Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Podanie
Wysłane przez SilentiumUniversi w 11-03-2024 [20:47]
Pas ruin otacza miasto dookoła. Jest jednostajny. Powtarzają się wypalone wnętrza z podłogami zawalonymi szczątkami dachów, samotne kolumny i wygryzione czasem mury. Spalenizna. Gdy przenoszę się w lewo zawsze napotykam na resztki zamku. Zieleń. Ruiny wież stoją na wzgórzu, są porośnięte pokrzywami. Pamiętam je wyraźnie. Białe ściany, wykruszone korony wież, tu i tam kamienie, wszędzie spalenizna. W dole rzeka i trawy. Zawsze, gdy przenoszę się w prawo napotykam tylko na zwarte szeregi domów. Po pewnym, nieokreślonym czasie widzę, że zatoczyłem koło i że znajduję się w tym samym miejscu nie napotykając zamku. Stanowi to dla mnie niezgłębioną zagadkę. Domy są kilkupiętrowe, w stylu neogotyckim, najwyraźniej nigdy nie malowane. Przez okna widzę, że są przeważnie puste. Czasami widuję w nich mężczyzn w białych koszulach. Nigdy kobiet. Są do mnie nastawieni wrogo. Czuję to, choć nigdy mi tego nie mówią. Jak długo żyję, nie odezwali się do mnie ani słowem. Nie potrafię znaleźć także bramy do miasta. Między budynkami nie ma nawet najmniejszej szczelinki, a ponad nie wznieść się nie potrafię. Mój zasięg ograniczony jest do metra - dwóch nad powierzchnię ruin. Jedynym miejscem, które w jakikolwiek sposób przypomina wejście jest dziura pomiędzy dwoma betonowymi płytami w miejscu, które nazywam zamkiem. Gdy się w nie kiedyś zapuściłem zaobserwowałem tylko narastającą ciemność i piasek przesypujący się pomiędzy płytami. Później ciemność ogarnęła wszystko, nawet pokrzywy rosnące wokół i znalazłem się, jak myślę w oknie jednej z najbardziej oddalonych od miasta ruin. Nie wiem, którędy wychodzą z niego mieszkańcy, a wychodzi ich dość dużo. Niemal codziennie na galeryjce wokół miasta spotykam dwie - trzy osoby. Zarówno mężczyzn jak i kobiety i tutaj dochodzę do sedna sprawy. Oni są mi potrzebni. Oczywiście nie porozumiewamy się. Ja nie wiem, kim oni są, a oni z chwilą, gdy zbliżę się do nich na mniej niż metr zapadają w stan zbliżony do snu. Z większej odległości mnie nie zauważają. Myślę, że są dla mnie rodzajem pokarmu. Zabieram z nich coś - zawsze z jednego osobnika, którego wybieram stosując bliżej nieznane mi kryteria, nie chodzi tu ani o urodę, ani o wagę czy też intelekt, a raczej o pewne zawiłe kombinacje tych cech: to, co z nich zabieram nie jest mi potrzebne, tak, że gdy jestem ludzi na dłuższy czas pozbawiony nie czuję głodu ani tym bardziej pożądania czy też tęsknoty, jakiś instynkt każe mi wykonywać te ściśle określone czynności. Nie potrafię się mu sprzeciwić. Pokrywa się to częściowo i przyzwyczajeniem. Nigdy nie widziałem, aby ktoś z nich wchodził i wychodził albo pojawiał się na galeryjce jeszcze raz. Oni widocznie traktują to jako obrzęd, coś w rodzaju zdobycia dorosłości albo inicjacji. Nie wiem jaką szerokość posiada pas ruin. Od miasta oddalałem się rzadko, i to tylko na odległość kilkunastu metrów -do widnokręgu -w wypadku, gdy nie potrafiłem obejrzeć ludzi bez wznoszenia się ponad ruiny i wówczas dążyłem w głąb, do najbliższego okna lub wyłomu aby kontynuować swoją wędrówkę. O ile wiem istnieję tylko w dzień. Nie pamiętam nocy. Jestem samotny. Raz, było to zresztą już zbyt dawno błądząc po ruinach zauważyłem wielką ruchomą plamę świetlną, która także milczała. Z początku myślałem, że jest to ktoś drugi taki jak ja, ale wyglądała inaczej, jak jak blask rzucany na drogę przez światła długie samochodu. Samotność mi nie dokucza. Plama wędrowała powoli w moją stronę i wtedy przestraszyłem się, że być może ona żywi się mną i przeniosłem się w inną część ruin. Więcej jej nie