje serce, gdy klękam przed Komunią Świętą i wyznaję moją niegodność.”
Kościół dopuszcza, rzecz jasna, Komunię w postawie stojącej i tak też często dzieje się w naszych kościołach. Nie w tym rzecz, aby to kwestionować.
W omawianym tu komentarzu nie jest jednak zawarta fakultatywność postaw, ale dezaprobata dla postawy klęczącej („oczywiście na stojąco”). Ewentualność postaw zostaje przewartościowana: to nie postawa stojąca zostaje uznana za dopuszczalną, lecz postawa najbardziej naturalna w obliczu Boga - upadnięcie na kolana – zostaje uznana za niewłaściwą. Również tutaj dotykamy istoty wiary: jeśli w Sakramencie Komunii naprzeciwko siebie widzi się tylko drugiego człowieka, wówczas niechęć do upadania przed nim na kolana może wydawać się uzasadniona. Co to ma jednak wspólnego z wiarą, dzięki łasce której wiemy, że stajemy przed Zbawicielem, a nie będąc równymi Bogu, w sposób naturalny padamy na kolana przed Jego Majestatem? Rzeczywiście, z pełnym przekonaniem można stwierdzić, iż „wiara lub liturgia, które zarzuciłyby modlitewne klęczenie, byłyby wewnętrznie skażone” (J. Ratzinger). Dezaprobata dla postawy klęczącej wynika z pozostałych zdemaskowanych już tutaj manipulacji, i na odwrót; wszystko zaś razem wywodzi się z „pychy, która jest kłamstwem bytu”.
Natomiast nieobligatoryjność postawy klęczącej stanowi niejako próbę dla naszej pokornej miłości i naszej wiary. Klękanie przed Bogiem musi wypływać z osobistej potrzeby i przekonania; wymuszanie tu czegokolwiek byłoby czymś absurdalnym. Czy jednak, gdy tak zuchwale odrzucamy gest pokory, którego nauczył nas sam Boski Mistrz żywimy w sobie miłość do Niego?
Równie wyraźnie zanik wiary w realną obecność Boga daje się dostrzec w impertynenckim określeniu użytym w odniesieniu do tradycyjnego sposobu przyjmowania Komunii Świętej.Tam, gdzie zatraciło się całkowicie poczucie obecności Chrystusa, tam trzeba skupić się już na czymś „ważniejszym”. Sam gest przyjęcia zostaje jeszcze zachowany, lecz cała pieczołowitość skupia się już na „trosce” o – jakkolwiek wątpliwe - bezpieczeństwo higieniczne. Skoro On nie jest w tym akcie obecny, więc Mu się nie powierzamy, polegamy wyłącznie na ludzkim działaniu, potrzebna jest zatem jakaś wyłącznie ludzka asekuracja, choćby zupełnie absurdalna. Wracamy tu w zasadzie do punktu wyjściowego; gdy traci się wiarę, pierwszorzędnego znaczenia nabiera to, co budzi nasz lęk oraz to, w jaki sposób temu zaradzić.
Święty Jan Paweł II przepowiadał: „Jakże wymowne zatem (…) jest w naszych święceniach łacińskich namaszczenie rąk, jak gdyby tym właśnie rękom potrzebna była szczególna łaska i moc Ducha Świętego! Dotykanie Świętych Postaci, podejmowanie ich własnymi rękami jest przywilejem tych, którzy mają święcenia, co wskazuje na czynny udział w szafarstwie Eucharystii”.
Antychryst podsuwając nam coś rzekomo „lepszego”, jednocześnie wykazuje nienawistny brak szacunku do tego,„co nas poprzedza”. A skoro jako „ojciec kłamstwa” nienawidzi Prawdy, trzeba zatem stwierdzić - nawet gdybyśmy nie posiadali innych uzasadnień - że to właśnie Tradycja musi być Prawdą.
6.„Miło popatrzeć jak nauczyciele, a nawet pani dyrektor aktywnie uczestniczą - lektorzy i gra na gitarze.”
Kardynał Ratzinger: „Jeśli w liturgii oklaskuje się ludzkie dokonania [„miło popatrzeć (…)- gra na gitarze”], to jest to zawsze ewidentny znak tego, iż całkowicie zagubiono istotę liturgii i zastąpiono ją rodzajem religijnej rozrywki. Atrakcyjność taka nie potrwa długo; na rynku ofert spędzania wolnego czasu, gdzie rozmaite formy religijności coraz częściej funkcjonują jako rodzaj podniety, konkurencja jest nie do pokonania.”
