Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
„Tym, którzy zapomnieli”. Iwona Śledzińska-Katarasińska w roku 1968
Wysłane przez zbigniew girzyński w 05-08-2010 [01:52]
„Tym, którzy zapomnieli”
Iwona Śledzińska-Katarasińska w roku 1968
W środę 4 sierpnia 2010 r. doszło w sejmie do pewnego incydentu, którego byłem uczestnikiem. Podczas debaty poseł Jan Dziedziczak z PiS zadał pytania reprezentującej Komisję Kultury i Środków Przekazu posłance PO Iwonie Śledzińskiej-Katarasińskiej. Dokładnie pytał o to czy Pani Poseł da słowo, że ustawa medialna autorstwa tzw. środowiska twórców znajdzie uznanie w oczach PO podczas prac parlamentarnych jesienią? Pani poseł Śledzińska-Katarasińska zamiast ustosunkować się do tego pytania, albo nie odpowiedzieć na nie w ogóle (taką możliwość taż miała) stwierdziła z sejmowej mównicy, że poseł Dziedziczak „jest stanowczo za młody” żeby dawać mu słowo. Taka wypowiedź mnie zdumiała. W sejmie wszyscy posłowie są równi (tak jak równi są wszyscy obywatele w państwie). Mają taki sam mandat społeczny. Nie ma znaczenia czy jest to poseł Dziedziczak (lat 29) czy poseł i były marszałek sejmu Józef Zych (lat 72).
W tej sytuacji postanowiłem zareagować i zaprotestować przeciwko dzieleniu przez panią poseł Śledzińską-Katarasińską posłów wedle kryterium wieku na takich, którym słowo dawać można i na takich, którzy na to żeby im dawać słowo „są stanowczo za młodzi”. Uczyniłem to z tym większym zdumieniem, że znane mi są w życiorysie pani poseł Śledzińskiej-Katarasińskiej fakty, które pokazują że to nie pierwszy przypadek dzielenia przez nią ludzi. Konkretnie przypomniałem postawę pani poseł Śledzińskiej-Katarasińskiej w 1968 r. kiedy swoją działalnością dziennikarską wpisywała się w trwającą w PRL kampanię antysemicką.
Moja uwaga wywołała oburzenia zarówno pani poseł Śledzińskiej-Katarasińskiej jak i wicemarszałka sejmu z PO pana Stefana Niesiołowskiego, którzy uznali ją za „chamską”. Pan marszałek Niesiołowski zasygnalizował nawet, że „prawdopodobnie” będzie mnie za nią podawał do Komisji Etyki działającej w sejmie. Mam nadzieję, że pan Niesiołowski słowa dotrzyma i będę mógł podzielić się z Komisją Etyki moją wiedzą na temat przeszłości pani poseł Śledzińskiej-Katarasińskiej. Ponieważ jednak obawiam się, że zapowiedź ta jest tylko grą pozorów ze strony pana Niesiołowskiego, który jako ówczesny poseł AWS z całą pewnością pamięta jak w 1997 r. właśnie AWS zablokował z powodu antysemickiego epizodu w życiorysie ówczesnej posłanki Unii Wolności Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej jej kandydaturę na ministra kultury, postanowiłem wiedzą tą podzielić się już teraz.
Rok 1968 to jedna z bardziej czarnych kart w generalnie mało chlubnej historii PRL. Doszło wówczas do protestów młodzieży studenckiej domagającej się demokratyzacji dyktatorskiego systemu, które to protesty zostały brutalnie spacyfikowane przez komunistyczny reżim. W rządzącej zaś wówczas w komunistycznej Polsce Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR) doszło do ostrej walki frakcyjnej, której wynikiem była antysemicka nagonka i czystka. Co wówczas robiła pani poseł Śledzińska-Katarasińska? Jako absolwentka polonistyki na Uniwersytecie Łódzki pracowała wówczas pani poseł Śledzińska-Katarasińska jako dziennikarka pisząc m.in. do „Dziennika Łódzkiego” i „Głosu Robotniczego” (organu Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Łodzi). Zresztą swoją słabość do PZPR pani Śledzińska-Katarasińska wkrótce sformalizuję wstępując w 1972 r. do partii. Nie w tym jednak rzecz gdzie pani Śledzińska-Katarasińska pisywała czy gdzie wówczas partyjnie przynależała. Rzecz w tym co wówczas pisała!?
