Zero kontroli

A gdyby tak mieć - zero kontroli. Naprawdę. Bez lipy. Bez "ale". Zero. Kontroli nad wszystkim. Zero kontroli nad biegiem zdarzeń w państwie, na świecie. Zero kontroli nad zachowaniem naszych bliskich, dokładnie zero. Zero kontroli nad postępowaniem ludzi. Nad tym, co robią, w tym także nam. Nad stanem naszego posiadania, konta, własności. Nad naszym stanem, życiem, przyszłością, nad nami samymi. Jakby to wtedy było?

Nie mam na myśli sytuacji, gdzie chcemy. Chcemy jakiejś tam kontroli, no bo nie możemy przecież dopuścić, bo chcemy dobrze, bo na tym to wszystko polega, bo to jest ludzkie. Więc nie mam na myśli sytuacji, gdy chcemy, ale ktoś nas tej kontroli pozbawia, ograbia nas z niej. Kradnie, rabuje. Nie. To nie to. Mam na myśli, że tej kontroli w żaden możliwy do odczucia i/lub pomyślenia sposób - nie pragniemy. Co wtedy by było? Jak to by było?

Co by było, jakbyśmy ze 100 procentowym przekonaniem mówili bez przerwy "Bądź wola Twoja" albo żyli w jakimś całkowitym - buddyjskim? - "tu i teraz", w którym nie ma "ja"? U nas w Polsce, raczej to pierwsze, ale to też, chyba raczej w słowach.

Wydaje mi się, że byłoby inaczej. Jakby cały ten przeogromny ciężar życia, nagle się zsuwał z nas, z naszych pleców. Może to jest tak, że sami go tworzymy. Tworzymy go poprzez przeżywanie tego, że coś jest "ważne". A skoro jest "ważne", to co? to waży! To jest ciężkie. To na nas spoczywa, to od nas zależy, to pragniemy, żeby było tak, jak chcemy, to pragniemy kontroli, tak naprawdę, niemal nad wszystkim.

Ci na samej górze literalnie pragną kontroli nad wszystkim i pewnie zgodnie z porzekadłem, że jak Bóg chce kogoś pokarać, to zaspokaja jego pragnienia, może im się to ziścić, w tym sensie, że zostaną przywiązani do wszystkiego i to wszystko ich przytłoczy, obuduje, zamknie i zmiażdży, jak miażdży, tylko lżej, nas tu na dole, gdzie dostrzegamy, że z biegiem dni, robi się deczko ciężej, że "Za ostatni grosz, kupię dziś chociaż dzień z dawnych dni". Z dni, kiedy ważne może było latanie za piłką albo rozpościerające się na wietrze włosy koleżanki, ale my? Kto tam dbał o siebie czy o to, co będzie?

Więc może byłoby lżej, gdyby mieć tak zero kontroli. Wcale byśmy nie siedli bezradnie, bo - po co? Robiliśmy, co - jeszcze dokładnie nie wiemy, ale na pewno coś fajnego, tak jak ja teraz piszę jakiś tekst, choć to może, w świetle poważnych i istotnych, w perspektywie niezbywalnych i krytycznych, z punktu widzenia najważniejszych i racjonalnych spraw, jest bez sensu. Ale może tych poważnych, istotnych, niezbywalnych i krytycznych, najważniejszych i racjonalnych, tworzonych przez nas i nam wtłaczanych i narzucanych jest zwyczajnie za dużo. Może wszystkie są niepotrzebne? To by było dopiero. Tak! Są niezbędne, krytyczne i w ogóle, i każdy, kto nie, to heretyk, potwarca i zniszczyć, zniszczyć, zniszczyć.

Może przywarcie ludzi do kontroli, do pragnienia wpływu, zarządzania, kierowania jest tym buddyjskim "przywarciem", będącym źródłem wszelkiego cierpienia, jak nauczał Gutama. Może "Bądź wola twoja" nie jest żadnym ograniczeniem człowieka, tylko jego wyprowadzeniem z szaleńczego więzienia żądzy dominacji nad światem i samym sobą, do krainy, gdzie jesteśmy całkowicie wolni? Wolni do smutku, wolni do radości, wolni do wielkich przedsięwzięć, do miłości, do pracy, do radości.

No... dość już tego marudzenia. Czas wypić. Powiedzmy... herbatę :) Posłuchać książki - proponuję swoją pielgrzymkową {LINK na Spotify} - i obejrzeć wieczorem mecz. Będzie grał Bayern, już bez Lewandowskiego. Dobrzy są. Ale... no właśnie, nie mają pełnej kontroli. Może to jest tak, że właśnie wyjście poza jej pragnienie, jest źródłem i początkiem twórczości, także w footbolu? Z całą pewnością jest źródłem dobrego nastroju, którego wszystkim czytającym na dzisiejszy wieczór, ale i we wszystkie pozostałe, życzę :)