Gwiazdka każdego kibica - mundialowy czar wspomnień

Raz na cztery lata nadchodzi czas, który dla każdego kibica jest świętem najprawdziwszym, piłkarską gwiazdką. Niczym dzieci tupiące niecierpliwie nóżką na myśl o bożonarodzeniowej gwiazdce, prezentach, choince - fani mundialu o rozpoczynającej się już jutro brazylijskiej imprezie mogą rozprawiać godzinami. Przewidywania, prognozy, typy, wielcy nieobecni, faworyci, czarny koń mistrzostw, gwiazdy. Oglądanie spotkań, które w normalnych okolicznościach dałyby tylko pretekst do porządnej drzemki wymieszane ze sportowymi thrillerami, poruszającymi serca, wywołującymi skrajne emocje, gniew i łzy! 

Miałem oryginalnie w tytule dać mężczyznę zamiast kibica, ale po pierwsze w czasach gender to trzeba uważać, a po drugie, ważniejsze - kibicowanie dziś faktycznie nie zna płci. Wśród tej piękniejszej strony często łatwiej znaleźć eksperta i entuzjastę, niż wśród wiecznych, męskich malkontentów - "a wiesz, ja to się nie znam i mnie interesuję tym teraz, za dużo w tym pieniędzy a i futbol gorszy, ja to oglądałem jak Polacy grali w 74, teraz to nie to samo". Numery takowych z komórki na najbliższe tygodnie usuwam i mogą się ze mną kontaktować wyłącznie zawodowo i mailowo - może po finale odpowiem.

Brakuję mi troszkę tej atmosfery podniecenia, w mediach, wśród zwykłych ludzi. Zdaję sobie kapitalnie sprawę, że problem jest złożony, a i uzasadnianie tego brakiem naszej (łatwej do przewidzenia) nieobecności wśród najlepszych nie jest do końca prawdziwe. Z drugiej strony jak widzę królujące tematy, spory, aborcje, immunitety, żałosne kłótnie ludzi, których arogancja połączona z hipokryzją i agresją w sprawach, o których nie maja zielonego pojęcia... No cóż, to aż serce się kroi, że nie dyskutuje nikt, kto zostanie sensacją mistrzostw świata (i dlaczego będzie to Belgia).

Każdy mundial to dla mnie osobiście inne wspomnienie, czar, pamięć. Pierwsze, które naprawdę mogłem z pasją i zrozumieniem (o ile rozumie to niewiele ponad 10-letni dzieciak, syn byłego piłkarza, trenera, fana) to rok 1994, amerykański sen Brazylijczyków (z królującym, genialnym Romario), dramat i rozpacz włoskich gwiazd (ten Baggio), kameruński staruszek Milla, dyskwalifikacja Maradony. Ja z ojczulem w pociągu do Łeby, wczasowym, wakacyjnym wypadzie. Przerwa na jakiejś wyjątkowo odludnej stacji, kawiarenka, mecz. Oczywiście trzeba 15 minut wykorzystać na sprawdzenie, co się właśnie na mundialu dzieje - po dość sporej chwili: "tata, a dlaczego ten zegar na ścianie ciągle tą samą godzinę wskazuje?" Zdążyliśmy, całe szczęście - sam już nie wiem czego byłoby bardziej szkoda, bagaży czy tego, że spotkania z następnego dnia przegapimy. Co samo w sobie też łatwe nie było, ponieważ na wczasowej świetlicy królowała telewizyjna demokracja i jakiś wyjątkowo nieokreślonej orientacji pan głosował z paniami, że on to chce argentyńską telenowelę oglądać. Całe szczęście zwyciężyła zdroworozsądkowo dyktatura mniejszości.

Prawdziwie francuski był rok 1998, Zidane i ich kapitalne, finałowe zwycięstwo nad Brazylią. Gwiazda Ronaldo, kogucia maskotka. Oj, szkoda było Chorwacji, ale chociaż brązik wpadł. Dla mnie to czas niezwykle ważnych podobno (powiedzcie to moim kolegom wtedy) egzaminów do szkół średnich, ogłaszanie wyników, stres i radość. W sumie matematyka mogła pójść lepiej, racja, a, to dostałem się, tak? Ok, ale przecież zobacz kto dzisiaj gra! Na kogo stawiamy?! Jakieś tam liceum, phi - gdy w tle króluje mundial.

Rok 2002 - pierwsze mistrzostwa zorganizowane przez dwa kraje - Japonię i Koreę Płd. - także pierwszy raz poza Europą i Ameryką. W finale Niemców zwyciężyła Brazylia (uwierzycie, że był to ich pierwszy mecz w historii tego turnieju?), dla wszystkich Polaków był to oczywiście narodowy standard - mimo świetnych eliminacji drużyna Engela zagrała w trzech spotkaniach - otwarcia, o życie, o honor. Ja nie mogłem się nadziwić jakim cudem ci niscy Koreańczycy skaczą wyżej od takiego chłopa jak Kałużny, a gorycz porażki rozchmurzył taniec mojego taty, po którego nodze w połowie meczu zaczęła wchodzić niepozorna myszka - widocznie przestraszona poziomem gry naszych. Cóż, bywa i tak.