„Niestety, pojęcie czynnego udziału szybko zaczęło być rozumiane niewłaściwie, w jego czysto zewnętrznym sensie, i sprowadzone do konieczności jakiegoś powszechnego działania, jak gdyby w czasie sprawowania liturgii możliwie wielu możliwie często musiało w sposób widoczny dla wszystkich wykazywać aktywność.”
„ Jeśli pojedyncze akcje zewnętrzne stają się istotą liturgii, a ona sama przeradza się w jakieś wspólne odgrywanie czegoś, to traci się z oczu właściwy teodramat liturgii, zamieniając go niemalże w parodię.”
„Liturgia nie może wypływać z naszej fantazji, bądź kreatywności, gdyż wówczas pozostawałaby wołaniem pozbawionym odzewu lub też byłaby jedynie samo potwierdzaniem(…)”
„Oznacza to zatem, że „kreatywność” nie może być autentyczna kategorią liturgiczną. (nawiasem mówiąc, termin ten powstał na gruncie światopoglądu marksistowskiego).
„Coraz mniej widać tu Boga, coraz ważniejsze staje się to, co czynią ludzie, którzy spotykają się tutaj i którzy wcale nie chcą się już poddać „danemu z góry schematowi”.
„Kult staje się świętem, które wspólnota wyprawia dla samej siebie i w którym szuka samopotwierdzenia. Uwielbienie Boga przeradza się w zaspokojenie własnych potrzeb, w jedzenie , picie , zabawę. Taniec wokół złotego cielca jest obrazem takiego szukającego samego siebie kultu, który przeradza się w rodzaj samozaspokojenia. Przeto opowieść o złotym cielcu jest ostrzeżeniem przed samowolnym i samolubnym kultem, w którym ostatecznie nie chodzi o Boga, lecz o to, by z tego, co własne, stworzyć sobie swój mały, alternatywny świat. W takim wypadku liturgia rzeczywiście staje się pustą grą lub, co gorsza, może prowadzić do odejścia od Boga żywego, który skrywa się za sakralną zasłoną. Również i tutaj skutkiem będzie frustracja, doznanie pustki. Nie pojawi się także owo doświadczenie wyzwolenia, obecne wszędzie tam, gdzie następuje prawdziwe spotkanie z Bogiem żywym.”
„Liturgia może przyciągać ludzi tylko wówczas, gdy nie spogląda na samą siebie, lecz na Boga, gdy pozwala Mu wejść w siebie i działać. Wówczas rzeczywiście wydarza się coś jedynego w swoim rodzaju, poza konkurencją, a ludzie czują, że jest to coś więcej niż tylko sposób spędzania wolnego czasu”.
Ów „mały,alternatywny świat”, o którym mówi Ratzinger, tworzony pod pozorem religijnej obrzędowości, nade wszystko ma być miły, życzliwy i atrakcyjny, z „niemalże teatralnym występem rożnych aktorów” (Ratzinger), co z łatwością dostrzeżemy także przy omawianiu punktu 7.
Nie wiemy, jaki rodzaj muzyki wykonywany jest na gitarach, trzeba jednak podkreślić, iż „nie każdy rodzaj muzyki może wejść do liturgii chrześcijańskiej” (Ratzinger), a nawet, że nie każda muzyka religijna może być muzyką liturgii.
Biorąc pod uwagę to, czego dotychczas dowiedzieliśmy się z omawianego tu komentarza, także i w zakresie "repertuaru" jestem jak najgorszych przypuszczeń.
7.„I wszyscy się dobrze czują w kościele i są dla siebie nawzajem bardzo życzliwi - w czasie przekazania znaku pokoju biegają z wyciągniętymi rękoma prawie po całym kościele.”
Kardynał Ratzinger: „Obecnie przekazywanie znaku pokoju często prowadzi w kościele do sporego zamieszania, które, dość niespodziewanie, przerywa zaproszenie, by patrzeć na Baranka Bożego. Jeśli w chwili ciszy rzeczywiście wszyscy skierują oczy serca na Baranka, może stać się ona czasem błogosławionego milczenia.”
„Znak pokoju jest przekazywany zgodnie z Ewangelią według św.Marka [w rycie rzymskim „po zairsku”] nie przed komunią, lecz przed przygotowaniem darów, co warto by wprowadzić do całego obrządku rzymskiego, jeżeli znak pokoju jako taki ma zostać utrzymany.”
