Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

takie rzeczypospolite będą...

Izabela Brodacka Falzmann, 03.09.2016

Gdy pod koniec lat osiemdziesiątych wielkimi krokami zbliżała się transformacja ustrojowa dyskutowaliśmy gorąco nad sposobami zreformowania państwa. W kwestii reformy szkoły wypowiadało się bardzo wiele osób nie koniecznie bezpośrednio związanych ze szkolnictwem. Ukuto wówczas specyficzne hasło, swoisty paradygmat:  „pieniądze idą za uczniem” proponując tak zwany „bon oświatowy”, który w intencji pomysłodawców miał połączyć konstytucyjne prawo do bezpłatnej oświaty z wolną konkurencją i stymulowanym przez nią wysokim poziomem usług. Twierdzono, że po wprowadzeniu bonu oświatowego szkoły zainteresowane finansowo aby przyciągnąć jak największą liczbę uczniów, będą starały się o wysoki poziom świadczonych usług, , dobre szkoły będą się rozwijać wynajmując nowe budynki, kupując nowoczesny sprzęt i zatrudniając najlepszych nauczycieli natomiast szkoły kiepskie, utracą klientów, podupadną i zostaną zlikwidowane. Wzorem miał być system oświatowy na Zachodzie gdzie współistnieje elitarne, drogie i dobre szkolnictwo prywatne oraz gorsza  bezpłatna oświata dla mas.  Wprawdzie bon oświatowy nigdy w sensie dosłownym nie został w Polsce wprowadzony jednak powstały liczne szkoły i uczelnie prywatne i na każdego ucznia zarówno szkoła publiczna jak i prywatna otrzymuje z budżetu odpowiednią kwotę.  Na przykład w publicznej szkole podstawowej subwencja oświatowa na ucznia wynosi około 800 złotych miesięcznie, a w niepublicznej połowę tej kwoty.
Rozwój prywatnej oświaty odsłonił paradoksalne zjawisko. Otóż wbrew przewidywaniom i wbrew oczywistości w szkołach publicznych w Polsce najczęściej uczą się i studiują dzieci ludzi bogatych, a dzieci osób niezamożnych korzystają ze szkół i uczelni prywatnych. W dodatku oświata publiczna utrzymuje się na o wiele wyższym poziomie niż szkoły prywatne, przysłowiowe „ szkoły tańca i różańca”. Można to sobie wyjaśnić w bardzo prosty sposób. Dzieci z zamożnych rodzin, które stać na kursy językowe, kursy przygotowawcze i korepetycje trafiają do prestiżowych szkół średnich a potem na prestiżowe uczelnie. W tych prestiżowych liceach, których nazwa działa przyciągająco i nobilitująco, jak nie przymierzając metka na firmowej odzieży, uczniowie nagminnie biorą korepetycje, aby się w nich utrzymać i dobrze przygotować do matury. Dzięki dobrze zdanej maturze dostają się na publiczne bezpłatne uczelnie. Dzieci  z rodzin niezamożnych szczególnie na prowincji trafiają do szkół gorszych. Brak im środków na kursy przygotowawcze i korepetycje. Rezygnują potem z publicznej uczelni w wielkim mieście i wybierają płatną prywatną niekoniecznie dobrą uczelnię w najbliższej okolicy, gdzie mogą dojeżdżać na zajęcia mieszkając w rodzinnym domu. 
Dobre wielkomiejskie szkoły średnie zapewniają sobie wysoki poziom nauczania nie tylko dzięki pracowitości nauczycieli. Przede wszystkim do szkół tych prowadzi się bardzo ostrą selekcję wstępną. Niektóre licea mają klasy złożone prawie wyłącznie z olimpijczyków. Znalezienie miejsca w takiej szkole to kwestia ambicji rodziców oraz ich możliwości finansowych. Przygotowania do dobrego liceum młodzież zaczyna już w pierwszej klasie gimnazjum uczestnicząc w kursach i korepetycjach.  Odpowiedni dobór uczniów jest gwarancją pedagogicznego  sukcesu szkoły. Wśród tych uczniów są osoby tak wybitne i samodzielne, że nie jest im potrzebny nawet najlepszy nauczyciel  oraz nie jest w stanie zaszkodzić nawet najgorszy. Utrzymanie się w „markowej” szkole takiej jak w Warszawie Rejtan, Batory czy Staszic dla słabszych uczniów nie jest jednak sprawą łatwą. Skazani są na korepetycje z wielu przedmiotów. Rodzicom zależy na prestiżowej szkole z oczywistych względów. Poza marką szkoły ważne jest żeby dzieci nawiązały odpowiednie znajomości i przyjaźnie, które będą procentować w ich dalszym życiu. Podobne są motywy rodziców na całym świecie, jednak we Francji czy w Anglii prywatna szkoła oprócz prestiżu gwarantuje odpowiedni poziom nauczania.  Tak się jednak składa, że w Polsce zarówno poziom jak i prestiż  gwarantują przede wszystkim szkoły publiczne. Większość szkół prywatnych w trosce o zapewnienie sobie odpowiedniej dla utrzymania szkoły liczby osób płacących czesne nie przeprowadza ostrej selekcji kandydatów. Kiepski dobór uczniów utrudnia utrzymanie pożądanego poziomu nauczania. Co więcej niektórzy rodzice mający kłopoty wychowawcze z dziećmi traktują szkołę prywatną jako azyl dla tych dzieci i są skłonni płacić niebagatelne sumy za swój i dzieci święty spokój.  
Znane i oblegane szkoły średnie takie jak Staszic czy Batory nie poszerzają swej działalności, nie wynajmują nowych budynków i nie tworzą filii. W ten sposób rozwijają się natomiast często tak zwane szkoły „ naszych dzieciaków” czyli w Warszawie Bednarska, Przymierze Rodzin, czy szkoły Sternika. Ich elitarność sprowadza się do doboru kandydatów według specjalnego klucza dzięki odpowiednio przeprowadzanym egzaminom wstępnym.  Bywa że rozmowa kwalifikacyjna jest punktowana tak samo jak wszystkie egzaminy przedmiotowe łącznie. Młodzież tych szkół, podobnie jak ich rodziców charakteryzuje specyficzne pojmowanie własnej elitarności jako wrodzonego przywileju nie związanego w żaden sposób z obowiązkami  wobec społeczności,  ani zaletami ducha czy intelektu.
Podobnie jak koncepcja bonu oświatowego nie sprawdziły się w Polsce arbitralnie przyjęte teorie dotyczące gimnazjów. Gimnazja nie przybliżyły oświaty dzieciom z małych ośrodków, nie poprawiły poziomu nauczania, nie zlikwidowały szkolnych problemów takich jak narkotyki i przemoc szkolna. Wręcz przeciwnie stały się wylęgarnią szkolnej patologii, rodzajem getta w którym gromadzi się i rządzi młodzież w trudnym wieku. Koncepcja oświaty spiralnej ( wielokrotne omawianie tych samych zagadnień na rzekomo coraz to wyższym poziomie), oraz system oceniania uczniów za pomocą testów rozłożyły do końca polską oświatę.
 Program naprawczy rozpoczynający się od likwidacji gimnazjów i przywrócenia czteroletniego liceum jest tu najlepszym rozwiązaniem. 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 30075
Mikołaj Kwibuzda

