O smutku, który się nam wydaje...

Dziwnie stałe uczucie nieuchronności losów świata i jego, już do końca spaczonej złem kondycji, towarzyszy mi praktycznie non stop, z małymi oddechami na chwilę jakichś prozaicznych zapomnień codzienności. Takie pauzy na oddech są, bo muszą być, gdyż nasza duchowość jest przecież naznaczona tą wieczną nadzieją. Dlatego całkowita rozpacz i totalne zwątpienie nie mają miejsca. Pomimo wielkiego przywiązania do tego świata ( jedynego jaki naprawdę znamy ), jest przecież właśnie to przeczucie innej rzeczywistości. Czasem nam się wydaje, że nam się to tylko wydaje, ale to nieprawda. Kolejny krok do przodu i kolejny oddech ulgi, chwila radości nowym dniem, to są te momenty, w których przeglądamy się w Oczach Boga...

Niektórzy to wiedzą, inni mniej, a jeszcze inni się śmieją. Tym ostatnim ja współczuję, gdyż na pewno okrutnie ciężko jest żyć w beznadziejnej pustce i świadomości nieuchronnego końca wszystkiego. W takim poczuciu, że życie raz źle przeżyte, czy też brak tzw. sukcesów, że to jest koniec wszystkiego, więc może lepiej umrzeć szybciej, by już nie było świadomości...?

Tylko że świadomości nie da się zabić, ona jest na zawsze. Tak więc błąd defetyzmu i niewiary popełniają ci, którzy – heh – nie wierzą.

Wyszło mi jakieś 'nad brzegiem morza, przy brzegu' z tego wywodu, ale może ktoś wie o co mi chodzi.

Mnie ostatnimi czasy bardzo często nachodzą nawet nie melancholie, ale jakiś taki poważny smutek związany z tym, że...Po co żyć...? Znak zapytania przy pytaniu, czy warto żyć, jest nie na miejscu.

A jednak coś tłucze się pod czaszką, co jakiś czas, nienazwane powraca to zapytanie – po co żyć? Nawet szczęśliwie, w takim świecie, który przecież już na dobre nie wyjdzie.

Mam takie obserwacje rzeczywistości i ludzi, które wiodą do wniosków niewesołych. Albo będziemy musieli przeżyć okres zupełnego triumfu zła na tym padole, albo tego okresu nie przeżyjemy. No i stąd zadumany smutek za tym, co kiedyś było być może lepsze, dające nadzieję, a co minęło. Smutek stąd, że jeszcze 20 lat temu nikt nie byłby w stanie przewidzieć tak piekielnych pandemoniów zła, jakie teraz mają miejsce. Jeszcze jakiś czas temu, nikomu do głowy by nie przyszło np. że dzieci będą oddawać w 'adopcję' obrzydliwym dewiantom, uczyć maluchy seksu w przedszkolach. Kto by pomyślał, że tak jawnie zwalczana będzie Polska i polskość, że zaczną w życie wprowadzać plan eksterminacji starszych ludzi i wielką emigrację na obczyznę. Kto by załapał kiedyś historie o jawnej pochwale zła, bezkarności komunistycznych zbrodniarzy w 'wolnej' Polsce, męczeniu patriotycznej młodzieży przez plemię polskojęzycznych renegatów. Komu by do bani przyszło, że Polska nie będzie mieć przemysłu, ani bankowości...?

Dziś rozmawiałem z koleżanką, która mi powiedziała że ma 10 złotych w kieszeni na 2 tygodnie, a perspektywa egzystencji w Polsce jawi się wynajmowaniem pokoi i pracy za grosze, tak by nigdy nie mieć na nic pieniędzy, poza najpodlejszą wegetacją...!

Ja to wszystko i tak wcześniej wiedziałem, natomiast zetknięcie z żywym przykładem, plus moja stała świadomość dominacji zła na świecie, wiodą znowu do tego świata lekceważenia, koncentracji na tym czego nie widać, co jest potem.

Ludzie na to patrzą, a ja nie chcę ukrywać, zresztą nie umiem...Po co mam ukrywać zamyślenie. Nikt tego nie rozumie, ja zaś gdy chcę, zagadam każdego...Tylko po co...?

Po co, skoro nikt nic nie zrozumie...? Nie wiem czy Wy to rozumiecie, co mi się w duszy telepie. Jeśli nie, trudno. Jestem przyzwyczajony

Nieważne jest jak długo będziemy żyć i jak bardzo będziemy 'szczęśliwi', tym 'szczęściem' pustego materializmu i dobrobytu. Nie jest ważne czy konflikt jaki nadchodzi pochłonie nas, czy przeżyjemy. To jest mniej ważne. Kluczowe jest to, czym żyjemy, a więc i to kim jesteśmy i jaka moc napędza nasze dni...? Wiara jest błogosławieństwem, które posiada niewielu, a większość ludzi musi się męczyć w walce z samymi sobą, czasem udawaniu, często upadkach. Niejednokrotnie żywa Prawda życia, dociera do człowieka dopiero po latach, często także w ogóle. Ludzie męczą się, szarpiąc ze swą własną małością. Nie wiedzą i nie widzą, Tego Co Jest Najważniejsze. Ci którzy widzą i czują muszą mieć bardzo wiele siły w sobie, by ustać na nogach w tym zawianym piekielnym huraganem świecie. Ja tej siły mam czasem więcej, często mniej. Upadam...od razu widząc jak bardzo warto jest wstać! To jest proces, mam nadzieję konstruktywny, niosący progres...Jakkolwiek, bardzo mocno zazdroszczę tym ludziom, którzy już twardo potrafią stać na nogach i patrzeć tylko w odległe, ale Najprawdziwsze Światło! Tak już bez wahań, walki ze złem w sobie, upadków i mozolnych wspinaczek na małe wzniesienia, będące małymi sukcesami naszych dusz w codziennych bataliach z milionami demonów, hulających po tym świecie.

Teraz niektórzy się śmieją, są rozbawieni. Wiem że tak jest. Inni się nudzą, szukają 'ciekawszego' felietonu w internecie...Wiem, to co piszę nie jest pasjonujące, ale musiałem poruszyć temat tego wielkiego smutku, jaki będzie we mnie zawsze, aż do końca dni, związanego z wnioskami obserwacji świata i siebie, innych. Chcę się tym smutkiem z Wami podzielić i chcę, by dla Was, w Was to tchnęło jednak trochę optymizmu! Byście wiedzieli, jak wiem i ja, że to jest normalne, bo życie to walka, a świat nie jest Niebem, rządzi nim zły. Chcę Wam napisać, że z tym smutkiem mamy wygrywać, bo jest on tylko złudzeniem, tak jak złudzeniem i próbą zarazem, jest ten świat.

Ułóżcie priorytety poprawnie. Radość jest wieczna, jak Wieczne Jest Królestwo Jego! :)

Smutek to pułapka diabła i zarazem szansa od Boga, byśmy pojęli cel i metę tej drogi. Wybieramy wolną wolą. Prawda jest trudniejsza. Łatwo jest się zatracić, trudniej stać w wartościach.

Niepojętego nie wytłumaczę, bo i sam nie wiem, ale czuję i wiem, co nie pozwala mi spać nocami, a co pozwala podnieść ze smutku...

Dni robią się dłuższe. Cykl trwa. Smutek i spleen przejdą w kwitnącą radość tego świata...Tylko się w niej też nie zatrać, bo zaraz cykl się powtórzy, pamiętaj.

Szczęście prawdziwe jest tylko po drugiej stronie...

Zasługuję...?

                                                                                                                                                                                                                                                          Optymista1930

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Janko Walski

27-01-2015 [00:08] - Janko Walski | Link:

Nie sądziłem, że doczytam do końca i to z rosnącą ciekawością. Chyba odnalazłem tu swoje ścieżki, pewnie nie tylko ja.  Dziękuję.

Obrazek użytkownika Ptr

27-01-2015 [00:56] - Ptr | Link:

Pesymizm wiedzie nas do wielu stwierdzeń, które same w sobie mogą być nieprawdziwe, ale oddają stan ducha. I w ten sposób rozumiem ten tekst.
Nienormalność, w jakiej żyjemy, jest jak choroba słabo leczona, bo nie wiadomo czym ją leczyć. Potrzebujemy silnego lekarstwa, prawdziwego, a to co mamy - sami w to nie wierzymy ,że zadziała. "Lekarze" bezradni, chyba chcą ,aby cud sam się stał - WSPANIAŁY SZPITAL CHORYCH LUDZI.
Potrzebujemy silnego, najlepszego leku. Trzeba go, ( na moje wyczucie i uczucie) wziąć jak wodę bezpośrednio z pierwszego najwyżej położonego jedynego najczystszego źródła.
ale nie z koryta i mętnego nurtu.
Jeszcze troche życia przed nami.

Obrazek użytkownika andzia

27-01-2015 [09:53] - andzia | Link:

Pewien Człowiek miał sen.Szedł po plaży przy boku Chrystusa.Ich stopy odciskały się na piasku pozostawiając podwójny szereg śladów.Człowiekowi przyszła myśl,że każdy z pozostawionych śladów odzwierciedla jeden dzień z jego życia.Zwrócił się w stronę śladów pozostawionych w oddali i spostrzegł,że w niektórych miejscach nie było dwóch śladów,ale tylko jeden.Zdziwił się,bo bo miejsca w których była tylko jedna para śladów,przedstawiały najsmutniejsze dni z jego życia.Dni strachu i niecierpliwości,dni egoizmu i smutku,dni doświadczeń i wątpliwości,dni niezrozumiałych i pełnych cierpienia.
Zwrócił się wtedy do Jezusa z tonem wyrzutu,dlaczego nie było Go przy nim w tamten najtrudniejszy dla niego czas,kiedy tak bardzo potrzebował Jego pomocy.
Na to Chrystus odpowiedział:
"Synu mój najukochańszy,nie pozostawiłem cię nawet przez najdrobniejszą chwilę.Pojedyńcze ślady, które widziałeś w najtrudniejszych chwilach swojego życia,były moimi śladami ...
W te ciężkie dni musiałem cię nieść w moich ramionach"

Wg.Bruno Ferrero z tomiku "Kółka na wodzie".
Polecam te "opowiadania dla ducha",jak nazywa je sam Autor.

Obrazek użytkownika ba.a

28-01-2015 [14:29] - ba.a | Link:

W poniedziałkowy wieczór /tfu..tvp1/ wyemitowała spektakl nakręcony przez BBC. "Konferencja w Wessen".
Po obejrzeniu ścieło mnie z nóg na kilka godzin.Już w trakcie oglądania,rzucała się w oczy analogia zjawisk jakie dzisiaj dzieją sie w Polsce,do tego jak przebiegały losy Żydów wtedy.Sposób w jaki tam konferowano i to co na niej stworzono wskazuje,że nasze losy,losy Polski,również na takiej konferencji zostały dopracowane.I to się właśnie zaczyna dziać.
Gdy ~5lat temu pojawiła się na portalach informacja,że przy wstępowaniu do UE padł warunek,"między Odrą a Bugiem zamieszkiwać może nie więcej jak 15 mln ludzi",reakcją były niemal same czerwone łapki.Dziś widać,że Polakom odbiera się życie na 100 różnych sposobów.Zagłada naszego narodu jest w realizacji.