W czasie toczącego się ostatnimi dniami sporu o filmy i sztukę Stanisława Barei najczęściej powtarzanym argumentem moich przeciwników był sprzeciw wobec ocen dzieła poprzez moralność artysty. - Nie można – oceniać komedii, w dodatku dobrej i śmiesznej – biorąc pod uwagę to, czy jej autor był świnią czy nie. Tak to widzą ludzie, którym czerwoni wdrukowali w głowę kalki pojęciowe, opatrzone nagłówkiem – wolność i swoboda.
Otóż cała kwestia moralności i prowadzenia się artystów jest fikcją wymyśloną, gdzieś w pierwszej połowie XX wieku, wśród sfrustrowanych i biednych malarzy prowincjonalnego miasta Krakowa, dla poprawienia tymże malarzom samopoczucia. Została ona potem zgrabnie zaadaptowana przez komunistyczną propagandę i służy właśnie do tego by usprawiedliwiać rozmaite świnie kręcące filmy na potrzeby reżimu. I teraz uwaga – nie uważam Stanisława Barei za reżysera reżimowego – żeby była jasność. Bareja tylko sprowokował dyskusję. Chodzi o innych.
Moralność artystów była czymś dalece obojętnym każdemu, a już najbardziej mecenasowi i odbiorcy. Moralność artystów to był temat do rozważań dla samych artystów. W proporcji następującej – im mniej artysta potrafił tym głębsze dyskusje o moralności prowadził z krytykami. To samo dotyczy także krytyków. Im mniej mają do powiedzenia o samej sztuce tym więcej opowiadają o moralności artystów i jej wpływie na ocenę dzieła. Być może sprawy mają się nawet tak, że widz, czytelnik lub słuchacz mając do czynienia z gniotami zaczyna się zastanawiać nad moralnością artysty jako jedynym czytelnym kryterium oceny. Robi to dla dobra samego mistrza. By mu nie powiedzieć wprost, że jest po prostu żaden, mówi – źle namalował bo to świnia i dziwkarz. Nie twierdzę, że tak jest na pewno, ale sami przyznacie, że możliwość taka jest nader kusząca.
Trudno sobie wyobrazić by papieża Juliusza II interesowała moralność Michała Anioła. Gdyby tak było Sykstynę dekorowałby kto inny. Przez całe stulecia egzystowały rzesze artystów, którzy stali jak najdalej od prostej, chrześcijańskiej moralności i nic tym ludziom nie przeszkadzało prosperować. Obok nich żyli inni, którzy po szyję zanurzeni byli w prawym i dobrym życiu i oni także prosperowali. Moralność nie była żadnym kryterium w ocenie dzieła, bo też i funkcja dzieła sztuki, przed stuleciem XIX była nieco inna niż dziś.
Niektórym wydaje się, że cała historia nowożytnej sztuki do dążenie malarzy, rzeźbiarzy i architektów do tak zwanej wolności czyli do bazgrania po płótnie, lepienia z gliny potworów i budowania krzywych wież, a wszystko to w imię twórczego geniuszu. Jest to złudzenie stworzone przez krytykę właśnie, nie wiem czy już w XIX wieku czy później, mam wrażenie,że później. Ta sama krytyka wplotła w swoje rozważania o artystach wątek moralności. Jest to taką samą fikcją, która nie była dla nikogo groźna póki obszar sztuki nie został całkowicie opanowany przez polityczną propagandę.
Zacznijmy od tego twórczego geniuszu. Artyści przez wieki nie pragnęli żadnej wolności tworzenia lecz lukratywnych zleceń i dużych pieniędzy. W miarę jak mecenas stawał się biedniejszy, a wynikało to wprost z postępów i sukcesów idei socjalistycznej tym więcej się o tej wolności gadało i szukało jeszcze jakichś punktów zaczepienia, które zapobiegłby całkowitej degradacji artysty w świecie ubożejącej burżuazji o histerycznych gustach. I tutaj właśnie pojawił się problem moralności. Czy artysta może prowadzić się tak jak filister? Nie. Artysta musi być wolny, musi być poza dobrem i złem. Przynajmniej do chwili kiedy w pobliżu nie ma policji i tajniaków. Potem bywa różnie.