Chrześcijański znak pokoju, w wyniku przejaskrawionej rozbudowy przeradza się niemalże w swą parodię. Lecz ludzka spontaniczność wynikająca zapewne z dobrej woli, ale będąca wynikiem nieporozumienia, zostaje wykorzystana do czegoś ważniejszego niż tylko spowodowanie krótkotrwałego zamieszania.
Dla każdego rozumiejącego istotę liturgii, to czym ona jest i co się w niej dokonuje, musi być oczywiste, iż zamieszanie powodowane w czasie przekazywania znaku pokoju powinno być maksymalnie ograniczone, zarówno w czasie, jak i przestrzeni. Znak pokoju można z powodzeniem ograniczyć do jego wymiaru symbolicznego; okazanie tego znaku współwiernym będącym w bezpośrednim sąsiedztwie symbolizuje zarazem pokój dla wszystkich (słowa formuły znaku pokoju). Lecz dopiero po przyjęciu do naszego serca Pana, Który jest jedynym Dawcą pokoju możemy zostać w pełni przeobrażeni, dopiero wtedy jesteśmy zdolni by ponieść, już nie symboliczny znak, lecz realny pokój dalej, poza fizyczną przestrzeń kościoła, w naszą codzienność, by dokonywać przemiany świata, nie zaś by po opuszczeniu wieczernika świątyni ponownie „wejść w noc”.
„Bieganie prawie po całym kościele” – jak to ujął komentator, nadając tej grotesce pozytywny sens – aby każdy każdemu mógł przekazać znak pokoju przypomina raczej jakąś zamkniętą imprezę, na której każdy musi koniecznie pozdrowić każdego, bo na tym zamkniętym kręgu osób wyczerpuje się definicja „bliźniego”.
Taka parodia znaku pokoju (choć zapewne wszystkim jest "miło") nie przynależy do ducha liturgii, a w momencie, w którym jest umiejscowiona staje się wręcz szkodliwa, odciągając naszą uwagę od czegoś Najważniejszego; w tym czasie mamy już być absolutnie skupieni na Nadchodzącym.To właśnie dlatego, dostrzegając tę przesadną skłonność do egzaltacji oraz zagrożenie, jakie w tym właśnie momencie ona niesie, Benedykt XVI rozważa możliwość innego usytuowania „znaku pokoju” w liturgii, a nawet sugeruje, iż obecność tego gestu nie jest absolutnie niezbędna.
Czy naprawdę trzeba przekonywać, iż troska Benedykta XVI jest dążeniem to uchwycenia tego co wielkie i nie ma nic wspólnego z przywiązaniem do ”skostnienia”? Że prawdziwa wielkość i zarazem nowość liturgii polega na „odwadze wyruszania w drogę do tego, co wielkie, co poprzez rytuał zawsze nas poprzedza i czego nigdy nie możemy całkowicie uchwycić” (Ratzinger), a co możemy natomiast całkowicie zatracić poprzez zastępowanie ducha liturgii banalnymi wynalazkami kreatywnej pychy?
8. „Tylko jedno mi się nie podoba. Najczęściej nie ma równouprawnienia wśród ministrantów. Wczoraj były trzy ministrantki i tylko jeden ministrant (…) Oby to nie był znak nadchodzącego końca świata.”
Kardynał Ratzinger: „Co jednak z tego oczekiwania powtórnego przyjścia Pana wynika dla egzystencji chrześcijańskiej? Oczekujemy Go, czy raczej nie? Czy może chylący się ku upadkowi świat powinien nam być droższy niż Pan, którego przecież oczekujemy? Księga Apokalipsy kończy się obietnicą powrotu Pana i prośbą o jej spełnienie: „Mówi Ten, który o tym zaświadcza: „Zaiste, przyjdę niebawem. Amen. Przyjdź, Panie Jezu!”Jest to modlitwa kochającego (…)Jest to wołanie pełne nadziei i przeczuwające bliskość Jezusa w sytuacji zagrożenia, gdzie tylko On jeden może dopomóc (…) Chrześcijanie wołają o definitywne przyjście Jezusa, a jednocześnie z radością i wdzięcznością przeżywają fakt, że to swoje przyjście teraz już antycypuje i już teraz do nas przychodzi(…) zrozumiałe jest więc to, co mówi Zmartwychwstały: „ A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”. Jest On wśród nas w sposób najbardziej rzeczywisty w obecności eucharystycznej. Jednocześnie jednak w chrześcijańskim doświadczeniu obecności zawiera się także powodowane odniesieniem do przyszłości, do definitywnej pełnej realizacji tej obecności: obecność nie osiągnęła jeszcze pełni. Zawiera w sobie pragnienie czegoś więcej. Rodzi się dążenie do definitywnego spełnienia.”
