"Heat" & "LA Confidential" – kryminały lat 90.

Koniec XX wieku, to dwa filmy policyjno-gangsterskie. Kryminały. Momenty były? - pytał w cudownych dialogach Marian Kociniak. No pewnie, że były. Było jeszcze dużo strzelania. Kobiety. Ach, co za kobiety. No i mężczyźni.

W "LA Confidential" z 1997r. świetny Danny DeVito, ale może przede wszystkim Kevin Spacey i Russel Crowe. No i - powiedzmy sobie szczerze - zapierająca dech w piersiach Kim Basinger. Akcja zdaje się prosta. Mrugnięcie okiem na początku, że raj w Los Angeles to na niby. Potem brud. Namiętność. Ewolucja charakteru głównego bohatera. Poszedł do policji z najszczerszych pobudek. Czy taki pozostał? To trzeba obejrzeć. Współcześni widzowie czekają na bajki. Ale nie na te dawne, dla dzieci, bo w tych to i prawda, i coś więcej. Oni czekają na bajki dla prostaków. Na blichtr medialny, na szajs polityczny, w który o dziwo wierzą, zdziecinniali dorośli XXI wieku. Ta historia bajkowa wcale nie jest. Choć trup ściele się może nazbyt gęsto.

Gorączka "Heat" (1995) wcześniejsza o dwa lata, jest bardziej artystyczna. Mowa tu o sprawach czasem nie dostrzegalnych. O takich momentach zauroczenia, kiedy kamera, światło z ulicy wpada nocą do pokoju. Kiedy jakiś nastrój taki, nie do określenia i ten bohater, że nic nie podane dosłownie, doustnie, domięśniowo, tylko pojawia się pole dla wyobraźni odbiorcy. Więc staje się oglądający współautorem takiego filmu. To on właśnie oglądając i wypełniając te przestrzenie nie w pełni opowiedziane, zatrzymując się w tych fragmentach, gdzie drobiny kurzu zdają się wirować i wirować w powietrzu zanim spadną. Gdzie liczba możliwych motywacji czy rozterek bohatera nie jest jasna i czytelna. Wtedy widz właśnie jest wciągany, w twórczość, do środka filmu.

Dzisiaj. Broń boże. Żeby pozwalać na coś jego wyobraźni. Jeszcze by sobie wyobraził nie to, co było zaplanowane. Przekaz w gardło, przekaz w oko. Przekaz w mózg. Następny. Nie tak. Nie tak wyglądało kino. Mieli twórcy jakiś szacunek. dla tych po drugiej stronie ekranu. Ale wszystko się spsiło. Pewnie cała sfera tysięcy ludzi robiących za oceanem w tym biznesie. Kiedyś próbowałem coś się dowiedzieć. Nie znalazłem nikogo - w starym sensie - normalnego. Wszyscy są normalni, ale w sensie nowym. Dosłownym, dosprośnym, postępowym, wolnym od męskiej toksyczności.

W "Heat" wszystko jest dopuszczalne. I wszystko ma swoje konsekwencje. De Niro, Al Pacino, Val Kilmer robią swoje. To znaczy płoną. To znaczy mają w dupie ten świat i się jakoś w nim, każdy na swój sposób, spalają. Al Pacino jest fanatycznym policjantem. Kocha swoją kobietę, życie by oddał dla córki, ale nie ukrywajmy, pasja ścigania złych to jego najsilniejszy narkotyk. Val Kilmer gra. I przegrywa. I znów chce grać, więc potrzebuje pieniędzy. Z następnego napadu, z kolejnego skoku. Ale tak naprawdę, to żyje tylko dla niej. Tyle, że ona już go nie chce. Więc może to już koniec. Jego koniec.

De Niro zagrał wiele ról. Tutaj przestępca z zasadami. Twardziel z marzeniami. O niej. O przyszłości z nią. Bohaterzy strzelają. Wywodzą się nawzajem w pole. Wymierzają sprawiedliwość i niesprawiedliwość. Każdy chce zakończyć, znaleźć przystań. Nie wiedzą jak. Dobry sprawny thriller, chyba dreszczowiec - po polsku.

