Najcięższym grzechem ludzi czynu jest mieszanie porządków. W polityce, gdzie od dwustu lat dominują dwa nurty działania, ma to wymiar szczególnie istotny. Dwa są bowiem główne sposoby zdobywania władzy politycznej, pierwszy to masowa kampania promocyjna dla jakiejś idei, w którą może i chce uwierzyć jak największa liczba ludzi, drugi to po prostu terroryzm. Terroryzm rozumiany nie tylko jako akcja bezpośrednia, ale także terroryzm ideologiczny, taki jaki uprawiają na przykład ekologowie i geje.
W praktyce najskuteczniejsze jest połączenie tych sposobów, bo to gwarantuje większą skuteczność. Aby jednak zdobyć się na zastosowanie, tak pojedynczego sposobu jak i obydwu połączonych potrzebne jest pewne przygotowanie i predyspozycje. Co to znaczy? Z grubsza mniej więcej to, że człowiek występujący z programem ascezy i duchowego oraz fizycznego ubóstwa nie może wyglądać jak Ryszard Kalisz. To jest zagranie politycznie nieskuteczne, choć oczywiście próbować można.
Zwycięstwo komunistów w Rosji i poparcie jakie zdobyli na Zachodzie wśród ogłupiałej opinii publicznej, wynikało wprost ze stuletniej działalności publicystycznej filozofów i dziennikarzy głoszących wyższość porządku ziemskiego nad boskim. Jeśli to tego dołożymy rewolucję przemysłową i wpływ organizacji tajnych oraz rozbudowanej sieci policyjnych szpicli na nastroje społeczne to mamy znakomicie nawiezioną glebę, na której wyrosnąć może idea Lenina.
Towarzysz Lenin w udany sposób wykorzystał nastój panujący na świecie, dokładnie i bez pudła zanalizował mechanikę tego świata dostrzegając w nim to co najważniejsze, a odrzucając sprawy błahe, takie jak koronacje królów i cesarzy, przywiązanie mas do tronu i całą skomplikowaną symbolikę monarchii. Następnie zorganizował swoją bandę w oparciu o zimny terror i groźbę utraty życia. Potem wystarczyło już tylko rzucać bomby na zmianę z ulotkami. No i wziąć trochę pieniędzy od Niemców.
Wszyscy, którzy po nim przejmowali władzę musieli zachowywać się dokładnie w ten sam sposób zmieniając jedynie natężenie stosowanych środków. To znaczy nie zawsze należało towarzyszy likwidować, czasem wystarczyło ich postraszyć lub zadenuncjować. Dobrym sposobem na przywołanie do porządku w systemach brzydzących się przemocą stała się kompromitacja obyczajowa. I tak to się kręci do dziś.
Polska scena polityczna również próbuje sięgać do tej tradycji. Miast wykorzystywać pierwszy i jedyny w naszych okolicznościach skuteczny sposób czyli promocję idei ważnej dla nas wszystkich i skupiać wokół niej jak największą ilość osób, polscy politycy i ludzie za takowych się podający próbują organizować quasi terrorystyczne kółka wzajemnej adoracji. Taką jakąś masonerię dla ubogich, tyle że bez obietnicy bezpośredniego kontaktu z władcą ciemności, który załatwić może wszystkie skomplikowane i pozornie nierozwiązywalne sprawy.
Do wczoraj nie miałem niestety żadnych wiadomości na temat przebrzmiałego już nieco felietonu pana redaktora z GP, który prowadzi rubrykę zatytułowaną „Zyzio na koniu Hyziu”. Napisał on tam co następuje:
Piszę tylko dlatego, że sprawa ta pokazuje, iz powinniśmy być w "GP"bardziej szowinistyczni wobec róznych nowo nawróconych, nowo zradykalizowanych i nowo powstałych mediów chcących wpływać na nasz obóz. Do rządu dusz w nim powinnybyć dopuszczane wyłącznie osoby, które w czasie bardzo wielu lat działalności poddane były próbie i potrafiły oprzeć się pokusie przyspieszonej kariery. Np. w roli koncesjowanej opozycji. Rzecz jasna w tej hierarchii powinna istnieć pewna możliwość przyspieszonego awansu dla 20-parolatków, ale tylko tych, po których widać, że są nieprzemakalni na propagandę spoza naszej sympatycznej sekty. Tylko wtedy media/służby próbujące nas dezintegrować okażą się bezradne.