Czy możemy więc modlić się o przyjście Jezusa? Czy możemy szczerze mówić: Marana tha! Przyjdź Panie Jezu!?” Tak, możemy. Więcej nawet: Musimy mówić!”
„Wiara w powtórne przyjście Chrystusa stanowi drugi filar chrześcijańskiego Credo(…) Zawarta jest w tym pewność nadziei, że Bóg otrze wszelką łzę, że nie ostanie się żaden bezsens, usunięta zostanie wszelka nieprawość i przywrócone będzie prawo. Ostatnim słowem historii świata będzie zwycięstwo miłości”.
Chrześcijanie oczekują zatem nadejścia Bożego Królestwa, które będzie jednocześnie końcem królestwa księcia tego świata.To dlatego, oczekiwane i upragnione przez wyznawców Pana nadejście Nowego Jerusalem stanowi zarazem zagrożenie dla Antychrysta, powoduje jego przerażenie przed definitywnym końcem jego panowania. W tym momencie możemy spiąć klamrą nasze rozważania, powracając do początku omawianego tu komentarza, tak fatalnie zwodniczego w swej treści; do jego pierwszych wersów, w których w imię priorytetu lęku przed zagrożeniami bytu świata usiłuje się nas odwodzić – w tym przypadku całkowicie bezskutecznie - od gorliwości o „dom Twój.”
Szyderstwo zawarte w słowach -„Oby to nie był znak nadchodzącego końca świata”- które w połączeniu z opisem składu osobowego służby liturgicznej miało stanowić ośmieszenie postawy przywiązania do tradycyjnej niedowolności liturgii nie spełniło swej roli. Spod powierzchni szyderstwa wyziera bowiem rzeczywiste przerażenie tego, który pożąda by świat szyderstwa i nienawiści, nieustannego zamętu, w którym nic nie jest pewne i uporządkowane, wszystko zmienne, a każdy nowy pomysł automatycznie postrzegany jako „lepszy” od tego, co nas poprzedza, słowem by świat, w którym ojciec zamętu i kłamstwa osiągnął tak wielką władzę trwał zawsze.
Antychryst pożąda byśmy zniechęceni zaniechali czuwania przyjmując,że nasze przeznaczenie kończy się w jego królestwie; mamy się skupić na tym, co widzialne, a co powinniśmy nowocześnie, kreatywnie i pragmatycznie kształtować w kierunku, aby było miło, przyjemnie, wesoło i… suto. Gdy taki świat staje się bez reszty naszym światem, wtedy musi równolegle istnieć poczucie lęku o jego utratę. Lecz, czy w miłosnym oczekiwaniu Oblubieńca może być miejsce na lęk? Któż może być przerażony perspektywą definitywnego zwycięstwa Miłości, jeśli nie ten, który swą potęgę zbudował na jej absolutnym przeciwieństwie?
„Liturgiczne kształcenie kapłanów i świeckich wykazuje zasmucające braki” pisze kardynał Ratzinger. Obawiam się, że to niewątpliwie słuszne zdanie, nie jest wystarczającym wyjaśnieniem treści omówionego tu komentarza. W tym opisie przebiegu liturgicznej celebracji nic nie jest na właściwym miejscu.Trudno doprawdy uwierzyć, by taka kondensacja przeinaczania istoty liturgii katolickiej mogła wynikać tylko z osobistej ignorancji. Autor komentarza nie rozumie tego w czym uczestniczy, ani tego, jak to opisuje, ale co dużo ważniejsze, nie ma też świadomości, że w swoim postrzeganiu wcale nie jest suwerenny, że przypisane mu autorstwo jest autorstwem pozornym, a on sam wypełnia tylko rolę odpowiednio przygotowanego narzędzia. Ktoś inny jest rzeczywistym twórcą tej duchowej i pojęciowej manipulacji. I dlatego zbyteczne jest podawanie pseudonimu pozornego autora; tym razem był on taki, następnym razem będzie inny, potem jeszcze inny. Najważniejszy jest podpis, który pod każdym rodzajem kłamstwa, zamętu, szyderstwa, czy pychy nieuchronnie składa faktyczny twórca antywartości.
Tylko autentyczny podpis jest naprawdę ważny.