W miarę jak kształtowały się nowoczesne imperia artyści stawali się coraz bardziej nieprzydatni inwestorom prywatnym, a stawali się coraz bardziej potrzebni państwu. Nowoczesnemu państwu. Salon odrzuconych to inicjatywa Napoleona III – nieśmiało przypominam. I to jest fakt bardzo znaczący, o którym piewcy wolności sztuki i geniuszu nie lubią pamiętać. Nowoczesne malarstwo francuskie istniało i egzystowało bo cesarz wydał na to zgodę. Sukces tego malarstwa zaś był przez władze interpretowany jako sukces Francji i podkreślenie jej wielkości. Nikt się wtedy nie zastanawiał nad moralnością malarzy. W przeważającej liczbie przypadków nie było nad czym. Jeden Gaugin, który pojechał na wyspy, do kolorowych dziewcząt może mógłby być tutaj jakimś przypadkiem do roztrząsania, reszta żyła mniej lub bardziej po bożemu. Nawet życie tych rzekomych burzycieli porządku społecznego, którzy pojawili się w XX wieku i zaczęli malować różne „kompozycje” nie odbiegało za bardzo do tego co za moich czasów działo się w akademikach. To nie był temat do dyskusji. Dyskusja zaczęła się później.
Kiedy? Wtedy kiedy artysta stał się człowiekiem politycznym pełną gębą, kiedy zamiast na motyw jechał na manifestacje i zaczynał wrzeszczeć, że wolność, że lud, że praca, że przyszłość i szczęście narodów. Słowem wtedy kiedy wpadł w sidła komunistów reprezentowanych przez całkowicie zdemoralizowany aparat władzy państwa o nazwie ZSRR. Państwo to mając w szeregach swojej administracji, armii i policji narkomanów, zboczeńców, trywialnych alkoholików i zawodowych morderców, prowadziło wielce udaną propagandę wzywającą do naprawy moralnej Zachodu, w czym wydatnie pomóc mieli wyzwoleni moralnie artyści.
I pomagali. Moralność artystów stała się bowiem – wtedy właśnie – w latach międzywojennych i tuż po nich tematem do dyskusji prasowych i domowych. Tak jak już napisałem – im słabsza, głupsza i nędzniejsza była sztuka tym więcej mówiono o moralności. I każdy, naprawdę każdy ćwierćinteligent na planecie Ziemia wiedział, że nie można oceniać dzieła poprzez jego twórcę. Bo dzieło proszę Państwa żyje własnym życiem. I tu mała korekta – żyło. Żyło póki nie wprzęgnięto go do koślawego wózka politycznej propagandy. Wtedy zaczęło żyć tym życiem, które dlań wymyślił towarzysz za odcinek propagandowy odpowiedzialny. Zmieniło to sytuację samych artystów. Głównie filmowców właśnie, bo film – jak powiedział towarzysz Lenin – to najważniejsza ze sztuk. Państwo ludowe zagwarantowało im „wolność” tworzenia pod kilkoma jednak warunkami. Wszyscy je znamy. W miarę jak państwo to słabło, bo nic przecież nie jest wieczne, funkcja artystów ulegała daleko idącym modyfikacjom. Dorobili się oni nawet złudzeń, że czynią coś co ma związek rzeczywisty z wolnością i działa na szkodę systemu. Złudzeniami tymi żyją do dziś. I do dziś tkwią w rezerwacie, który dawno temu zbudowali dla nich towarzysze z KC. Nic się nie zmieniło. Tylko towarzysze odmłodnieli i tematyka filmów nieco inna. Podstawowe zaś narzędzie służące do budowania złudzenia wolności – czyli moralność artysty owinięta grubą warstwą przywilejów i dotacji pozostaje nadal w użyciu.
