Wczoraj w nocy oglądałem w TVN24 powtórkę programu „Fakty po faktach”.
Redaktor Katarzyna Kolenda-Zaleska rozmawiała z pułkownikiem Edmundem Klichem o zestrzeleniu malezyjskiego samolotu na Ukrainie.
Dziennikarka zapytała znanego eksperta, czy nie przepadną dowody tej zbrodni, skoro rosyjscy separatyści utrudniają dostęp do szczątków samolotu.
Pan pułkownik uspokoił Panią Katarzynę, że nie ma problemu, bo ślady zestrzelenia są stosunkowo trwałe pod warunkiem, że szczątki zestrzelonego samolotu nie zostaną gdzieś wywiezione.
Więc znów zaczęła mnie dręczyć myśl, dlaczego nam Rosja do tej pory nie oddała szczątków Tupolewa.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5036
To nie tak...
Oczywiście pan Klich mówi jak zwykle bzdury - to, co mu oczywiście w danym momencie pasuje.
Sytuacje są różne:
W Smoleńsku roztrzaskał się samolot. Zginęło 98 osób. Co było przyczyną? Nie wiadomo. Podobnie jak w Lockerbie. Dlatego trzeba pozbierać najmniejsze kawałeczki, wszystko przebadać i dojść do prawdy. Ruskie na to nie pozwalają, a Klich rżnie głupa.
W Doniecku, widać to dokładnie na dokumentach zarejestrowanych przez niezależne satelity, lecący na wysokości 10 km samolot, Boeing 777 został trafiony rakietą, wystrzeloną z ziemi, z systemu rakietowego "ziemia - powietrze" BUK, z obszaru, gdzie operują ukraińscy separatyści.
Samolot spadł i się roztrzaskał. Wszyscy zginęli. Zebranie szczątków ma tylko charakter prawno - dowodowy.
NIE PRZESĄDZA O PRZYCZYNIE TRAGEDII I O LUDZIACH, KTÓRZY TO DOKONALI.
Serdecznie pozdrawiam