Komentarze
06-03-2016 [13:57] - gorylisko | Link: panie kolego, dzięki za
panie kolego, dzięki za tekst... czy pan serio uważa tego gościa za antychrysta ?? za cienki bolek ;-) jak dla mnie
inna sprawa, uderz w stół a nożyce się odezwą... dzięki Bogu w Bognorowie (Bognor Regis jakby co)jest polski
Xsiądz i ani jednego szafarza...choć ten kapłan,hmmmm... z mojej bajki nie jest... ale jakoś mnie nie bardzo
przekonuje instytucja szafarza Komunii Świętej... dla mnie tylko kapłan...
są sytuacje wyjątkowe i do nich powinniśmy się ograniczyć a nie do wygody...
żeby jeszcze łacina wróciła...
06-03-2016 [23:43] - Andrzej W. | Link: Antychryst posiada na
Antychryst posiada na usługach i generałów, i Bolków. Nie lekceważyłbym Bolków, potrafią uczynić wiele złego...
Pozdrawiam, Panie Kolego :)
06-03-2016 [14:13] - V for Vendetta | Link: Pięknieś go Waść wypunktował
Pięknieś go Waść wypunktował ! Dziękuję.
06-03-2016 [23:38] - Andrzej W. | Link: Ja również dziękuję i
Ja również dziękuję i pozdrawiam.
07-03-2016 [05:51] - goscaga | Link: Zastanawialam sie dlugo,czy w
Zastanawialam sie dlugo,czy w ogole jest sens komentowania,ale spobuje odniesc sie do kwestiiKomunii Sw
Bog jest Miloscia,a skoro jest miloscia,wiec nikogo absolutnie nikogo nie potepia...potepiamy sie sami
KTo nam wmowil,ze jestesmy niegodni pzyjmowania Komunii SW.
Pan Bog patrzy na nas z miloscia I tak,jak my patrzymy na male glupiutkie dzieciaki,ktore nieswiadomie moga zrpbic sobie krzywde,np,bawiac sie pradem.Kto to zrozumie wewnatrz jest to rzecz wielka,gdyz nie traktuje Boga jako policjanta albo srogiego sedziego,ktory tylko czycha na nasz upadek....wiec co sie stalo,ze bardzo czesto boimy sie Boga,tak tak ...tylko tys jest Panem spiewamy,a wewnatrz ..lepiej nie zblizaj sie do mnie przynajmniej jeszcze nie dzisiaj.Co za obluda!!!
Ktos,kto zrozumie,o co tak naprawde chodzi w chrzescijanstwie zna swoje slabosci wrecz brudy I ciezko nad nimi PRACUJE.Chrzescijanin taki jest prawdziwy,gdyz wiara jego jest swiadoma,nie jest jak suchy badyl,chrzescijanin taki ma kontakt z Bogiem nie tylko poprzez wyuczona formulke modlitwy,a wrecz przychodzi, zwraca sie do NIEGO swoimi prostymi slowami,proszac o sile,bo ta jest mu potrzebna,a nie prosi aby Bog zabral mu jego brudy albo go oczyscil.Co najwazniejsze nie odczuwa strachu na mysl,co by bylo,gdyby.np.Pan Jezus przyszedl powiedzmy dzisiaj do jego domu.Taki chrzecijanin,ktory nie jest bierny,ktory ufa przwdziwie,ktory ma rzeczywisty kontakt z Bogiem nie czuje sie niegodny aby przyjmowac Jego Cialo,taki chrzescijanin wie,ze sie bardzo stara,wie tez ze jest jednak slaby I bedzie slaby,.Taki jest NASZ Jezus.
..Prawda jest,jak dlugo jestesmy w stanie zachowac ow stan laski uswiecajacej,na kilka chwil...a pozniej....znowu mamy CZUC sie zli,niegodni,byle jacy,wielcy grzesznicy,a my przeciez dziecmi KRola jestesmy....co to ma byc,cos tu nie tak, przeciez nie odetniemy swoich slabosci siekiera ,tak natychmiast,przeciez to jest proces stawania na nogi,wiec kto nam to wmowil,kto nas oskarza,kto nas tak uczyl od mlodych lat?Na pewno nie Pan Jezus.Moge mowic za siebie ,wiec powiem...ja mam prawo czuc sie wazna,bo jestem dzieckiem Krola,ja mam prawo byc godna przyjmowac Jego Cialo I to jak najczesciej,mam prawo czuc sie bezpiecznie,mam prawo wierzyc,ze nie gani mnie ani grozi palcem.
Idac taka droga rozumowania,jak na poczatku okaze sie ,ze jestesmy bardzo zli,okropni....nie chce myslec nawet,co sie dzieje z osoba z takim mysleniem o sobie po smierci...O moj Boze!