Czy dzieło można oceniać więc poprzez pryzmat moralności artysty? W państwach totalitarnych i posttotalitarnych wyłącznie to można czynić. W obszarach gdzie istnieje wolność i rynek sztuki kwestie moralności nie mają żadnego znaczenia. Nikt się nad nimi nie zastanawia. Ludzie po prostu kupują sztukę. Mogą nawet nie znać imienia i nazwiska twórcy. Nic ich to nie obchodzi. Dzieło żyje naprawdę własnym życiem.
Wszystkich oczywście zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić moje książki: "Baśń jak niedźwiedź" i "Dzieci peerelu". W jednej i drugiej książce temat sztuki i artystów jest obecny i oswietlony w sposób podobny do tego, który zastosowałem w powyższym tekście. Zapraszam.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3663
czep się pan Kuca i Wajdy wałkowanie tego tematu zaczyna budzić moje podejrzenie ,że dostał pan zlecenie na niego, gość nie żyje od dawna , a znęcasz się pan nad nim??? w życiu panu nie wyszło?? nie panu jednemu ,weź pan wyluzuj, bo to już jest nudne.Poznaliśmy pańską opinię raz i wystarczy !!!!!!Napisz pan o innych!!!!!!!Lubię filmy Barei i żadna ustawa tego nie zmieni, jak pan takiś mądry trzeba było zrobić super film w czasach komuny i potem byśmy pogadali.Mocnym w gębie ,że tak powiem to każdy potrafi być.
Pan książki pisze?
Kto je, na Boga, czyta? Grafomani czy grafolodzy?
Wrażliwi ludzi je czytają. Rozumiem, że komuś takiemu jak pani, ktora obraca się jedynie w środowisku grafologów (ABW? ) ciężko w to uwierzyć, ale to prawda.
Nie wiem, kim pan jest, ale skutecznie pan siebie reklamuje . I swoje ksiązki. pańskie teksty , o wiele za długie na bloga, może i słuszne, ale na ogół odwracają uwagę od spraw najważniejszych. Ma pan pióro i talent, szkoda je marnować.
Co pani, droga pani, raczy wyplatać? O wiele za długie? Znaczy co? Powienien tu hasła wpisywać? Precz z Tuskiem na przykład? Wtedy będzie dobrze? Niech się pani zastanowi trochę. I co to są "sprawy najważniejsze"?
Coryllus ma rację ,jak zwykle zresztą.Powinniście się już tego nauczyć.No i to pióro,jak to wszystko boli,a u mnie radość.
No kiedy własnie nie każdy potrafi. Pan ewidentnie nie potrafi, a rzuca się pan jak wesz na grzebieniu.
I ja takze wierze, ze wiekszosc przetrze sie przez te meandry dywagacji o przyczynie powstania dziela i pozniejszej jego vita wrod czytelnikow.
Gdyby jednak istnialo z calkowitym wylaczeniem tzw. moralnosci autora,byloby sztuka dla sztuki. W dziele musi byc "kawalek" duszy, inaczej jest to kicz, komercja, cegla i artykul na zamowienie!
Ale rozpatrywanie tworu poprzez tzw. moralnosc, rozumiana jako zespol norm, przestrzeganych lub nie, jest bledem i interpretacja wrecz niedozwolona. Aczkolwiek w polityce przydatna i stosowana!
Nie wszystkie dziela(w rozumieniu tworu artysty) mozna dlatego deprecjonowac, ze zostaly upolitycznione, zas te, ktore z mysla o poparciu polityki pisano, nalezy od razu na przemial odeslac.
Kilka przykladow-utwory Milosza i jego poglady na Polske i jej historie, nawet u schylku zycia refleksja poety nie tlumaczy tzw, spolecznego (uwarunkowanego chyba emigracja i praca dyplomatyczna dla regimee)zamowienia. Forma i jezyk poety-wylaczam , to odrebny temat.