Mikołaj Kwibuzda

03.09.2016 20:59

Tylko drobna aktualizacja: w Polsce nie ma już "prestiżowych wyższych uczelni", a dzieci osób zamożnych studiują za granicą. Poza tym wszystko się zgadza.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

03.09.2016 21:48

Dodane przez Mikołaj Kwibuzda w odpowiedzi na Tylko drobna aktualizacja: w

Przyjacielu, w Polsce nie są potrzebne dobre uczelnie, tylko ludzie chcący się uczciwie uczyć. Jeżeli najlepsi ludzie wyjeżdżają, bo tu nie ma po prostu co robić, a miejsca na uczelniach są zasiedlone przez starą klikę, to z czego zbudujesz ten prestiż? Z wysługi lat? Gdy ludzie będą mieli szansę na normalną przyszłość, to m.in. zasiedlą także te uczelnie i rankingi powinny się z miejsca same poprawić. Wiesz co jest dziś najważniejsze dla człowieka opuszczającego polską uczelnię? Papier. On tam był głownie dla papieru, a na pytanie ze swojej dziedziny albo się oburza, albo obrzuca pytającego laikami, albo wreszcie bez zażenowania stwierdza, że to było dawno i ma to gdzieś w notatkach. Niestety, żeby coś wiedzieć, to nie wystarczy mieć to w notatkach, tylko trzeba chociaż raz uczciwie to zagadnienie zrozumieć, a tego nie da się zrobić bez pokornej pracy i odpowiedniej ilości czasu. Nie wystarczy potem stwierdzić, że ja to rozumiałem 30 lat temu, tylko tak się nauczyć, żeby móc znów to komuś wytłumaczyć po tych 30 latach. Miarą zrozumienia jest umiejętność wyłożenia (od wykład). Gdy papier staje się zamiennikiem przesłuchanej wiedzy (nie przyswojonej, chodzenie na wykłady, zaliczenie za chodzenie), to mamy potem nadmiar absolwentów honoris causa, których jedynym zmartwieniem nie jest dalsza nauka, tylko uwalanie wścibskich, którzy im zadają wścibskie pytania z ich dziedziny. Ot tacy Rzeplińscy.
Mikołaj Kwibuzda