W kwietniu 1968 r. w numerze 92 „Dziennika Łódzkiego” ukazał się artykuł pani Iwony Śledzińskiej pod tytułem „Egzamin bez stopni w indeksie”. Artykuł jest próbą odniesienia się pani Śledzińskiej-Katarasińskiej do protestów studenckich, które w marcu tego roku przetoczyły się przez Polskę. Rozpoczynała go pani redaktor Śledzińska słowami: „wydarzenia, które zdobyły sobie miano wypadków marcowych, opatrywane różnymi przymiotnikami, dowiodły, że studenci mają ogromną ilość zapału, wielu z nich nie posiada jednak odpowiedniej wiedzy, rozeznania, bieżącej informacji, które pomogłyby ten zapał właściwie spożytkować”. W dalszej części redaktor Śledzińska dokonuje analizy wydarzeń wpisując się w retorykę Władysława Gomułki, który protestujących studentów odsyłał do nauki. Odsyłał ich zresztą ówczesny I sekretarz PZPR nie tylko werbalnie, ale także pałkami tzw. aktywu robotniczego o czym warto w tym miejscu nadmienić.
Jak widać przekonanie, że młodzi ludzie generalnie nie mają pojęcia o rzeczywistości i ich wiek powoduje, że można ich pouczać, a nie z nimi polemizować charakteryzował panią Śledzińską-Katarasińską już w 1968 r. Stosunek do posła Dziedziczaka w roku 2010 jest więc w pewien sposób jedynie twórczym rozwinięciem stosunku pani Śledzińskiej wobec młodych ludzi, które formułowała już w okresie wydarzeń marcowych w PRL.
Poza krytyką wystąpień studenckich w czasie wydarzeń marcowych 1968 r. pani redaktor Śledzińska postanowiła wówczas także rozprawić się z innym wskazanym przez towarzysza Gomułkę zagrożeniem dla PRL – syjonizmem! 9 i 11 maja 1968 r. w numerach 110 i 112 „Dziennika Łódzkiego” ukazał się dwuczęściowy artykuł red. Śledzińskiej pod tytułem: „Tym, którzy zapomnieli” z podtytułem „Syjonizm – aktywność i bierność”. Parafrazując tytuł tego artykułu, „tym, którzy zapomnieli” (np. panu Niesiołowskiemu) zacytuję jego początek: „Nie ma takiego błota, którym nie obrzucono by nas Polaków w ostatnim czasie. Naprawiacze i weryfikatorzy historii spod znaku syjonizmu zapomnieli jednak o jednym. To błoto nie nas brudzi lecz ich samych.”
Zainteresowanych dalszymi fragmentami twórczości z roku 1968 pani poseł Śledzińskiej-Katarasińskiej odsyłam do prasy tamtego okresu. Oczywiście polecam to tylko tym, którzy odczuwają potrzebę czytanie o syjonistach „w swoim brudnym zacietrzewieniu jednoczących się pod znakiem gwiazdy Dawida”. Tych, którzy po przeczytaniu tych tekstów zmartwią się być może tym, że pani poseł Iwona Śledzińska-Katarasińska jest z ramienia PO przewodniczącą sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu pocieszę, że lepsze to niż mianowanie jej naszym ambasadorem w Izraelu.
Tekst ten pozwolę sobie zadedykować mojemu serdecznemu koledze Jankowi Dziedziczakowi, który mając 27 lat został posłem czego mu jako człowiekowi młodemu gratuluję. Zawsze to lepszy początek niż pisanie w wieku 27 lat o syjonistach co w 1968 r. robiła pani poseł Śledzińska-Katarasińska.