Przed chwilą w tefałenie pan redaktor Piasecki gościł pana prezydenta Wałęsę.
Bajali sobie o tym i owym, aż na dobre rozkręcony noblista oświadczył, że jakby było trzeba to on przy pomocy haubic zaprowadziłby w Europie porządek.
A mnie przypomniał się pan pułkownik Winek, który był szefem szkolenia wojskowego, jakie odbywałem na studiach na przełomie lat 60/70 w mojej Almae Matris Akademii górniczo – Hutniczej w Krakowie..
Przydzielono mnie wtedy do formacji artylerii przeciwpancernej, gdzie ledwie mówiący po polsku politrucy uczyli nas miłości do Związku Radzieckiego, zaś pułkownik Winek szkolił nas w strzelaniu z armaty, przepraszam haubicy 76 mm.
Przez cztery lata, w każdą środę, o godzinie siódmej rano budziłem sąsiadów waleniem w schody podbitymi ćwiekami wojskowymi buciorami, a na ulicy wprowadzałem w osłupienie przechodniów na widok długowłosego młodzieńca odzianego w wojskowy mundur, a dokładniej mówiąc, wpadającą na oczy furażerkę i wlokący się po ziemi o cztery numery za duży szynel z rękawami do połowy łydek, gdyż mundury wydawano bez przymiarki.
Pan pułkownik Winek uczył nas mozolnie kunsztu artyleryjskiego przez osiem semestrów i do dziś mi się śni obliczanie poprawki na wiatr i wideł bocznych.
Aż nadszedł dzień egzaminu praktycznego kiedy miałem oddać pierwszy i jak się okazało ostatni w moim życiu strzał z prawdziwej armaty.
Wywieźli nas na poligon do Orzysza.
Sądnego dnia, gdy na horyzoncie pojawiło się ciągnięte na linie tekturowe pudło w kształcie czołgu, pan pułkownik Winek wydał rozkaz:
Zza zalesionego wzgórza - koduję „ogórek” - naciera na nas pluton czołgów piątej kolumny Stanów Zjednoczonych! Ogłaszam gotowość bojową działonu pierwszego! Załoga! Odłamkowym! Przeciwpancernym! Cel! Pal!!!
I wtedy nastąpiła prawdziwa masakra.
Bo choć nam mówiono, że to działo głośno strzela nie mieliśmy pojęcia, że do tego stopnia. Jak to, przepraszam za wyrażenie pierdyknęło, byłem święcie przekonany, że mi wybuchł w rękach odbezpieczony zapasowy pocisk, który jako amunicyjny drugi, zgodnie z regulaminem, trzymałem oburącz w pozycji klęczącej. Bałem się otworzyć oczu. A jak się w końcu odważyłem, zobaczyłem coś, czego nie zapomnę do śmierci.
Podmuch porozrzucał załogę mojego działonu w promieniu kilkunastu metrów. Celowniczy leżał w trawie za armatą z rozkwaszonym łukiem brwiowym, z którego sikała krew na pół metra w górę, gdyż z wrażenia zapomniał o odrzucie i nie cofnął głowy.
Parę metrów dalej kiwał się w pozycji siedzącej przypominający żydowskiego płaczka kompletnie oszołomiony zamkowy.
Zaś amunicyjny pierwszy, któremu krew pociekła z ucha bo zapomniał otworzyć usta lewitował w pociesznych podskokach wokół działa wydając z siebie nieartykułowane dźwięki.
A spanikowany dowódca działonu schował się pod stojącym opodal transporterem opancerzonym.
Wtenczas, niczym nie zrażony pan pułkownik Winek obwieścił tubalnym barytonem:
Zadanie wykonane! Nieprzyjacielski czołg trafiony i zniszczony! Gratuluję wam żołnierze! Od tej chwili jesteście podoficerami!...
Przypuszczam, że od tamtego czasu niezbyt wiele się zmieniło w polskiej armii, więc może jednak nie wysyłajmy tych wojsk na Ukrainę, jak się marzy niektórym szaleńcom.
Starszy bombardier Krzysztof Pasierbiewicz
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 9199
"Histeria C.D.N. trwa 1(słownie jeden) tydzień i aż 5 dni-(trol ruski agent). A jaki odważny inaczej.Nie podoba się portal to - won na GW..."
----------------
Pragnę Panu przypomnieć, że niejaki C.D.N. podpisujący się jako J.W. to obłąkany na moim punkcie profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Jan Hertrich Woleński, w czasie komuny nad wyraz aktywny działacz Uczelnianej organizacji PZPR, bliski znajomy Adama Michnika, czołowy anty-lustrator środowiska akademickiego, pieszczoch salonu III RP, vice-prezydent Żydowskiego Stowarzyszenia B'nai B'rith, nagrodzony za całokształt najbardziej intratnym naukowym wyróżnieniem (dwieście tysięcy złotych na rękę) nazywanym polskim Noblem naukowym.
Rzeczony maniak dostał na moim punkcie pierdolca, po tym, jak go zdemaskowałem na blogu, na którym waruje w cyklu całodobowym. Mniej więcej od dwóch lat dostaję od niego codziennie, a czasem kilka razy dziennie prowokacyjne e-maile, na które nie odpowiadam. Mejle te przesyła do wiadomości wielu ludzi nauki i biznesu, co skutkuje tym, iż na UJ jest uważany za szaleńca.
I to by było na tyle.