„Każdy, kto opuszcza żonę swoją, a pojmuje inną, cudzołoży, a kto opuszczoną przez męża poślubia, cudzołoży.” (Łk. 16, 18).
„Słyszeliście, iż powiedziano: Nie będziesz cudzołożył. A Ja wam powiadam, że każdy, kto patrzy na niewiastę i pożąda jej, już popełnił z nią cudzołóstwo w sercu swoim.” (Mt 5, 27-28)
Dokonajmy teraz pewnego skoku w treści wywodu Kaspera, pomijając te akapity jego przemówienia, które, choć ważne, nie mają znaczenia dla jego wniosków, lecz ewidentnie im zaprzeczają. Powrócimy do tych fragmentów w dalszej części tekstu.
Spróbujmy natomiast odnieść się do finalnej ofensywy Kardynała spiętej klamrą podtytułu- „ Problem ludzi rozwiedzionych w nowych związkach małżeńskich.”
Błąd, czy wręcz pułapka tkwi już w terminologii użytej w samym podtytule. Według nauczania Kościoła, w sytuacji braku stwierdzenia, iż małżeństwo sakramentalne nie zostało zawarte w sposób ważny, i w przypadku braku śmierci jednego z małżonków, nie istnieje żaden „nowy związek małżeński.’’
Jezus mówi do Samarytanki w Sychar: «Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża.
Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą». ( J 4, 17-18).
Zatem samo przebywanie pod jednym dachem, obcowanie ze sobą, czy jakiś inny rodzaj więzi nie stanowią jeszcze o zaistnieniu związku małżeńskiego.
Tak o tym mówi kardynał Raymond Leo Burke:
„Dzisiaj, na przykład, spotykamy się ze smutnym obowiązkiem mówienia o ‘tradycyjnym’ małżeństwie, tak, jakby istniał w ogóle inny rodzaj małżeństwa. A jest przecież tylko jeden rodzaj małżeństwa, który Bóg dał nam podczas Stworzenia, wykupiony przez Chrystusa przez Jego zbawczą Pasję i Śmierć.”
Określanie rozwodników w związkach niesakramentalnych mianem „nowego związku małżeńskiego’’ użyte przez Kaspera brzmi fałszywie i świadczy, iż jego poglądy już na tym etapie biorą w tej kwestii całkowity rozbrat z nauczaniem Kościoła katolickiego, którego – niestety – jest kardynałem.
Zacytujmy dość obszerne – ze względu na ich istotne znaczenie - fragmenty dalszej części wypowiedzi kardynała Kaspera,
„Jeśli weźmie się pod uwagę znaczenie rodzin dla przyszłości Kościoła, to szybki przyrost liczby rozbitych rodzin wydaje się tym większą tragedią. Dookoła jest wiele cierpienia. Nie wystarczy rozważanie problemu tylko z punktu widzenia i perspektywy Kościoła jako instytucji sakramentalnej; potrzebujemy zmiany paradygmatu i musimy – tak jak to uczynił dobry Samarytanin (Łk 10, 29-37) – przemyśleć sytuację również z perspektywy człowieka, który cierpi i zwraca się o pomoc.
Wszyscy wiedzą, że kwestia małżeństw osób rozwiedzionych będących w nowych związkach jest złożona i drażliwa. Nie można jej sprowadzać do dopuszczenia do komunii, odnosi się bowiem do całokształtu duszpasterstwa małżeństw i rodzin.
(…)Muszą pozostać bliscy osobom rozwiedzionym i zachęcać ich do uczestnictwa w życiu Kościoła
W adhortacjach „Familiaris consortio” i „Sacramentum caritatis” wspomina się o tych chrześcijanach wręcz z miłością, zapewnia się, że nie są ekskomunikowani, należą do Kościoła i zachęca się do udziału w jego życiu. Oto nowy ton.’’
Zatem po momentach kluczenia oraz umizgów w odniesieniu do świętości Sakramentu małżeństwa Kasper stawia już sprawę bez ogródek: „potrzebujemy zmiany paradygmatu”.
Proponuje przy tym spojrzenie, nie wyłącznie z „perspektywy Kościoła jako instytucji sakramentalnej”, lecz powołuje się na przykład miłosiernego Samarytanina udzielającego pomocy cierpiącemu człowiekowi.
Lecz w dalszym toku rozumowania Kasper napotyka kolejne trudności, które zmuszają go do popadnięcia w sprzeczność :
„Co Kościół może uczynić w takich sytuacjach? Nie może wyjść z rozwiązaniem różnym czy wręcz idącym wbrew słowom Jezusa. Nierozerwalność małżeństwa sakramentalnego i niemożliwość zawarcia nowego, dopóki żyje drugi partner, stanowią część wiążącej tradycji wiary Kościoła, której nie można porzucić albo rozwodnić odwołując się do powierzchownego i taniego rozumienia miłosierdzia. (…)
Powstaje więc pytanie, w jaki sposób Kościół w swoich działaniach duszpasterskich wobec rozwiedzionych, którzy zawarli ślub cywilny, może odwoływać się do nierozerwalnego dwumianu wierności i miłosierdzia Bożego. (…)”
Mamy więc do czynienia ze sprzecznością nie do przezwyciężenia : skoro problem dotyczy ściśle Kościoła jako instytucji sakramentalnej, nie jest możliwa konstrukcja łącząca spojrzenie z jakiejś innej perspektywy ( z pominięciem tej najważniejszej), z równoczesnym uznaniem niezmienności dogmatu o nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego.
Można natomiast i trzeba czynić wszystko, aby pomagać w cierpieniach tym osobom , których małżeństwo, przynajmniej na jakimś etapie jest postrzegane jako klęska. Lecz pomagać nie znaczy utwierdzać w grzechu, ani skłaniać się ku pseudoterapii, która przestrzeń grzechu jeszcze powiększa.
Lecz przecież , jak Kasper sam zauważa, nowy ton w postrzeganiu takich cierpiących osób jest w Kościele obecny od wielu lat. Kościół nie wykreślając cudzołóstwa z katalogu grzechów, ani nie zmieniając nauczania w stosunku do Sakramentu małżeństwa, zaprasza osoby rozwiedzione żyjące w związkach niesakramentalnych do pozostania w Kościele, mówi im, że nie są odrzuceni. Z pewnością jednak, nigdy nie czyni się tyle, aby nie można było uczynić więcej.
Postulat, bardziej jeszcze troskliwego duszpasterstwa jest tu w pełni uzasadniony. Lecz to właśnie Kościół stosuje postawę miłosiernego Samarytanina w sposób najwłaściwszy.