Mikołaj Kwibuzda

03.09.2016 23:03

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Przyjacielu, w Polsce nie są

Nie chodzi o rankingi. Przeciwnie, rankingi i punkty, tzw. scjentometria, należą do przyczyn obecnego stanu, a nie skutków. Ludzi chcących się uczyć jest mniej więcej taki sam odsetek w każdym pokoleniu, teraz też są. Ale skoro papieru potrzebuje masa ludzi, a wiedzy jakieś 2%, struktura nastawia się na produkcję papieru, a nie wiedzy.
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

04.09.2016 06:46

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Przyjacielu, w Polsce nie są

Papierkomania, tytułomania oraz różne egzotycznie brzmiące miary i wskaźniki są obecnie częścią systemu na całym świecie. Jak się przekłada na przykład indeks h ( Hirscha) na jakość osiągnięć? Jest to indeks cytowań i zapewniam, że brednie na temat globalnego ocieplenia są bardzo często cytowane a ich głosiciele mają wysokie indeksy h. Często mówię, że Einstein nie miałby dzisiaj żadnych szans. Nikt nie czytałby wypocin jakiegoś urzędasa z urzędu patentowego.A Louis Victor Pierre Raymond de Broglie ? Studiował właściwie historię. Jak twierdzono- arystokrata znudzony fordanserkami postanowił zająć się fizyką i mu to nawet wyszło. A Stefan Banach, góral z Ostrowska, samouk, twórca szkoły matematycznej jakie miałby szanse przy dzisiejszej papierkomanii? A swoją drogą wieś Ostrowsko, koło Waksmundu ma chyba dobrą glebę. Z tych okolic pochodził ksiądz Tischner i słynny Ogień.
Mikołaj Kwibuzda

Mikołaj Kwibuzda

04.09.2016 21:07

Dodane przez izabela w odpowiedzi na Papierkomania, tytułomania

Na temat tego, jak naprawić polskie szkolnictwo wyższe, napisano wiele słuszniackich tekstów, aż czytać had'ko. Ale tu jest jeden z lepszych: https://wszystkoconajwaz…. W ogóle eseje prof. Pacholskiego są ciekawe - nie bez powodu po trzyletnim rektorowaniu przegrał wybory z kandydatem świętego spokoju i dbania o kolegów, który z kolei w ciągu ośmiu lat kompletnie zdegradował jeden z największych polskich uniwersytetów. Z ukłonami
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

04.09.2016 06:24

Dodane przez Mikołaj Kwibuzda w odpowiedzi na Tylko drobna aktualizacja: w

Tak zgadzam się, te prestiżowe spadły w rankingach światowych na czterechsetne miejsce albo jeszcze niżej. Jednak spośród tych młodych ludzi, którzy nie studiują za granicą, czyli relatywnie spośród mniej zamożnych, zamożniejsi trafiają na UW czy Jagieloński, a biedniejsi do prywatnej wyższej szkoły gotowania na gazie. I to jest ten paradoks.
Jabe

Jabe

03.09.2016 21:20

Wniosek taki, że szkolnictwo podstawowe i średnie jest w Polsce całkowicie prywatne. Kiedyś była afera. Uczniowie ciemiężyli nauczyciela. Przez to nie było prawdziwej nauki. Kuratorium jednak zdecydowało, że rok zostanie zaliczony uczniom nie biorącym w tym udziału. I słusznie, przecież byli niewinni. Bo Polak rodzi się z przestępstwem pierworodnym, które musi odsiedzieć. A oni grzecznie odsiedzieli. Przecież szkoły (przynajmniej te państwowe) nie są od nauki. Bon oświatowy się w Polsce nie sprawdził, zupełnie tak, jak wolny rynek w Sowietach. I niech zgadnę, gimnazjów nie było za Gierka?
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

