DLACZEGO BÓG DOPUSZCZA BÓL PO STRACIE BLISKICH?

Wszystkie nasze nieszczęścia i cierpienia to konsekwencja buntu pierwszych Rodziców. To wiemy. Ale przecież Jezus przyszedł na ziemię, by umrzeć za nasze grzechy – zapłacić całkowicie, w pełni należną każdemu z nas osobiście karę. Jeśli więc rozpoznamy ofertę Jezusa i zawołamy do Niego jak łotr ukrzyżowany po prawicy (Łuk. 23:42-43), jesteśmy uratowani, czyli zbawieni. Czyż w takiej sytuacji nie powinniśmy już więcej nie cierpieć? Przecież Jezus wziął na siebie przyczynę naszych cierpień!

Po świecie ciągle krążą duchowi oszuści obiecujący ludziom życie bez cierpienia. Można ich znaleźć nawet w łonie chrześcijaństwa – „uwierz w Jezusa, a będziesz zdrowy, bogaty i szczęśliwy”. Bóg jednak uznał, że cierpienie jest nam potrzebne. Nawet ludzie już uratowani przez Jezusa cierpią. Przykładem jest ap. Paweł:

Od Żydów otrzymałem pięć razy po czterdzieści uderzeń bez jednego, trzy razy byłem chłostany, raz ukamienowany, trzy razy rozbił się ze mną okręt, dzień i noc spędziłem w głębinie morskiej. Byłem często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od rodaków, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustyni, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach między fałszywymi braćmi. W trudzie i znoju, często w niedosypianiu, w głodzie i pragnieniu, często w postach, w zimie i nagości. Pomijając te sprawy zewnętrzne, pozostaje codzienne nachodzenie mnie, troska o wszystkie zbory. Jeśli kto słabnie, czy i ja nie słabnę? Jeśli kto się potknie, czy i ja nie płonę? 2 Kor. 11:24-29

Dlaczego więc Bóg pozostawił dla nas cierpienie? Szczególnie skupię się na cierpieniu po stracie ukochanych. Ten ból nie ominął nawet samego Jezusa, gdy był na ziemi (pełny pełny opis - Jan. 11:1-45):

Panie, gdybyś tu był, nie byłby umarł mój brat. Jezus tedy, widząc ją płaczącą i płaczących Żydów, którzy z nią przyszli, rozrzewnił się w duchu i wzruszył się, i rzekł: Gdzie go położyliście? Rzekli do niego: Panie, pójdź i zobacz. I zapłakał Jezus. Rzekli więc Żydzi: Patrz, jak go miłował. Jan. 11:32-36

Śmiercią ludzi obcych mało się przejmujemy – umierają przecież codziennie tysiące. Co innego, gdy śmierć uderza blisko nas – wtedy traktujemy ją osobiście. Wtedy dopiero stajemy oko w oko z czymś, co nas przerasta, każe zamilknąć i wyrwać się z codzienności. Dopiero ten przeszywający serce ból budzi nas z nirwany „wiecznego życia na ziemi”. W pierwszej kolejności dociera do nas  nieodwołalność śmierci – to już się stało i nigdy się nie cofnie. Już nic nie można zrobić. Koniec. Dla niego i dla mojej więzi z nim. Tak, jakbyśmy nagle stanęli nad bezdenną przepaścią. Wszystko wokół znikło lub przynajmniej straciło barwy – widzimy tylko tę nieodwołalność, która świdruje nasze myśli.

Nie jest to jednak bezcelowe doświadczenie. W zależności od naszego związku z Bogiem kieruje nas ono ku różnym zastosowaniom.

Po pierwsze, dla osób niewierzących lub tylko religijnych śmierć bliskich rodzi pytania o to, co dalej. Co z nim się stało? Czy jest teraz w niebie? Czy może człowiek to tylko „garść prochu” i nie ma niczego poza materią? Co będzie ze mną? Czy jeszcze się kiedyś spotkamy?

To jak najbardziej zasadne rozterki. Być może jednym z głównych celów tego bólu jest zmuszenie nas do poważnej refleksji nad życiem wiecznym. Nie warto więc zagłuszać tego bólu i uciekać od ważkich pytań. Gdy znajdziemy na nie prawdziwą odpowiedź, zrozumiemy, jak ciężkie zadanie miał Bóg, by otworzyć nam oczy na duchową rzeczywistość.