Gest Samarytanina jest aktem powodowanym miłością do cierpiącego człowieka. Miłość nie polega na doraźnym udzieleniu rutynowej pomocy, ale na takim „opatrzeniu” poranionego, aby potrafił uniknąć w dalszym życiu tarapatów, w jakich na obecnym etapie się znalazł. Polega nie tylko na przynoszeniu krótkotrwałej ulgi, lecz na wskazaniu drogi, która pozwoli ominąć kolejne zasadzki. Miłość patrzy w przyszłość, nie jest łamaniem zasad ustanowionych dla wszystkich, aby doraźnie zaspokoić poczucie czyjejś potrzeby, oszukując go jedynie namiastką rozwiązania jego problemów, a naprawdę pozostawiając go nadal w opresji, więcej nawet, wpychając go w opresję większą jeszcze.
Kochający ojciec, czasami nie bacząc na teraźniejsze łzy dziecka, karci je, wiedząc, że w przyszłości przyniesie to dobre owoce.
Kościół nie może dbać wyłącznie o dobre samopoczucie wiernych w ich „dziś”, lecz przede wszystkim postrzega naszą korzyść lub szkodę w perspektywie życia wiecznego. Inne podejście byłoby odarciem Kościoła z jego transcendentalności i sprowadzeniem do roli instytucji, w stosunku do której mają zastosowanie, a nawet wykazują nadrzędność, przemiany obyczajowe - dobre czy złe- byle statystycznie znaczące.
Innymi słowy Kościół nigdy nie stosuje „lekarstwa”, które przynosząc doraźne, subiektywne poczucie ulgi powoduje opłakane „skutki uboczne”.
Kasper natomiast, jedyną treść miłosiernego gestu upatruje właśnie w trosce o dobre samopoczucie osób tkwiących w cudzołożnych związkach. Jest to fałszywe miłosierdzie, ponieważ zakłamuje sytuację kanoniczną takich osób.
Doskonale postrzegał ten problem Benedykt XVI , kierując swe słowo do kapłanów:
„Odnosi się wrażenie, że najważniejsza jest satysfakcja i przyjemność, a przecież, te działania są niszczeniem człowieka, bo nie można pominąć poważnego problemu, jaki wiąże się z powszechną praktyką mieszkania bez ślubu często przez pary, które wydają się nie mieć świadomości, że żyją w grzechu ciężkim.”
Kardynał Kasper mówi dalej :
„Wszyscy wiedzą, że istnieją sytuacje, w których wszelka rozsądna próba ratowania małżeństwa okazuje się daremna. Heroizm porzuconych małżonków, którzy muszą radzić sobie sami, zasługuje na nasz podziw i wsparcie. Ale wielu porzuconych małżonków, dla dobra dzieci, wchodzi w nowy związek i małżeństwo cywilne, których nie mogą odrzucić bez popadania w nowe winy. Często po gorzkich doświadczeniach z przeszłości te relacje pozwalają im poczuć na nowo radość, czasem wręcz są postrzegane jako dar niebios.(…)”
Trudno doprawdy przyjąć tego rodzaju pedagogikę, nawet stosując głęboką empatię w stosunku do osób, które w związku niesakramentalnym mają poczucie szczęścia, miłości, czy odczuwają bezpieczeństwo, i nie wyobrażają sobie zerwania tych więzi, a z drugiej strony, z perspektywy wiary dostrzegają niedostatki swej sytuacji.
Jednak Kościół nie może podążać za subiektywnymi odczuciami poszczególnych osób, lecz został powołany do głoszenia niezmiennej nauki Chrystusa.
Osoby, które cierpią z powodu stanu, w jakim się znalazły nie są i nigdy nie będą obojętne dla Kościoła, bo nie jest Mu obojętne zbawienie lub potępienie człowieka, lecz Kościół musi zarazem podpowiadać jedyną słuszną drogę wyjścia z każdej sytuacji, choć często nie jest to łatwy szlak :
„A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują.’’ ( Mt 7,14)
Na podbudowie grzechu niewierności, cudzołóstwa i złamania przysięgi złożonej w obliczu Boga nie można zbudować niczego trwałego, nawet jeśli przez wiele lat ogląd zewnętrzny sugeruje obraz trwałości. Wierzący, nigdy nie zapomina, iż życie ludzkie, choćby najdłuższe jest zaledwie mgnieniem w wieczności.
Subiektywizm odczuć niekiedy podpowiada człowiekowi rozwiązania dramatycznie błędne, których autorstwo chrześcijanin przypisuje bezbłędnie.
Dla jakże wielu rodziców prawdziwie dotkliwym cierpieniem jest trudność doczekania się potomstwa. Czy i w takim przypadku Kościół powinien wyjść naprzeciw tym niewątpliwym cierpieniom, wybierając drogę aprobaty amoralnej technologii ? Czyż dla wielu osób cierpiących na zaburzenia pociągu seksualnego związek homoseksualny nie wydaje się szczęśliwym wybawieniem, a nawet, choć w zafałszowanym pojmowaniu Boga, wręcz „darem niebios’’? Czy wreszcie fałszywe pojęcie współczucia nie podpowiada, aby w imię falsyfikatu miłosierdzia podążać „przestronną i wygodną drogą ‘’ uśmiercania człowieka?
Czy statystyki donoszące o rosnącej liczbie niemoralnych zachowań, mają skłaniać Kościół- także i w odniesieniu do wymienionych przykładów – do „nowego spojrzenia’’ na Dekalog i Ewangelię, a w ślad za tym do zmiany paradygmatu?
„Tania łaska’’ fałszywego miłosierdzia zawsze odrzuci wyrzeczenia, a zaproponuje łatwą i poniżającą drogę aprobaty grzechu; to przyjęcie Chrystusowego krzyża próby jest wyzwaniem na miarę godności człowieka.
Dalej Kasper różnicuje sytuacje osób rozwiedzionych, które weszły w nowe związki :
„Odpowiedź musi być zróżnicowana. Różne są bowiem sytuacje i należy je starannie rozdzielić. Nie może więc istnieć ogólne rozwiązanie dla wszystkich przypadków. (…)
Pierwsza sytuacja. W „Familiaris consortio” stwierdza się, że niektórzy rozwiedzeni w nowych związkach są w swej świadomości subiektywnie przekonani, iż ich poprzednie, nieodwołalnie rozbite małżeństwo nigdy nie było ważne. Wielu opiekunów duchowych jest przekonanych, że wiele małżeństw kościelnych nie zostało zawiązanych w sposób ważny. Jako sakrament wiary małżeństwo zakłada bowiem wiarę i akceptację swoistych cech małżeństwa, czyli jedności i nierozerwalności. Czy jednak w obecnej sytuacji możemy zakładać, że nowożeńcy podzielają wiarę w tajemnicę zawartą w sakramencie a także rozumieją i akceptują kanoniczne warunki ważności ich małżeństwa? (…)
Miłosierdzie nie wyklucza sprawiedliwości i nie należy go pojmować jako tanią łaskę z wyprzedaży. Duszpasterstwo i miłosierdzie nie przeciwstawiają się sprawiedliwości, ale, by tak rzec, są najwyższą sprawiedliwością, bowiem za każdą sprawą dostrzegają one nie tylko przypadek do rozważenia w świetle ogólnej reguły, lecz także osobę ludzką, która jako taka nie może stanowić bezosobowego przypadku i ma zawsze swoistą godność.”
