Słuchając Prezesa Kaczyńskiego


Dochodzę do wniosku, że polskie społeczeństwo nurtują trzy zasadnicze motywy polityczne, którym Prezes Kaczyński niejako „przeciwstawia” swoją wizję państwa. Te trzy motywy wymienię w kolejności ich ważności:
1. lęk przed klęską „naturalną” typu wojna (szczególnie wojna z Rosją);
2. pragnienie zgody (przeniesienie relacji funkcjonujących w małej społeczności na relacje ogólnopaństwowe);
3. wprowadzenie miękkiej dyktatury kosztem partii politycznych.
4. niewiara w możliwość sprawiedliwego osądu racji w łonie wspólnoty, poszukiwanie sędziów niezależnych (rozjemców, takich jak UE, USA czy nawet Rosja).

Przesłuchałem wystąpienie Prezesa w klubie ronina. O kwestiach relacji z Rosją Kaczyński w tym wystąpieniu akurat nie wspomina, ale faktem jest, że medialna propaganda przez pięć ostatnich lat powtarzała jak mantrę „przecież wojny im nie wypowiemy”. To właśnie z tego powodu w czasie swojej kampanii prezydent Duda robił rozmaite gesty i wypowiadał słowa-klucze, takie jak przywrócenie relacji handlowych z Rosją – szczególnie ważne dla rolników. Jeśli ukuto propagandowe hasło „Kaczyński dzieli Polaków”, to właśnie dlatego, że znaczna część społeczeństwa wojny z Rosją panicznie się boi.

Pisze o tym, by zaznaczyć, że pragmatycznie rzecz biorąc, partii Prawo i Sprawiedliwość należy się nasze poparcie. Lęki społeczne są całkowicie zrozumiałe, większość ludzi w naturalny sposób obawia się utraty majątku, zdrowia, życia, utraty bliskich. Właśnie dlatego wspieram PiS, w nadziei, że ta partia i utworzony przez nią rząd nie będzie robił do Putina głupich umizgów i nie zachęci „miłującego pokój” Hegemona do napaści na prostoduszne Mirmiłowo (by użyć przenośni zaczerpniętej z popularnego kiedyś komiksu Janusza Christy pt. Kajko i Kokosz).

Nie wszystkie jednak tezy Prezesa Kaczyńskiego są bezdyskusyjne. Kaczyński na pewno przeczytał więcej książek, niż ja i ma wiedzę głębszą, bo wzbogaconą o informacje niejawne. Zwrócę tylko uwagę na kilka kluczowych kontrowersji.

Osią wystąpienia Kaczyńskiego jest obrona instytucji partii politycznej. Zjawisko partyjności („fakcyjności”) było najbardziej znienawidzonym przez dawnych Polaków zjawiskiem politycznym. Wówczas owe grupy ideowe lub grupy interesów nazywano fakcjami. Mimo wszystko ruch egzekucyjny partią polityczną nie był, a ustrój staropolski nie znał zjawiska wielopartyjności. Obowiązujący dogmat konsensusu zmuszał żywioły partyjne do gry zakulisowej, do kamuflowania celów. Miało to swoje złe i dobre strony. Na pewno dobrą stroną była demonstracyjna jedność, manifestowana w uchwalanych jednogłośnie ustawach sejmowych (tzw. „konstytucjach”). Prawo uchwalone jednogłośnie było święte i w zasadzie niepodważalne. Oczywiście rzeczywistość skrzeczała i lokalne społeczności często sabotowały wykonywanie ustaw. Spotykało się to jednak z powszechnym potępieniem. Jeśli więc porównamy wagę ustaw staropolskich z ustawami III RP, to nawet ustawa konstytucyjna wypada przy prawach staropolskich niezwykle blado. Pomijam fakt, że konstytucja jest sformułowana w taki sposób, że niczego obywatelom nie gwarantuje – chodzi o to, że większość konstytucyjna a jednogłośność to dwie różne jakości.