Po drugie, ból śmierci przypomina nam o tym, że nie żyjemy w niebie. Człowiek współczesny ma zasadniczo bardzo miłe i łatwe życie – stąd ogromny rozwój przemysłu rozrywkowego. W tym wirze przyjemnych bodźców możemy zasmakować w ziemskim życiu i nie tęsknić do prawdziwego nieba. Śmierć i ból „sprowadzają nas na ziemię”.

I będzie mieszkał z nimi, a oni będą ludem jego, a sam Bóg będzie z nimi, i otrze wszelką łzę z oczu ich, i śmierci już nie będzie; ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie. Obj. 21:3-4

Po trzecie, śmierć przypomina nam o pilności zadania. Dla niezbawionych jest to zadanie nawrócenia, znalezienia prawdziwej (czyli wąskiej - Mat. 7:13-14) drogi powrotu do Ojca. Dla narodzonych na nowo uczniów Jezusa jest to przypomnienie o misji ratowania bliźnich zagrożonych wiecznym potępieniem:

Bóg w Chrystusie świat z sobą pojednał, nie zaliczając im ich upadków, i powierzył nam słowo pojednania. Dlatego w miejsce Chrystusa poselstwo sprawujemy, jak gdyby przez nas Bóg upominał; w miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem. 2 Kor. 5:19-20

Szczególnie gdy umrze ktoś, komu nie zdążyliśmy powiedzieć ewangelii o zbawieniu, dociera do nas ogromna ranga misji, jaką realizujemy. To nie wciskanie ludziom jakiegoś kitu, którego tak naprawdę nikt nie potrzebuje – to  ratowanie ludzi przed wieczną śmiercią. I tylko tu na ziemi, w ciągu krótkiego życia, można z tego ratunku skorzystać – potem koniec, nie ma drugiej szansy, nie ma zmiany werdyktu:

…postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd. Hebr. 9:27

Kto wierzy w Syna Bożego, ten ma w sobie świadectwo Boga, kto nie wierzy Bogu, uczynił Go kłamcą, bo nie uwierzył świadectwu, jakie Bóg dał o swoim Synu. A świadectwo jest takie: że Bóg dał nam życie wieczne, a to życie jest w Jego Synu. Ten, kto ma Syna, ma życie, a kto nie ma Syna Bożego, nie ma też i życia. O tym napisałem do was, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie życie wieczne. 1 Jana 5:10-13

W bólu po stracie bliskiego Bóg przygotował dla na mądrość i poprawę naszego dotychczasowego stanu:

Lepiej iść do domu żałoby, niż iść do domu biesiady; bo tam widzi się kres wszystkich ludzi, a żyjący powinien brać to sobie do serca. Lepszy jest smutek niż śmiech, bo gdy smutek jest na twarzy, serce staje się lepsze. Serce mądrych jest w domu żałoby, lecz serce głupich w domu wesela. Kazn. 7:2-4

Jeśli nasz ukochany zmarły zaufał w swoim doczesnym życiu Chrystusowi co do swojego zbawienia (i my również należymy do Jezusa), wtedy możemy mieć pewność, że nasza rozłąka jest tymczasowa i że niebawem spotkamy się znowu. Tak właśnie Jezus pocieszał siostrę zmarłego Łazarza:

Zmartwychwstanie brat twój. Odpowiedziała mu Marta: Wiem, że zmartwychwstanie przy zmartwychwstaniu w dniu ostatecznym. Rzekł jej Jezus: Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Czy wierzysz w to? Jan. 11:23-26

Ważne więc, byś miał pewność, że po śmierci czeka Cię niebo; byś miał ją wypływającą z właściwych przesłanek, a nie fałszywej nadziei (wielu ludzi pociesza się frazesami, że nie są gorsi od innych; że chodzą do kościoła; że w życiu zrobili więcej dobra niż zła i zasługują na niebo; że w ostateczności posiedzą trochę w czyśćcu itp. – tym zalecam lekturę: Filip. 3:4-9). Ważne też, byś miał pewność, że twoi bliscy poznali drogę do nieba – gdy umrą, będzie za późno. Przede wszystkim zaś, byś zastanowił się, czy jest w życiu ważniejsza misja niż nieść tym, którzy nie znają osobiście Jezusa, Jego zbawiającą ewangelię?