Kasper powołuje się na duszpasterstwo i miłosierdzie, toteż warto zacytować fragment całkiem świeżej wypowiedzi kardynała Roberta Saraha, prefekta Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów: „Nie pozwolimy, aby duszpasterstwo wzięło górę nad doktryną. Doktryna to fundament, bez którego wszystko się wali.’’
„Kardynał przypomniał także, iż w kwestiach takich jak rozwody, relacje homoseksualne czy wolne związki Bóg wypowiedział się jasno. Również w kwestii komunii dla rozwodników w związkach niesakramentalnych Jan Paweł II nie pozostawił żadnych wątpliwości: nie mogą przystępować do komunii. Zaznaczył on jednak, że Kościół już jest otwarty na rozwodników. Zarówno oni, jak i ich dzieci mają w Kościele swoje miejsce.’’-(cyt. Za Fronda :”Kto nie chce uznać doktryny niech będzie poganinem’’).
Kasper proponuje swoiste rozdwojenie nauczania. Z jednej strony utrzymanie nierozerwalności Sakramentu małżeństwa, z drugiej zaś usankcjonowanie przez Kościół pozasakramentalnych związków cywilnych, które, otrzymując pełnię dostępu do pozostałych sakramentów, zostałyby w istocie kanonicznie zrównane z małżeństwem.
Jeśli związek, który w świetle doktryny musi być nazywany związkiem cudzołożnym zostaje zrównany z jedynym godziwym i prawowitym związkiem mężczyzny i kobiety, którym jest małżeństwo, to dokonuje się fałszywa aprecjacja związku pozasakramentalnego, ale przede wszystkim jest to absolutna deprecjacja Sakramentu małżeństwa, który traci wówczas swą wyjątkowość i wyłączność. Jest to więc propozycja szkodliwa dla cudzołożników, bo zafałszowuje ich sytuację kanoniczną, ale przede wszystkim jest to próba uderzenia w doktrynę.
O jakiej doktrynie byłaby wtedy w ogóle mowa?
Propozycje Kaspera to przecież kalka działań relatywizujących pojęcie małżeństwa podejmowanych na gruncie prawa państwowego.
Kasper zakłada też jakiś rodzaj uznaniowości – przynajmniej w tym stadium proponowanych rozwiązań -w ocenie związków niesakramentalnych.
W sądownictwie kościelnym niewątpliwie występują nadużycia – zwracał na to uwagę Benedykt XVI - ale czy proponowana przez Kaspera droga uznaniowości byłaby od nich wolna ? Każde tworzenie możliwości kazusów specjalnych nigdy nie jest wolne od tego typu zagrożeń.
Skoro już mowa o wątpliwościach odnośnie do ważności zawartego małżeństwa, to jest to przecież podstawa do wystąpienia o odpowiednie orzecznictwo w Kościele już przewidziane.
Nie wolno jednak poddawać w wątpliwość, w sposób tyleż generalizujący, co ogólnikowy i czysto teoretyczny, by nie powiedzieć abstrakcyjny, zrozumienia i akceptacji tajemnicy sakramentalnej oraz kanonicznych warunków ważności Sakramentu małżeństwa, i na tak płynnej podstawie budować koncepcji potrzeby stworzenia jakiejś formuły – poza sądami kościelnymi – dla sytuacji wyjątkowych.
Kościół wyznaczył ściśle określone warunki uznania małżeństwa jako zawartego w sposób nieważny.
Natomiast Benedykt XVI przypominiał, iż „małżeństwo cieszy się przywilejem prawnym, który w przypadku wątpliwości nakazuje uważać związek za ważny, dopóki nie udowodni się czegoś przeciwnego’’.
Kasper najwyraźniej warunki wyznaczone przez Kosciół uważa za niewystarczające.
W istocie nie przekazuje nam on całej prawdy. Bowiem postulat wprowadzenia jakiejś wyjątkowości wynika nie z zarzutów wobec sądownictwa kościelnego, ale ze świadomości, że wiele małżeństw, które zostały rozwiązane w postępowaniu cywilnym, nie ma szansy uzyskania orzeczenia nieważności sakramentu, gdyż w świetle wymogów kanonicznych są to małżeństwa zawarte w sposób ważny. Kasper widzi zaś potrzebę stworzenia dla takich osób swoistego „wyjścia awaryjnego”.
Zapewne, sugerowana ewentualność braku dostatecznego zrozumienia kanonicznych wymogów sakramentu w przypadku niektórych narzeczonych jest wskazaniem do położenia większego nacisku na duszpasterstwo przedmałżeńskie, jednak próba przyjęcia tak nieprecyzyjnych przesłanek jako dodatkowego warunku do uznania nieważności sakramentu brzmi niczym zachęta do „kościelnych rozwodów”.
Odwołajmy się raz jeszcze do niezwykłej przenikliwości wypowiedzi „Mozarta teologii”, papieża Benedykta XVI:
„Należy unikać odwoływania się do pseudoduszpasterskiej argumentacji, która sytuuje sprawy na płaszczyźnie czysto horyzontalnej, gdzie liczy się tylko to, co zadowala subiektywne oczekiwania: aby za wszelką cenę otrzymać stwierdzenie nieważności . Głównym celem jest tu bowiem przezwyciężenie przeszkód w przyjmowaniu sakramentów Pojednania i Eucharystii. Najwyższe dobro, jakim jest przystąpienie, po sakramentalnym pojednaniu, do eucharystycznej Komunii wymaga tymczasem wzięcia pod uwagę autentycznego dobra osób, nierozerwalnie złączonego z prawdą ich sytuacji kanonicznej. Byłoby fałszywym dobrem, a także wielkim brakiem sprawiedliwości i miłości, szykowanie im drogi do przyjęcia sakramentów przy ryzyku pozostawania w obiektywnej sprzeczności z prawdą ich osobistej sytuacji życiowej.”
Słowa Benedykta XVI dotyczyły orzecznictwa sądów kościelnych, jednak treść tej wypowiedzi w sposób oczywisty znajduje zastosowanie do omawianych tu poglądów Kaspera.