Celowo usunąłem w tego fragmentu wszystkie konkrety, nazwiska, nicki i pseudonimy, bo nie one są ważne. Ważny jest sposób w jaki pan Lisiewicz chce budować to co zwykle nazywa się „polską elitą” i jakich metod zamierza się chwycić by osiągnąć sukces. Zakładam bowiem, że ma on zamiar jakiś sukces osiągnąć.
Otóż, by zorganizować coś takiego, taką organizację wybranych, trzeba uznać za konieczne pewne warunki, które pan Lisiewicz lekceważy lub w ogóle ich nie zauważa. Nie można, na przykład, deklarując powyższe, prowadzić w tygodniku rubryki pod tytułem „Zyzio na koniu Hyziu” i deklarować się przy tym jako anarchista. Jeśli ktoś nie rozumie dlaczego niech przeanalizuje casus Kalisza z pierwszego akapitu. Po drugie; tworzenie organizacji zamkniętych opartych na ceremoniach inicjacyjnych, musi niestety odbywać się w warunkach ścisłej tajności. Jeśli pan Lisiewicz nie rozumie dlaczego to znaczy, że powinien pozostać przy tym swoim Hyziu i tego trzymać się z całych sił, równie mocno jak swojego anarchizmu. Po trzecie w końcu; wydawanie prasy politycznej ma w tym przedsięwzięciu sens jedynie wtedy, kiedy służy ona zmyleniu przeciwnika, a tego niestety nie widać w rytuałach uprawianych przez GP. To pismo mające jawny program i jako takie powinno działać w sposób wykluczające wszelkie tajne kluby i inicjacje oraz stowarzyszenia mędrców. Połączyć się tego nie da, ponieważ ludzie wokół GP skupieni nie będą jak Lenin uprawiać terroryzmu rzeczywistego i nie będą doń nawoływać. Pomieszanie więc tych porządków skończyć się może jedynie jakimś kolejny prawicowym kacem.
GP jako pismo powinno wystąpić z możliwie najatrakcyjniejszym programem ideowym wokół którego da się skupić jak największą ilość Polaków, ponieważ do Polaków ta gazeta jest adresowana oraz do sympatyków Polski. Pomijam świadomie nazwiska pomieszczone w tekście pana Lisiewicza, bo mam silne wrażenie, że były one jedynie pretekstem do zarysowania tej projekcji, którą autor chciałby uczynić powszechną i obowiązującą na prawicy.
Uważam, że tego rodzaju pomysły są szkodliwe, a program fałszywy i obliczony na klęskę. Przypuszczam także, że u podstaw takich i podobnych deklaracji leży szczupłość budżetu przeznaczonego na wierszówki, a nie jakieś ideowe, poważne i głębokie przemyślenia.
Z ciekawością jednakowoż czekam na nowy prawicowy dziennik mający się ukazać 9 września.
Wszystkich chciałbym oczywiście zaprosić na swoją stronę www.coryllus.pl, książki, które tam prezentujemy, adresowane są głównie do Polaków i ich sympatyków, co w dzisiejszych czasach zdarza się coraz rzadziej. Mają one, prócz wzruszeń, których niewątpliwie dostarczają, przekonać także czytelników, że warto i trzeba mówić o polskiej przeszłości i teraźniejszości w sposób oryginalny i daleki od przyjętych stereotypów. Zapraszam.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2023
„Zyziu na koniu Hyziu” - nijak nie mogę wpasować w politykę, raczej przyporządkowałbym do "Who is chu...". Wątpię, żeby Pan Lisiewicz miał ambicje kształtowania polskich elit, on je tylko obnaża. „Wiesz, jestem śmieciarzem, przerąbane trochę, bo rano trzeba wstawać. A ty? Profesorem?! To jak ty się czujesz z tymi kolegami na uczelni? Pytanie, gdzie smród większy” - to z „Zyziu na koniu Hyziu”. Może ma Pan inny sposób na oczyszczenie tych stajni Augiasza, niż "zaplanowane" bardziej szowinistyczne spojrzenie na "różnych nowo nawróconych, nowo zradykalizowanych i nowo powstałych mediów chcących wpływać na nasz obóz"? Tylko proszę nie pisać o "możliwie najatrakcyjniejszym programie ideowym", bo na taki stać jedynie PO (wszak trąbią o nim wszystkie media z wyjątkiem TV Trwam i GP).