Pozdrawiam
07-03-2016 [11:06] - Andrzej W. | Link: To, co Pani uważa to jest
To, co Pani uważa to jest Pani filozofia. Niestety nie wynika ona z Objawienia, ani z Nauczania Kościoła, ani z objawień prywatnych. Nawet je kwestionuje.To jest subiektywne samotłumaczenie się. Nikt tu nie kwestionuje Bożego Miłosierdzia, ale nie jest ono "tanią łaską z wyprzedaży". Nikt nie rodzi się zły, czy okropny, to grzech jako taki czyni nas brudnymi i niegodnymi, ale to właśnie Boże miłosierdzie daje nam w każdej chwili, gdy tylko chcemy, możliwość oczyszczenia się w Sakramencie Pokuty i Pojednania. Możliwość powrotu do domu Ojca. Ale też żal za grzechy, postanowienie poprawy, zadośćuczynienie. Antychryst zaś podsuwa nam myśl o tym, że "nic się nie stało, przyjmij Komunię, bo Bóg wybacza ci bezwarunkowo". Jakie to proste, nic niekosztujące i relatywizujące grzech. Czy wobec tego, Bóg zamiast płacić za nasze grzechy tak ogromną cenę nie mógł po prostu puścić w niepamięć całego grzechu świata? Nie mógł, bo oprócz nieograniczonego miłosierdzia jest też nieograniczona [Jego] sprawiedliwość.
"(...)ja mam prawo czuc sie wazna,bo jestem dzieckiem Krola,ja mam prawo byc godna przyjmowac Jego Cialo I to jak najczęsciej,mam prawo czuc sie bezpiecznie,mam prawo wierzyc,ze nie gani mnie ani grozi palcem."
I tu tkwi istota Pani błędu.To jest przykład postawy roszczeniowej, która jest tak pożądana przez Złego. Wszystko się nam po prostu należy. Otóż nie mamy tu żadnego prawa, możemy natomiast dostąpić łaski, o którą trzeba pokornie prosić, i na którą trzeba się "odświętnie" przygotować.
Zamiast tworzyć swoją filozofię, wolę opierać się na tym, co otrzymaliśmy w Objawieniu i Nauczaniu. Moje poczucie godności lub niegodności opierać na fundamencie.Moje czyny sprawdzać poprzez probierz Dekalogu, przykazań kościelnych, nauki o grzechach ciężkich i tych lżejszych. Tworzenie zamiast tego, jakiegoś własnego "płynnego" kryterium jest uzurpacją. Nie jesteśmy mądrzejsi od Kościoła.
Zamiast, filozoficznie dywagować nad tym, co dzieje się z człowiekiem, który w sumieniu odczuwa swą niegodność, radzę np. poczytać, co głoszą Święci Pańscy o tych, którzy przyjmują Ciało Pana niegodnie. Taka lektura nie uspokaja sumienia, ale jest niezbędna.
Pozdrawiam Panią.
07-03-2016 [15:48] - goscaga | Link: odpowiem krociutko....byc
odpowiem krociutko....byc moze Pan to tak zrozumial albo ja to zle ujelam,trudno mi to nawet wytlumaczyc...na pewno postawa moja nie jest zadna roszczeniowa
poza tym nie jest to zadna moja filozofia!To jest wlasnie- nauka Jezusowa-
Nie mam sensu dalej,bo to na nic,niestety I nawet to rozumiem.To,ze kiedys umrzemy jest pewne na 100% I wowczas kazdy zobaczy na wlasne oczy o co tak naprawde chodzilo.
Serdecznie pozdrawiam.
07-03-2016 [17:59] - goscaga | Link: Odniose sie jeszcze do
Odniose sie jeszcze do ostatniego panskiego akapitu.Poleca mi Pan czytanie- Panskie...(nie pamietam,przepraszam)dziekuje bardzo za troske.Wszystko zalezy od naszej interpretacji.Znam osobiscie przypadek,facet ,ktory latami czyta namietnie Pismo Sw.i nie tylko,w wieku 56 lat zostawia zone I dziecko,laczy sie ze znacznie mlodsza kobieta ,na dodatek innej narodowosci,spodziewaja sie dziecka.O czym wiec to swiadczy?
Ja z kolei,jesli moge,chcialabym zaproponowac Panu Kazania KS.PAWLUKIEWICZA I OJCA SZUSTAKA.Nalezy posluchac conajmnie przez 4 lata,tyle potrzebujemy,aby nasaczyc sie niczym sucha gabka,wowczas dopiero splynie cokolwiek,wowczas pozostanie cos w sercu.Jest to bardzo proste,a zarazem skomlikowane,gdyz przez lata karmieni bylismy... no,wlasnie czym??..