Kardynałowi Kasperowi nie chodzi zatem o postępowanie faktycznie zgodne z prawem kanonicznym, ale o stworzenie dodatkowej, można przypuszczać, iż- ze względu na trudności weryfikacyjne- bardzo szeroko otwartej „furtki’’ dla uzyskania nieważności Sakramentu małżeństwa. Widzimy zatem, że nadużycia w sadownictwie kościelnym nie są bolączką Kaspera, gdyż chciałby on stworzyć szerokie pole do kolejnych. Nie można potraktować takiego przejawu hipokryzji inaczej niż chęci uderzenia w Sakrament małżeństwa jako taki.
Ponieważ kardynał Kasper coraz niebezpieczniej brnie w bliskość koncepcji Lutra trzeba zauważyć, że to właśnie Luter odrzucił zasadność małżeństwa jako sakramentu.
Z uwagi na niepokojącą bliskość pomysłów Kaspera z twórcą reformacyjnego odszczepienia w dalszej części tekstu powrócimy do tej zastanawiającej kompatybilności.
Należy się całkowicie zgodzić, iż miłosierdzie nie wyklucza sprawiedliwości, ale z tego warunku wstępnego nie dojdzie się do wspólnych uzgodnień wyciągając fałszywe wnioski. Miłosierdzie nie jest drogą na skróty i jego stosowanie posiada konkretne odniesienia w całej historii zbawienia, nie jest zaś do weryfikowalnego zastosowania w metaforycznym i wieloznacznym ujęciu Kaspera: „duszpasterstwo i miłosierdzie nie przeciwstawiają się sprawiedliwości, ale, by tak rzec, są najwyższą sprawiedliwością (…)”
Ponadto, jak wielokrotnie podkreślał Benedykt XVI , „zarówno sprawiedliwość, jak i miłość, muszą rozwijać się w stałym odniesieniu do prawdy”.
Takie, mało konkretnie zdefiniowane pojęcie miłosierdzia, jakie proponuje Kasper, musi uznać nadrzędność dowodów Bożego dzieła. Bóg nie okazał człowiekowi miłosierdzia zbawczego aktu łatwą drogą pominięcia Bożej sprawiedliwości.
Także ogrom łaski miłosierdzia Bożego okazany Matce Najświętszej nie stanowił „taniej łaski z wyprzedaży”. Boże miłosierdzie kosztowało wiele, jak mówi Św. Paweł – „za wielką bowiem cenę zostaliśmy nabyci”. To, co kosztowało tak niewyobrażalnie dużo musi być otaczane najwyższą czcią.
Nie wolno grzeszyć zuchwale w nadziei miłosierdzia Bożego ( jeden z grzechów przeciwko Duchowi Świętemu),gdyż w takiej perspektywie Bóg jest traktowany instrumentalnie jako Ten, Który zaledwie zatwierdza nasze postępowanie, a każdy nasz grzech i tak zostanie wymazany przez miłosierdzie, które nie jest już łaską, lecz tym, co się nam "należy".
Zostaliśmy powołani, aby z grzechem walczyć, a po każdym upadku podnosić się w akcie nawrócenia.Kasper proponuje natomiast odpuszczenie grzechów z jednoczesnym wyborem trwania w nich. Jest to zuchwałość ubezwłasnowolnienia Boga, „skazywanego” wówczas na „wypłatę należności" miłosierdzia, które się nam bezwzględnie, właśnie „należy.’’
Mamy zatem do czynienia, nie tylko z podważeniem Sakramentu małżeństwa, ale dokonuje się cios w sakrament kolejny, którym jest Sakrament pokuty i pojednania, sprowadzony- w ujęciu Kaspera- do roli instytucji automatycznej akceptacji skłonności do grzechów, wyboru grzesznego status quo, łamania zasad Dekalogu.
Sakrament spowiedzi świętej zostaje pozbawiony godności dotychczasowych atrybutów, którymi są żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, zadośćuczynienie Panu Bogu i ludziom za wyrządzone zło. W takiej sytuacji trwanie Sakramentu pokuty w dotychczasowym kształcie całkowicie traci znaczenie, można zatem przypuszczać, iż kolejnym etapem byłby postulat zastąpienia go jakąś formułą ogólnego, zbiorowego aktu pseudooczyszczenia.
Błędem jest zatem postrzeganie propozycji Kaspera li tylko jako liberalizacji dyscypliny sakramentalnej, gdyż logiczna konsekwencja ich przyjęcia musi oznaczać zmianę doktryny na temat małżeństwa, sakramentów i Dekalogu w ogóle.
W niedawno udzielonym wywiadzie, ostrzega przed tym kardynał Raymond Leo Burke:
„Mówi się wtedy, że w pewnych przypadkach cudzołóstwo jest dozwolone, a nawet dobre, jeżeli ludzie mogą żyć w cudzołóstwie i wciąż otrzymywać sakramenty.
To bardzo poważna sprawa, i katolicy muszą naciskać, by dyscyplina Kościoła nie została zmieniona w sposób, który w istocie osłabi nasze nauczanie na temat jednej z najbardziej fundamentalnych prawd, prawdy o małżeństwie i rodzinie”
Zatem Kasper nie prezentuje prawdy, ani odnośnie do intencji, ani możliwych konsekwencji akceptacji jego postulatów.
Odwołajmy się teraz do – ze względu na wagę wypowiedzianych kwestii – dłuższego cytatu z przemówienia kardynała Kaspera :
„Druga sytuacja. Błędem byłoby szukać rozwiązania problemu tylko na drodze swobodnego poluzowania procedury stwierdzania nieważności małżeństwa. Powstałoby niebezpieczne wrażenie, że Kościół nieuczciwie zabiera się za udzielanie czegoś, co w rzeczywistości jest rozwodem. Wielu rozwiedzionych nie pragnie takiego stwierdzenia nieważności. Mówią: żyliśmy razem, mieliśmy dzieci, to rzeczywistość, której nie można uznać za niebyłą z powodu nieraz tylko jakiegoś braku formy kanonicznej przy zawieraniu pierwszego małżeństwa. Dlatego musimy uwzględnić także trudniejszy przypadek ważnego i skonsumowanego małżeństwa ludzi ochrzczonych, w którym wspólnota życia małżeńskiego uległa niemożliwemu do naprawienia rozbiciu, po czym jedno albo oboje małżonkowie wstąpili w drugi, cywilny związek małżeński.(…)
Wskazówkę dała nam już w 1994 r. Kongregacja ds. nauki wiary, kiedy orzekła (a Benedykt XVI podtrzymał to podczas światowego spotkania rodzin w Mediolanie w 2012 r.), że osoby rozwiedzione w ponownych związkach nie mogą otrzymywać komunii sakramentalnej, ale mogą otrzymywać tę duchową.
