Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Kościół, szkoła, strzelnica i kilka słów o nędzy
Wysłane przez Coryllus w 01-11-2013 [09:04]
Wróciłem właśnie z Torunia, gdzie wraz z Grzegorzem Braunem mieliśmy dwie pogadanki zorganizowane przez tamtejszą korporację akademicką „Kujawja” i stowarzyszenie Pro Publico Bono. Opowiadaliśmy o tym, o czym opowiadamy zwykle, to znaczy Grzegorz Braun o Kościele, a ja o przepędach wołów i przemyśle tekstylnym w dawnych czasach. Mnie się podobało, nie wiem jak innym. Pierwsze spotkanie nie było nagrywane, ale drugie tak. Może będzie w sieci. Nie o wieczorkach autorskich chciałem dziś pisać, a o tym co się działo pomiędzy nimi.
Przy śniadaniu, po pierwszym dniu, Grzegorz Braun zaczął mnie przekonywać, że Szczepan Twardoch to był kiedyś dobry autor, ale się popsuł, bo miast iść swoją drogą poszedł na łatwiznę i współpracuje z GW. Został autorem śląskim, współpracuje z GW i dostał nagrodę Nikę, ale nie główną, tylko tę wręczaną przez publiczność. Ja się oczywiście tym ocenom sprzeciwiłem gwałtownie, bo według mnie Szczepan Twardoch to w ogóle nie jest autor, tylko jakaś bolesna pomyłka i kłębek nie rozpoznanych do końca aspiracji. Nie mogliśmy się zgodzić, a ja dodatkowo zacząłem wyliczać na jakiego rzędu kwoty opiewają te wszystkie nagrody, którymi kusi się pisarzy w Polsce dzisiaj. O ile pamiętam nagroda Nike publiczności to jakieś 12 tysięcy. Tyle wynosi obrót jednodniowy w budzie z kebabem w Grodzisku Mazowieckim i to nie przy dworcu, ale gdzieś na zadupiu. Nagroda główna Nike to sto tysięcy złotych. Tyle mniej więcej ma miesięcznego obrotu – jak przypuszczam, bo nie wiem tego z całą pewnością – ma nasz wiejski sklepik, albo jakiś inny warzywniak na przedmieściach.
Nie mogę więc dostrzec za nic tego momentu pokusy, który każe autorom porzucać sprawy i idee, którym byli wierni i rozpoczynać coś, co oni sami nazywają w rozmowach z kolegami karierą, albo przyszłością, albo jakoś podobnie. Nie mogę i już. Każdy bowiem gołym okiem widzi, że ta nagroda to nie jest przepustka do przyszłości i wrota do kariery, ale przedsionek piekła, za którym nie ma już właściwie nic. Przykłady nagrodzonych wcześniej autorów są znamienne i trzeba być naprawdę ciężkim durniem by sądzić, że to się zmieni i teraz, od przyszłego roku będzie już inaczej. Oczywiście, wielu autorom może wydawać się, że tak właśnie jest, ponieważ za bramą z napisem „Nagroda Nike” rozciągają się łąki pełne stypendiów, pełne grantów, sałatek na plastikowych talerzykach i alkoholu podawanego w brzydkich kieliszkach. I do tego pędzi właśnie cały ten tłum. Ja to wiem na pewno, bo moja teściowa, która była tu niedawno, porzuciła u nas swój egzemplarz GW, w którym znalazłem recenzję pisarza Rudnickiego, która dotyczy z kolei książki czeskiej pisarki Petry Hulowej. I w tej recenzji jest wyraźnie napisane, że Hulowa żyje z pisania i stypendiów. No więc jest to tylko połowa prawdy, w mojej ocenie, a połowa prawdy to jest całe kłamstwo jak wiemy. Hulowa nie żyje z pisania, bo nie przeżyłaby ani dnia, żyje ze stypendiów. Mówiąc wprost jest madame Hulowa zawodową rewolucjonistką opłacaną z nierozpoznanych budżetów. I tym samym chcą być wszyscy polscy pisarze. Im się wydaje, że to łatwe, ale są w grubym błędzie. Po pierwsze nie rozumieją jaka jest różnica pomiędzy nami, a Czechami, którzy wybierają przeważnie lojalność wobec najsilniejszego w okolicy gangstera i mają przez to święty spokój i dodatkowo nie rozpoznają jakiego rodzaju treściami będą musieli karmić swoich czytelników. Pani Hulowa i jej książki są zaś tutaj przykładem najbardziej wyrazistym. Była ona zresztą promowana wraz z innymi czeskimi pisarzami na targach w Krakowie, na stoisku wydawnictwa „Czeskie klimaty”. Widziałem autorkę na zdjęciu, jest ona upozowana na sympatyczną, trochę szaloną dziewczynę, po trzydziestce, która chodzi w powyciąganym swetrze i lubi towarzystwo mężczyzn. Ponieważ ja dokładnie rozpoznaję ten typ osobowości, z całą mocą stwierdzić mogę, że jest całkiem na odwrót. Pani owa żyje w hermetycznym dość światku, porusza się po wyznaczonych trasach, prowadzących go miejsc, gdzie odbywają się naukowe i paranaukowe konferencje dotyczące feminizmu, gender i podobnych historii i nie zawiera znajomości z ludźmi takimi jak Szczepan Twardoch pisarz z Polski, bo się ich zwyczajnie brzydzi.
