Szczególną słabością dzisiejszego systemu oświaty jest jej dotychczasowe uzależnienie od tzw. samorządu terytorialnego, co w praktyce oznacza, że w takiej czy innej gminie o szkole decydować mogą ludzie w oczywisty sposób niepredestynowani do posiadania decydującego głosu w sprawie nauczania: pozbawieni dostatecznego wykształcenia, amoralni, o zawężonych horyzontach, niezdolni do patrzenia w przyszłość – po prostu spryciarze, których cechuje polityczna przebiegłość pozwalająca im sięgnąć po lokalną władzę. Nie muszą aktualne regulacje prawne doprowadzać do tego, że sprawy przyjmą tak zły obrót, ale w żaden sposób temu nie zapobiegają. Ryba psuje się od głowy – na wybór dyrektora szkoły przedstawiciele kuratorium zasadniczo nie chcą wpływać, zostaje to niemalże całkowicie w gestii członków komisji konkursowych desygnowanych przez wójta lub burmistrza. Dyrektor jeśli od razu nie jest człowiekiem opcji rządzącej w gminie, to wkrótce takim zostaje, podporządkowując się swoim mocodawcom. Nie ma, dajmy na to, swobody w ruchach kadrowych, często musi zatrudnić osoby polecone przez zwierzchność. Nepotyzm w tej branży jest czynnikiem godzącym w jakość pracy nauczycielskiej; między innymi dlatego należy uznać, iż formuła szkoły samorządowej została wyczerpana.
Był moment, że o reformie samorządowej mówiono, że jest jedynym sukcesem w zestawie „przeobrażeń ustrojowych” po roku 1990. Prawda jest taka, że czasy sprzed tego roku widzę, na tle aktualnej arogancji władzy lokalnej, jako złoty okres demokracji.
Podam jedną z praktycznych konsekwencji powyższego wywodu, dotyczącą gorącego tematu sześciolatków. Moje doświadczenie wskazuje, że dla rozwoju dziecka mniej istotny jest wiek od jakiego rozpoczyna ono swoją edukację szkolną, zaś sprawą wagi pierwszorzędnej jest trafienie dziecka w ręce tej lub innej pani. Różnice kompetencji wychowawczyń bardzo przekładają się na postępy ucznia; lepiej, żeby dziecko, wcześniej pełne inwencji, nie przynosiło ze szkoły codziennie przez cały rok tego samego ubogiego rysunku, na którym stale pojawia się dom i krzesło – jakiś pełen żalu symbol uwięzienia umysłu.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2783
Trwają prace nad zmianami w przepisach, które dawałyby samorządom wpływanie na przebieg procesu awansu zawodowego. Czyli możliwość blokowania awansu...
system awansu był kretyński ... Otóż po zaledwie, początkowo 7, teraz 13 latach pracy można uzyskać najwyższy stopień awansu! Po ok. 13 latach jest się już mistrzem! I tyle, koniec. A nie, jeszcze HONOROWY PROFESOR OŚWIATY, phi.
Tyle, że te prace mają akurat na celu powstrzymanie wypływu pieniędzy z budżetu samorządów a nie rzeczywiste uregulowanie kwestii awansu, który to awans w obecnej postaci był i jest kretyński a mądrzejszy na pewno nie będzie, bo nikomu na tym nie zależy. Nauczyciel ma być tani i tyle.
Obecne prace to raczej kwestia pozbywania się szkół na rzecz np. stowarzyszeń bez ograniczeń z zapewnieniem stosownych w zarządach, dla osób "zrzeszonych". Podany tutaj na blogach przykład gminy Hanna, gdzie tak właśnie zrobiono i w ten sposób nauczyciel uzyskał nowe obowiązki czyli np. grabienie liści, odśnieżanie, mycie okien :)
Bardzo nie lubię mieć racji ale około 2008/2009 uprzedzałam znajomych nauczycieli, że tak się skończy flirt z POdwyżkami.
Jeśli chodzi o wiek rozpoczęcia szkoły- od bardzo dawna JEST to 6 lat- przecież nasza zerówka to właśnie zagraniczna "szkoła", tylko, że niegdyś miała naprawdę wysoki poziom, teraz to żałość.
Tylko dlaczego przykładowo nie rozciąga się to na "urzędnik ma być tani i tyle"? Tam też się szybko i bezproblemowo awansuje, o czym nawet swego czasu w jakimś raporcie napisano. A i o włodarzach samorządów to podobnie można powiedzieć. Jakoś dziwnie wszędzie ich wynagrodzenia lubią dążyć do maksymalnych zgodnych z prawem wartości, dzięki czemu mamy do czynienia z sytuacjami, gdzie burmistrz kilkutysięcznego miasteczka zarabia tyle, co HGW za rządzenie w stolicy.
I wisienka na torcie. Nie wiem czy zdaje sobie pani sprawę z przyczyn obecnego niskiego poziomu zerówek. Wychowawcy mają ZAKAZ uczenia dzieci czytania, liczenia, literek, cyferek, itd. Bo przecież trzeba jakoś przymusić rodziców do wysłania pociech do szkół, nie?
Nasze szkolnictwo, niegdys, bylo na wysokim poziomie. Przerazajacy scenariusz ! Pozdrawiam serdecznie.
a w szkole żona wójta ;-)