Ale to budzi szereg pytań. W rzeczy samej ten, komu zostaje udzielona komunia duchowa, staje się jednością z Jezusem Chrystusem; czy to możliwe, żeby zarazem łamał przykazanie Chrystusa? Dlaczego więc nie może otrzymać komunii sakramentalnej? Jeśli wykluczymy z sakramentów rozwiedzionych chrześcijan w nowych związkach, którzy są gotowi do nich przystąpić, i odeślemy ich na drogę zbawienia pozasakramentalnego – czy nie podajemy w wątpliwość fundamentalnej struktury sakramentalnej Kościoła?
Niektórzy twierdzą, że właśnie nie uczestniczenie w komunii jest znakiem sakralności sakramentu. W odpowiedzi można zadać pytanie: czy nie jest to aby akt instrumentalizacji osoby cierpiącej, proszącej o pomoc, jeśli uczynimy z niej znak i ostrzeżenie dla innych? Pozwalamy jej sakramentalnie umrzeć z głodu, aby inni przeżyli?
Kościół najdawniejszych czasów daje nam wskazówkę, przydatną w rozwiązaniu tego dylematu, wspominał już o niej profesor Joseph Ratzinger w 1972 r. Kościół bardzo wcześnie doświadczył, że między chrześcijanami zdarza się nawet apostazja. Podczas prześladowań niektórzy słabsi chrześcijanie zapierali się chrztu. Dla owych łapsi Kościół wdrożył kanonicznie pokutną praktykę drugiego chrztu nie z wody, lecz z łez pokuty. Po tym, jak jego łódź zatonęła w grzechu, rozbitek dostawał nie następną łódź, ale deskę, której mógł się uczepić dla ratunku. (…)
Analogicznie także pośród chrześcijan zdarzała się zatwardziałość serca oraz przypadki cudzołóstwa wraz z będącymi ich konsekwencją drugimi związkami quasi-małżeńskimi. Ojcowie Kościoła nie udzielali jednogłośnej odpowiedzi. Pewne jest jednak, że w poszczególnych kościołach lokalnych funkcjonowało zwyczajowe prawo na podstawie którego chrześcijanie trwający w drugim związku (mimo że pierwszy partner był wciąż przy życiu), po okresie pokuty mieli do dyspozycji nie drugą łódź, nie drugie małżeństwo, ale poprzez uczestnictwo w komunii deskę ratunku.(…)
Ojcowie owi byli gotowi, z racji duszpasterskich, w celu „niedopuszczenia, by stało się coś gorszego”, tolerować to, co samo w sobie jest niemożliwe do zaakceptowania. Istniała więc praktyka duszpasterska tolerancji, łaski i odpuszczenia(…)
Ale od samego początku jest jasne, że Kościół ciągle szukał drogi poza rygoryzmem i permisywizmem, odwołując się w tym do władzy łączenia i rozłączania, powierzonej przez Pana. W Credo wyznajemy credo in remissionem peccatorum [wierzę w odpuszczenie grzechów]. A to oznacza: dla tego, kto się nawrócił, zawsze możliwe jest wybaczenie. Skoro jest dla zabójcy, to i dla cudzołożnika. A zatem pokuta i sakrament pokuty były drogą wiążącą oba aspekty: przywiązanie do Słowa Pańskiego oraz do nieskończonego miłosierdzia Bożego. W tym sensie miłosierdzie Boże nie było i nie jest tanią łaską, która zwalnia człowieka od nawrócenia się. I odwrotnie: sakramenty nie stanowią nagrody za dobre zachowanie albo dla elity, z pominięciem tych, którzy ich najbardziej potrzebują. Miłosierdzie odpowiada wierności Boga w jego miłości do grzeszników – jesteśmy nimi wszyscy – której wszyscy potrzebujemy.”
Już w pierwszym akapicie tej części przemówienia Kasper przyznaje, że chodzi o sytuacje, w których sąd kościelny nie mógłby orzec nieważności Sakramentu. Sprawa jest zatem oczywista; skoro u samych małżonków występuje poczucie, że ich małżeństwo jest kanonicznie ważne, a mimo to rozstali się i następnie zawarli ( oboje lub jedno) związek niesakramentalny, zatem logiczny jest wniosek, iż propozycja „legalizacji” związku cudzołożnego poprzez dopuszczenie cudzołożników do Komunii świętej jest de facto podważeniem rangi samego Sakramentu małżeństwa.
Skoro uważamy akt sakramentalny za zawarty w sposób ważny, a jednocześnie odrzucamy ( więc lekceważymy) wszystkie tego konsekwencje, podważamy jego rangę. Nie znajdujemy przecież podstaw do stwierdzenia, iż nie zostały dotrzymane wymogi ważności sakramentu w akcie jego przyjęcia, lecz zlekceważyliśmy i odrzuciliśmy wierność przysiędze sakramentalnej,zatem i samemu sakramentowi.
O ile dążenie do udowodnienia, iż małżeństwo nie zostało zawarte w sposób ważny nie stanowi – jeśli polega na prawdzie i zawiera się w ścisłych ramach warunków wyznaczonych przez Kościół- deprecjacji sakramentu, lecz uznanie jego wyjątkowości i rangi, to odrzucenie konsekwencji sakramentu udzielonego w sposób wiążący jest jego znieważeniem.
W myśl poglądów Kaspera, choćby usilnie usiłował je maskować, Sakrament małżeństwa przestaje być wyróżnikiem małżeństwa katolickiego w stosunku do niesakramentalnych związków cywilnych. W ten sposób kreuje się relatywizm w samym centrum Kościoła; sakrament przestaje być jedyną drogą nawet dla katolików, a staje się jedną z możliwych opcji, gdyż można zawrzeć związek sakramentalny, ale można go też odrzucić, następnie zawrzeć związek niesakramentalny i dostępować łaski wszystkich pozostałych sakramentów. Jeden z sakramentów zostaje podeptany i porzucony, lecz to Kościół powinien zmodyfikować swoje nauczanie tak, aby, dostosować je do grzechu wiarołomstwa i cudzołóstwa.
Małżeństwo zostaje zawarte w sposób ważny, często przynosi owoc potomstwa, a potem wskutek takich, czy innych trudności, nierzadko na skutek grzechu, małżonkowie łamią swoją przysięgę, a Kościół ma im dopomóc w utwierdzeniu grzesznego statusu nowych związków.
Jakie znaczenie pozostanie wówczas atrybutem Sakramentu małżeństwa, jego przysięgi wypowiedzianej w obliczu Pana i usankcjonowanej autorytetem Kościoła Świętego ?