Tego rodzaju epatowanie nie jest żadnym obnażaniem tylko tandetą, a i różne są kryteria atrakcyjności. Niekoniecznie trzeba się przywiązywać do tego co lansuje PO. Radzę wysilić wyobraźnię.
że to nie GP powinna wygenerować program ideowy dla prawicy, więc niech Pan będzie konsekwentny i nie miesza tym razem różnych bytów. To ani jej rola, ani jej możliwości. GP nie ma wielkiego wyboru. Zamknąć się w niszy "programów ideowych" dla prawicy i być czytaną przez garstkę już zdeklarowanych ideowo czytelników, czy pozyskać dla sprawy tych, którzy nie zajmują się polityką a sądzą o sobie, że potrafią patrzeć i myśleć niezależnie, nawet tych "kiboli". Wyobraźnia nie poparta doświadczeniem, może nas zaprowadzić na manowce. W swoim, dość długim już życiu widziałem niejedno i z "niejednego pieca chleb jadłem" i nie muszę wysilać wyobraźni . Jednym może nie starczyć wyobraźni na to co inni przeżyli (nie,nie jestem tak zadufany, żebym tak myślał o sobie).
Dlaczego taki mądry człowiek nie wyczuwa subtelnej ironii w tekście "lenina".? Zdumiewające... Proszę się udać do najbliższej bramy i wypić wino.
Polska potrzebuje nie atrakcyjnej idei a szubienicy tudzież głębokich lochów dla właściwych ludzi na początek.
By się podnieść z kolan. Pozdrawiam Pana.
Wypicie wina w bramie ma mnie wysubtelnić? Dziękuję, pozostanę przy swoim zdaniu. Dobrze pan wie, że ani szubienice zostaną zbudowane, ani lochy wykopane, niech więc pan z łaski swojej nie pieprzy.
To się mnie podoba
Inżynier K, członek PZPR był dyrektorem zakładu XXK w mieście K. Fakt autentyczny.
Zakład XXK odnosił na swoim poletku sukcesy, stosowane tam technologie umożliwiały eskport. Dodajmy, że chodzi o przemysł maszynowy, w szerszym tego pojęcia znaczeniu. Po nastaniu Solidarności na jaw wyszły żale, różne takie, podwładnych do dyrektora. Bo on, to złym dla ludzi był. Może i był. Za wypracowane przez zakład pieniądze wybudował przychodnię dla pracowników, zakładowy basen. Zakład miał swoje osiedle mieszkaniowe. Podwyżek nie dał tym, co chcieli, to podzielił los innych złych dyrektorów ( bo on to członkiem PZPR był) i został wywieziony na taczkach. Wkrótce po tym wylądował w szpitalu z zawałem i kilka ( kilkanaście? nie pamiętam, trochę czasu minęło) miesięcy pózniej zmarł. Synowie dyrektora K, w swoich fachach nieźle wykształceni faceci, wyjechali z Polski.
Mój Ojciec, z założenia bezpartyjny, powiedział: "... ogromnie go ( dyrektora) skrzywdzili i będą za to cierpieć." I cierpią. Na bezrobociu.
."... iz powinniśmy być w "GP"bardziej szowinistyczni wobec róznych nowo nawróconych, nowo zradykalizowanych i nowo powstałych mediów chcących wpływać na nasz obóz. Do rządu dusz w nim powinnybyć dopuszczane wyłącznie osoby, które w czasie bardzo wielu lat działalności poddane były próbie i potrafiły oprzeć się pokusie przyspieszonej kariery. Np. w roli koncesjowanej opozycji."
Cytowane powyżej zdanie niezwykle mnie ubawiło. Napisałam nawet komentarz trupio poważny. Nie opublikowałem, aby nie być frajerem, który daje bezpłatnie dobre rady cymbałom.