Za górami, za lasami, na wschodniej rubieży Europy Środkowej, była sobie spowita oparem absurdu kraina ciemnego luda.
Po zakończeniu wielkiej wojny, jaką wydał światu pewien malarz, w krainie ciemnego luda przez pięćdziesiąt lat panoszyła się czerwona zaraza, czyli zaprzedana Moskwie czereda złodziei, rzezimieszków i morderców, którzy ciemiężyli tubylców rabując, co i gdzie się dało. A ciemny lud musiał siedzieć cicho bo wszędzie byli szpicle, szalała cenzura, a jak było trzeba milicja pałowała ludzi.
Aż się w końcu ciemny lud zbuntował i założył „Solidarność”. A że było ich dziesięć milionów, przebiegli namiestnicy Moskwy wzięli buntowników pod bajer, że się z nimi podzielą sprawiedliwie władzą. Łatwowierni orędownicy gminu zasiedli do rozmów przy okrągłym stole z zawodową gwardią czerwonych szulerów. Na pozór wszystko szło jak po maśle i zniewolony lud był krok od wolności. Lecz do stołu dosiadło się czterech zaprzedanych komunie judaszowych zdrajców. Byli to uczniowie lewackiego mędrca niejakiego Sartre’a. Tę bandę czworga tworzyli: rozdający za darmo zupę harcerz Kuroń, przebiegły gensek honorowy Geremek, rozmodlony katolik postępowy Mazowiecki i cwaniak nad cwaniakami, święty guru Michnik. A że mieli góralską naturę rodem z Góry Synaj łby mieli nie od parady i tak zamącili ciemnemu ludowi w głowie, że im oddał władzę, którą miał na widelcu.
W ten oto sposób nad Wisłą zaczęli rządzić różowi, nazywani także post-komuną, czyli zgrana szajka czerwonych kałmuków i wspomnianych już górali. A żeby się ciemny lud nie skapował co jest grane, po upadku komuny różowi rozdzielili swoje role. Jedni utworzyli pseudo-prawicowe hufce UD – UW - PO, drudzy natomiast sformowali „lewicowe” szwadrony. Udając przed ciemnym ludem, że się nienawidzą, te dwa zgrane gangi rzezimieszków przez lata współpracowały ze sobą rozkradając bezkarnie resztki tego, co jeszcze zostało. A nie było to trudne, gdyż ich guru, znany miłośnik wody wyskokowej lubił i umiał wypić. A to z rubasznym bajarzem Wałęsą, którego ktoś dla żartu zrobił prezydentem, a to z nie wylewającym za kołnierz błękitnookim Olkiem, który prezydentem został bo mu Wałęsa zamiast ręki podał nogę, a to z szefem tajnych służb, bezwzględnym oprawcą Kiszczakiem, czy z kłapouchym Urbanem trzęsącym mediami. Więc mogli kraść i szabrować ile wlezie.
Za tak zwane „moskiewskie” pieniądze Guru z Czerskiej założył pralnię mózgów pod szyldem Gazeta Wyborcza. W tej manufakturze od rana do zmroku tyrały tabuny zaprzedanych mu pachołków umiejących władać piórem. A że były to same kanalie i szuje, im bardziej trzeba było łgać, tym chętniej pisali. Sztuczka z odbiciem władzy była stosunkowo prosta. Bowiem sprytny guru z Czerskiej wpadł na chytry pomysł, że jak w Gazecie napisze ciemnemu ludowi, że stanowi krajową elitę, to ciemny lud nie dość, że tę brednię na pniu kupi, to jeszcze do tego, by się nie wydało, co sobą reprezentuje naprawdę, zrobi wszystko, co mu Michnik każe. W taki oto sposób powstał w Lechistanie zalatujący tanim pudrem i oborą różowy salon Trzeciej Rzeczpospolitej, czyli zbieranina „inteligentów” wykształconych w pierwszym pokoleniu okrzyknięta krajową elitą.
Naczelnym zadaniem gwardii zauszników oddanego Moskwie guru z Czerskiej było przekonanie aspirujących do elity o palącej potrzebie zrobienia rewolty mającej raz na zawsze odsunąć znienawidzonych Kaczorów od władzy. Kopano więc pod bliźniakami dołki, sypano im piasek w szprychy, zbierano na nich haki, podkradano im samolot, w Brukseli zwędzono im krzesło, łapano ich za każde słowo, robiono im paskudne fotki, w telewizji po sto razy dziennie pokazywano rozwiązanego buta, aż kaczor Jarosław miał już tego dosyć i oddał namolnym łapserdakom władzę.