Jaki autorytet miałby zachować Kościół, z jednej strony przestrzegający – „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela’’-, lecz z drugiej strony stwarzający możliwości wiarołomstwa bez kanonicznych konsekwencji ?
W takim wydaniu gubi swą rangę sakrament, nie zachowuje autorytetu Kościół, a sama treść przysięgi sakramentalnej zostaje opatrzona znakiem zapytania. Nietrudno w takiej celebrze wyobrazić sobie kapłana, który wypowiadając słowa przestrogi przed zerwaniem małżeńskiego węzła wykonuje znak mrugnięcia okiem.
Kasper dąży do zrównania małżeństwa sakramentalnego ze związkiem cywilnym zmajstrowanym na - moralnie nie do przyjęcia – trwałym nieposłuszeństwie wobec szóstego przykazania Dekalogu.
Szatan zawsze celował w rozbijaniu małżeńskiej wierności, w podsuwaniu w zastępstwie prawdy, jej falsyfikatu, lecz teraz usiłuje wykorzystać kazus związków niesakramentalnych do uderzenia w nauczanie Kościoła, a właściwie do skierowania nauczania w kierunku odstępstwa od nauczania Chrystusa.
Nie mamy tu do czynienia z uderzeniem wyłącznie w jeden ze świętych sakramentów, gdyż uderzenie w jeden powoduje efekt „pękniętej tamy’’.
Postulaty Kaspera rodzą szereg pytań natury teologicznej i praktycznej zarazem.
Wróćmy do aspektu Sakramentu pokuty i pojednania. Jak w przypadku osób, o których mowa, kardynał Kasper wyobraża sobie praktykę tego sakramentu? Rozwodnicy w nowych związkach popełniający grzech cudzołóstwa mieliby przystępować do sakramentu spowiedzi i miałby ich nie dotyczyć, ani wymóg skruchy, ani mocne postanowienie poprawy, nie mówiąc już o zadośćuczynieniu Panu Bogu i ludziom ( w wielu wypadkach drugi współmałżonek może być osobą opuszczoną, a po tym fakcie pozostawać w czystości)?
Jak zatem miałby wyglądać i jakie mieć znaczenie akt odpuszczenia grzechów ? Jak można nie przewidywać fatalnych wprost skutków zamętu powodowanego przez relatywne traktowanie tego samego grzechu w zależności od osoby i sytuacji? Grzech cudzołóstwa w przypadku kawalera, czy panny miałby nadal stanowić ciężki występek, tak samo, jak grzech zdradzającego męża, czy zdradzającej żony, lecz ten sam grzech byłby uznany za mało istotny z powodu dokonania zdrady na tyle definitywnej, że zakończonej zawarciem związku niesakramentalnego? Czy może notoryczność cudzołóstwa miałaby decydować, że przestaje ono być grzechem?
Gdy penitent wyraża żal za grzech małżeńskiej zdrady, pragnie poprawy i jest gotowy do zadośćuczynienia, to mamy do czynienia z grzechem, ale w sytuacji związku niesakramentalnego, gdy cudzołożnicy nie uznają swego grzechu, więc nie deklarują poprawy, wówczas spowiednik winien uznać, iż w takiej sytuacji nie mamy do czynienia z grzechem?
Poza skrajnym relatywizmem występuje tu także ewidentna niesprawiedliwość.
Kasper proponuje przyjęcie przez Kościół wykładni, iż to prawo cywilne decyduje o tym, czy grzech jest grzechem, a w konsekwencji to usankcjonowanie związku przez urząd państwowy byłoby wiążące dla Kościoła przy dopuszczeniu lub nie, rozwodników w nowych związkach do Komunii świętej. Taki pogląd sytuuje doktrynę wiary w podrzędnej roli w stosunku do prawa cywilnego.
Pewna doza szyderczej złośliwości podpowiada sugestię, iż taki pomysł mógł zrodzić się tylko w Kościele niemieckim.
Wkraczamy w ten sposób na równię pochyłą relatywizmu ocen moralnych. Nie ma już prawdy obiektywnej; czyn jest grzechem, gdy tak uważamy, przestaje nim być w sytuacji odwrotnej.Jest to jakby wyjęcie grzechu ciężkiego z katalogu grzechów na podstawie subiektywizmu oceny.
To w istocie próba decydującego uderzenia także w Sakrament pokuty. Zakwestionowanie warunków spowiedzi i odpuszczenia grzechów.
Sakrament pokuty nie jest po to, aby dokonywać akceptacji grzesznej sytuacji życiowej. Ma wyzwalać od grzechów, a nie utwierdzać w nich oraz być zachętą do świętokradztwa.
Przychodzimy do konfesjonału, bo nie zgadzamy się na nasz obraz sprzed spowiedzi, chcemy ten obraz siebie samego zmienić, chcemy dążyć do wyzbycia się grzesznych przyzwyczajeń, po prostu chcemy być inni niż przed przystąpieniem do Sakramentem pokuty. Pragniemy pojednać się z Bogiem, wrócić do Niego po okresie odstępstwa.
Czy deklarując dalsze i permanentne łamanie Bożych przykazań, naprawdę wyrażamy szczerą intencję pojednania z Bogiem?
Powrót do Pana odbywa się zawsze na Jego warunkach, bo to one pozostają najdoskonalsze. Kasper proponuje całkowite odwrócenie. Chce, aby nawrócenie i pojednanie odbywało się na warunkach grzesznika.
To już nie tylko błąd, to ciężki grzech uzurpacji i kolejny dowód, iż niemiecki Kardynał skłania się ku herezji.
Kolejnym aspektem, który należy podnieść jest podważenie świętości Komunii, sprowadzenie jej do formalizmu obrzędowości, podczas, gdy mamy do czynienia z Największą Świętością Kościoła, z Ciałem Pana. Warunkiem przystąpienia do Eucharystii jest pragnienie nawrócenia, a Kasper chce, aby odrzucić taki wymóg.
Wydarzenie wyrzucenia przekupniów ze świątyni jerozolimskiej stanowiło nie tylko przejaw żarliwości Jezusa o dom Boży rozumiany wyłącznie jako miejsce kultu.To w istocie nakaz poszanowania przynależnego Bogu sacrum. Gorliwość Jezusa jest zarazem wskazaniem dbałości o poszanowanie świętości. Nie same mury stanowią o świętości, ale Ten, Który jest w nich obecny w Swych świętych sakramentach.