Pawlikowska-Jasnorzewska-kto jej poezje ocenia przez pryzmat choroby serca, popelnia blad i krzywdzi jej naturalna wrazliwosc.
Hemingway-zapomniec, ze pil, mial depresje, bral rzadowe pieniadze; pisal od siebie, o sobie i dla innych. Tylko dobor tematow, a przez to postaci, zbyt proste, by nie rzec ostrzej! Nie zawsze resumee zalatwia sprawe nosnika moralu!
Pamuk-noblista, autor "Goracego sniegu", ale,zeby pisac o Turcji, dawnej ojczyznie, nie wystarczy odbyc kilka podrozy z emigracji(Frankfurt), by stac sie obiektywnym, Jest tylko poprawnie.Nie wiecej.
Nie chce mowic o produkcji filmow. Juz termin "produkcja" mowi za siebie.
Daje szanse innym sie wypowiedziec, ale temat bardzo interesujacy!
Pozdrawiam serdecznie!
Gdyby w XIX wieku stosowano dzisiejsza miarkę dot. moralności, to taki np. Franz Schubert nie wyszedłby z wiezienia. Moze właśnie dlatego prawdziwa twórczość potrzebuje co najmniej dwóch stuleci, aby znaleźć swoje miejsce w ciągu historii, bez tak prozaicznej przeszkody, jaka jest cielesna powłoka autora?
Doprawdy nie wiem do kogo Pan kieruje swoje felietony na tym portalu? Zostawmy Bareję, bo w tym temacie już nic do Pana nie dotrze. Ale ten felieton??? Pan albo gardzi czytelnikami niezależnej, albo tu chce założyć jakiś kaganek oświaty. Tylko nie wiadomo po co? Pan Darski tu Pana zaprosił, ok. Wam się blogerom słynnym już się powoli w główkach gotuje od wirtualnej sławy. Chcecie tu kogoś uświadamiać, pouczać... Panie, ten portal jest czytany przez ludzi rozumnych :). Tekst o moralności artystów może Pan umieszczać na salonie 24, może Janke przeczyta i będzie miał bryka z Paula Johnsona za friko.
P.S niektóre Pańskie teksty są naprawdę niezłe, ale tylko niektóre. Aaa, i proszę pogadać z Panem Darskim, by zaprosił tu Toyaha. Bo się Toyah skarży. A taki manewr zapewniłby niezależnej.pl dużą liczbę kliknięć. Nie nabijam się. Toyaha czytuję, czasem po jego tekstach wstaję z fotela i biję brawo.
prosze to towarzystwo olac.jezeli komus tu cos nie odpowiada to niech spadaja,tam gdzie ich miejsce.
emmo
To się nazywa cywilizowana dyskusja
Według mnie moralność, przyzwoitość, poglądy uzupełniają moją ocenę autora czy wreszcie jego dzieł. Znając życie czy poglądy Herberta mogę dopiero zrozumieć jego wiersze. I w opozycji można przytoczyć naszych poetów noblistów i ich poglądy. Gdybym miał ocenić poezję Szymborskiej - no cóż, nie można negować, że to nasza noblistka! I sądząc po jej dziełach - zasłużona (?). Ale są też dzieła wstydliwie niepamiętane, świadczące o jej poglądach - na przykład:
"Partia. Nalezec do niej,
z nia dzialac, z nia marzyc,
z nia w planach nieuleklych,
z nia w trosce bezsennej -
Wierz mi to najpiekniejsze,
co sie moze zdarzyc
w czasie naszej mlodosci
- gwiazdy dwuramiennej."
Oceniać tę twórczość wedle poglądów, moralności, czy nie??? Oceniać Miłosza po jego antypolskości, czy nie?
W mojej opinii to są rzeczy nierozerwalne. A prawdziwa sztuka się wybroni.