04.09.2016 06:18

Dodane przez Jabe w odpowiedzi na Wniosek taki, że szkolnictwo

Wprowadzenie gimnazjów to jedna z poronionych reform ekipy Buzka. Gimnazja niszczą szkołę i młodzież niezależnie od tego kto je wymyślił i wprowadził.Personalia jako argument bywają zawodne. Hitler budował autostrady- czy to znaczy, że ten kto buduje autostrady jest nazistą? Uczyłam za Gomułki i za Gierka. Przeciętni uczniowie z liceum Żmichowskiej wyjeżdżający za granicę uważani tam byli za geniuszy. W 68 roku w programie matematyki była analiza matematyczna. Uczniowie umieli badać funkcje, umieli całkować, umieli stosować analizę w fizyce. Umieli to nawet przeciętni uczniowie. Badanie funkcji jest dość algorytmiczne i często padały zarzuty, że uczniowie traktują podane etapy badania ( dziedzina, granice na krańcach przedziałów określoności,asymptoty, parzystość, okresowość, miejsca zerowe, pierwsza pochodna, jej miejsca zerowe i znak, ekstrema, druga pochodna, jej miejsca zerowe i znak,punkty przegięcia krzywej, tabela, wykres)jak receptę na piernik. Tak czy owak poziom był dość wysoki nie tylko w klasach matematycznych. Pierwsze problemy zaczęły się przez zainstalowanie w szkołach średnich podręczników niejakiej pani Krygowskiej. To znany na świecie dydaktyk, ale geometria w jej ujęciu była dla uczniów niezrozumiała. Ale to drobiazg wobec tego co zdarzyło się z oświatą w wolnej ( raczej częściowo wolnej ) Polsce. Przyszedł walec i wyrównał. Czasy Gomułki i Gierka były ponure. Historia była zakłamywana. Jednak poziom nauczania był wyższy.
Jabe

Jabe

04.09.2016 11:27

Dodane przez izabela w odpowiedzi na Wprowadzenie gimnazjów to

Likwidacja gimnazjów wygląda bardziej na roszadę niż reformę. Jest źle, więc się robi coś, żeby nie było, że się niczego nie zrobiło – Tym mi to pachnie. Muszę jednak przyznać, że gdy wprowadzano gimnazja, niepokoiła mnie właśnie ta „oświata spiralna” (choć to pojęcie nie było mi dotąd znane). Tak czy owak, w kolejnej sprawie powracamy do szczęśliwych czasów Gierka, gdy Polska była którąś tam potęgą świata. Przypadek to, czy osobliwy konserwatyzm krótkiego zasięgu? Myślę, że warto wpierw zadać sobie pytanie, po co jest szkolnictwo. Jeśli dobrze pamiętam, w Wielkiej Brytanii chodziło o to, że zabroniono zatrudniania dzieci (bo migracja ze wsi do miast spowodowała nadmiar rąk do pracy w miastach). Naturalnie młodzi pozbawieni zajęcia i nadzoru zabrali się za bandyterkę. Zorganizowano więc przechowalnie dla dzieci. Nie jest to zatem polska specjalność. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że matura nie jest dla każdego. Trzeba przestać wymagać papierków. Trzeba skończyć z pozorami. Trzeba przestać pytać o formalne wykształcenie. Nie ma powodu wymagać od wójta matury, nawet ukończenia podstawówki. Lepszy ambitny dyletant, niż specjalista od rozwiązywania testów. Lepiej egzaminować z faktycznej wiedzy, gdy stanowisko tego wymaga.
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

04.09.2016 13:30

Dodane przez Jabe w odpowiedzi na Likwidacja gimnazjów wygląda

Pewien znajomy frezer wyjechał przed stanem wojennym do Anglii. Pracował w Świerczewskim więc był dobry. Miał ukończone technikum i kursy mistrzowskie. W Londynie majster kazał mu schować papiery i stanąć przy frezarce.Został przyjęty do fabryki zbrojeniowej i zarabiał kupę kasy. Dyplomy majster polecił mu powiesić w klozecie. Chyba o tym samym myślimy.
Imć Waszeć

Imć Waszeć

04.09.2016 14:47

Dodane przez izabela w odpowiedzi na Wprowadzenie gimnazjów to

Co do matematyki i nauczycieli, to ja mam własne obserwacje oraz doświadczenia. Mój Ś.P. ojciec był matematykiem i cenionym pedagogiem w liceum, miał całe szafy podręczników oraz zeszytów z wykładami m.in. takich sław jak Karol Borsuk. W dzieciństwie niezwykle interesowałem się tymi wszystkimi książkami i po okresie budowania z nich zamków, przyszedł czas na zaglądanie do środka. Niestety, zawsze słyszałem tylko jedną odpowiedź, że mam na to wszystko jeszcze czas w życiu. Ale ja nie miałem czasu ani cierpliwości. Wreszcie ojciec łaskawie zgodził się pokazać mi kilka ciekawostek matematycznych, głównie w formie zagadek (Lilavati) i prostych operacji na liczbach i ułamkach. Byłem zawiedziony, ale to wystarczyło jako zapalnik. W trzeciej klasie szkoły podstawowej rozpocząłem systematyczne rozwiązywanie zadań, które znajdowały się w podstawowych podręcznikach dla szkół średnich. Były to głównie jakieś obliczenia na liczbach, ułamkach, wprowadzanie zmiennych, obliczanie równań i nierówności, czyli stary materiał z ogólniaka, gdzie uczył ojciec. Gdy to ojciec zobaczył, to wreszcie zaczął mi trochę pomagać. W klasach 5-8 umiałem już obliczyć pierwiastki równań kwadratowych, a nawet trzeciego stopnia ze wzorów z jakiegoś ruskiego poradnika, wiedziałem jak się liczy wyznaczniki, pochodne wielomianów, a nawet znałem pojęcie grupy i zainteresowałem się rachunkiem różniczkowym. Okres w liceum jeszcze w ciemnym komunizmie lat 80-tych wspominam bardzo źle. Byłem po prostu tępiony przez nauczyciela matematyki za to, że zajmowałem się na lekcjach nie tym co trzeba. W tym czasie znałem już dokładnie badanie zmienności funkcji nawet w formie parametrycznej, rozwiązywałem proste równania różniczkowe także na lekcjach fizyki, znałem całkę Riemanna i zaczynały interesować mnie takie rzeczy jak inne rodzaje całkowania (okrężne, wielokrotne, zespolone, operatory i równania całkowe). Kupowałem i czytałem Delty, a u ojca w szafie znalazłem jeszcze masę starych numerów i zadania olimpijskie....
Imć Waszeć