Przywołajmy słowa niedawnej homilii papieża Franciszka:
„Nie możemy więc łudzić się, że wchodząc do domu Pańskiego «przykryjemy» modlitwami i pobożnymi praktykami zachowania sprzeczne z wymogami sprawiedliwości, uczciwości i miłości bliźniego. Nie możemy zastąpić aktami «czci religijnej» tego, co należy się bliźniemu, odwlekając prawdziwe nawrócenie. Kult, celebracje liturgiczne są szczególnym miejscem słuchania głosu Pana, który prowadzi drogami sprawiedliwości i chrześcijańskiej doskonałości. Chodzi o przejście drogi nawrócenia i pokuty, by usunąć z naszego życia śmiecie grzechu, tak jak to zrobił Jezus, oczyszczając świątynię z małostkowych działań”.
Słowa Papieża nie pozostawiają wątpliwości; nie sama „pobożna’’ praktyka, akty „czci religijnej’’, celebra, ale przejście drogi nawrócenia i pokuty, których kwintesencję musi stanowić usunięcie z życia „śmieci grzechu.’’
W innych słowach, lecz tę samą Prawdę przekazuje nam Jezus:
„Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.”(MT 7,21).
Kardynał Kasper mówi natomiast coś zupełnie przeciwnego. W myśl jego zwodniczej teorii wystarczy mówić: „Panie, Panie!”
W heretyckim ujęciu Kaspera samo nawrócenie traci na znaczeniu, pełnienie woli Bożej w wierności Jego prawu schodzi na plan dalszy, może nawet całkowicie znika z pola widzenia, ważne jest uzyskanie "prawa" pełni udziału w Eucharystii. Kasper we wcześniejszych fragmentach swego przemówienia powoływał się na „ducha”, a przecież widać wyraźnie, że dokonuje semantycznego zafałszowania, ewidentnie chodzi mu o nadrzędność, nawet wyłączność „litery”.
W jakim kierunku poprowadzić duszpasterską praktykę w odniesieniu do Sakramentu pokuty i Komunii świętej, w sytuacji pokazania wiernym, iż Kościół aprobuje przystępowanie do tych sakramentów osób tkwiących w grzechu ciężkim?
Wygląda na to, że pojęcie zgorszenia, obecne przecież w słowach naszego Pana, zostało z „teologii Kaspera” usunięte.
Kasper proponuje zatem profanację świętości, stając tym samym w szeregu przekupniów, których Jezus wypędził ze świątyni.
Zgoda na subiektywizm w ocenie grzechów byłaby podważeniem zasad podarowanych nam przez Boga. Nie ma więc wątpliwości, że jest to próba uderzenia w same podstawy, która może przynieść opłakane skutki. Była tu mowa o dwóch sakramentach, ale ostrze błędnej nauki skierowane jest przecież w Dekalog i jednoznaczność Chrystusowego nauczania.Jest to więc uderzenie w całość nauczania, we wszystkie sakramenty, w fundament Kościoła świętego i w jego wiernych .
Jest zupełnie oczywiste, iż- w przypadku powodzenia- byłby to przyczółek do uderzenia także w Sakrament kapłaństwa. Nie jest to jednak temat tego tekstu.
Nie może być złudzeń: mamy do czynienia z herezją, nieco zawoalowaną we wstępie wprowadzającym do końcowych postulatów, lecz już w nich samych ujawnioną w sposób niebudzący wątpliwości.
Kasper przywołuje kazus komunii duchowej, wnioskując następnie, iż logicznym jej następstwem powinno być dopuszczenie rozwodników w nowych związkach do Sakramentu Eucharystii. Kolejnym błędem doktrynalnym – wydaje się, że zamierzonym – jest utożsamienie, zrównanie komunii duchowej z Eucharystią : „W rzeczy samej ten, komu zostaje udzielona komunia duchowa, staje się jednością z Jezusem Chrystusem; czy to możliwe, żeby zarazem łamał przykazanie Chrystusa? Dlaczego więc nie może otrzymać komunii sakramentalnej?”
Komunia duchowa nie jest jednym z sakramentów. Nie może zatem być tożsama z przyjęciem Ciała Pana, gdyby tak było mielibyśmy do czynienia z niedopuszczalnym dublowaniem Sakramentu Eucharystii, a i cała dywagacja Kaspera byłaby bezprzedmiotowa. Sakramenty zostały nam podarowane przez Chrystusa, komunia duchowa nie jest więc jednym z nich. Kasper musi o tym wiedzieć, dlatego trzeba stwierdzić, iż po raz kolejny dopuszcza się manipulacji.
Wykorzystuje ten gest miłosierdzia Kościoła względem osób w związkach niesakramentalnych jako pretekst do formułowania roszczeń dalej idących.
W tej sytuacji trzeba postawić pytanie: gdzie znajduje się kres uzurpacji grzechu?
Zło nigdy nie uznaje, iż osiągnęło już wszystko, co możliwe, Uległość wobec jego roszczeń powoduje kolejną, dalej idąca ofensywę uzurpacyjnych postulatów upudrowanych warstwą fałszywego miłosierdzia.
Komunia duchowa dla osób w związkach niesakramentalnych jest próbą wyjścia naprzeciw tym, którzy uznając swą niegodność ( właśnie dlatego, iż znajdują się w stanie łamania przykazań Chrystusa), a przez to wyrażając ogrom szacunku do Komunii sakramentalnej, nie mogą dostąpić jej łaski, a jednocześnie pragną zachować łączność z Kościołem i - choć niepełną – także z Chrystusem.Poprzez uznanie swej niegodności i pragnienie utrzymania więzi z Panem za pośrednictwem komunii duchowej, wykazują także zrozumienie, Czym w istocie jest Komunia sakramentalna.
Obrazowo rzecz ujmując, można stwierdzić, iż komunia duchowa jest rzuceniem koła ratunkowego tym, których w danym momencie nie można jeszcze wciągnąć na Łódź, lecz można podejmować próby ich ratunku utrzymując w pobliżu Łodzi, aby nie pogrążyli się w otchłani. Jest wskazaniem, że choć dyscyplina sakramentów musi nakładać pewne ograniczenia, to jednak Kościół pamięta i troszczy się o zbawienie tych, którzy nie dostąpili jeszcze łaski pełni nawrócenia. Kościół mówi tym samym, że ograniczenia to nie odrzucenie, ani tym bardziej potępienie.
Kasper stawia demagogiczne pytanie : „W rzeczy samej ten, komu zostaje udzielona komunia duchowa, staje się jednością z Jezusem Chrystusem; czy to możliwe, żeby zarazem łamał przykazanie Chrystusa?’’
Lecz w odpowiedzi należy postawić pytania jak najbardziej zasadne. Czy możliwe jest, aby się nawrócić, a jednocześnie podjąć decyzję trwania w grzechu ciężkim ?
