Pan Woyciechowski – jak uważam – wystąpił w roli „pistoletu do wynajęcia” – co wśród dziennikarzy nie jest rzadkością – więc jego udział w lustracji prof. Witolda Kieżuna pominę milczeniem. Natomiast status doktora habilitowanego historii Sławomira Cenckiewicza powinien zobowiązywać tak jak zobowiązuje szlachectwo.
Redaktor ks. Henryk Zieliński sformułował niedawno w „Salonie Dziennikarskim – Floriańska 3” przypuszczenie, iż w tej lustracji chodzi może nie tyle o atak na „ikonę Powstania Warszawskiego”, co o dyskredytację autora dogłębnej i udokumentowanej analizy procesu przedzierzgnięcia się PRL-u w III RP, którą profesor Witold Kieżun przedstawił w 2012 r. w publikacjach „Patologia transformacji” i „Drogi i bezdroża polskich przemian”.
Warto w tym miejscu przypomnieć fundamentalną zasadę komunistycznej bezpieki – „Od zniszczenia człowieka, skuteczniejsze jest zniszczenie jego wiarygodności!”
Kwestii współpracy z SB nie ma co wałkować – każdy może przejrzeć „teczkę pracy” itp. zawieszone na portalu „Do Rzeczy”. Zadziwia zaś zgoła nienaukowa pasja pana Cenckiewicza w poszukiwaniu „kompromatów” z życia zawodowego i naukowego profesora Kieżuna. Pan dr hab. formułuje przy tym oceny z dzisiejszego punktu widzenia ignorując realia lat powojennych, czym – jak uważam – sprzeniewierza się warsztatowi profesjonalnego historyka.
Tak jak po roku 1939 nie wszyscy Polacy i nie bez ustanku bili się z okupantami, tak samo po roku 1945 nie wszyscy zdecydowali się zostać Żołnierzami Wyklętymi, a przytłaczająca większość naszych rodaków starało się żyć i zakładać rodziny, podejmowali przy tym pracę taką, jaka była wtedy dostępna. Historyk powinien przy tym wiedzieć, że w czasach stalinowskich obowiązywał absolwentów wyższych uczelni nakaz pracy i nie podejmowali oni pracy z własnego wyboru tylko z nakazu właśnie.
W kręgu znajomych moich krewnych i powinowatych była pani, która po wojnie zrobiła karierę w NBP tylko z tego powodu, że była absolwentką SGH i znała doskonale języki francuski i angielski. Pan Kieżun, człowiek niewątpliwie inteligentny i zdolny, absolwent Uniwersytetu Jagielońskiego nie był więc wyjątkiem w tym banku. Uważam, że nie kompromituje go obejmowanie coraz wyższych stanowisk w NBP. Kompromitujące jest jednak czynienie z tego zrzutu przez historyka.
Groteskowe jest też czynienie przez Cenckiewica zarzutu panu Kieżunowi za to, że otrzymywał odznaczenia od władz. Taka była praktyka komunistyczna – zamiast płacić dodatkowo za wyróżniającą się pracę, obwieszano delikwentów świecidełkami. Najlepiej to widać po sowieckich gierojach, którym na ordery brakowało miejsca na piersiach.
Kompromituje też Cenckiewicza potępianie naukowca teorii organizacji i zarządzania za to, że w PRL-u zajmował się badaniem i analizą zarządzania w systemie socjalistycznym. Zachodni uczeni z pewnością doceniali tę pracę naukową, skoro zapraszali pana prof. Kieżuna na wykłady do swych uniwersytetów.
W tamtych czasach promotorzy i recenzenci wręcz zmuszali autorów prac naukowych do wtrącania w nie różnych cytatów „klasyków” socjalizmu. Anegdota z tamtych czasów głosi, że błaganadiożnyj referat o psychologii zaczyna się wstępem – „Lenin powiedział, ze psychika jest funkcją mózgu”...
W jednej z publikacji prof. Kieżuna z roku 1978, we fragmencie dotyczącym kontroli znalazł Cenckiewicz ze zgrozą zacytowaną myśl J. Stalina – „Najważniejszą rzeczą jest nie łapanie poszczególnych przestępców, lecz poznawanie rewidowanych instytucji, wnikliwe i poważne zapoznawanie się z nimi, poznawanie ich wad i zalet oraz posuwanie naprzód sprawy doskonalenia tych instytucji”. No i co z tego?...
Z tego co udało mi się zaobserwować w tej awanturze lustracyjnej najprzytomniej znalazł się portal „Nowa Konfederacja”. Bartłomiej Radziejowski przypomniał tam kredo amerykańskich dziennikarzy – „Zawsze skupiać się na problemie nie na osobie!” Zasadniczym problemem jest zaś sformułowana przez prof. Kieżuna teza o neokolonizacji Polski po 1989 r.
Z taką tezą można oczywiście się nie zgadzać. Jeśli jest ona niesłuszna, to trzeba z nią podjąć polemikę i udowodnić jej błędność. Niestety nie udało mi się zauważyć w przestrzeni nauki i polityki żadnej próby polemiki z prof. Kieżunem. Zamiast tego wzniecono awanturę, której istotnym elementem jest próba skompromitowania całego powojennego życia zawodowego i naukowego Witolda Kieżuna.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7953
Ci dla których fakt współpracy z SB przekreśla całkowicie prof. Kieżuna
oraz ci, którzy ten fakt próbują zakłamać.