Tak się szczęśliwie złożyło, że kupiliśmy sobie rowery. Wszyscy, nawet Michalina ma rower, całkiem nowy i bardzo błyszczący. Jeździmy tymi rowerami na wycieczki i jest bardzo fajnie. Okazało się bowiem, że nasze okolice są ciekawe, a trasy rowerowe w większości przejezdne, nawet dla małych dzieci. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie rewolucja śmieciowa. Okazało się bowiem, że od czasu jej wprowadzenia wyrzucanie odpadów na drogę lub do lasu stało się czymś w rodzaju przymusu. O ile wcześniej można było te śmieci zobaczyć gdzieś w jakichś rumowiskach, gdzieś wstydliwie ukryte, a w dodatku w ilościach niewielkich, o tyle teraz ludzie wyrzucają całe worki tuż przy drogach. Nie chodzi mi o drogi leśne, ale o naszą asfaltową drogę, którą można dojechać do trasy katowickiej. Leżą tam całe reklamówki odpadów. Pytanie teraz kto to zbierze. Wcześniej zebrałby to po prostu ZGKiM, a odpowiedzialny za śmieci pan z urzędu też by zebrał co nieco do burmistrza. Dziś kiedy mamy prywatnego odbiorcę, który zainteresowany jest pozyskiwaniem worków odpadów wprost z posesji, w dodatku odpadów segregowanych według systemu, który dla niego jest wygodny, nie ma raczej szans, na zabranie śmieci z drogi. W lesie nie jest wcale lepiej. Oczywiście, tym, którzy nie chcieli wejść do systemu i płacić drożej za wywóz nie chce się zapuszczać głębiej do lasu i tam zostawiać worki z odpadami, ale skraje lasów już zaczynają przypominać to co znaliśmy za komuny. Lasami jednak mogą zająć się leśnicy. Jest ich niewielu i też są sprywatyzowani częściowo, bo wszelkie roboty wykonuje dziś w lesie ZUL, czyli Zakład Usług Leśnych prowadzony zwykle przez zwolnionego z pracy gajowego, dla którego nie starczyło miejsca w nadleśnictwie w nowych czasach. Straż leśna jednak monitoruje wysypiska i jak znajdą się jakieś pieniądze na ich usunięcie to je usuwa. Najgorzej jest nad rzeczkami i stawami, ludzie nie mają dla tych miejsc litości, bo im się zdaje, że ich śmieci zabierze woda. Myślę, że nawet gdybyśmy tu mieli pod nosem wodospady Iguazu, zostałby one całkowicie zasypane odpadami w ciągu jednego sezonu. Śmieci są nad rzeczkami, rowami i stawami, tam jest ich najwięcej i nikt ich nie posprząta, bo niby po co?
Takie jest moim zdaniem prawdziwe oblicze tego co nazwano dla potrzeb marketingu politycznego rewolucją śmieciową. „U nasz we wiosce” powiedzieli wprost, że ta cała rewolucja to jest nowy podatek. Podoba nam się to czy nie, ale tak jest i będzie. No więc mamy ten nowy podatek, płacimy go, a śmieci leżą po lasach i przy drogach, bo niektórzy płacić nie chcą. I co? Mamy teraz rozpocząć ogólnokrajową kampanię przeciwko tym ludziom, kampanię na budżecie unijnym zatytułowaną „Śmieciowa krucjata”? Jasne, że nie. Teraz powinniśmy tylko płacić i udawać, że nic nie widzimy. No, ale jak mamy nie widzieć kiedy widzimy, bo kupujemy sobie rowery, żeby napędzić nieco gospodarkę i uprawiamy tę rekreację, do której nas wszyscy namawiają? Jak mamy nie widzieć? No, a kiedy już widzimy to w naszych głowach rodzą się następujące wnioski: pozyskanie surowców wtórnych to poważny biznes, w którym można dużo zarobić, a przy samym pozyskaniu znacznie obniżyć koszta. Ludzie wyrzucają różne rzeczy, które pojedynczo nic nie są warte, ale w masie nabierają znaczenia i ich cena rośnie. Jak się kiedyś dowiedziałem z plastikowych butelek robi się polarowe bluzy, w których potem, pod jesień jeżdżą wszyscy rowerzyści, puszki po piwie idą do huty, a inne rzeczy gdzie indziej. Myślę, że są już na świecie jakieś technologie, którym śmieci potrzebne są tak jak samochodowi benzyna i przez to właśnie mamy tę całą rewolucję. I teraz zobaczcie do czego zostaliśmy sprowadzeni: jesteśmy darmowymi dostawcami surowców, którzy w dodatku za odbiór tych surowców płacą. Nie ma już skupu makulatury, w którym mały Krzysio mógł zarobić sobie na bambusową wędkę. To przeszłość. Teraz my dostarczamy towar i jeszcze do tego dopłacamy. Wyobrażacie sobie górnika pracującego w kopalni jakichś rzadkich metali, który nie dość, że zjeżdża na dół, albo tyra po 12 godzin na odkrywce, za darmo oczywiście, to jeszcze dokonuje wstępnej selekcji urobku i oddaje to jakiejś mafii, która mówi mu, że on właśnie jest właścicielem kopalni, a nie dość, że oddaje to jeszcze za to oddawanie płaci. Komu? Pośrednikowi oczywiście, którym jest właściciel terenu gdzie położona jest kopalnia. Ten zaś pośrednik dzieli się kasą górników z odbiorcą surowca. I szafa gra.
Załóżmy teraz, że technologie będą się rozwijać i ich główny napęd bazował będzie na śmieciach. Wydobycie surowców metodą tradycyjną: szybową, bądź odkrywkową stanie się całkowicie nieopłacalne. Co wtedy? Wtedy dojdzie do czegoś takiego. Okaże się, że w fabryce jakichś elektronicznych gówien zabrakło trochę molibdenu czy innego niesłychanie potrzebnego pierwiastka. I nie ma go skąd wziąć, bo akurat śmieciowi rewolucjoniści nie pozyskali odpowiedniej ilości w stosownym czasie. Wtedy szef tej fabryki elektronicznych gówien dzwoni do Joego i mówi: - Joe, brakuje mi molibdenu (albo czegoś innego).
Ok – mówi Joe – na kiedy potrzebujesz i ile?
5 kilo na wczoraj
Dużo, ile płacisz za natychmiastową dostawę
200 tysięcy dolarów
Dobra, już to masz
Potem Joe dzwoni do prezesa największej polskiej śmieciowni i mówi:
Panie Mietku, potrzebne mi jest to na M
Wiele i na kiedy?
5 kilo na wczoraj
Panie Józiu, czyś pan zgłupiał? Skąd ja panu wezmę 5 kilo i na wczoraj tego na M?
Panie Mieciu kochany, toż ja wiem, że dla pana nie ma przeszkód i złych dróg, pan wszystko załatwi.
Mile połechtany w próżność pan Mietek odkłada słuchawkę i dzwoni do kilku burmistrzów gdzieś w Polsce. Wszystkim mówi to samo.
Potem zaś dzwoni do więzienia w Rawiczu i prosi dyrektora zakładu na rozmowę. Ta trwa krótko i dyrektor w swoim gabinecie prosi z kolei szefa klawiszy, by ten poprosił pana Di Palmę z 24 celi na małą kawę do jego gabinetu.
Wchodzi Di Palma. Napakowany, tłusty, łańcuchy na łapach i na szyi, Kawę wypija jednym haustem
No? - pyta
To co zawsze – mówi pan dyrektor
Na kiedy?
Na wczoraj
Di Palma patrzy na dyrektora pogardliwie i mówi;
Ja już do was barany siły nie mam, jak można tak ludzi traktować
Po wygłoszeniu tych słów wraca do celi, kładzie się na leżance, a dwie wynajęte hurysy kontynuują masaż pleców Di Palmy, przerwany tak nieszczęśliwie przez szefa klawiszy.
Tydzień później media donoszą o nie spotykanej od lat fali rabunków, która przetoczyła się przez kraj. W telewizji relacje na żywo, płaczący ludzie, w studiach jak media długie i szerokie całe tabuny ekspertów. Ekonomiści, psychologowie, ksiądz Sowa, nawet jakiś historyk się znalazł. Wszyscy kręcą głowami i nie rozumieją dlaczego i po co w biały dzień gangsterzy wchodzili do domówi i zabierali ludziom urządzenia elektroniczne (czy coś tam innego, w czym jest ten cholerny molibden). Trwało to i trwało, nawet dzieciom w szkole telefony komórkowe kradli na masową skalę (albo coś innego w czym jest ten molibden). Policja zaś bezradnie rozkładała ręce bo nie mogła nic zrobić, a to z tego powodu, że skala zjawiska była zbyt wielka.
A teraz pomyślcie co się stanie jak im do czegoś tam zabraknie złota, albo srebra. Ja oczywiście żartuję, ale rewolucja to rzecz poważna, poeta porównają ją do lokomotywy, a jej kierowników do maszynistów. „Rewolucja lokomotywą dziejów, chwała jej maszynistom” - tak to chyba brzmiało. No więc mamy teraz kolejną rewolucję, ale nikt nie wie dokładnie gdzie siedzą maszyniści. Palacz na pewno w Rawiczu, a co do reszty naprawdę nie wiadomo.
I nie zdziwcie się za mocno jak się okaże, że kwitek z urzędu, który pewnego dnia podpisaliście czyni z Was i waszych dzieci niewolników, służących do tego, by zbierać śmieci po lasach porzucone tam przez ludzi jeszcze wolnych. Nie zdziwcie się, kiedy okaże się, że nikt nie traktuje Was jak ludzi, a jedynie jako dodatek do tego olbrzymiego systemu pozyskania bogactw raz już przetworzonych. Dodatek, który podnosi koszt eksploatacji, bo czasem się buntuje i wtedy trzeba dzwonić już nie do pana Di Palmy z 24 celi, ale do kogoś znacznie odeń poważniejszego.
eśli ktoś poczuł po przeczytaniu powyższego przemożną ochotę zakupienia naszych książek, zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do księgarni www.multibook.pl. Do księgarni http://www.ksiazkiprzyhe… do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie i do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4286
Z twojej wypowiedzi, faktycznie, można zrozumieć głównie to, że nic nie zrozumiałeś z notki coryllusa. Biedaku… Tylko dlaczego musisz zaraz dzielić się tą dysfunkcją z otoczeniem?