Polecam I pozdrawiam
07-03-2016 [18:44] - Andrzej W. | Link: "Wszystko zależy od naszej
"Wszystko zależy od naszej interpretacji."
Ależ proszę Pani, ja tu cały czas staram się- być może nieudolnie - wykazać, że problem naszego błądzenia, naszej zdrady tkwi w własnie w tej "naszej interpretacji". Dlatego trzeba polegać na jakimś fundamencie odniesienia. Dla nas powinno to być Nauczanie. Nie nauczanie jednego, czy drugiego księdza, które czasem może stanowić jego własną, może błędną interpretację, tylko Nauczanie Kościoła. Co daleko szukać, problem szafarzy świeckich w mojej parafii. Księża wzywają nas do posłuszeństwa wobec przepisów kanonicznych, a sami dają antyświadectwo nieposłuszeństwa.
Nawiasem mówiąc, ks. Pawlukiewicza słuchałem nie raz i nie dwa. Jego katechezy, homilie trafiały do mnie; nie znalazłem w nich nic, co byłoby niezgodne z Nauczaniem Kościoła.
Przykład mężczyzny, który Pani podała tylko potwierdza moje tezy. Problem nie w tym, że czytał Słowo, tylko w tym, że przyszedł Zły i podsunął mu własną interpretację. Czy to Nauczanie Kościoła podpowiedziało mu zdradę, czy interpretacja realatywizująca grzech? I czy wobec tego, że jest "dzieckiem Króla" może nadal czuć się godnym Ciała Pańskiego ? Przecież miłosierny Ojciec powinien mu wybaczyć! Nie jest potępiony, dopóki żyje ma szansę się nawrócić, ale w tym celu musi dokonać konkretnego wysiłku dopiero wtedy powróci do godności dziecka Bożego.
Raz jeszcze Panią pozdrawiam.
07-03-2016 [20:47] - goscaga | Link: Zgadzam sie z panskim
Zgadzam sie z panskim pierwszym zdaniem powyzszego komentarza.Zgadzam sie rowniez z ponizszym odnosnie kaplanow,jak rowniez z tym dotyczacym owego pogubionego 56 letniego mezczyzny.Warto nazwac to po imieniu..nas katolikow charakteryzuje bardzo czesto ogromna hipokryzja I obluda.Najgorsze jest to,ze wcale o tym nawet nie wiemy,w takiej ciemnosci funkcjonujemy.Wspomnial Pan,ze ksieza poprzez wlasne kazania rowniez moga interpretowac nauke inaczej,nie zawsze poprawnie.Mysle jednak,ze w tych czasach jest wielu bardzo swiadomych duchowo,szczegolnie mlodych kaplanow,ktorzy raczej robia to niezle,maja do tego predyspozycje,bo tego nie da sie wyuczyc,trzeba czuc..na pewno nie mozemy liczyc na perfekcje,ale jest ogromna nadzieja w nich,gdyz wystarczy porownac tych chociazby sprzed 30 tu lat ,a teraz --jest to ogromna roznica.No I chcialabym w tym miejscu Pana zapytac,,przepraszam..co daje Panu pewnosc,ze Pan przepuszczajac poprzez swoje filtry inteligencji sie po prostu nie myli?Mysle,ze nieco jednak Pan przesadza w temacie szafarzy.Przeciez to jest tylko otoczka,podobnie jak mury kosciola...wszystko bedzie zniszczone,nie zostanie kamien na kamieniu...a my staniemy wowczas w prawdzie,w prawdzie o sobie,maski juz nie beda potrzebne.Niegdys nalezalo byc w kosciele smiertelnie powaznym,czy rzeczywiscie mamy sie smucic...podobnie z szafarzami...snujemy rozne podejrzenia?
Pozdrawiam
07-03-2016 [21:56] - Andrzej W. | Link: No widzi Pani, jak się dłużej
No widzi Pani, jak się dłużej "pogada" to można przynajmniej zbliżyć stanowiska:)
Pewności, że idę właściwą drogą nie opieram na swojej inteligencji. Właśnie dlatego, że przekonałem się dość mocno, jak bardzo rozum potrafi być zawodny wolę pokładać ufność w czymś pewniejszym:
"(...) nie można wyznawać wiary katolickiej w Kościół, "Ciało Chrystusa", nie wierząc w jego niezbywalne Magisterium.(....) autentyczną i wiążącą interpretacją wiary katolickiej jest Magisterium Kościoła".