I wtedy nad Wisłą zdarzyły się dziwy nad dziwami. Bowiem nie cierpiący kaczorów salon nakazał aspirantom do krajowych elit zagłosować na Platformę i wybrać premierem też kaczora tyle, że tym razem Donalda vel Tuska. Nad Wisłą nastał rajski czas wiecznie zielonej wyspy wiekuistej szczęśliwości. Po objęciu władzy dobry kaczor Donald ogłosił swoim wyborcom, że stanowią krajową elitę, co im do reszty odebrało rozum. Potem zapowiedział cuda, w które ci kretyni oczywiście uwierzyli. Następnie wybrał się w podróż za wodę do krainy Indian, gdzie przebrany w pocieszną czapeczkę uszatkę ogłosił się słońcem Peru.
W międzyczasie salon rozpuszczał po kraju horrendalne wieści, że zły kaczor Jarosław to opętany przez diabła ludojad, który na śniadanie zżera na surowo niemowlęta, a na obiad przypiekane na rożnie dziewice. A spin-doktorzy PR od rana do nocy straszyli nowobogackie "elity", że jak tylko ten wstrętny Belzebub znowu dorwie się do władzy, rozgada wszystkim dookoła o ich rzeczywistym rodowodzie. Ze strachu, że ich przeklęty Jarosław może zdemaskować, wielbiciele Donalda dawali sobie wcisnąć praktycznie każdą ciemnotę, co ich całkowicie zwolniło z potrzeby myślenia. W efekcie ich rozum zaczął gwałtownie zanikać, ewoluując wstecznie od form mózgu resztkowego do bliskiej debilnego absolutu postaci całkowicie odmóżdżonej. Na zielonej wyspie zapanował nastrój błogiej i bezkarnej beztroski. Salon żywił się przeświadczeniem o własnej doskonałości, bezgranicznym uwielbieniem Słońca Peru, polityką miłości i tańcami na lodzie.
Kiedy już miał wszystko posprzątane, Donald mógł się oddać ulubionemu zajęciu, czyli graniu w gałę. Grał od rana do nocy, a w przerwach między treningami pożyczał na prawo i lewo pieniądze pogrążając Państwo w horrendalnych długach. I wtedy zamarzył o roli Generalissimusa. Żeby zdobyć trochę kasy zlikwidował armię. Zdeptał wszelkie obyczaje. W dążeniu do pełnej władzy wyzbył się poczucia wstydu. Wprowadził prawo dżungli działające na zasadzie kto silniejszy, ten lepszy - cham chama chamem pogania – wszystkie chwyty dozwolone. Zaniechał reform by się przypodobać tłuszczy. Dokonał skoku na emerytury. Od kaczora Jarosława, który został szefem opozycji zażądał badań psychiatrycznych. A resztkę przyzwoitych ludzi jacy jeszcze się ostali wyśmiewał i przezywał moherowymi beretami. Potem wziął naród za mordę i strasznie się zmienił na gorsze. Byle tylko rządzić. Zagarnąć jak najwięcej pod siebie. Obsadzić przyczółki i wyrżnąć niewygodnych, choćby byli genialnymi fachowcami. A jak tylko ktoś się skrzywił, straszył Belzebubem Jarosławem, który marzy o weryfikacji elit. I cały elektorat Platformy kładł uszy po sobie byle tylko utrzymać tę partię przy władzy.
Pachołkowie Donalda kradli jak najęci. A kiedy się wydała afera zwana hazardową, znów poszczuł ludzi czartem Jarosławem i choć byli świadkowie, a poseł Sekuła ogłaszając raport mówił do pustych krzeseł, dano przyzwolenie na werdykt, że takowej afery nie było. Donaldowi kompletnie odbiło. Stał się bezczelny i butny, w sejmie wrzeszczał na posłów, stroił głupie miny, a jak się ludzie zaczęli użalać, obraził się na naród i ciągle się chował po kątach.