Albowiem nie wstydzę się ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy. Rzym. 1:16
 

***

Tekst pochodzi z aktualnego numeru miesięcznika "idź POD PRĄD" dostępnego w cenie 3 zł w kioskach Ruch, EMPiK i Garmond oraz w prenumeracie zwykłej i elektronicznej.

107

Zapraszam też do wysłuchania mojego kazania z zeszłej niedzieli:

"TO CIĘ TRWALE ZMIENI. JESTEŚ GOTOWY?"

YouTube: 
Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Rybak

04-08-2013 [09:49] - Rybak | Link:

Bo miłość, czyli stan ducha osoby (duch jest źródłem woli osoby), który cechuje się stałym dążeniem do sprawiedliwości i czynienia miłosierdzia, wytwarza więź duchową pomiędzy osobami o takim stanie ducha. Rozłączenie więc tych osób powoduje smutek, a smutek boli.
Materialiści nie mają takiego problemu, bo ich duch jest w stanie egoizmu, a taki stan nie wytwarza więzi duchowej, tylko przepaść duchową, albo nawet pogardę i nienawiść.
Ludzie nie wiedzą o tym bo zakłamane są słowa, a szczególnie słowo "religia" ( religia jest światopogląd określający cel życia człowieka, oparty na wierze, bo wiedzy nikt nie ma, co było przyczyną i źródłem powstania świata materialnego), oraz została zablokowana ich zdolność poznawcza przez pożądania cielesne.

Obrazek użytkownika dogard

04-08-2013 [10:04] - dogard | Link:

wielu ja jednak oszukuje..

Obrazek użytkownika Rybak

04-08-2013 [10:34] - Rybak | Link:

Miłość jest indywidualnym aktem woli. Każdy musi ją sobie wziąć sam, jeżeli oczywiście jej chce.
Żeby jednak ją wziąć, trzeba najpierw wiedzieć co to jest i na czym polega, bo inaczej się nie da.

Obrazek użytkownika dogard

04-08-2013 [14:27] - dogard | Link:

dana kazdemu, on decyduje czy jua wezmie...nie filozofuj zbytnio.To prosta sprawa.

Obrazek użytkownika pst

04-08-2013 [10:48] - pst | Link:

Gdyby wiara w Jezusa uwalniała od nieszczęść w tym życiu to nie byłaby już wiarą. Każdy zapraszający Go do swojego życia byłby niezbitym dowodem, a Bóg chce od nas wiary. Rozumnej, ale przekraczającej to, co dostępne dla zmysłów.

Obrazek użytkownika miepaj

04-08-2013 [13:35] - miepaj | Link:

"Ten, kto ma Syna, ma życie, a kto nie ma Syna Bożego, nie ma też i życia."

A podobno niektorzy wierza, ze "kto MIAL Syna, ma zycie".

Obrazek użytkownika Paweł Chojecki

04-08-2013 [20:40] - Paweł Chojecki | Link:

By nawiązać rzeczową polemikę musiałbym spotkać argument, że według Biblii możliwy jest stan, że "ktoś miał Syna, a potem Go nie miał". Wedle mojej wiedzy, Jezus zamieszkując w człowieku, trwale ratuje go od potępienia i obiecuje nigdy nie opuścić.

Pozdrawiam,
Paweł Chojecki

Obrazek użytkownika miepaj

05-08-2013 [23:32] - miepaj | Link:

Czy to znaczy, ze Pan Pastor uwaza, ze nie mozna utracic wiary? "Wiary raz zdobytej nie oddamy nigdy"? (trawestujac powiedzenie Gomulki). Rzeczywiscie, gdyby tak bylo, doktryna nieutracalnosci zbawienia bylaby sluszna, bo wsparta bylaby doktryna nieutracalnosci wiary. Ale czy wiara jest rzeczywiscie nieutracalna? Zdrowy rozsadek mowi, ze jest utracalna, ale tu chodzi o tekst biblijny. Na razie sobie czegos takiego nie przypominam. Bede pamietal przy czytaniu Biblii.

Ale ten komentarz Pana Pastora zmienia moje rozumienie Panskiego stanowiska. Poprzednio sadzilem, ze wedlug Pana Pastora wiare mozna stracic, ale mimo tego zbawienie jest pewne. Teraz sprawa nieutracalnosci zbawienia przeksztalcila sie w sprawe utracalnosci badz nieutracalnosci wiary.

