Na głowie

W trakcie przemian ustrojowych wiele uwagi poświęcono reformowaniu oświaty. Oczywiście sięgnięto po rozwiązania sprawdzone już w krajach rozwiniętych. Obok bezpłatnych szkół średnich i wyższych postanowiono dopuścić i wspierać rozwój szkół prywatnych, płatnych. Pieniądze miały iść „ za uczniem”. W ten sposób zamierzano uruchomić mechanizm konkurencji rynkowej. Twórcy tego modelu byli przeświadczeni, że studia i szkoły średnie prywatne będą lepsze, a publiczne gorsze i że oświatę prywatną będą wybierać bogatsi, natomiast publiczną mniej zamożni.  Tak jak jest w USA czy GB.
 
Rzeczywistość zadała kłam tym wyobrażeniom. Szkoły prywatne są na ogół na bardzo niskim poziomie natomiast szkoły publiczne na relatywnie wyższym. W szkołach publicznych większość miejsc zajmują dzieci ludzi zamożnych, natomiast szkoły, a szczególnie studia prywatne- to paradoks-  są okupowane przez ludzi niezamożnych, wręcz biednych,  dla których są one jedyną możliwością zdobycia wykształcenia. Źle mówię- nie tyle zdobycia wykształcenia co kupienia nic nie wartego dyplomu.
Podsumowując- bezpłatna dobra oświata dla bogatych i płatna bardzo kiepska dla najuboższych. Czy nie odnoszą Państwo wrażenia, że system ten jak wszystko w naszym kraju stoi na głowie? W każdym razie na pewno jest całkowicie sprzeczny z założeniami.
 
Należy zadać sobie pytanie jak to się stało, że mechanizm uważny za rynkowy działa w dokładnie przeciwnym zwrocie i jaka jest w ogóle wartość mechanizmów rynkowych czy uważanych za rynkowe.
Ideolodzy liberalizmu twierdzą i słusznie, że aby mogła działać niewidzialna ręka rynku wszystkie uczelnie, a może i szkoły średnie a nawet podstawowe powinny być płatne.
Społeczeństwo przekonane jest natomiast, że bezpłatna oświata służy dawaniu szans najuboższym. Nic bardziej mylnego. Najubożsi studiują na kiepskich, peryferyjnych, płatnych uczelniach. Nie stać ich na studia w wielkim mieście a przede wszystkim na korepetycje i łapówki.
 
To zabawne gdy uświadomimy sobie, że Janko Muzykant nie miałby żadnych szans zarówno w PRL jak i w III RP. Od czasów PRL większość miejsc w szkołach artystycznych była i jest obsadzana -nazwijmy to- rodzinnie a listy przyjętych znane są  na kilka lat przed egzaminem. Nic więc dziwnego, że akademie sztuk pięknych masowo produkują beztalencia, które potem doskonale się mają dzięki takim artystycznym przedsięwzięciom jak mordowanie i wypychanie zwierząt, machanie gumowym penisem czy też profanacja symboli religijnych.  
 
Wracajmy jednak do tematu. Zajmijmy się na początek liceami. Dzielę licea na bardzo dobre, dobre, kiepskie i beznadziejne.
Szkoła bardzo dobra uczy i wymaga. Aby osiągnąć wysoki poziom musi zapomnieć o misji edukacyjnej i jakkolwiek rozumianej demokracji. Wybiera uczniów najbardziej zdeterminowanych, najzdolniejszych, najbardziej pracowitych. Takim liceum jest w Warszawie liceum imienia  Staszica. Jest to właściwie jedyne liceum, które z czystym sumieniem mogłabym każdemu polecić. Dzięki niezwykle kulturalnej i wyważonej dyrektorce w szkole panuje bardzo dobra atmosfera. Uczniom pozwala się na rozwój indywidualny. Nie są prześladowani i tępieni.
 
Szkoła dobra -  nie koniecznie uczy ale wymaga. Większość uczniów bierze korepetycje, a nauczyciele skrupulatnie egzekwują to czego nauczyli młodzież ich koledzy po fachu, po stawkach komercyjnych. Szkoła ma dobre logo więc zamożni rodzice godzą się z tym, że dla tego logo inwestują w przyjęcie do szkoły, fundując dzieciom korepetycje przygotowujące do egzaminu i różnych konkursów. Godzą się również z tym, że wymagania są nieadekwatne do poziomu nauczania w związku z czym dziecko do matury będzie nadal brało korepetycje z większości przedmiotów. Dzięki czemu dostanie się zapewne na dobre i bezpłatne studia i będzie można trochę odetchnąć. Studia będą miały zarówno dobrą markę jak i poziom.
 