widziałem. Być może była ona wynikiem celowej działalności mieszkańców miasta. Oni chyba się mnie boją, ale ciągle odbywają swoje wędrówki. Nie wiem, co bym robił bez nich. Nie wiem także dokąd ciągną się te ruiny. Mam wrażenie, że za nimi znajduje się łagodnie opadający w dół stok i nie ma już pokrzyw. Myślę, że mieszkańcy miasta nie są mi bezwzględnie potrzebni. Czasami zastanawiam się jak długo jestem. Na to pytanie nie umiem znaleźć wyczerpującej odpowiedzi. Jedynym miejscem w którym mógłbym zbierać kamienie oznaczające kalendarz jest galeryjka, z której kamienie zostałyby przez ludzi wkrótce uprzątnięte co neguje sens jakiegokolwiek działania z mojej strony. W miarę, jak ruiny przekształcają się w zamek pomiędzy miasto a galeryjkę wciskają się drzewa tworzące ogród. Jest to jedyne miejsce z którego mogę je widzieć. Dalej, jak mogę się domyślać, w parowie, płynie ta sama rzeka, co otaczająca ruiny. Jeszcze dalej - po mój widnokrąg - ciągną się łąki. Tak więc jestem zamknięty w pasie ruin do których zaliczam zamek z rzeką z jednej strony a miastem z drugiej. Właściwie nie jest to pas -raczej pierścień kołowy a jeszcze ściślej rura cylindryczna o promieniach r i odpowiednio R z jednym punktem osobliwym. Staram się badać to, co mnie otacza. W moich rozważaniach za podstawę przyjąłem fakt kolistości i niestwierdzalności wymiarów miasta. Chwilami wydaje mi się, że potrafię co najmniej zaklasyfikować ruiny. Kiedyś były one prawdopodobnie skupiskiem jednakowych, płaskich i nieotynkowanych budowli, które z niezrozumiałych dla mnie przyczyn były oddzielone od miasta betonową galeryjką. Nigdy chyba nie były zamieszkane. Tajemnicze siły zniszczyły je dokładnie, pod zwęglonymi szczątkami dachów nie potrafię dostrzec żadnych śladów sprzętów, mury są w wielu miejscach wykruszone, czarno-brązowe i osmalone dymem, w wielu miejscach pokryte warstwą kopciu. Układ wnętrz, jak mogę się zorientować tworzy praktycznie nieprzebytą plątaninę w której przenoszę się swobodnie, jedynie ze względu na wielkie otwory wybite tu i tam w ścianach. Nie wiem nic o dźwiękach. Nawet ludzie odbywający swoje bezsensowne wędrówki po galeryjce poruszają się bezszelestnie, z zastygłymi na twarzach uśmiechami. Nigdy nie spotkałem ludzi w ruinach. W lewej ich części monotonię ceglanych usypisk zakłócają nieliczne kolumny w stylu jońskim lub korynckim. Dla odmiany miasto, a raczej neogotyckie, zewnętrzne jego zabudowania są starannie otynkowane. Zakurzone okna odsłaniają mi tylko puste, ciemne wnętrza. Do starannie nakreślonego obrazu nie pasują betonowe płyty kryjące dziurę, którą uważam za wejście.
Trudno jest mi wyobrazić sobie konkretne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji.
Komentarze
11-03-2024 [21:07] - NASZ_HENRY | Link: tajne/fajne
Fajne wyjaśnienia tylko na tajnej poczcie wewnętrznej 😉
12-03-2024 [05:50] - SilentiumUniversi | Link: Dziękuję w imieniu mojego
Dziękuję w imieniu mojego Potwora. Jeszcze nie załapałem, gdzie ta poczta jest, może jest niewidzialna?
12-03-2024 [20:52] - NASZ_HENRY | Link: Potwory
Każda potwora znajduje w końcu amatora ;-)
A jak dobrze pogrzebie w załączonym tekście to i tajne/poufne hasło do poczty znajdzie 😉
11-03-2024 [21:25] - Edeldreda z Ely | Link: Nikt nie może się obudzić...
Nikt nie może się obudzić...
https://m.youtube.com/watch?v=...
Pozdrowienia dla Autora.
12-03-2024 [05:53] - SilentiumUniversi | Link: Zamek dawno popadł w ruinę,
Zamek dawno popadł w ruinę, sędziowie w demencję, duch geometry K. nadal ma się dobrze i nadal składa podania do Urzędu Potwornego. Taką interpretację dzisiaj we śnie wymyśliłem, ale oczywiście nie jestem jej pewien. Również zdrufka życzę