Istniała w PRL cała kasta pisarzy, którzy parali się jednym tylko: „opisywaniem realiów Polski powiatowej”. Miłe to i nie stresujące zajęcie wykonywali pisarze siedząc zwykle za biurkami w swych warszawskich mieszkaniach i pogryzając na zmianę końcówkę pióra i ciasteczka, które przed nimi postawiła żona. Realia Polski powiatowej zostały bowiem u zarania PRL zestandaryzowane i rola pisarzy polegała właściwie już tylko na jednym; na rozbudowywaniu poszczególnych wątków i powtarzaniu całych akapitów.
Jedną z wzorcowych książek dotyczących Polski powiatowej, na której wzorowali się pisarze późniejsi było dzieło Ryszarda Kapuścińskiego zatytułowane „Busz po polsku”. Mamy tam wszystkie elementy składające się na kanon powiatowego pisarstwa, a więc: brud, nędzę intelektualną, prymitywizm, komiczne zachowania tak zwanych miejscowych, niezrozumienie „wielkiego świata” i jego spraw, idiotyczne aspiracje i całkowitą niemożność ich realizacji oraz trochę obyczajówki w postaci odsłoniętych ud dziewczyn siedzących pod ścianami w czasie zabawy w remizie.
Kapuściński rozprawia się bardzo brutalnie z Polską powiatową i nie daje jej żadnych właściwie szans, gwoździem do trumny tej Polski jest fakt, że jej mieszkańcy nie myją zębów i śmierdzi im z ust, przez co mają kłopot z nawiązywaniem głębokich więzi emocjonalnych. Ich zwyczaje dotyczące spraw ostatecznych także są przerażające. Potrafią – wygląda to prawie jak u Żeromskiego – wyrzucić z domu babcię staruszkę, kiedy mają zamiar się ożenić i sprowadzić do mieszkania nową kobietę. Tak te sprawy opisuje Kapuściński.
Inni pisarze są nieco łagodniejsi w ocenach, taki Paukszta na przykład ma dużo serca dla swoich bohaterów, podobnie Zbigniew Ryndak. To wszystko są sympatyczni ludzie, ale beznadziejnie słabi i nie przystosowani. Jedyną ich szansą jest miasto i zmiana całkowita dotychczasowego życia. I tu dochodzimy do sedna czyli do funkcji literatury opisującej Polskę powiatową. Miała być ona usprawiedliwieniem dla wykorzenienie dużych grup ludności, które dokonało się w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a także miała być legitymacją dla władzy, która musi przecież jakoś się tymi nieszczęśnikami, tym półbydłem zająć. Trzeba im stworzyć warunki, trzeba ich odziać, dać im pastę do zębów i m3. I ani słowa o tym co trzeba im zabrać. O tym trzeba milczeć, a milczenie to pokrywać niczym całunem kartkami książek opisujących Polskę powiatową.
Władza w PRL zachowywała się tak, jakby była w kraju okupowanym. Fakt ten musiał mieć jednak swoje usprawiedliwienie i musiał być zawoalowany. Taką właśnie rolę pełniły te książki. I nic się w tej sprawie porszę Szanownych Czytelników nie zmieniło. Miast aspirujących do miastowego życia inżynierów i urzędników mamy dziś młodych wykształconych, pisarze zaś nadal rozprawiają się z zalegającymi w naszych duszach przesądami i tylko patrzeć jak Kuczok z Vargą każą nam chuchać, by sprawdzić czy nie śmierdzi nam z gęby. Może się bowiem okazać, że fakt ów, całkowicie nas zdyskwalifikuje już nie jako Europejczyków nawet, ale jako ludzi.
Zapraszam oczywiście na moją stronę www.coryllus.pl gdzie można znaleźć książkę 'Dzieci peerelu” a w niej obrazki z naszego wspólnego dzieciństwa, które choć także opisują Polskę powiatową nie mają nic wspólnego z dziełem Kapuścińskiego. Można tam także znaleźć książkę „Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie”, gdzie nie ma ani słowa o prowincji, powiatach i zębach, jest za to mnóstwo złota, purpury i krwi. Jeśli ktoś lubi poezję znajdzie na mojej stronie tomik wierszy Ojca Antoniego Rachmajdy, redaktora naczelnego kwartalnika „Zeszyty Karmelitańskie” pod tytułem „Pustelnik północnego ogrodu”. Zapraszam.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2299
Przenosiny ludzi z wsi oraz małych miasteczek do wielkich miast odbyły się przecież wszędzie, we wszystkich krajach. W PRL połączono to jednak z chęcią stworzenia "nowego człowieka socjalizmu" i społeczeństwa komunistycznego. Stąd ta propaganda. Celem było powstanie "drugiej Polski" i "nowego narodu". Wielu wierzy do dzisiaj, że ten ostatni faktycznie powstał. Piszą o tym Bartłomiej Sienkiewicz, bloger MrOff, a nawet tak skądinąd sensowny publicysta, jak Rafał Ziemkiewicz.
Wypowiedz twoja moglaby miec sens pod warunkiem ze znasz prawde o etymologi socjalizmu.Komunisci obawiajac sie poteznego oporu ktory byl widoczny od poczatku wprowadzania socjalizmu-dlatego STARALI SIE SKLUCIC WIES Z MIASTEM- tyle w temacie .Jednak czy ty znacz jak powstawał socjalizm-prawde ?watpie w to i mammocne podstawy do tego!
Szkoda tylko, że nie znasz ortografii, ale to się zdarza młodym wykształconym z wielkich miast.
Tak zeczywiscie pisze dosc ulomnie.Ale wieksza szkoda ze ty nie znasz:historji,logiki,humanistyki,aksjologi,etymologi,psychologi!!!nie wspomne o twoim sumienu-z litosci.Ale czas odejscia tuska to dla ciebbie i innych ktorzy byli w PZPR -a teraz okazuje sie ze to bandycka organizacja przestepcza-mimo to glosowali na PO -ale jak i to okazuje sie tym samym-NADAL UWAZAJA ZE PODEJMUJA SŁUSZNE DECYZJIE I MOGA SIE WYPOWIADAC PUBLICZNIE NAWET W KWESTJACH MORALNYCH.pODCZAS GDY POPELNILI DWA POTEZNE BLEDY EGZYSTENCJALNE-NIE WYBACZALNE DLA INTELIGENTNYCH I MORALNYCH.
Czyli, że ja byłem w PZPR i głosowałem na Tuska? Weź sobie wsadź w zamrażalnik ten swój pusty łeb. Może ochłoniesz. Nie wiesz nawet ile mam lat, jak rozwiązywano PZPR to ja jeszcze na księdza Zorro wołałem.
Najmocniej przepraszam wszystkich komentujących i czytających za ton mojej wypowiedzi, ale uważam, że to jedny sposób by pozbyć się dotkniętych maniami nałogowych alkoholików z bloga. Nie widzę innej drogi.
Jeżeli chodzi o zęby, na prowincji nie było dobrej dentystyki a sztuczna szczęka kosztowała majątek albo wiele samozaparcia i lata oczekiwania. Widać to na zdjęciach nawet 1989 roku, przy okrągłym stole rozmawiali ludzie z dużymi brakami w uzębieniu.
Jeśli chodzi o zęby to na prowincji zdarzali się świetni dentyści, od których dzisiejsi mogliby się dużo nauczyć!Jeśli chodzi o ubóstwo intelektualne, to znam rodowitych Warszawiaków, którym słoma z butów wygląda. I ich tępotę trudno wprost znieść...