Szkoła kiepska - nic nie uczy, a co najwyżej odrobinę wymaga. Można przez nią przepełznąć mniejszym wysiłkiem finansowym ale przyjęcie na bezpłatne studia staje się wątpliwe. Nadaje się dla ludzi, którzy nie wybierają się na studia i wystarczy im matura.
 
Wreszcie szkoła beznadziejna – niczego nie uczy i nie wymaga.
 
Różnica miedzy szkołą bardzo dobrą i beznadziejną to przepaść. Z beznadziejnego liceum wychodzą absolwenci, którzy mają kłopoty z dodaniem ułamków i obliczeniem procentu.
Niestety większość szkół prywatnych w Polsce z wielu przyczyn  kwalifikuje się do beznadziejnych. Trafiają do nich uczniowie odsiani przez system z racji różnych deficytów, zaniedbań, chorób . Rodzice nie godzący się na skierowanie dzieci do zawodu są gotowi płacić kilka lat za święty spokój i świadectwo. Nauczyciele mając do czynienia z najsłabszym elementem szybko rezygnują z wszelkich ambicji. Za cenę swoich pensji godzą się nikogo nie ścigać i nie tępić. Uczniowie takich szkół z konieczności trafiają potem na prywatne uczelnie czyli kontynuują opłacanie fikcji. Po latach opłacania czesnego otrzymują wreszcie upragniony dyplom z jakiejś pedagogiki, socjologii, marketingu czy jak sami mówią - z „gotowania na gazie”.
O tym, że stracili czas i pieniądze mogliby się przekonać gdyby funkcjonował idealny, postulowany przez libertarian rynek pracy. Ale przecież nic takiego nie istnieje. Większość z nich jeżeli znajdzie pracę - to po protekcji. Jeżeli protekcja jest dobra może to być praca wysoko płatna i nie wymagająca żadnej wiedzy. Niektórzy trafią do polityki.
Większość zasili ogromną armię bezrobotnych z dyplomami.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika zaginionyląd

15-11-2013 [11:01] - zaginionyląd | Link:

jeśli ciekawi Panią jak się traktuje ludzi walczących o zmianę tego stanu , to proszę sobie zajrzeć na witrynę nowalef ... o matematyce i o edukacji .. i o przebiegu walki o te ważne tematy

Obrazek użytkownika izabela

15-11-2013 [12:44] - izabela | Link:

Dziękuję skorzystam.

Obrazek użytkownika szara_komórka

15-11-2013 [11:53] - szara_komórka | Link:

Ten system zaczyna się już w przedszkolu.
Jestem dziadkiem trzech wnuczek i działanie oraz rozwijanie się tego systemu doświadczyłem "naocznie".
Najstarsza wnuczka chodziła do dobrego przedszkola państwowego. Przedszkole to przygotowało ją do państwowej szkoły podstawowej, a ta do gimnazjum w sposób taki, że nie potrzebuje pomocy korepetytora. (Swoją droga zawsze może liczyć na babcię i dziadka). Ostatnio miała małą scysję z nauczycielką matematyki, bo ujęła się za koleżanką, wytykając nauczycielce niedostateczne tłumaczenie tematów, przywołując to, że ona może liczyć na pomoc babci. ( casus - odsyłania na korepetycje do kolegów po fachu).
Druga młodsza chodziła do przedszkola prywatnego. Przedszkole nauczyło ją jak miło spędzać czas i bawić się (nic w tym złego), nie zaszczepiło w niej chęci do wysiłku i do chęci do nauki. Przygotowało ją jednak jakoś do szkoły podstawowej. W rezultacie tego przejście przez szkołę podstawową prywatną upłynęło na ciągłym pilnowaniu przez mamę, zachęcaniu do nauki i odrabiania lekcji. Dzięki temu, że jest zdolna jakoś to wszystko się kręci.
Trzecia właśnie jest w najstarszej grupie przedszkolaków - przedszkole państwowe. W przedszkolu (chyba mają zakaz nauczania czegokolwiek, żeby nie stwarzać dysproporcji między uczniami gdy znajdą się w przyszłym roku w zreformowanej szkole. Potajemnie, (jak za okupacji?) próbujemy jakoś tego dzieciaka czegoś nauczyć i jakieś nawyki wdrożyć.
Na tych trzech przykładach widać po jakiej równi pochyłej stacza się system kształcenia młodego pokolenia.
Najstarsza jest samodzielna, młodsza potrzebuje opieki i nadzoru, najmłodsza - dobrze, że ma nas.
Współczuję dzieciakom pozbawionym opieki dziadków.