Wróćmy teraz na chwilę do hotelowej restauracji gdzie siedzieliśmy z Braunem i kłóciliśmy się o tego całego Twardocha. Siedział tam także jakiś nieznany nam człowiek z laptopem, odwrócony do nas plecami. W pewnym momencie wstał, założył kurtkę, spakował swój laptop i podszedł do nas. Przeprosił, za mimowolne podsłuchiwanie i powiedział, że gratuluje mi książek, bo przeczytał wszystkie Baśnie, a w samochodzie ma dodatkowo audiobooka. I powiem wam, że to jest lepsze niż wszystkie nagrody Nike, niech je szlag trafi, niech je dostanie Twardoch z Hulową. I ja niniejszym raz jeszcze chciałem temu panu serdecznie podziękować. Nie ma dla autora większej satysfakcji. Po prostu nie ma i już. Obcy facet podnosi się od stolika w hotelowej restauracji, bo słyszy przypadkową rozmowę i idzie podziękować autorowi. I niech sobie pani Hulowa wsadzi w kubeczek swoje stypendia, a Twardoch swoje nagrody również.
Teraz o autorze recenzji Januszu Rudnickim. Ja serdecznie państwu polecam przeczytanie czegokolwiek o tym człowieku, bo to jest sztandarowy przykład tego czym nie wolno stać się w życiu. On również był nominowany do Nike i aż przebiera nóżkami z niepokoju, żeby ją wreszcie dostać. To jest znamienne, bo rodzi się z tych pragnień rywalizacja i czarna wrogość pomiędzy Twardochami a Rudnickimi i wrogość ta stwarza czytelnikom nie wyrobionym i naiwnym złudzenie, że istnieje jakiś wybór, że można się zdecydować albo na kaszankę, albo na salceson. Tymczasem takiego wyboru po tamtej stronie nie ma i to jest oczywiste. Hulowa, żeby zrobić karierę musiała napisać, że Jezus nie ma jaj, jak jego ojciec. Rudnicki wynosi jej pornografię pod niebiosa i aż się biedny poci, żeby opisać ten syf w słowach bezwzględnie atrakcyjnych. Twardoch zaś pewnie dostanie jakiś specjalny cyrograf, będzie musiał opisać gwałt na niemowlęciu dokonywany przez jakiegoś prałata, albo film pornograficzny z udziałem kretów powyciąganych z nor, świnki morskiej i jakichś dziwek poprzebieranych za zakonnice. Tak to widzę. Bo ja, gdybym był diabłem wcielonym, stawiałbym im właśnie takie wymagania, a potem jeszcze publikował te ich dokonania w jak największej liczbie egzemplarzy.
Wieczorem pojechaliśmy na strzelnicę. To jest sympatyczne miejsce, ale okazało się, że Grzegorz Braun, choć ma okulary strzela lepiej ode mnie. Potrafił osiągnąć większe skupienie w tarczy i prawie wszystkie pociski umieszczał w czarnym kółku. Ze mną było gorzej, bo gdzieś mi się to wszystko rozłaziło. No, ale przynajmniej trafiłem w tarczę. Strzelaliśmy z broni długiej i krótkiej. Z tej drugiej strzelało mi się lepiej i celniej. Nie wiem dlaczego, pewnie dlatego, że pistolet trzyma się dwoma rękami i daje to większą stabilność. Nie wszystko jednak mi się na tej strzelnicy podobało. Z niejakim zdziwieniem zauważyłem, że w gablocie wystawiony jest mundur oficera Wermachtu. Być może miało to jakiś sens i cel ukryty, ale bez rozpoznania powyższego, niestety nie mogłem się to ekspozycją zachwycić.