Obrazek użytkownika Paweł Chojecki

06-08-2013 [14:19] - Paweł Chojecki | Link:

Nigdy nie utożsamiałem nieutracalności zbawienia z nieutracalnością wiary.

Pozdrawiam,
Paweł Chojecki

Obrazek użytkownika miepaj

06-08-2013 [20:18] - miepaj | Link:

Jak Pan widzi, trudno jest dyskutowac, jesli sie nie zna stanowiska dyskutanta. Najpierw sądzilem, ze Pan dopuszcza mozliwosc "odpadniecia od Jezusa". Teraz niektore Pana wypowiedzi sklaniaja mnie do przypisania Panu pogladu, ze odpasc od Jezusa nie mozna. Ale czy slusznie to przypisuje Panu?

Odpadniecie od Jezusa to utrata wiary, wiec logicznie rzecz biorac jesli odpasc od Jezusa nie mozna, to nie mozna stracic wiary. Ale teraz Pan pisze, ze nigdy nie utozsamial nieutracalnosci zbawienia z nieutracalnoscia wiary. Slowo "utozsamial" jest chyba niewlasciwe, bo wiadomo, ze zbawienie i wiara to nie jest to samo. Ja chyba pisalem (chyba, bo w Naszych Blogach ktos wymysil, ze widze tylko jeden komentarz, a nie cala dyskusje), ze doktryna nieutracalnosci wiary opiera sie na doktrynie nieutracalnosci zbawienia. Opiera sie czyli wynika z niej, to nie jest tozsamosc.

Ale pomijajac te sprawe - czy to znaczy, ze wg Pana jesli ktos "ma Jezusa", to ma go juz na stale, On w nim siedzi, czy delikwent tego chce czy nie chce, moze pluc na Jezusa, ale Jezus i tak w nim jest i wbrew jego pragnieniom doprowadzi go do zbawienia? Tak Pan uwaza? Bo trudno jest dyskutowac, jesli dokladnie nie wiadomo, co glosi dyskutant. Moze nawet byc tak, ze polemika jest zupelnie niepotrzebna, bo obie strony tak samo mysla, a tylko im sie wydaje, ze sie roznia.

Obrazek użytkownika Złotnick

05-08-2013 [12:25] - Złotnick | Link:

Moim zdaniem ponizszy fragment Pisma Świętego jest zapewnieniem, że Jezus nie straci nikogo, kto kiedykolwiek przyszedł do Niego po przebaczenie grzechów i duchowe życie.

Jan. 6:38-40
"Zstąpiłem bowiem z nieba, nie aby wypełniać wolę swoją, lecz wolę tego, który mnie posłał.
A to jest wola tego, który mnie posłał, abym z tego wszystkiego, co mi dał, nic nie stracił, lecz wskrzesił to w dniu ostatecznym.
A to jest wola Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w niego, miał żywot wieczny, a Ja go wzbudzę w dniu ostatecznym."

Obrazek użytkownika Paweł Chojecki

05-08-2013 [13:49] - Paweł Chojecki | Link:

Mam podobne zdanie. Przejście do wieczności ma nieodwracalne konsekwencje. To nie jest ruch oscylacyjny.

Pozdrawiam,
Paweł Chojecki

Obrazek użytkownika miepaj

05-08-2013 [23:25] - miepaj | Link:

Przejscie do wiecznosci jest w momencie smierci. Wtedy rzeczywiscie ma nieodwracalne konsekwencje. Ale wczesniej jest ruch oscylacyjny. Tekst, ktory Pan Pastor zacytowal, jest tego dowodem: "kto ma Syna, ma zycie, kto nie ma Syna, nie ma zycia". Jesli Pan Pastor uwaza, ze "kto ma Syna, ma zycie" ma nieodwracalna konsekwencje w postaci posiadania zycia, to przeciez jest jeszcze druga czesc tego zdania "kto nie ma Syna, nie ma zycia". Czy to tez ma nieodwracalna konsekwencje? Przeciez ludzie nie wierza, a potem sie nawracaja. Jest okres w ich zyciu, kiedy nie maja Syna i wowczas nie maja tez zycia (zapewnienia zycia wiecznego). Ale potem sie nawracaja, maja Syna i maja zapewnienie zycia wiecznego. A co bedzie jesli wroca do stanu wczesniejszego? To proste. Biblia udziela na to odpowiedzi "kto nie ma Syna, nie ma zycia". Tekst biblijny jest krystalicznie jasny.