Zdawało się, że w Lechistanie zapanował kult jednostki Donalda pierwszego i ostatniego, na którego nie ma rady. Opozycja desperacko opuszczała ręce, miliony ludzi poczuły się intruzami we własnej ojczyźnie. Zdawało się, że to już koniec tysiącletniej historii Rzeczpospolitej. Powiało grozą i psy się rozwyły. Bezwzględny imperator Donald już witał się z gąską, bo do złapania narodu za mordę brakowało mu tylko kontroli nad Internetem. Ale na szczęście dla Polski kompletnie zapomniał, że w międzyczasie wyrosło nowe pokolenie młodych ludzi, którym głęboko wiszą waśni między kaczorem Donaldem i kaczorem Jarosławem. A kiedy Donald zdecydował, że bez pytania poddanych o zgodę, pod osłoną nocy, podpisze cichcem ACTA by położyć łapę na Internet, nadział się na kontrę setek tysięcy młodych Polek i Polaków, którzy mu zablokowali serwer, poczym wyszli na ulicęw proteście przeciwko rządowi. A gdy ich chciał podebrać na swój stary numer i postraszyć ludojadem Jarosławem pokazali frajerowi, gdzie się zgina mandolina.
W tym miejscu kończy się bajka, a zaczyna tok wydarzeń rzeczywistych. Tusk utrzymał się przy władzy i rządzi do dzisiaj, a walka Donalda z Jarosławem zdaje się nie mieć końca. Za trzy dni wybory i coś mi się widzi, że będzie mega siurpryza i młodzi jeszcze raz pokażą Tuskowi, gdzie się zgina mandolina – jednakże tym razem zbajerowani przez zmartwychwstałego jajcarza Korwina, który zajął miejsce dziecka Platformy niejakiego Palikota.
Ale się zakręciło w polskiej polityce.
A jak radziłem by PIS się otworzył na młodych to mnie jajogłowi ortodoksi wyśmiewali.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciela akademicki)
Patrz:
Ciemna strona mocy posła profesora
http://salonowcy.salon24…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3068
W demokracji dozwolona jest walka partii o przeciwstawnych poglądach na niemal wszystkie sprawy i bardzo dobrze ,że Premier Kaczyński walczy z niby premierem Tuskiem.Tak po prostu po ludzku trzeba.Tylko,że P.O walczy z PIS po chamsku bo ma takich członków i władze partii bez kultury i słabo wykształconych.Człowiek dużej wiedzy potrafi odpowiednio się zachować bo ma klepki odpowiednio poukładane.Natomiast PIS walczy z PO kulturą i argumentami i niech tak będzie.Po wyzwoleniu Polski potrzebna będzie tytaniczna praca nad mądrością i kulturą ludzi od przedszkola.Przede wszystkim zaś nauczyć trzeba ludzi zwykłego myślenia.Głowa boli ale jak się poukłada myśli to ból ucieka a człek staje się spokojny,zdrowy i niezapieniony jak niektórzy prof. z PO.
BĘDZIE LEPIEJ
Miało być Polaków życie
Wieczność całą w dobrobycie
Bo od Socjalizmu przecie
Nic lepszego na tym świecie
Ten dyktat radziecki
Namiestnik sowiecki
Pilnie z Partią wykonywał
Wojsku z Wroną rozkazywał:
Stoczniowców,Górników
Zastrzelić jak dzików
Zamiast tyrać i bidować
Odważyli się strajkować
ZOMO rozkaz wykonało
Dzikusów rozstrzelało
Dzicz internowało
NIE POSKUTKOWAŁO
Aż tu nagle mówi lud
Że nad WISŁĄ DRUGI CUD
Norymbergi uniknęli
Towarzyszy nie zamknęli
Nobla nie chciał lecz zasłużył
Komunistom się przysłużył
Uwłaszczenia targ dobili
Potem już tylko śpiewali pili
Więc wiwat zdrowie Wasze
ŁUGI - BUGI
Niech żyje w gardło nasze
CUD DRUGI
CUD to przecież zdrady praca
Zbrodniarz aniołem powraca
Komuniści są bez kaca
Lenin w trumnie się przewraca
Zdradzili Engelsa, Marksa, Lenina
Nóż w plecy wbija ręka Stalina
I "gruba kreska" ich nie zasłoni
Naród pamięcią zawsze dogoni
Miała być druga Japonia
Lecz to była tylko fonia
Wizja będzie z lepszych jaj
Bo nad Wisłą Krzyż i Raj
Na prawo kość, na lewo złość
A money między palcamy
My sobie krzywdy zrobić nie damy
I zamiast ręki nogę podamy
Władza i pieniądze
Tym często skutkują
Że mózgowe żądze
Patologizują
Głowy już chore od mielenia plew
Przy wódce powstał, zginie ten chlew
Czerwone odpadki ścieki rynsztoku
Śmietnikiem Unii swołocz w amoku