Historia powtórzyła się cztery lata później w Niemczech. Mimo niesamowitego wsparcia polskich kibiców (ten mazurek odśpiewany pod koniec przegranego meczu z Ekwadorem, okrzyk rozpaczy tysiąca serc w końcówce heroicznych starań z Niemcami, pyrrusowe zwycięstwo z Kostaryką) nie udało się osiągnąć niczego ponad fazę grupową. Zwyciężyli Włosi, na czele z genialnym bramkarzem Buffonem, który w całym turnieju wpuścił tylko dwa gole! Z czego jeden z karnego, jeden samobójczy, dodam po sprawdzeniu.

Rok 2010 to dla mnie pierwsze mistrzostwa świata na emigracyjnej doli. Skandal i oburzenie Anglików na nieuznanego gola zdobytego przez Lamparda w meczu z Niemcami przeżywałem mocno razem z nimi. Bawiły mnie zgolone wąsy del Bosque (Hiszpania zwycięzcą!), smuciła wyjątkowo bolesna przegrana gospodarzy, RPA. 

Jakie będą mistrzostwa roku 2014? Triumf teoretycznie najlepszych czy mistrzostwa niespodzianek? Brazylia, która chyba pierwszy raz w historii ma silniejszych obrońców, niż napastnika, wieczni faworyci Niemcy, obrońcy tytuły Hiszpanie, Włosi, Holendrzy, Urugwajczycy? Belgowie, oczywisty czarny koń, sprostają pokładanym w nich oczekiwaniom? Wątpliwe decyzje sędziów, samba na trybunach, emocje, nadzieje, analizy.

A dla mnie? Czy upływający czas sprawił, że ekscytuję się mniej? Na pewno nie. Inaczej, to oczywiste. Ale kto wie, może mundial 2014 zapamiętam jako ten, podczas finału którego na świat przyszła kolejna wielka fanka sportu, chłopczyca w każdym calu - moja córeczka?

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika emilian58

12-06-2014 [00:32] - emilian58 | Link:

Liczę na Belgów!Oni naprawdę mogą nieźle zamieszać!I gdzieś w moim środku nieodparcie kojarzona z dużą niespodzianką Szwajcaria.Mam nadzieję na te niespodzianki właśnie bo to cały "smaczek" każdej rywalizacji sportowej a piłeczki w szczególności.Moja żona,która za piłką klubową to raczej nie przepada ale mistrzostwa Europy i Świata ogląda razem ze mną (wszystkie dostępne mecze!) a przeżywa to wszystko jak "chłop"!Pozdrawiam.

Obrazek użytkownika Marcin Tomala

12-06-2014 [18:27] - Marcin Tomala | Link:

Belgowie z roli czarnego konia awansowali chyba nagle do pozycji faworyta ;) Szwajcaria, Bośnia, może Kolumbia?

Z bogatszych nacji trzymam kciuki za Anglików i Argentyńczyków :)

Dzięki za komentarz, pozdrawiam!

Obrazek użytkownika Patrykp

12-06-2014 [08:42] - Patrykp | Link:

Oczywiście chodziło Panu o to pyrrusowe zwycięstwo z USA w roku 2002 (które i tak Amerykanom nie zaszkodziło). W Niemczech ostatni mecz wygraliśmy z Kostaryką bodajże 2:1 (przegrywając na początku).

Co do mistrzostw we Francji do najbardziej utkwił mi w pamięci fenomenalny bramkarz Paragwaju Jose Louis Chilavert (chyba tak się jego nazwisko pisze). Francuzi wygrywając po dogrywce z Paragwajem (Chilavert był wtedy prawie nie do zatrzymania) mieli niesamowite szczęście, że nie doszło do karnych (bo kto wie jakby to się skończyło?). W następnej fazie też fartem wygrali w karnych z Włochami (znowu poprzeczka jak w 1994), w półfinale dyskusyjne zwycięstwo nad Chorwacją no i finał - to już zupełnie zasłużenie - wygrana z Brazylią.

Przypomina to trochę drogę jaką później przebyli Koreańczycy (wygrane w fazie pucharowej z Włochami i Hiszpanią) ale w przypadku Francji na pewno tak naciąganie to nie wyglądało.

Jeszcze jeden obrazek z tamtych mistrzostw: pocałunki składane przez (chyba tylko Laurenta Blanca?) na czole Bartheza:) przed rozpoczęciem każdego meczu.  

Obrazek użytkownika Marcin Tomala

12-06-2014 [18:25] - Marcin Tomala | Link:

Ślicznie dziękuję za uważną lekturę i wyłapanie błędu :) Oczywiście, że USA w 2002, Kostaryka w Niemczech.

Chilaverta pamiętam przede wszystkim z wykonywania wolnych, ale na samych mistrzostwach był ostrożniejszy ;) Koreę to chyba do tej pory wszyscy pokazują jako przykład fatalnego sędziowania... Cóż, miejmy nadzieję, że będzie lepiej! ;)

Dzięki raz jeszcze za komentarz, pozdrawiam!