Mroźnym niedzielnym porankiem, zapomnijmy na chwilę o Majdanie, nieszlachetnym sekretarzu Dziwiszu, Starych Kiejkutach, dżenderze i ferajnie Tuska.
Lat temu parę, zapłodniony ideą pewnych londyńskich dżentelmenów, uznałem, ze bardzo ważnym zadaniem wszystkich blogerów jest budzenie umysłów rodaków. Zmuszenie ich do samodzielnego myślenia i wyrwania z zaklętego kręgu spraw codzienności i tych podsuwanych przez telewizor.
Tak powstał Klub Dyletantów. Kapitułę klubu stanowią nieprzeciętni blogerzy – znana wszystkim Izabela Falzmann Brodacka, słynna artystka KOSSOBOR, skromna, ale wielka sigma, Tadman, oraz jazgdyni – ojciec założyciel.
Klub obecnie ma swoje niewielkie miejsce (cały czas w budowie) - http://klubdyletantow.blogspot.com/
Dostąpił też kiedyś gościny na Neonie24, gdy portal miał inne władze i inne założenia ( http://neon24.pl/category/28,klub-dyletantow ). Teraz obecnie, jak cały portal zresztą, opanowany przez dziwnych ludzi, dogorywa.
Nie zaprzestanę jednak idei Prawdziwego Dyletanta. Trzeba szerzyć edukację, nie tylko fachową, ale i tą życiową i kulturalną. Trzeba ludzi budzić z marazmu.
Mam nadzieję, że w końcu znajdziemy swoje miejsce w blogosferze.
Do upierdliwych świat należy!
Określenie DYLETANT w powszechnym obiegu ma znaczenie pejoratywne. Ty dyletancie - znaczy tyle, że coś wiesz, ale po łebkach. Nic bardziej mylnego. Dyletant pochodzi do dilettante, a to z kolei od dilettare, lubować się. Dyletant to miłośnik, amator.
Cóż więc jest takiego dziwnego w dyletancie, że odróżnia go od przeciętnego człowieka, który też zapewne „lubuje się” w czymś.
Chociażby w kuflu piwa i paczce chipsów przed telewizorem.
Tym czymś jest ciekawość. Generalnie ciekawość świata i poszukiwanie samemu odpowiedzi na pytania, które ten świat niesie. On nie siedzi tylko przed tym przysłowiowym telewizorem i chłonie jak gąbka to, co mu się podsuwa, chociażby to był kanał National Geografic, na temat życia goryli w niedostępnych lasach
Dyletant woli sam zobaczyć obiekty swoich zainteresowań i dowiedzieć się czegoś więcej. I dyletant nie przyjmuje wiedzy „z góry”, ex catedra, on lubi sam dojść do własnych wniosków i sam czegoś doświadczać.
Dyletant ma dużo wspólnego z „człowiekiem renesansu”. Gdy po ciemnych latach średniowiecza w XV i XVI wieku wybuchło Odrodzenie, albo właśnie Renesans, w momencie, powiedzmy, upadku Konstantynopola, Europa nagle stworzyła coś nowego w historii ludzkości, stworzyła humanizm. Wybuchły sztuki i nauki. Dokonał się niebywały skok.
Leonardo da Vinci jest chyba najwybitniejszym przykładem człowieka renesansu. Zajmował się wszystkim, co go zaciekawiło. I był wybitnym we wszystkim, czego się dotknął. Ta jego pasja i różnorodność zainteresowań stała się wzorem dla późniejszych dyletantów.
Krótki rys historyczny Klubu Dyletantów
Klub Dyletantów formalnie został ustanowiony w 1732 roku w Londynie jako The Society of Dilettanti dla młodych (i bogatych) ludzi z wyższych sfer, którzy odbyli tzw. Grand Tour.A cóż to takiego? To była obowiązkowa w tamtych strefach pielgrzymka, lecz nie religijna, nie do miejsc świętych, ale do miejsc, które się zaznaczyły w kulturze. Głównie taka długa peregrynacja obejmowała Rzym, Wenecję, Florencję. Również Grecja, jako kolebka kultury często wchodziła w zakres takiej podróży.
Jak zauważamy, w późniejszym okresie również polscy romantycy, Mickiewicz, Słowacki, Krasiński kontynuowali tradycję Grand Tour.
Na początku na czele The Society of Dilettanti stanęli Lord Middlesex i Sir Francis Dashwood. Do londyńskiego klubu przystąpiło wielu diuków, lordów, a później również wielu czołowych artystów i pisarzy. Kogo to interesuje to sobie interesujące nazwiska znajdzie.