Pod koniec drugiego dnia pobytu pojechaliśmy do Lubicza Górnego, do przykościelnej kawiarenki, gdzie czekali na nas członkowie stowarzyszenia Pro Publico Bono. Spędziliśmy tam trzy godziny w sympatycznej atmosferze, ale ja byłem już tak zmęczony po targach w Krakowie i tych dwóch wieczorach, że ledwo siedziałem. Mam nadzieję, że nie będzie do zbyt wyraźnie widoczne. Ludzie, którzy tam przyszli nie znali mnie, ani moich książek zupełnie, ale mimo to siedzieli i słuchali. Bardzo Państwu dziękuję za ten wieczór.
Nasza dyskusja dotyczyła po większej części szkoły i możliwości zorganizowania prywatnego nauczania dla dzieci i młodzieży. No i okazało się, co było dla mnie zaskoczeniem, że najłatwiej jest w Polsce otworzyć wyższą uczelnię. To jest fakt znamienny, który moim zdaniem decyduje o tym jak będzie wyglądała niebawem struktura społeczna nad Wisłą. Zacznę jednak od początku. Moja żona, która jest nauczycielem i logopedą uwielbia wchodzić na strony Gazety Prawnej, gdzie zwykle jacyś autorzy piszą o podłości i przeniewierstwach nauczycieli. O tym jak są uprzywilejowani - nauczyciele, a nie autorzy z Gazety Prawnej - jak nic nie robią i jak trzeba ich dyscyplinować, żeby wreszcie wzięli się za uczciwą pracę. Wszyscy przy tym zdajemy sobie sprawę z tego, że nauczyciele mają narzucony przymus dokształcania się. Wymusza to na nich kończenie różnych dodatkowych kierunków studiów i zabiera im mnóstwo wolnego czasu. Dodatkowo kwalifikacje zdobywają na wyższych uczelniach, nierzadko prywatnych, które otwiera sobie każdy kto chce. Ów „każdy kto chce” przyjmuje również na te studia ludzi kompletnie się do niczego nie nadających i wręcza im indeksy oraz dyplomy. Daje im szansę jednym słowem. Jest to taka sama szansa, jak ta, na którą czeka Szczepan Twardoch, pisarz śląski. Tam nie ma już nic poza otchłanią i najczarniejszą pornografią. Taką jaką można było niedawno obejrzeć w tym dziwnym teledysku z trzema ogłupiałymi dziewczynami, które udawały, że grają i śpiewają. Nic na tych ludzi nie czeka, a jedyne co dla nich zaplanowano to zastąpienie tych resztek uczciwie pracujących w szkołach nauczycieli, którzy są zwalczani przez media i pamiętają jeszcze co to jest rozbiór logiczny zdania. Ci nowi już nie będą rozumieć tego ni w ząb. Kiedy już dokona się ta zamiana, kiedy wszyscy normalni nauczyciele pójdą na emeryturę, kiedy wyrzuci się ze szkół te resztki przytomnych, wejdą tam absolwenci szkół humanistyczno ekonomicznych ze specjalnością „promocja zdrowia” i zrobią porządek. A jak się będą dobrze starać, to władza pozwoli im zaprosić do szkoły Szczepana Twardocha, wybitnego pisarza. A raz na dwa lata Petrę Hulową, żyjącą ze stypendiów czeską feministkę. Może więc zacznijcie zakładać te szkoły. Mówię to wprost, bo w tym Lubiczu było co prawda miło, ale nie zauważyłem tam zbyt wielkich chęci do działania. Wszyscy raczej trwali w oczekiwaniu, aż coś się stanie i ktoś coś załatwi. No więc nie można już czekać. Naprawdę. Sami się przekonajcie. Macie tu znak, link do portalu „literatura jest sexy”, gdzie można sobie przeczytać wywiad z Januszem Rudnickiem http://www.literaturajestsexy.... To jest wyraźny znak. Nie mówcie mi, że nie.
Przypominam, że na stronie www.coryllus.pl sprzedajemy już książkę Toyaha o zespołach.
Komentarze
01-11-2013 [10:28] - Temu Misiu | Link: Gratulacje !
Jesteś naprawdę sławny i doceniony. W czwartym akapicie opisałeś "ciekawego", który Ciebie rozpracowuje. Trzeba było zrobić sobie z nim pamiątkową fotę, bo ten "miłośnik Twojej twórczości" rejestrował do czasu, aż skończył się twardziel w jego laptopie - "to jest lepsze niż wszystkie nagrody Nike" - fakt!