Imć Waszeć

04.09.2016 16:05

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Co do matematyki i

W sposób oczywisty w klasie 3 wziąłem udział w olimpiadzie matematycznej, ale wystawił mnie tam osobiście dyrektor, a nie nauczyciel. Ten postanowił mnie zniszczyć stałym ocenianiem jakiegoś braku zeszytu i zabierał mi notatki, na których robiłem obliczenia do zadań olimpijskich. Otrzymałem również propozycję startu w olimpiadzie fizycznej. Długa i koszmarna historia o komuchach i ich metodach "nauczania". Potem postanowiłem zostać inżynierem. Na studiach praktycznie nie miałem co robić, a ludzie przychodzili do mnie, żeby ich nauczyć liczenia zadań o dyfeomorfizmach albo z topologii. Wreszcie znalazłem ulicę Śniadecką i tam przebywałem godzinami. To był drugi dopiero rok, a ja już miałem wiedzę o tensorach, spotkałem się ze spinorami i twistorami. Potem nastąpił kolejny wykwit komunistycznych metod kształcenia i musiałem po 3 roku poszukać sobie innej uczelni. Wybrałem Uniwerek, jak ojciec, ale tam usłyszałem, 1) że robienie zadań olimpijskich nie świadczy o posiadaniu wiedzy (częściowa zgoda), oraz 2) że jakbym nie ześwinił się na marnej uczelni, tylko przyszedł od razu do nich, to byłby ze mnie człowiek, a tak... Kazano mi nadrabiać materiał i znów uczyłem się sam. Robiono mi schody i dostałem ostrzeżenie od pewnych ludzi, że jakieś macki chodzą za mną. Do egzaminu z teorii grup podszedłem tylko dlatego, że wykładowca poszedł o zakład, że nie uda mi się w ciągu miesiąca rozwiązać 100 zadań ze zbioru, ale tylko tych z gwiazdką i bez rozwiązania na końcu. Rozwiązałem i dostałem 5. Pomimo tego, że w zasadzie musiałem uczyć sam siebie na tej "renomowanej" uczelni, średnia była powyżej 4.5....
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

05.09.2016 11:51

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na W sposób oczywisty w klasie 3

To bardzo ciekawe dla mnie co Pan pisze. Mnie osobiście nikt nie tępił. Pewnie nie warto mnie było nawet tępić.Jeżeli coś mi w życiu zaszkodziło to tylko ja sama sobie. Nazwę to przez miłość własną szerokimi horyzontami. Ale tak naprawdę było to rozproszenie. Konie, góry, muzyka, lektury. Na szczęście zawsze lubiłam i umiałam uczyć innych. Swoich uczniów też nie tępiłam. Nie miałam tego wdrukowanego jako zachowanie społeczne. Wiem jednak doskonale jak opresyjna potrafi być szkoła i jak ścinani są wszyscy który wystają z szeregu. Nie chciałam pisać o tym przy tej okazji żeby nie powiększać chaosu interpretacyjnego. Szkoła działa na zasadzie " Złapał Kozak Tatarzyna a Tatarzyn za łeb trzyma". Nauczyciel nie może nic zrobić uczniowi, nawet wyprowadzić go siłą z klasy. Może tylko się mścić. Zaczaić się jak pająk i przy okazji np. matury ustnej z języka polskiego wypłacić mądrali za wszystkie upokorzenia, których doznał. Jeżeli zemsta wejdzie mu w krew tępi uczniów przy każdej okazji. Tępi za swoje niepowodzenia, za niską pozycję społeczną, za kłopoty rodzinne. Uczniowie odpłacają nienawiścią i wkładaniem kosza na głowę. Jak to się mówi koło się zamyka. Opis szkoły z punktu widzenia uczniów i nauczycieli nie jest sprzeczny,jest po prostu komplementarny.
wielkopolskizdzichu