Istnieje, oczywiscie, mozliwosc, ze inne teksty biblijne cos zmieniaja w tej sprawie, np. każą inaczej rozumiec ten krystalicznie jasny tekst (czyli nie bedzie on taki jasny, na jaki wyglada). Ale te inne teksty bibijne trzeba podac.

Doktryna nieutracalnosci zbawienia zaklada, ze mozna byc zbawionym nie majac kontaktu z Synem. W swietle cytowanego tekstu to jest po prostu niemozliwe. To jest tak jak przy przeprawie przez rzeke. Dopoki plyniemy lodzia, mamy pewnosc, ze znajdziemy sie na drugim brzegu. Ale jak wyskoczymy, bo sie nam znudzi, to juz tej pewnosci nie mamy. A jesli w rzece jest pelno krokodyli, to nawet mamy pewnosc, ze do brzegu nie doplyniemy.

Obrazek użytkownika Sizar

06-08-2013 [00:04] - Sizar | Link:

Nie wykazał pan jeszcze, że ci którzy się nawrócili, mogą wrócić do stanu wcześniejszego, tzn. znowu nie mieć Syna.

A tekst "kto ma Syna, ma życie, kto nie ma Syna, nie ma życia" nie mówi ani o tym jak przyjąć Syna, ani o tym czy i jak można go potem wyrzucić.

Obrazek użytkownika Paweł Chojecki

06-08-2013 [14:14] - Paweł Chojecki | Link:

Sizar wskazał na istotę Pańskiego błędnego rozumowania. Tekst jest dla Pana krystalicznie jasny, ale dopiero wraz z założeniem, że fraza "nie ma Syna" odnosi się do tych, którzy Go wpierw posiadali/mieli. Równie dobrze (a nawet bardziej ze względu na kontekst *) można przyjąć, że opisuje ona stan tych, którzy jeszcze nie przyjęli oferty Jezusa. Tekst nadal jest krystalicznie jasny...

Analogia z łódką jest mocno chybiona. Jezus już przewiózł na drugi brzeg tych, którzy Go przyjęli (np. Kol. 1:12-14
12. Dziękując Ojcu, który was zdolnymi uczynił do uczestniczenia w dziedzictwie świętych w światłości,
13. Który nas wyrwał z mocy ciemności i przeniósł do Królestwa Syna swego umiłowanego,
14. W którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów;
Efez. 2:5-6
5. I nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem - łaską zbawieni jesteście -
6. I wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie,)

Pozdrawiam,
Paweł Chojecki

(*)
1 Jan. 5:9-15

9. Jeżeli świadectwo ludzkie przyjmujemy, to tym bardziej świadectwo Boże, które jest wiarogodniejsze; a to jest świadectwo Boga, że złożył świadectwo o swoim Synu.
10. Kto wierzy w Syna Bożego, ma świadectwo w sobie. Kto nie wierzy w Boga, uczynił go kłamcą, gdyż nie uwierzył świadectwu, które Bóg złożył o Synu swoim.
11. A takie jest to świadectwo, że żywot wieczny dał nam Bóg, a żywot ten jest w Synu jego.
12. Kto ma Syna, ma żywot; kto nie ma Syna Bożego, nie ma żywota.
13. To napisałem wam, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie żywot wieczny,
14. Taka zaś jest ufność, jaką mamy do niego, iż jeżeli prosimy o coś według jego woli, wysłuchuje nas.
15. A jeżeli wiemy, że nas wysłuchuje, o co go prosimy, wiemy też, że otrzymaliśmy już od niego to, o co prosiliśmy.

 

Obrazek użytkownika miepaj

06-08-2013 [20:57] - miepaj | Link:

 Pisze Pan: "Tekst jest dla Pana krystalicznie jasny, ale dopiero wraz z założeniem, że fraza "nie ma Syna" odnosi się do tych, którzy Go wpierw posiadali/mieli." Nie. Ja traktuje te slowa doslownie, nie filozofuje przy nich, nie kombinuje niczego. Tak ludzie rozumieja zwrot "nie ma x-a". Nie ma to znaczy nie ma, teraz nie ma, niezaleznie od tego, czy kiedys mial czy nie mial. Naturalnie, ja sie zgadzam, ze zwykle rozumienie slow czasami w Biblii zawodzi i nie da sie tego czy innego fragmentu rozumiec w zwykly sposob. Ale wtedy trzeba uzasadnic odstepstwo od normalnego pojmowania tekstu. Tak wlasnie jest z tekstem cytowanym przez Pana, Kol. 1:12-14. Zwykly sposob rozumienia kaze myslec, ze jestesmy juz przeniesieni do Krolestwa Syna i posadzeni na okregach niebieskich. Ale my WIEMY, ze nie siedzimy na okregach niebieskich, ze dopiero bedziemy siedziec. Zdrowy rozsadek kaze te slowa rozumiec niedoslownie. Chyba ze ktos sie zglosi i przyzna, ze faktycznie "siedzi". Apostol tak piszac, jakby juz sie spelnilo to, co ma sie spelnic w przyszlosci, chce wywrzec efekt na czytelniku. I wywiera. Nie tracmy zdrowego rozsadku. Kliknalem cala odpowiedz i sie okazalo, ze nie przejdzie, bo przekroczylem 2500 znakow. Musze odpowiedz podzielic i wyslac druga czesc osobno. Naprawde nie wiem, po co Pan siedzi na takim badziewnym programie.

Obrazek użytkownika miepaj

06-08-2013 [20:58] - miepaj | Link:

Pisze Pan: "Równie dobrze (a nawet bardziej ze względu na kontekst *) można przyjąć, że opisuje ona stan tych, którzy jeszcze nie przyjęli oferty Jezusa. Tekst nadal jest krystalicznie jasny...". Oczywiscie, ma Pan racje. Tylko dlaczego to sensowne twierdzenie Pan traktuje jako atak na mnie? Nie ma Syna zarowno ten, kto sie jeszcze nie nawrocil, jak i ten, kto sie wprawdzie kiedys nawrocil, ale potem tego sie wyparl.

A poniewaz to moj ostatni komentarz, to dodam cos niezaleznie. Kiedys Pan pytal, czy mozna odpasc od Jezusa. Jest tekst, ktory swiadczy, ze mozna. To Hebr. 6:4-6. "Niemozliwe jest bowiem tych - ktorzy raz zostali oswieceni, a nawet zakosztowali daru niebieskiego i stali sie uczestnikami Ducha Swietego, zakosztowali rowniez wspanialosci slowa Bozego i mocy przyszlego wieku, a jednak odpadli - odnowic ku nawroceniu. Krzyzuja bowiem w sobie Syna Bozego i wystawiaja Go na posmiewisko".

Z tekstu tego wynika, ze wspominana przez Pana ironicznie oscylacja istnieje i jest ograniczona do dwoch "suwów". Pierwszy, mozna sie nawrocic; drugi, mozna sie "odwrocic". I koniec. Wiecej nie ma. Mamy wiec 3 stany rzeczy: okres niewiary sprzed nawrocenia, okres wiary, okres niewiary po nawroceniu. Pierwszy i trzeci okres charakteryzuja slowa "nie ma Syna", i w konsekwencji nie ma zbawienia. Zbawienie jest pewne tylko dla tych, ktorzy maja Syna. To oni zostana przeniesieni do Krolestwa Syna i siada na okregach niebieskich (czyli beda rzadzic swiatem).

Obrazek użytkownika miepaj

05-08-2013 [23:13] - miepaj | Link:

Nie wystarczy napisac "moim zdaniem jest tak a tak", trzeba to jeszcze wykazac. A tego Pan nie zrobil.

Wobec tego sprobuje inaczej. Pan twierdzi, ze Jezus nie straci nikogo, kto kiedykolwiek przyszedl do Niego. Ale jesli do Panskiego twierdzenia dodamy zdanie z Biblii "kto nie ma Syna, nie ma zycia wiecznego", to z obu tych twierdzen wynika, ze kto sie raz nawrocil, juz nie moze sie "odwrocic". Ten wniosek jednak jest jaskrawo falszywy, tzn. kazdy z nas zna ludzi, ktorzy kiedys sie nawrocili, a potem odeszli.

Zdanie zacytowane przez pastora Chojeckiego jest kluczowe dla tej sprawy: "kto ma Syna, ma zycie, kto nie ma Syna, nie ma zycia".