...i pozdrawiam :)
01-11-2013 [10:42] - Coryllus | Link: temu misiu
Oczywiście, to był przebrany Stirlitz, masz rację. Skąd ty wypełzłeś nieszczęśniku?
01-11-2013 [12:13] - Temu Misiu | Link: Sukcesów! :)
Ze sterty niedopalonych teczek. I otrzepuję piórka z popiołu :)
01-11-2013 [12:29] - zaginionyląd | Link: coryllus
1, skoro żona jest nauczycielką i macie państwo taką właśnie wizję edukacji to tym bardziej polecem to co na targach w Krakowie Panu zapisałam .. strona nowalef... o edukacji . Tam jest dużo tekstu za którym
stoją dokumenty i działania autora witryny .....
2. Kraków za rok istotnie będzie miał halę nową , obszerną , na targi ... Właśnie tydzień temu miasto dostało tytuł bodaj ,, światowe miasto książki ,, czy podobnie ... jako siódme na świecie . Poprzednie są anglojęzyczne , tylko Rejkjawik nie .... .... Po ogłoszeniu tej nagrody na antenie Polskiego Radia Kraków / rozgłośnia regionalna / dziennikarz odpytywał kogoś z instytutu książki bodaj , co w związku z tą nagrodą jako miasto zrobimy .. rozmówca bardzo zatroskany że mamy taki peryferyjny język trochę o tym podywagował .... ale stwierdził że po pierwsze Miasto musi ten fakt uwzględniś w budżecie na przyszłe lata .... bo skoro naszym narzeczem się nie przebijemy , to trzeba jakoś inaczej ... te bose nogi Cejrowskiego to może być mało ...... Nie chce mi się tu rozwijac tematu , bo każdy może .... ale martwię się o Pana ..... co Pan za rok nawet na lepszym stoisku .... zrobi na przyszłorocznych targach????? boję się że z tą bronią krótką mogą Pana nie wpuścic..... :) :) :)
3. wspomniał Pan w poprzednim tekście że w Krakowie przychodzi się na targi coś załatwić , głównie ukłony ........ sorry chyba Pan z Pcimia ..... oczywiście , że taki jest krakówek ..... jeszcze linia AB na rynku , albo taka dziura prlowska RIO z kawą ... Proszę poczytać tutaj blog dr Pasierbowicza .... jak się żali we wrześniu co go spotkało w RIO .......
01-11-2013 [18:33] - bulsara | Link: @zaginionyląd
Witam !!!
W uzupełnieniu Pani komentarza załączam link http://www.miastoliteratury.pl/,(do punktu 2 komentarza).
Zastanawiam się co jest nie tak z Pcimiem,na który się Pani powołuje???
Domyślam się ,że zawodowo jest Pani zawiązana z edukacją i mocno dziwi mnie taki wydźwięk komentarza!!!
pozdrawiam z Krakowa
bulsara
Dedykacja dla Pani http://www.youtube.com/watch?v...
01-11-2013 [14:37] - tom-76 | Link: Panie drogi niech pan
Panie drogi niech pan czésciej pisze bo nie ma czego czytac.
02-11-2013 [02:06] - WESOŁY TROLL WANIA | Link: złotodajne kebaby na zadupiu
"12 tysięcy. Tyle wynosi obrót jednodniowy w budzie z kebabem w Grodzisku Mazowieckim i to nie przy dworcu, ale gdzieś na zadupiu."
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czyli naprawdę jesteśmy Zieloną Wyspą!
A może nawet złotą!
Przeliczmy - 12 000 x 26 dni w miesiącu (w soboty te placówki na ogół pracują, przyjmijmy, że w niedziele nie) = 312 000 zł miesięcznie. Rocznie 3 744 000. Odliczmy święta - no powiedzmy 12 dni w roku. Zostaje 3 600 000 zł.
Grubo ponad milion dolarów. Z jednej budy na zadupiu w mieście powiatowym.
Aż strach pomyśleć, jaki obrót dawałaby taka buda np. koło dworca. Albo w większym mieście, dajmy na to Radomiu, Opolu albo Zielonej Górze.
Ile milionów dolarów rocznie?
2, 3, a może jeszcze więcej.
Niechby tam mieli i 80 % kosztów, to i tak z takiej "budy na zadupiu" miesięczny dochód to minimum 60 000 zł.
Trzeba te fakty upowszechnić!
Niech wrócą z emigracji rozsiani po świecie Rodacy!
Niech przyjadą do pracy Szwajcarzy, przecież 20 000 franków miesięcznie i im niełatwo zarobić.
Polskie kebaby naszym bogactwem!