I tu trzeba przyznać rację Kaczyńskiemu, że niechęć do partyjności oznacza prędzej czy później jakąś formę dyktatury. Po wygaśnięciu dynastii jagiellonów szlachta rządziła Rzecząpospolitą po dyktatorsku, dzieląc tę władzę tylko z królem i kościołem. Pewne znaczenie ustrojowe miał na pewno Gdańsk, ale mieszczanie i chłopi bezpośredniego udziału w rządach nie mieli. Społeczeństwo szlacheckie było stosunkowo nieliczne, silnie wyczulone na punkcie swoich praw i przywilejów, nieufne wobec wszelkich nowości, które tę dyktaturę mogłyby osłabić lub podważyć. Pomimo tej nieufności i dopatrywania się spisków, dawni Polacy nie zauważyli jednak jednej podstawowej nowości, która weszła do polskiej praktyki parlamentarnej tylnymi drzwiami – to znaczy liberum veto. Liberum veto tak dalece zdegenerowało parlament, że aby go naprawić, zaimprowizowano instytucję sejmów skonfederowanych. W XVIII wieku pojawiły się też dwa silne ugrupowania polityczne: partia saska i partia Czartoryskich. Zmieniał się też klimat społeczny. Rewolucja francuska otworzyła drogę do nadania praw obywatelskich szerokim rzeszom ludzi.

Wiemy doskonale, że im większe społeczeństwo, tym trudniej je skupić wokół idei konsensusu i tym trudniej ten konsensus osiągnąć. Partie polityczne okazały się potrzebne.

Co więcej, okazało się, że dotychczasowe prawo narodów jest niewystarczające i że potrzebne są instytucje międzynarodowe, które mniej lub bardziej niesprawiedliwie dbają o „ład światowy”, tworzą międzynarodowe standardy prawne, pełnią rolę chcianych lub niechcianych rozjemców w konfliktach. Zwłaszcza ta ostatnia kwestia jest dla społeczeństwa polskiego szczególnie ważna. Wszyscy narzekamy na fatalne działanie polskich sądów. No to oczyma wyobraźni zobaczmy, jak wyglądałaby rozprawa sądowa przed polskim sądem między PO a PiS w sprawie katastrofy smoleńskiej... Albo lepiej sobie nie wyobrażajmy...

Już nasi przodkowie zdawali sobie sprawę, że postanowienia sądu mogą być skuteczne tylko wtedy, gdy strony uczestniczące w sporze zgodzą się uznać wyrok za wiążący. To oznacza, że sąd musi mieć niekwestionowany autorytet, uznawany jeszcze przed rozpoczęciem rozprawy. Takim sądem był w wieku XV-XVI sąd królewski, bo król miał wystarczający autorytet, by jego wyroki uznawano. Niemożność rozwiązania konfliktu wewnętrznego prowadzi zawsze do szukania rozjemców poza granicami kraju, i to zarówno drogą prawą, jak i drogą lewą, niegodziwą. W takim trybie społeczeństwo polskie – niezależnie od intencji polityków – podjęło decyzję o przystąpieniu do Unii Europejskiej. Ludzie uznali, że elity polityczne w Polsce „nie radzą sobie” z rządzeniem i dlatego należy przenieść uprawnienia władcze na ośrodki zewnętrzne.

Omówione motywy polityczne polskiego społeczeństwa nie są aż tak głupie, jak się może wydawać. Zwłaszcza postulat zgody nie jest aż tak nierealistyczny. Właśnie Pierwsza Solidarność pokazała, że możliwy jest konsensus i ustrój oparty na konsensusie nawet w społeczeństwie masowym. Niewątpliwie pomaga w tym uznawany przez wszystkich za przeciwnika nieprzyjaciel i pomaga też tworząca się in statu nascendi kultura polityczna, która – no właśnie – wyklucza jawną partyjność, wyklucza partyjne hejterstwo, które trzeba bezwzględnie zwalczać w internecie.

Nie twierdzę, że to jest recepta na dziś. Najpierw trzeba przede wszystkim odsunąć od władzy przestępców, wprowadzić konieczne reformy, ustabilizować rządy reformatorów na około 8-10 lat i przyuczać społeczeństwo do społecznej dyscypliny w obronie Ojczyzny. O tej dyscyplinie mówił Prezes Kaczyński. Dlatego właśnie uważam, że Prawo i Sprawiedliwości powinno liczyć na nasze energiczne wsparcie.

Jakub Brodacki

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

14-06-2015 [10:47] - NASZ_HENRY | Link:

Lewacka intepretacja dziejów. Ale z fałszywych przesłanek można wyciągnąć prawdziwe wnioski POgrom PO bez PiSu nie jest możliwy ;-)

Obrazek użytkownika alchymista

14-06-2015 [13:06] - alchymista | Link:

@Nasz Henry
Poproszę o dodatkowe wyjaśnienia.