Obrazek użytkownika Złotnick

06-08-2013 [01:16] - Złotnick | Link:

Pan natomiast nie wykazał, że wyrażenie "ma Syna" oznacza trwanie w wierze w Niego. Pan tak zakłada. Ja natomiast myślę, że chodzi tutaj o cos innego - o to, czy ktoś przyjął Syna Bożego jako swojego Zbawiciela, czy dany człowiek został obmyty krwią Jezusa i Jego krew tego człowieka osłania. Albo inaczej mówiąc, ten, kto ma Syna, to ten, kto zje z chleba, którym jest ciało Jezusa. Utrata wiary w Jezusa nie musi oznaczać utraty samego Jezusa.

Co do uzasadnienia tekstu podanego przeze mnie:
Gdyby Jezus stracił kogoś z tych, którzy zostali Mu dani, nie wypełniłby woli Ojca. A mówił, że zawsze wypełnia.
A do Chrystusa należą wszyscy, którzy się nawrócili. Według tego, co Pan pisze, jeżeli ktoś się nawrócił,a potem "odwrócił", to został stracony.

Obrazek użytkownika Paweł Chojecki

06-08-2013 [13:59] - Paweł Chojecki | Link:

Słusznie Pan zwrócił uwagę na nieudowodnione zrównoważenie utraty wiary w Jezusa z utratą Jego Samego. Miepaj robi takie założenie i wychodzi mu, że "mieć Syna" oznacza ciągłą wiarę w Niego. Takiemu rozumieniu przeczy nawet natura stosunków międzyludzkich, z których analaogia z synem została zaczerpnięta. Jeśli ja mam syna, to mam i już - przyszłość (moje relacje z nim) tego nie zmienia (gdyby zmarł można by zastosować czas przeszły - "miał". Jezus jednak nie umiera...).
Dodatkowym argumentem jest zapewnienie ap. Jana - "abyście wiedzieli, że macie życie wieczne". Jeśli już ktoś ma życie wieczne, to nie może go juz nigdy stracić - sprzeczność wewnętrzna.

Pozdrawiam,
Paweł Chojecki

Obrazek użytkownika endix2

25-08-2013 [21:54] - endix2 | Link:

Ci którzy po nawróceniu odeszli, może nigdy się nie nawrócili. Myślę że człowiek prawdziwie nawrócony będzie się bardzo męczył z powodu swojego sprzeniewierzenia. Poproszenie Jezusa o zbawienie jest zawarciem przymierza z Nim. Nawet jak my zawiedziemy to On przymierza nie złamie. Fragment z Listu do Koryntian 5:1-5 opisuje przypadek człowieka który sprzeniewierzył się Jezusowi bardzo grzesząc. Zwróć uwagę na werset 5-ty.

"1.Słyszy się powszechnie o wszeteczeństwie między wami i to takim wszeteczeństwie, jakiego nie ma nawet między poganami, mianowicie, że ktoś żyje z żoną ojca swego.
2. A wyście wzbili się w pychę, zamiast się raczej zasmucić i wykluczyć spośród siebie tego, kto takiego uczynku się dopuścił.
3. Lecz ja, choć nieobecny ciałem, ale obecny duchem, już osądziłem tego, który to uczynił, tak jak bym był obecny:
4. Gdy się zgromadzicie w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, wy i duch mój z mocą Pana naszego, Jezusa,
5. Oddajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, aby duch był zbawiony w dzień Pański.

Na jakiej podstawie miałbym w danym momencie mieć pewność że teraz mam Syna a kiedy indziej już nie?. Czy tracimy Syna jak zgrzeszymy? Ile trzeba nagrzeszyć żeby stracić Syna? Jak miałbym polegać na swojej "świętości" to wyglądałoby to kiepsko.

Obrazek użytkownika kolo003

04-08-2013 [19:50] - kolo003 | Link:

Dziękuję za ten wpis, moim zdaniem trafił Pan Pastor w sedno. Dla tych, którzy podjęli decyzję o pójściu za Chrystusem - śmierć bliskich ogromnym przypomnieniem/wezwaniem o ważności misji, która została powierzona nam tu na ziemi, a dla tych, którzy nie należą jeszcze do Boga - palące przynaglenie!

"Szczególnie gdy umrze ktoś, komu nie zdążyliśmy powiedzieć ewangelii o zbawieniu, dociera do nas ogromna ranga misji, jaką realizujemy. "

Obrazek użytkownika Paweł Chojecki

05-08-2013 [00:09] - Paweł Chojecki | Link:

Dużą zachętą jest dla mnie "spotkać się z kimś myślami".

Pozdrawiam,

PCh