wielkopolskizdzichu

05.09.2016 13:18

Dodane przez izabela w odpowiedzi na To bardzo ciekawe dla mnie co

"Uczniowie odpłacają nienawiścią i wkładaniem kosza na głowę" Tylko, że ten kosz nie ląduje na głowie nauczycieli, którzy maja możliwości udowodnienia uczniowi, że koniec końców to nauczyciel ma rację. Kosz wkładany jest na głowę temu, który ma najsłabszą pozycję w pokoju nauczycielskim.
mjk1

mjk1

03.09.2016 21:38

„Dzieci z zamożnych rodzin, które stać na kursy językowe, kursy przygotowawcze i korepetycje trafiają do prestiżowych szkół średnich a potem na prestiżowe uczelnie”. „Przygotowania do dobrego liceum młodzież zaczyna już w pierwszej klasie gimnazjum, uczestnicząc w kursach i korepetycjach”. „Dobre wielkomiejskie szkoły średnie zapewniają sobie wysoki poziom nauczania nie tylko dzięki pracowitości nauczycieli”. Ciekawe, na czym ta pracowitość nauczycieli polega, jeżeli całą czarną robotę odwalają za nich korepetytorzy. „Przede wszystkim do szkół tych prowadzi się bardzo ostrą selekcję wstępną. Niektóre licea mają klasy złożone prawie wyłącznie z olimpijczyków”. Z całym szacunkiem, ale utrzymać wysoki poziom w szkole składającej się z samych prymusów, to każdy nauczyciel potrafi, o ile oczywiście traktuje swój zawód poważnie. O przywróceniu logiki w jakiejkolwiek z tych szkół oczywiście „ani widu, ani słychu”.
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

04.09.2016 05:55

Dodane przez mjk1 w odpowiedzi na „Dzieci z zamożnych rodzin,

Właśnie o tym mówię, że w tym spontanicznie wytwarzającym się systemie nie ma za grosz naszego ludzkiego sensu ani logiki.Zjawiska społeczne podobnie jak przyrodnicze nie rządzą się poczuciem sensu. Jaki sens ma na przykład śnieg w środku lata? A jednak się zdarza. Wobec zjawisk społecznych, masowych, nadających się wręcz do opisu statystycznego trzeba mieć trochę pokory jak wobec przyrody. Zjawiska te są odporne na nasze hierarchie wartości i ideologie. Cały system oświatowy jest głęboko nieprawidłowy.Poczynając od korepetycji udzielanych skutecznie czasem przez tych samych nauczycieli, którym nie wychodzi jakoś nauczanie w klasie. Poprzez selekcję, która choć zrozumiała w intencjach podważa sens nauczania.Uwzględniając protekcje i łapówki o których nie chciałam pisać, żeby nie sprowadzić problemu wyłącznie do spraw kryminalnych. Przy takim punkcie widzenia najłatwiejsze wydawałoby się ściganie przestępstw.Ale od posadzenia w kryminale łapowników poziom oświaty nie wzrośnie.
mjk1

mjk1

04.09.2016 14:18

Dodane przez izabela w odpowiedzi na Właśnie o tym mówię, że w tym

Szanowna Pani. Zarówno zjawiska społeczne, jak i przyrodnicze nie tylko mają sens, ale są do bólu logiczne. Na podstawie anomalii pogodowych nie można wyciągać wniosków, że przyroda nie rządzi się określonymi prawami. Podobnie jest z patologiami społecznymi. To że występują, nie znaczy wcale, że należy skapitulować i odstąpić od stosowania naszej hierarchii wartości, czy nawet ideologii. Nie wszystkie przecież ideologie były zbrodnicze, czy nieprzydatne dla ludzkości. Jeżeli więc cały system oświatowy, jak Pani słusznie zauważyła, jest głęboko nieprawidłowy, należy zrobić wszystko, co tylko możliwe, aby go naprawić. W przeciwnym razie dalej będziemy mieć takie Rzeczpospolite, jakie mamy nie od siedemdziesięciu, ale od już prawie 200 lat. Pozdrawiam Panią.
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

