Cytaty: G. Orwell - "Ucieczka w nikczemność"

Artysta we współczesnych czasach stał się kimś z innej planety. Nie obowiązują go reguły, zasady, obyczaje. To właśnie obsceniczność, przekraczanie granic smaku, moralności i granic, wydaje się świadczyć, że to - artysta. Poprzez przyzwoitość, nie ma sensu przytaczać tu niezliczonych przykładów, w których potworności, fekalia, obscena z pogranicza zboczeń (czy takie w ogóle istnieją?) i intymności, lżenie kulturowo świętych symboli, wzorców, sytuacji.

- To artysta! - wyrzucają ludziom nihiliści przebierający się za ludzi. - Jak śmiesz? - pada oskarżenie wobec krytyków zestawiania krzyża z chorymi zabiegami "artystów". Co na to Orwell? W swoim eseju "Przywilej kleru, kilka uwag o Salwadorze Dalim" cytuje  sceny z autobiografii hiszpańskiego malarza:

Biegnąc korytarzem, ujrzałem jak z pokoju cichutko raczkuje sobie moja trzyletnia siostrzyczka. Zatrzymałem się, zawahałem przez chwilę, a potem z całej siły kopnąłem siostrę w główkę - jakby to była piłka - i pobiegłem dalej, uniesiony po tym okrucieństwie jakąś szaloną radością"

- G. Orwell "I ślepy by dostrzegł" s.44

Dali opisuje jak przegryza na pół rannego nietoperza, którego zjadają właśnie mrówki. Jak onanizuje się przed lustrem. Jak odczuwa pokusę zabicia swojej wybranki i skłania ją do deklaracji, że ona chce, żeby on ją zabił.

Dzieła Dalego Orwell charakteryzuje tak:

Wcale nie przestał się jednak szczycić swoimi obrazami pochodzącymi z okresu surrealistycznego, o takich na przykład tytułach: "Wielki masturbator", "Sodomia czaszki z fortepianem koncertowym i tak dalej... Gdy ogląda się te wszystkie surrealistyczne fotografie i obrazy, zwracają uwagę dwie rzeczy - perwersja seksualna i nekrofilia.

"W przypadku Dalego - pisze dalej Orwell - mamy do czynienia z bezpośrednim, niedwuznacznym atakiem na moralność i przyzwoitość, a nawet - bo też niektóre jego obrazy, podobnie jak zdjęcia pornograficzne, zatruwają wyobraźnię - atakiem na samo życie.

On sam jest równie aspołeczny jak pchła. Osobnicy tacy są niewątpliwie niepożądani, ze społeczeństwem zaś, które akceptuje i umożliwia ich działalność, coś jest nie w porządku" - stawia diagnozę Orwell.

Przypadek Dalego, ilustruje dwie reakcje na tego typu przekazy. Jedni ludzie odmówią jakichkolwiek wartości artystycznych przedstawieniom obscenicznym. Inni rozgrzeszą twórców - tu ów tytułowy przywilej kleru - z wszelkiej winy i odpowiedzialności, ze względu na to, że są artystami.

Jedni, ze względu na przesadzony rygoryzm obyczajowy mogą stać się niebezpieczni, bo "Instynkt nakazuje im niszczyć każdy nowy talent", a nawet "kastrować przeszłość". W przeciwnym zaś wypadku "Gdy powiedzieć, że Dali, znakomity artysta, jest w istocie małym, śmierdzącym łajdakiem, ... patrzą na rozmówcę, jak na jakiegoś dzikusa. Gdy powiedzieć, że nie gustuje się w gnijących trupach, i że ci, którzy gustują w takich rzeczach, wykazują odchylenia umysłowe, rozmówca zakłada z góry, że brak nam zmysłu estetycznego."

"Gdy wymawia się  magiczne słowo "sztuka" - wszystko jest w porządku. Gnijące trupy pokryte ślimakami są w porządku, kopanie małych dziewczynek w główkę jest w porządku... Dali to symptom choroby toczącej świat".

Dalej Orwell zastanawia się d l a c z e g o   Dali, sprawny rysownik, choć przeciętny artysta, poszedł w kierunku perwersji, degeneracji i obsceniczności. Poprzez przykłady z motywów twórczości malarza wskazuje na jego "ugrzęźnięcie" w epoce edwardiańskiej. W epoce, która jest zwykła, przeciętna, ograniczona. "Jeśli tak, to wszystkie jego aberracje dałoby się  częściowo wyjaśnić. Być może autor pragnie w ten sposób przekonać samego siebie, że nie jest człowiekiem szarym, banalnym. Dali niewątpliwie posiada dwie cechy, a mianowicie talent rysownika i straszliwy egoizm".

Co ma robić człowiek wiedziony nieokiełznanym pragnieniem, chciwością, żądzą własnej wielkości? "Jak zostać Napoleonem?" - pyta Orwell i odpowiada: "Pozostaje zawsze jedno wyjście - u c i e c z k a   w  n i k c z e m n o ś ć. Czyńcie zawsze to, co zaszokuje innych i wyrządzi im krzywdę"

Pozostają dwa pytania z tej lektury eseju George'a Orwella:

1. Czy "ucieczka w nikczemność" jest wyłącznie narzędziem do osiągania chorych egoistycznie ustawionych celów, czy też może jest czymś więcej? Może jest ścieżką samoistną, oferuje swoją własną "nagrodę", dla której ludzie po nią sięgają?

Może jest to w istocie i po prostu - nihilizm. Istnieje jakaś radość, zajadła satysfakcja, z... niszczenia, rozwalania, burzenia. Daje poczucie mocy, stanięcia ponad, plebsem, kulturą, światem. Nihilista integruje się i interferuje ze wzorcem niszczyciela, jakiegoś pra i pre-źródła, jakiegoś wroga tworzenia, nieprzyjaciela życia. I jest za to nagradzany, w tym sensie, że zaczyna mu to sprawiać przyjemność. Perwersyjną, ale realną.

Tak jakby rzeczywistość zawierała te dwa pierwiastki. Pierwszy, tworzący, rozwijający, układający. Drugi, niszczący, degenerujący, rozkładający. Pierwszy stwarza piękno, drugi brzydotę. Jakby ludzie potrafili wchodzić w tętno i zakres oddziaływania tych "pierwiastków", archetypów, wzorców, sił, osób - jak podpowiadają religie.

2. Drugie pytanie brzmi tak: Czy w obecnych czasach nie obserwujemy przypadkiem, teraz już na masową skalę, owej - ucieczki w nikczemność? Ze wszystkimi jej powodami. Ze wszystkimi jej skutkami.

I z tym ostatnim pytaniem wypada zostawić czytelników, zachęcając ich do osobistej, niekoniecznie upublicznianej refleksji.