Czy możliwe jest, aby Kościół szanując Boże przykazania głosił – „Nie cudzołóż !’’-,a zarazem cudzołóstwo aprobował ?
Czy możliwe jest szczere pojednanie z jednoczesnym deklarowaniem braku woli pojednania?
Wydaje się, jednak, iż te fundamentalne pytania dla „teologii Kaspera’’ nie stanowią problemu, skoro w jednym z wywiadów był on łaskaw ocenić , że pogląd zakładający, iż rozwodnicy w nowych związkach muszą żyć w czystości "jest grzeszny".
Nie cudzołóstwo jest już grzechem, grzechem stała się przestroga przed nim i zachęta do życia w czystości.
Oto nowy „duch czasu’’ i jego główny wyznawca – Walter Kasper, kardynał Kościoła katolickiego !
Kasper używa zapewne obrazowego, oddziałującego na uczucia, lecz zupełnie nieadekwatnego porównania, jakoby Kościół bez dopuszczenia do Eucharystii pozwalał na "umieranie z głodu” osobom pragnącym karmić się Ciałem Pana. Właśnie możliwość komunii duchowej jest gestem Kościoła wobec takich osób, zamiast odrzucenia jest miłosnym wyjściem im naprzeciw, próbą wzbudzenia takiego pragnienia karmienia się Najświętszym Sakramentem w sensie dosłownym, aby zaowocowało ono przemianą serca. Kościół nikogo nie potępia, lecz wskazuje drogę wyjścia z trudnej sytuacji, mówi, że dopóki żyjemy nie ma sytuacji nie do odwrócenia.
Kasper natomiast proponuje z jednej strony usypiającą sumienia aprobatę dla grzechu, jakby kompletnie obca była mu teologia piekła, a z drugiej strony jest to próba implantacji poniżającego pesymizmu : „jesteście zbyt słabi, aby przemienić swe życie, a Kościół może jedynie w odruchu litości zaaprobować wasz grzech, i tak naprawdę zrezygnować z zachęty do nawrócenia, gdyż i tak nie jesteście do tego zdolni.’’ To w istocie mówi Walter Kasper.
To zły przekaz. Może nawet trafniej byłoby powiedzieć, że to przekaz Złego. Jezus mówi nam coś zupełnie odwrotnego. Wzywa do aktywności nawrócenia, nie zaś do pasywności trwania w grzechu.
Kasper argumentuje, iż zawartego związku cywilnego nie da się niekiedy już zerwać bez spowodowania nowych win. Zrozumiałe jest, iż są to sytuacje niełatwe. Ale przecież zostały spowodowane drogą aktu wolnej woli, która na pewnym etapie życia podpowiedziała błędne rozwiązanie odrzucenia przykazań Bożych i Magisterium, a zamiast nich wybór drogi grzechu. Podążanie dalej tą drogą nie może rodzić dobrych owoców, choćby przez pryzmat ludzkiego widzenia wszystko wydawało się układać jak najlepiej. Za każdym jednak grzechem zawsze stoi w jakiejś perspektywie – bliższej lub dalszej – nieszczęście grzesznika oraz – ponieważ nie ma grzechów ściśle prywatnych, bez zgubnego oddziaływania na innych – także cierpienie innych.
Kasper używa określenia „bez spowodowania nowych win.’’ Ponownie należy zwrócić uwagę na używanie zafałszowującej frazeologii. Przyjęcie próby krzyża nie może powodować obiektywnej winy, choć może okazać się powodem cierpienia. Dla wierzącego nie istnieje jednak żadna wspólna płaszczyzna dla cierpienia podjętego w imię Chrystusa oraz dla cierpienia będącego skutkiem naszych grzechów. Tak, jak nie można poszukiwać równoważnika dla przysięgi wierności złożonej w obliczu Boga i w Jego Święte Imię, i zobowiązań, które są skutkiem niedotrzymania tamtej pierwotnie złożonej, prawomocnej przysięgi.
Trzeba pamiętać, że nawet odrzuciwszy grzech, pozostają jeszcze do poniesienia jego skutki.
„Skoro [wybaczenie] jest dla zabójcy, to i dla cudzołożnika” – słusznie zauważa Kasper, lecz ze zdania prawdziwego wyciąga fałszywy wniosek.
Na to demagogiczne ( ze względu na zakładany efekt) porównanie potrzebna jest dosadna odpowiedź. Kościół niczego innego nie pragnie niż nawrócenia grzesznika. Zarówno zabójcy, jak i cudzołożnika. Jednak Kasper proponuje wybaczenie dla cudzołożnika, który zapowiada trwanie w cudzołóstwie. Czy takiego samego aktu wybaczenia Kasper chciałby dla zabójcy, który zapowiada trwanie w zbrodniczym procederze?
Wybaczenie jest możliwe i wypełnia się tylko wówczas, gdy sumienie pragnie przemiany życia. Tak ! Wówczas, i tylko wówczas jest możliwe wybaczenie dla cudzołożnika. I także dla zabójcy.Trzeba pamiętać, iż nawrócony zabójca, pokornie niosący krzyż skutków swej zbrodni, jest -według nauczania- bliższy zbawienia niż zatwardziały grzesznik oddający się „tylko’’ cudzołóstwu.Nawrócenie jest jednak możliwe w każdej sytuacji i na każdym etapie egzystencjalnym,
Dopóki żyjemy mamy szansę na nawrócenie; nikt nie jest potępiony za życia.
Trzecia część tekstu zostanie opublikowana na NB w najbliższy wtorek, 17.03. w godzinach wieczornych.
http://tygodnik.onet.pl/wwwylacznie/przeczytaj-cale-przemowienie-kard-kaspera-ktore-wywolalo-burze-w-watykanie/xtrbr
http://www.fronda.pl/a/kard-burke-bronmy-malzenstwa-az-po-meczenstwo,48488.html
http://www.fronda.pl/a/kto-nie-chce-uznac-doktryny-niech-bedzie-poganinem,48485.html
http://www.fronda.pl/a/papiez-ostro-o-tych-katolikach-ktorzy-chodza-na-msze-sw-by-czuc-sie-w-porzadku,48382.html
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2996
Zresztą to kardynałowie niemieccy, o których mowa w tekście, często tak właśnie przedstawiają papieża Franciszka. To próba zyskania Jego przychylności, a zarazem ustawiania Go na pożądanej przez nich pozycji. Prawda okaże się inna.
Nikt z nas nie będzie bardziej papieski od Papieża :-)
Pozdrawiam Naszego Henry'ego
Kłamstwa Kaspera przeminą, niestety wielu zostanie zwiedzionych takim diabelskim "głaskaniem".
Serdecznie pozdrawiam.