Tak naprawdę dzisiaj, te filmy to nie są filmy sensacyjne. To bardzo dziwne. Po dwudziestu latach, owszem, ogląda się ciekawie, bo wartka akcja i dużo się dzieje, bo świetni aktorzy a i intryga czasem ciekawa. To miały być i są filmy rozrywkowe, z domieszką pewnej prawdy o ludziach w LA Confidential, czy dozą prawdziwego artyzmu w Heat. Ale dziś, znów to trzeba powtórzyć, to są filmy obyczajowe. Dlaczego?
Dlatego, że pokazują zupełnie dziś zapoznany rodzaj relacji między kobietami i mężczyznami. Wychodzi na to, ze przez ostanie pokolenie, zjednoczony front polityków i właścicieli mediów rozwalił kawał życia ludzkości. Jakiś jeden z cenniejszych jego obszarów. Kobiety są.... we wspomnianych filmach różne. Nie są słabe. Nie są potulne. A jednak, są solidarne, z mężczyznami, do końca. Może poza ten koniec. Tą solidarnością, która przeciwstawia się światu. Która wyrasta z kompletnej oddzielności MY od ŚWIAT.

Mężczyźni? No cóż. Jak zawsze żyją dla kobiet. Dla nich przecież, i rabują, i ścigają rabusiów. Choć trzeba przyznać, że czasem pochłaniają ich pasje, wyciągają z domu, z objęć tych, do których tęsknią i chcą wracać. W powieści "Wyznania gejszy" Arthur Golden opisywał jedno z ćwiczeń, jakim podlegały kandydatki do tej roli. Można by napisać, do tego zawodu, ale to byłby nietakt. No więc taka młoda kobieta musiała być zdolna, do zatrzymania mężczyzny na ulicy - spojrzeniem. W miejscu. Po prostu.

Czy to prawda? Czy wymyślił to autor książki? A czy dawne bajki o tym, jak dobro ostatecznie zwycięża zło, to prawda? Więc oba filmy ilustrują tę minioną w pewnej mierze rzeczywistość. Tę wzajemną fascynację sobą kobiet i mężczyzn. Tę separację świata ich relacji i wyższość tego świata nad wszystkim, co go otacza. Bo kobieta może, z mężczyzną niemal wszystko. Jeśli chce. A on wiecznie szuka, jej. Dzisiaj... Dzisiaj wytrenowane oddziały działaczek i gómowców (nie wiem, co to za słowo, ale pasuje) - dokarmiane i wysyłane do boju przez polityczków w rodzaju prezydentów miast i społeczne pasożyty, ośmiornice, którymi są w istocie butwiejący z chciwości plutokraci i, gnijący w środku, architekci zmian: społecznych, medialnych, prawnych - niszczą materię damsko-męskich relacji. Dzisiaj skończyła się, nieusuwalna tajemnica. Władza uczucia i namiętności. Prawdziwy kontakt między ludźmi, gdy nic się między nich nie może dostać. Dzisiaj zamiast domu, który był twierdzą, mamy jeden wspólny dom - publiczny. Kobieta nie zatrzyma mężczyzny wzrokiem na ulicy, bo nawet nie wie, że to możliwe. Mężczyzna nie będzie żył dla kobiety, bo ona przy pierwszym drgnięciu swojego  napompowanego egoizmem i frustracją ego, spuści go do szaletu, na jeden z tysięcy sposobów pracowicie wytwarzanych przez "system".

W LA Confidential Simon Baker, gwiazda serialu "The Mentalist", zagrał krótką rolę homoseksualisty. Prostą. Bez obecnych "przesłań" i propagandy. W "Heat" nie ma postępowych wątków obyczajowych w ogóle, co teraz, nie do pomyślenia. W filmach owszem jest seks. Tak naprawdę znów - w wyobraźni odbiorcy - bo wtedy nie wypadało, filmować pośladków czy piersi. Gra twarzą. Dzisiaj - gra dupą, przepraszam, tak to czasem wygląda.

Oba filmy bardzo dobrze się ogląda. Szybko, barwnie, żwawo. Dałbym wyższą ocenę "Gorączce". Ale to kwestia gustu. Dziś w powodzi imbecylnych filmów o bohaterach komiksów, coraz częściej na dodatek "niebinarnych", dawne kino staje się powoli czymś drogocennym. Zapisanym na kliszy filmowej dowodem, że może być inaczej. Póki ci, co obsiedli przemysł filmowy, zarówno na poziomie produkcyjnym jak i właścicielskim się nie zmienią,... niewiele się w ogóle zmieni. Ale się zmieni. Kiedyś.

Filmy są dostępne na platformach streamingowych, ale nie będę pisał na której, żeby nie robić reklamy :)