Wierzę w mądrość Kościoła, inteligencji używam nie do tego, aby chcieć być od Kościoła mądrzejszym, a jedynie do dociekania, dlaczego w tym a tym punkcie Kościół głosi to, co głosi.
I właśnie w związku z tym nie uważam,abym przesadzał w stosunku do nadużywania (podkreślam: nadużywania) posługi świeckich szafarzy. O postawie księdza, która miała miejsce w ostatnią niedzielę w mojej parafii Św.JP II napisał : " godna potępienia". Ten Wielki Papież (jakże przecież wyrozumiały) wiedział chyba dlaczego użył tak mocnego sformułowania. I tu jest praca dla naszego rozumu - dociekanie, jakie tego typu nadużycia niosą zagrożenie.
Nie trzeba mylić powagi ze smutkiem, tak, jak nie należy mylić bojaźni Bożej ze strachem przed Bogiem.
Dziś zmarł mój chrzestny ojciec, proszę o modlitwę. I już muszę Pani powiedzieć dobranoc :)
07-03-2016 [17:59] - Andrzej W. | Link: Nauczanie Kościoła zostało
Nauczanie Kościoła zostało wywiedzione z nauki Jezusa.
Gdyby w odniesieniu do Komunii Świętej przyjąć Pani widzenie to jednocześnie musimy odrzucić Świętego Pawła:
"Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej.
Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije". Nie może być dwóch "prawd" zarazem się wykluczających.
Jeśli chodzi o posługę świeckich szafarzy to kilka dni temu powiedziałem do bliskiej osoby, że na dotychczasowych nadużyciach się nie skończy. bo Antychryst stosuje taktykę salami. Wczoraj moje słowa się spełniły, choć bez żadnej mojej satysfakcji. Jeden z trzech księży koncelebrujących poranną Mszę w czasie Komunii Św. po prostu usiadł sobie przy ołtarzu wysługując się świeckim. Absolutnie niedozwolony charakter wyręczający tej posługi. O takiej postawie Św. JP II napisał : "godna potępienia". Dla mnie to jasny znak, że moje działania muszą mieć ciąg dalszy, co też w najbliższych dniach uczynię.
Pozdrawiam Panią serdecznie.
A.
28-03-2017 [14:36] - Stanley Ngcy | Link: "Także taniec nie jest formą
"Także taniec nie jest formą wyrażania liturgii chrześcijańskiej. Około III wieku kręgi gnostycko-doketyckie próbowały wprowadzić go do liturgii. Ukrzyżowanie traktowano tam jako pozór: ciało, którego nigdy tak naprawdę nie przyjął, Chrystus opuścił przed męką. I w ten oto sposób, skoro Krzyż był tylko pozorem, miejsce liturgii Krzyża mógł zająć taniec. W różnych religiach tańce kultyczne mają rozmaite cele - zaklinanie, magia naśladowcza, mistyczna ekstaza; wewnętrznemu celowi liturgii "ofiary słownej" nie odpowiada żadna z tych postaci. Zatem absolutny nonsens stanowią próby "uatrakcyjniania" liturgii pantomimą, i to wykonywaną w miarę możliwości przez profesjonalne zespoły, co kończy się często (w tej perspektywie całkiem słusznie) aplauzem zgromadzonych. Jeśli w liturgii oklaskuje się ludzkie dokonania, to jest to zawsze ewidentny znak tego, iż całkowicie zagubiono istotę liturgii i zastąpiono ją rodzajem religijnej rozrywki. Atrakcyjność taka nie trwa długo; na rynku ofert spędzania wolnego czasu, gdzie rozmaite formy religijności coraz częściej funkcjonują jako rodzaj podniety, konkurencja jest nie do pokonania. Sam doświadczyłem sytuacji, w której akt pokuty zastąpiony został przedstawieniem tanecznym, co oczywiście nagrodzono brawami; czy można się jeszcze bardziej oddalić od tego, czym rzeczywiście jest pokuta? Liturgia może przyciągać ludzi tylko wówczas, gdy nie spogląda na samą siebie, lecz na Boga, gdy pozwala Mu wejść w siebie i działać. Wówczas rzeczywiście wydarza się coś jedynego w swoim rodzaju, poza konkurencją, a ludzie czują, że jest to coś więcej niż tylko sposób spędzania wolnego czasu." (kard. Joseph Ratzinger, Duch Liturgii)