Obrazek użytkownika izabela

15-11-2013 [12:43] - izabela | Link:

Moja wnuczka tęż może liczyć na pomoc matki i babci. Na tą pomoc liczą również dzieci znajomych. Czasami włos mi się jeży na głowie gdy widzę co mają w zeszytach. Dla zasady odmawiam komentarzy ad personam.  Czasami jednak, dla dobra klasy dzieci muszą zwrócić uwagę na błędy.

Obrazek użytkownika Oona

15-11-2013 [14:23] - Oona | Link:

Pani Izabelo,

Zapomniala Pani dodac ze w Ameryce Polnocnej (w Kanadzie i USA, nie wiem jak jest w Meksyku) szkoly prywatne nie sa tylko i wylacznie dla osob zamoznych. Wiekszosc (byc moze wszystkie) szkoly na kazdym poziomie przyjmuja dzieci z domow w ktorych rodzicow nie stac na oplacenie szkoly. Wiele rodzicow placi symboliczna sume (proporcjonalna do dochodow) ktora oblicza szkola zas reszta czesnego to bezzwrotne stypendium. Prywatne szkoly srednie sa zdecydowanie lepsze od panstwowych i duzo lepiej przygotowuja do studiow wyzszych. Uczniowie sa zdyscyplinowani zas szkola naprawde uczy i wymaga. Owszem sa szkoly prywatne (srednie i podstawowe) gdzie nauczyciele nie wymagaja zbyt wiele; zaznacze ze z regoly sa to szkoly bardzo kosztowne, dla “wybranych”, nie oferujace zadnych stypendiow dla mniej zamoznych i produkujace beztalencia ktore jednak sie “wybijaja” dzieki nazwisku przodkow.
Jesli zas idzie o studia wyzsze wyglada to podobnie jak powyzej. Jest wiele nowych uczelni (nowych mam na mysli powstalych w ciagu ostatnich 60 latach i nie nalezacych do Ivy League) ktore ucza, wymagaja i efekt koncowy jest godny pozazdroszczenia. Z regoly sa to uniwersytety katolickie (byc moze i Anglikanskie, tego nie wiem) dbajace o sudentow pod kazdym wzgledem – nauka, wiara i rozwoj osobowosci. Na takich uczelniach sa mlodzi ludzie ze wszystkich srodowisk, mlodziez ze skromnych bardzo czesto z wielodzietnych domow jak rowniez z zamoznych rodzin. Czesne jest oplacane przez ofiarodawcow szkoly, student najczesciej musi “odpracowac” swoja czesc na terenie uczelni zas rodzic placi co laska lub proporcjonalnie do dochodu. Uniwersytety o ktorych pisze znane sa pod nazwa “Great Books” albo “Liberal Arts” College.
Tak wiec szanse na dobra edukacje maja i bogaci i biedni.

Serdecznie pozdrawiam

Obrazek użytkownika izabela

15-11-2013 [22:56] - izabela | Link:

Jedna z moich uczennic uczęszczała w Anglii do dwuletniej prywatnej szkoły przygotowawczej do wyższych uczelni. Odwiedziła mnie i pokazała zeszyty. Byłam pozytywnie zaszokowana. Matematyka była podzielona na algebrę, analiżę i statystykę z rachunkiem prawdopodobieństwa. Wszystkie prace domowe były szczegółowo sprawdzane z recenzją. Osoba sprawdzająca znajdywała nawet błędy rachunkowe. Potrafiła podać w komentarzu, że wolałaby inny zapis kwantyfikatorów albo żeby nie dzielić wielomianów schematem Hornera. Znaczy, ze wszystko szczegółowo czytała. (W Polsce nauczyciel stawia znak zapytania i 0 punktów jeżeli czegoś nie rozumie w pracy.) Każda osoba w tej szkole miała swego tutora. Otóż ta dziewczynka po pół roku została zwolniona z czesnego za dobre wyniki. Dla jej rodziców było to bardzo ważne. Dostała się na prestiżowy uniwersytet ze stypendium.