04.09.2016 00:27

Wielce Szanowna Pani Izabelo! Jak się zaczął okres tak zwanej "transformacji" i można było na oświacie nieźle zarobić nastąpił w Polsce nader obfity wysyp szkół prywatnych. Wiem, kto z mojej uczelni, na której przepracowałem blisko 40 lat wszedł w ten biznes i "nauczał" w tych rzekomo "elitarnych" szkołach. Wie Pani, kto to był. Nie? No to Pani powiem. Najwięksi naukowi szarlatani i nieudacznicy na niwie dydaktycznej. Słowem dupki dzwońce, które o uczeniu bladego pojęcia nie miały. Płakać mi się chciało, jak moi znajomi, którzy ulegli temu snobistycznemu bajerowi oddawali swe dzieci pod skrzydła tych nieodpowiedzialnych i bezkarnych dyletantów z tytułami profesora, których już nikt nie osądzi, bo w międzyczasie wyszedłszy na swoje pozamykali te swoje "elitarne" szkoły. Pozdrawiam Panią serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

04.09.2016 07:07

Dodane przez Krzysztof Pasi… w odpowiedzi na Wielce Szanowna Pani

Szanowny Panie! Pokazuje to dowodnie do czego prowadzi myślenie życzeniowe. Pojawiła się możliwość łatwych zarobków w szkołach tańca i różańca. Oczywiste było,że podziała tu selekcja negatywna. Poważny naukowiec, człowiek zajęty ważnymi sprawami ( albo takimi, które uważa za ważne)nie rzuciłby się dla marnego grosza w wir nauczania w lawinowo powstających takich szkołach. Osobną sprawą jest papierkomania. Moja córka znająca bardzo dobrze angielski i posiadająca uprawnienia do nauczania dorosłych aby uczyć angielskiego w szkole podstawowej ( tego własnie chciała) musiała ukończyć osobne studia. Jak się łatwo domyślić niewiele nowego tam się dowiedziała. Permanentne dokształcanie nauczycieli zabiera im czas, który powinni poświęcić dzieciom i tylko napędza oświatę, że tak powiem wtórną. Zmniejsza bezrobocie- bo wszyscy się wzajemnie kształcą. Na zasadzie uczył Marcin Marcina.
admin

Admin Naszeblogi.pl

04.09.2016 07:42

Dodane przez izabela w odpowiedzi na Szanowny Panie! Pokazuje to

Tworzy to wielką zaporę dla wartościowych ludzi, którzy chcieliby uczyć. Później powoduje, że nauczyciel nawet zły jest nie do ruszenia, bo ma papiery. Jedno i drugie złe dla uczniów
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

04.09.2016 09:01

Dodane przez admin w odpowiedzi na Tworzy to wielką zaporę dla

Słusznie. Przecież angielski jest taki sam dla dzieci jak dla dorosłych, a metody nauczania każdy musi wypracować sam. Córka się uparła bo chce uczyć w szkole podstawowej. Kto inny poddałby się i poszedłby pracować w szkole językowej dla dorosłych.A potem się mówi, ze brakuje nauczycieli języków w szkole.
Domyślny avatar

Goral Supreme

05.09.2016 00:26

Dodane przez izabela w odpowiedzi na Słusznie. Przecież angielski

...." Przecież angielski jest taki sam dla dzieci jak dla dorosłych".. Nie zgadzam sie czesciowo z tym pani uogolnieniem. Kazdy jezyk obcy poza jego podstawowa forma ,jest zroznicowany. Jego zroznicowanie wynika z potrzeb i powodow w jego uzywaniu ... Nauke jezyka dostosowuje sie do,WIEKU, mozliwosci, potrzeb i wymogow uczacego sie danego jezyka.. Kazdy jezyk obcy jak i Angielski poza jego podstawowa struktura gramatyczna jest rozny dla dzieci i doroslych z oczywistych powodow. Pzdr..
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

05.09.2016 12:05

Dodane przez Goral Supreme w odpowiedzi na ...." Przecież angielski jest

Oczywiście trzeba inaczej uczyć dzieci i dorosłych. Ale nie znaczy to, ze trzeba innego angielskiego uczyć nauczycieli dla dzieci i nauczycieli dla dorosłych. Metodyka nauczania to najczęściej kwestia doświadczenia i dobrej woli. Każdy nauczyciel dowiaduje się przez własne doświadczenie co dziecko jest w stanie przyjąć zapamiętać czyli kupić. Dam prosty przykład. Młodzież ma kłopoty ze zrozumieniem że zmiana pędu przy sprężystym zderzeniu ze ścianą liczbowo równa się podwojonemu pędowi.Im staranniej odejmuje się wektory tym bardziej ich rozumienie maleje. Ja mówię tak: " rano temperatura wynosiła minus 10 stopni, a w południe wynosi plus 10 stopni. Ile zatem wynosi zmiana temperatury?" Zawsze słyszę wtedy "aha" ( jest to pożądana reakcja " aha") i wszystko staje się jasne. Pewien wizytator zarzucał mi, że nie wolno tak posługiwać się analogiami, ale pozostałam przy swoim.
Marek1taki