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

14-06-2015 [13:46] - NASZ_HENRY | Link:

Demokracja szlachecka (10/15% uprawnionych do wyboru króla) a nie dyktatura szlachecka. Teraz też mamy dyktaturę demokratyczną (25% wiekszość wystarcza do wyboru prezydenta). Co do roli mieszczan to nie tylko Gdańsk ale Kraków i miasta pruskie. A kto zarządzał mennicami królewskimi? Historia to POkrętna nauka! Na początek taka rewolucja październikowa
https://www.youtube.com/watch?...
inaczej widziana. Pozdro ;-)

P.S.
Szlachta posiadała zespół przywilejów społecznych, z których najbardziej podstawowym był przywilej posiadania ziemi. Przynależność do szlachty łączyła się z obowiązkiem służby wojskowej i obrony kraju - nic za darmo ;-)

Obrazek użytkownika alchymista

14-06-2015 [16:57] - alchymista | Link:

@Nasz Henry
Proszę mnie nie podejrzewać o super-krytyczny stosunek do szlachty. Jest wręcz przeciwnie. Ten ustrój od dawna mnie fascynuje.

Użyłem słowa "dyktatura" instrumentalnie, by pokazać społeczeństwo, w którym nie ma partii politycznych, a nie wartościująco. może należało użyć cudzysłowu, by byc lepiej zrozumianym.
Natomiast pojęcie "demokracja szlachecka" uważam za przestarzałe. To była mieszana form ustrojowa, nie demokracja.

Obrazek użytkownika 3rdOf9

14-06-2015 [22:56] - 3rdOf9 | Link:

Moim zdaniem dopóki funkcjonowało to, co nazywasz "dyktaturą szlachecką", dopóty też trwała I Rzeczpospolita. De facto była to demokratyczna Republika. Upadek rozpoczął się wraz z zanikiem klasy średniej i rozwojem systemu magnacko-klienckiego, czyli, mówiąc współczesnym językiem, wzrostu znaczenia oligarchii, (albo nawet "korporacji", ponieważ magnaci w tamtych czasach byli mniej więcej tym, czym są dzisiaj wielkie koncerny).

To jest akurat dość ponadczasowa sprawa: aby mogła istnieć Republika, musi istnieć jej Klasa Średnia. Czyli ludzie, którzy z jednej strony potrzebują państwa, ale z drugiej strony stać ich już na "czas wolny" i interesowanie się polityką.

Magnaterii państwo do szczęścia potrzebne nie jest, bo magnateria dysponuje własnymi ochroniarzami (wcześniej: prywatnym wojskiem), własną służbą zdrowia (wcześniej: medykiem dworskim) i nawet stać ją na własny wywiad. Czyli: może z powodzeniem zastąpić na własną rękę instytucje państwa.

Biedota z kolei niby to potrzebuje państwa, ale z drugiej strony nie stać jej na realne zajmowanie się polityką: zbyt dużo zachodu kosztuje tę warstwę społeczną problem "co ja jutro do garnka włożę".
_________________

W wystąpieniu Kaczyńskiego natomiast padło pewne Kluczowe Stwierdzenie na temat sytuacji obecnej: Korporacje i Grupy Wpływu, zwłaszcza takie, jak służby specjalne, czy prokuratura, znajdują się jedynie pod kontrolą partii politycznych. Ułomną, ale jednak. Gdy zabraknie partii politycznych, kontrola nad tymi potężnymi Grupami będzie żadna.

Obrazek użytkownika alchymista

15-06-2015 [07:22] - alchymista | Link:

@3rdOf9
Klasa średnia to pojęcie trochę sztucznie używane w odniesieniu do tzw. "średniej szlachty", które to pojęcie z kolei jest wielce niejasne i trudne do uchwycenia. Średnia szlachta na Kresach miała majątki, które na zachodzie RP uznano by za magnackie. Ponadto znaczna część magnatów wywodziła się ze średniej szlachty; inni byli zdeklasowanymi przez egalitaryzm książętami z rodziny Ruryka i Giedymina. Zatem porównywanie oligarchii postkomunistycznej do oligarchii sarmackiej musi być robione ostrożnie.

Szlachta jako całość różniła się od klasy średniej przede wszystkim tym, że miała broń w ręku oraz tym, że była odpowiedzialna za chłopów.