Klub liczył 60 członków, ni mniej, ni więcej. Był ściśle powiązany z Brook’s,najbardziej ekskluzywnym gentlemen’s clubs, który stoi do dzisiaj na St. James’s Street w Londynie. Niestety nie jestem członkiem (ale też się nie starałem, może szkoda…)
Bardzo szybko Klub stał się wyrocznią Londynu i całej Anglii w sprawach kultury, sztuki, mody i nauki.
Jakie warunki trzeba było spełnić, by zostać członkiem Klubu? Formalnie tylko dwa: odbyć podróż do Italii i starać się, w czasie tej podróży nigdy nie trzeźwieć. Oczywiście, dzisiejsi sceptycy i w swoim przekonaniu demokraci, zepsuci przez klasowe bzdury komunizmu, natychmiast podniosą larum – kogo wówczas było na to stać. Fakt, tylko brytyjskich i innych europejskich krwiopijców. Ale takie właśnie czasy wówczas były i nic tutaj nie zmienimy. Kto ma winę za to, że urodził się w domu lorda, czy innego diuka. Mógł on przecież całe życie uganiać się na koniach za biednymi lisami, poklepywać po pupach panny służące i obżerać się kiepskim brytyjskim jedzeniem. Jednakże, on wybierał wiedzę, naukę i sztukę. Był ciekaw i chciał podróżować. To nie było aż takie proste jak dzisiaj. Więc, żeby zostać dyletantem trzeba było mieć tą chciwość poznania, pragnienie zobaczenia i dotknięcia i tą wszechogarniającą ciekawość.
W nagrodę za te cnoty członkowie Klubu gremialnie się przyczynili do ponownego rozkwitu nauki i sztuki, a jako produkt uboczny zostali, jak to się dzisiaj modnie nazywa – londyńskimi trendmakerami.
Zostali elitą swoich czasów.
Czy nie pora kultywować szczytne idee Klubu Dyletantów? Zaraz prześmiewcy i malkontenci zakrzykną – o, samozwańczych elit im się zachciewa! Nie ma większej bzdury. Chodzi o pasje, ciekawość i poznanie.
Jak przeglądam artykuły w blogosferze, to widać, że oprócz typowej bieżączki, wielu jest pasjonatów różnych dziedzin: dobrego jedzenia i picia, koni, wędrówek po górach, mazurskich jezior, naszych lasów, polskich dworków, szlacheckiej tradycji, morskich podróży, wielkiego kosmosu i małego atomu, religii, naszej katolickiej, jak też innych,różnorodnych . I wielu wielu różnych tematów.
Miejmy od czasu do czasu wolę, by oderwać się od spraw bieżących i porozmawiać o czymś, czego zwykle w zaganianych czasch brakuje. Przecież wszyscy chcemy byc mądrzejsi i szczęśliwsi. N'est-ce pas?
Pozdrawiam Dyletantów, których zalążek już jest
Jedni podróżują, inni lubią o tym czytać...
Ale nie o podróże tu chodzi. To głównie hasło - OBUDŹ LEMINGA!
Chcemy pokazywać, że życie może być znacznie bogatsze niż tylko wyścig szczurów.
Mamy byc z czego dumni. Gdy 20 lat temu rozpocząłem pracę w Norwegii, oni zadowalali się dwoma rodzajami sera - żółtym i białym (uczciwie mówiąc mają jeszcze jeden brązowy, który smakuje, jak nasze krówki). Mieli tech chyba ze trzy rodzaje kiełbas. Jaka wobectego Polska jest bogata w kulturę gastronomiczną. Zdajemy sobie z tego sprawę? Niespecjalnie.
Kiedy zwiedzałeś te słynne zabytki w twojej okolicy? Byłeś ostatnio na jakiejś wystawie malarstwa, czy wernisażu. A może jakiś koncert, albo nie daj Boże Opera. Jaki gatunek jabłek preferujesz? Itd, itd.
To nie banalne sprawy, to nasze życie, które ucieka niesamowicie.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
W wolnej chwili zapraszam Pana serdecznie do lektury mojej notki pt. "Życie piękniejsze od snu", którą zadedykowałem krakowskiemu czarnoksiężnikowi Piotrowi Skrzyneckiemu, twórcy i animatorowi Piwnicy pod Baranami, który wiedział, jak życie potrafi być piękne.
http://naszeblogi.pl/320…
Z najwyższym szacunkiem,
Krzysztof Pasierbiewicz
A wie Pan, że to mi.in. właśnie dzięki Szanownemu Panu postanowiłem przedstawić i przypomnieć ideę brytyjskiego Dilettanti.