Anonymous

04.09.2016 20:59

Z przedstawionych przez Panią informacji wynika, że nie było i nie ma wolnego rynku w oświacie. Nie ma go więc o co obwiniać. Szkoła prywatna dostaje połowę tego co państwowa. Nie wprowadzono bonu jako jedynego źródła finansowania budżetowego z decyzją w ręku rodzica. Mogę się domyślić, że tych źródeł finansowania dla szkoły państwowej jest wiele, zwłaszcza dla wspomnianych prestiżowych. Istotnym bonusem może być czynsz za lokal. To z mojej strony tylko gdybanie, bo nie ma pełnej analogii do służby zdrowia, w której część konfitur wyprowadzono a część pozostawiono w państwowej części systemu. Nie dziwi mnie, że biedni dotują bogatych w szkolnictwie podstawowym i średnim, skoro robią to w szkolnictwie wyższym i w dostępie do świadczeń medycznych - to prawidłowość dla ustroju socjalistycznego, która wynika z faktu, że szkolnictwo i medycyna są finansowane nie przez rodziców i pacjentów a przez urzędników wg decyzji politycznych. Te zaś muszą być takie aby utrzymać się przy władzy poprzez optymalizację podatków i wydatków budżetowych.
izabela

Izabela Brodacka Falzmann

04.09.2016 23:10

Dodane przez Marek1taki w odpowiedzi na Z przedstawionych przez Panią

Jest wolny rynek tylko paradoksalny. W Oświęcimiu gdzie bochenek chleba kosztował diament też był wolny rynek. Tak mnie w każdym razie pouczał pewien libertarianin.Więzień realizował transakcję dobrowolnie. Mógł przecież zachować brylant i spokojnie umrzeć z głodu.Sprzedanie brylantu była to jego autonomiczna decyzja. Wolny rynek oświatowy dotyczy przede wszystkim korepetycji. Rodzice dowiadują się pocztą pantoflową, który korepetytor jest dobry i skuteczny i do niego posyłają dzieci. Dobry korepetytor wepchnie dziecko do szkoły na której rodzicom zależy i pomoże się w niej utrzymać. Dobry korepetytor może mieć również swoje układy, które dopomogą w umieszczeniu dziecka w pożądanej szkole. Że to już jest korupcja? A dlaczego takim powodzeniem cieszą się przychodnie profesorów i ordynatorów? Nie tylko dlatego, że to najlepsi diagności, lecz dlatego, że dysponują miejscami w szpitalach.

Stronicowanie

  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2
  • Wszyscy 3
  • Wszyscy 4
  • Następna strona
  • Ostatnia strona
Izabela Brodacka Falzmann
Nazwa bloga:
Blog autorski

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 1, 035
Liczba wyświetleń: 7,667,963
Liczba komentarzy: 20,764

Ostatnie wpisy blogera

  • Kto i w jakim celu propaguje pogańskie zwyczaje Halloween?
  • Rude Prawo
  • Skąd się biorą politycy?

Moje ostatnie komentarze

  • @ Lala To Pani też nie uważa ich za Polaków? Oj nieładnie. Oni uważali się sami za Polaków pochodzenia żydowskiego a nie za Żydów przypadkiem osiadłych w Polsce. Brandwajn choć przyjechał na…
  • @ LalaWarto tu przypomnieć osoby wybitne, które wyjechały do Izraela i tam tworzyły kulturę . Czy ktoś dziś pamięta taką postać jak Rachmiel Brandwajn. Wspaniałego znawcę literatury francuskiej. Na…
  • @ LalaJak to nie było? A emigranci po 68 roku? Czy zaprzecza Pani, że tworzyli kulturę?

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Upadek edukacji. Tym razem piszę jako fachowiec.
  • Historia pewnej kamienicy
  • Śpioszki rozmiaru XXXL

Ostatnio komentowane

  • Marcin Niewalda, Szanowna Pani IzabeloJestem na tropie genealogi Małyszczyckich i Płaskowickich z Widybora i okolic. Był tam Konstanty Płakowskicki - zesłany na Sybir za udział w Powstaniu Styczniowym. Czy Pani…
  • Izabela Brodacka Falzmann, @ Lala To Pani też nie uważa ich za Polaków? Oj nieładnie. Oni uważali się sami za Polaków pochodzenia żydowskiego a nie za Żydów przypadkiem osiadłych w Polsce. Brandwajn choć przyjechał na…
  • lala, pięknie, że Pani pamięta o tych, których wygnano i pozbawiono obywatelstwa - jednak całkowicie nie zrozumiała Pani tego, co napisałam;moja uwaga dotyczyła faktu banalnego - to nie Polacy…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności