Gdy Adam Mickiewicz napisał „Odę do młodości” miał 22 lata, członkostwo w dwóch organizacjach patriotyczno-politycznych i przekonanie, że siłami potężniejszymi od rozumu: miłością, młodzieńczym zapałem i entuzjazmem możliwe jest zburzenie starego świata. Ten żarliwy manifest idealizmu, który zapoczątkował romantyzm w Polsce, wykorzystywał oświeceniową wiarę w postęp ludzkości, dążenie do powszechnego szczęścia, jakobiński nakaz, że „gwałt niech się gwałtem odciska” i przekonanie o konieczności przebudowy martwego, samolubnego i gnuśnego świata poprzez zagrzewanie do czynu pod sztandarami równości i braterstwa wszystkich ludzi. Rok po wydaniu rewolucyjnej ody w pierwszym tomiku poezji Mickiewicza „Ballady i romanse”, po procesie filomatów, twórca apelu był już w areszcie, a za kilka lat jego adresaci mknęli w kibitkach na Syberię.
Obecni rewolucjoniści, choć dawno ukończyli już dwadzieścia lat, a często mają nawet siwe włosy, posługują się podobnym, idealistycznym hurra-patriotyzmem i dalekim od realizmu sposobem myślenia, według którego wszystko, co było wcześniej, trzeba obalić, zburzyć i zaorać, by na gruzach przeszłości stworzyć nowy świat, nową cywilizację, nową politykę z nowymi przywódcami, a najlepiej też z przystającym do ich wyobrażeń nowym społeczeństwem, a wszystko uszyte na miarę ich egoistycznych pragnień bycia guru – sumieniem Polaków. Tylko sporym kłopotem dla śledzących ich widowiskowy „patriotyzm szaleńczy”, którego finał wyznacza zwykle posterunek policji a później sąd, jest zbyt ogólnikowy przekaz, który na poziomie skandowanych na marszach haseł może wystarczać, zagrzewać do walki a nawet bitki, ale na poziomie walki o Polskę czy później nią rządzenia, jest sprzeczny z ich często artykułowanymi poglądami i działaniami. Dlatego jest niewiarygodny. Bo do bycia narodowcem nie wystarczy grill u Giertycha, przeczytanie jednej książki czy nawet napisanie takowej. Nie wystarczy slogan „Polacy boją się wolności”, którym próbują pokryć brak pomysłów, nie pomogą insynuacje wobec największej opozycyjnej partii. W obecnej sytuacji sama diagnoza i oskarżenia już nie wystarczają.
Trudno znaleźć Polaków, chyba tylko wśród ekipy rządzącej, którzy nie mają zastrzeżeń do organizacji i przeprowadzania wyborów w Polsce, także ostatnich, samorządowych, które kolejny raz potwierdziły najpełniej, bo w skali całego kraju, że państwo polskie nie działa, a demokracja jest hasłem, które można znaleźć jedynie w słowniku. Nic więc dziwnego, że łagodniej lub całkiem głośno, nie tylko wyborcy, ale i posłowie bez względu na przynależność partyjną, nie szczędzą słów krytyki odpowiedzialnym za wybory, żądając ich powtórzenia. Choć formalnie nie można im odmówić racji, to realnie, z takim samym organem ustawodawczym, organizacyjnym i kontrolnym, jest to postulat z gatunku idealistycznych, dający bezpodstawną wiarę, że będzie sprawnie, bezawaryjnie i demokratycznie. Bo wszystkie przesłanki temu przeczą. I nawet wymiana całej PKW nic tu nie da. Państwo polskie nie działa od przynajmniej siedmiu lat, mówią to głośno nie tylko Polacy, ale i prywatnie, po knajpach, rządowi ministrowie, więc metoda walki musi być racjonalna i przemyślana, by była skuteczna.
O co walczą więc „wieszczowie odnowy”, skoro procedury liczenia głosów nie gwarantują wiarygodności? Walczą metodami dawnych romantyków, choć uważają się za realistów i romantyzmem się brzydzą, każdy polski czyn zbrojny nazywają obłędem, a w sprawie ukraińskiego Majdanu i braterstwa z protestującymi mają jedyną radę – nie mieszać się, bo to żydowski spisek, który doprowadzi do tego, że Polska będzie musiała wjechać na Ukrainę jako uczestnik misji pokojowej. Czy walczą o demokrację? Też nie, bo nie są demokratami, więc mówiąc dziś o ugodzeniu w podstawy demokracji, mijają się ze swymi poglądami. Braun pisał: „Dla mnie przede wszystkim zawsze i niezmiennie: monarchia. (...) Demokracja jest przesądem, zespołem urojeń i uproszczeń nieopartych na empirii historycznej – to świecka pseudoreligia”. Identyczne poglądy wyznaje Janusz Korwin Mikke, który pojawił się pod siedzibą PKW, dał głos, błysnął muszką, zarzucił białym szalikiem i już go nie było. A Ruch Narodowy? Przeciwko czemu protestował? Przecież Rober Winnicki przeciwny jest demokracji konstytucyjnej, przedstawicielskiej, która charakteryzuje się wolnymi i uczciwymi wyborami, a ONR dopowiada: „Chociaż opowiadamy się przeciwko demokracji, jako ustrojowi totalitarnemu, gdzie większą władzę ma wielu tyranów, niż jednostka w innych systemach autorytarnych, to przejrzystość mechanizmów wyborczych będzie gwarantem samostanowienia Narodu w jego prawdziwym, aksjologicznym wymiarze”. Czyli kompletna degrengolada aksjologiczna w monarchistyczno-narodowym sosie.
Najpierw patriota z WSI-owego portalu NEon24, manifestant na zlecenie, pan Gienio Sendecki znalazł trupa na Marszu Niepodległości, później z krzyżem, biało-czerwoną flagą i z taczkami poszedł pod PKW robić rewolucję. „Wroga ręka” ukradła mu jednak nie tylko taczki, ale i butlę z gazem z namiotu pod sejmem, więc nie było, jak mówi, nawet „narodowej herbaty”. Za to później miał być narodowy majdan, którego, by było śmieszniej, organizatorzy są przeciwnikami, ale społeczeństwo nie dało się sprowokować, uznawszy pewnie, że tacy przywódcy jak JKM, Wipler czy Winnicki mało nadają się do ich reprezentowania. Trzeba więc było samemu pociągnąć ten wyreżyserowany teatrzyk tylko kilkoma aktorami, aż do przewidywanego finału. I choć nikt nie umniejsza szlachetnych intencji i bezkompromisowości, które kierowały organizatorami, metoda, którą wybrali, była błędna, emocjonalna, młodzieńcza, nieprzemyślana, a więc rozpętali wojenkę, którą wcześniej straszyli, nawołując do rewolucji, którą gardzą. Egzaltowani i często histerycznie reagujący reżyserzy kina akcji, którzy lubią grzać się w świetle kamer, nakręcili autorską zadymę, w którą wplątano nawet Krucjatę Różańcową.
Kolejnym błędem „romantycznych partyzantów”, a raczej zawodowych rewolucjonistrów, jest krytyka Prawa i Sprawiedliwości oraz prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Najpierw zapraszanie członków PiS, by przyszli z „posiłkami”, później okrzyki „PiS i PO – to samo zło”, członkowie PiS-u to tchórze, bo nie dołączyli do patriotów, więc nie zależy im na zmianach, w dodatku zbratali się z Millerem, a więc nie tylko socjaliści, ale i komuchy, mówiące tym samym głosem co „Fronda” i „Gazeta Wyborcza”, bo bronią „leśnych dziadków”. Ordynarna manipulacja, która wiele mówi o organizatorach i ich poplecznikach, którym, pod pozorem walki o demokrację, zależy na skłóceniu prawicy i ośmieszeniu członków największej partii opozycyjnej. Na szczęście Prawo i Sprawiedliwość wykazało więcej mądrości i nie dało się złapać w ten „patriotyczny kocioł”, który mógłby się skończyć delegalizacją partii. Więc może nie o protest wyborczy chodziło, tylko przemyślaną prowokację i ośmieszenie opozycji?
Opublikowano w "Warszawskiej Gazecie"
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7959
Takim ludziom zadufanym w sobie należy otwierać oczy, za co Panu serdecznie dziękuję i obiecuję wsparcie licząc na to samo. Serdecznie pozdrawiam
Bulowi gratulowali reelekcji zanim w ogóle został wybrany. Jaki problem znów wyrzucić na śmietnik głosy na kontr kandydata i dostawić 2 - 3 mln. krzyżyków ? Sitwie nikt się już chyba nie sprzeciwi, a pożyteczni idioci i przydupasy znów zaczną pisać: jaki ten PiS nieudolny, Polacy nic się nie stało, Kaczor musi odejść ... etc.