Czytając Pańskie niezmiernie ciekawe artykuły, jakoś natychmiast i automatycznie zaklasyfikowałem Pana, do grupy "ludzi renesansu".
Praktycznie jest to pierwszy portal, testowany przeze mnie, spełniający pewne intelektualne kryteria, które Klub sobie stawia. Również dzięki Pańskiej osobie.
Działalność Klubu na Nowym Ekranie niestety, to było przysłowiowe rzucanie pereł przed wieprze.
Bardzo intensywnie rozpracowywałem temat upadku polskich elit. A jednocześnie szukałem pomysłu na ich odbudowę.
Z dużą przyjemnością znalazłem, że właśnie Pan, obok Izabeli Brodackiej Felzmann, prof Mirosława Dakowskiego, Zygmunta Korusa i jeszcze paru osób, bardzo nadaje się do tej roli.
Z najwyższym szacunkiem
Janusz E. Kamiński / jazgdyni
Czytając Pańskie niezmiernie ciekawe artykuły, jakoś natychmiast i automatycznie zaklasyfikowałem Pana, do grupy "ludzi renesansu"..."
--------------------------------
Wobec takiego wyróżnienia wszelkie inne moje życiowe sukcesy wydają się śmiechu warte. A jednym, co mogę Panu odpowiedzieć jest wielkie słowo - Dziękuję!
"Bardzo intensywnie rozpracowywałem temat upadku polskich elit. A jednocześnie szukałem pomysłu na ich odbudowę.
Z dużą przyjemnością znalazłem, że właśnie Pan, obok Izabeli Brodackiej Felzmann, prof Mirosława Dakowskiego, Zygmunta Korusa i jeszcze paru osób, bardzo nadaje się do tej roli..."
--------------------------------
Myślę, że nie zasłużyłem na aż takie wyróżnienie. Więc wielce skonfundowany mogę Pana tylko zapewnić, że w przyszłości dołożę wszelkich starań by nie zawieść Pańskich oczekiwań.
A propos elit. Sądząc po nicku jest Pan mieszkańcem Gdyni. Proszę tedy w wolnej chwili o przeczytanie mojej notki pt. "Lemingi napaskudziły na Helu" traktującej o tym, jak post-komusze hordy napaskudziły na Helu - patrz:
http://salonowcy.salon24…
Dziękując jeszcze raz za miłe słowa z najwyższym szacunkiem Pana pozdrawiam,
Krzysztof W. Pasierbiewicz
http://naszeblogi.pl/320… ,
chciałbym, że by kiedyś ktoś o mnie mógł to powiedzieć.
Bo całe życie (uświadomione życie) to właśnie poszukiwanie szczęścia. Temat szczęścia przestudiowałem (i studiuję nadal), zaczynając, jak należy, od Tatarkiewicza.
Wtedy zrozumiałem, że szczęście to przede wszystkim bogactwo. Niestety prości ludzie na tym stwierdzeniu pozostali. I nie wiedzą, że nie chodzi o bogactwo materialne, lecz o bogactwo umysłowe, bogactwo rozumu, przeżyć i emocji.
Przepraszam, ale ja mógłbym tak godzinami....
Pozdrawiam serdecznie
---------------------
W pełni się z tym stwierdzeniem zgadzam, tylko słowo "prości" zamieniłbym frazą "mentalnie nowobogaccy". Bowiem znam wielu "prostych" ludzi, od których bogaci, wykształceni i utytułowani dyletanci mogliby się uczyć w czym rzeczywiście zawiera się istota szczęścia.
Bo do szczęścia trzeba dojrzeć. Sęk w tym, że niektórzy do tego nie dorastają nigdy i w bezsensownej pogoni za tym, co według nich istotne, ważne i ważniejsze zapominają o tym, co najważniejsze.
Pozdrawiam serdecznie,
kp
Ciekawe określenie....
Brakuje właściwie precyzyjnego określenia, jak to się kiedyś mówiło - ludzi prostackich. Bezrefleksyjnych..
Ale zgadzam się, Prości ludzie często do szczęscia mają znacznie bliżej.
Przykladem kariery i bogactwa, wobec mentalnego nieuporządkowania jest polsko - żydowski pisarz Jerzy Kosiński. Konkretnie, jego śmierć samobójcza.
Pozdrawiam
Naprawdę tak napisalam? To chyba pycha?
Pozdrawiam
:-))
Pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz